Kobieta zgrabnie wstała z biurka, jakby nic się nie stało i zlustrowała mnie chłodnym wzrokiem.
- Zostawiłam kartkę. - oznajmiła tonem, w którym wyczuwałam nutkę wrogości. - Przerwa na kawę.
- Było otwarte. - odparłam grzecznie, wskazując na drzwi.
- Julie? - ponowił mężczyzna z lekkim zniecierpliwieniem. Sekretarka posłała mu powłóczyste spojrzenie i poszła w kierunku wyjścia, w ostatniej chwili unikając trącenia mnie biodrem. Cóż, miała w sobie więcej klasy niż bandyta z bronią w ręku, ale groźba zawsze nią pozostawała, nawet zawoalowana. W każdym razie nie miała powodu, by się mną przejmować. Na razie.
Zanim opuściła gabinet, usłyszałam jeszcze cichą tyradę na temat wścibskości policji i drzwi się za nią zatrzasnęły. Zostaliśmy sami.
- Panno Alexander? - Aaron odchrząknął, szybko przechodząc do codzienności. - Coś się stało? Co z Mirą?
- Tygrysica zawiesiła na tobie oko? - podeszłam do okna, spoglądając w dół. Widok trochę mnie przytłoczył. - Uważaj na siebie. Sprawy o molestowanie wcale nie są tanie. I łatwe.
- Co takiego?
- Widziałam już dziesiątki takich akcji. - odwróciłam się do niego. - Zaczyna się od szybkiego numerka, a kończy na więzieniu lub alimentach. Bardzo śliskie sprawy.
- Jasne. - posłał mi zdziwione spojrzenie. - Będę miał to na uwadze.
- A jeśli chodzi o Mirę. - ocknęłam się po chwili, wyjmując z kieszeni białą kopertę, którą podałam Brown'owi. Rozciął ją nożykiem do korespondencji, po czym wczytał się w treść listu, marszcząc brwi.
- Wezwanie?
- Jako świadek, a prawdopodobnie pokrzywdzony. - wyjaśniłam. - Jesteśmy naprawdę blisko przyskrzynienia drania, ale możemy do tego doprowadzić jedynie w taki sposób. Skurczybyk, naprawdę nieźle się obstawił.
- Oczywiście. Dziękuję ci. - schował papiery do szuflady i spojrzał na mnie. - Coś jeszcze?
Miałam wychodzić, kiedy coś mi się przypomniało. Coś wyjątkowo głupiego, ale skoro już tu jestem...
- Tak. Mogę usiąść w twoim fotelu?
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz