9 sie 2018

Od J.C. CD Aarona

Drzwi otworzył Brown ubrany w garnitur, z muszką pod szyją. Na moment odebrało mi mowę. Nie dlatego, że wyglądał w nim tak przystojnie, albo na widok mięśni ramion rysujących się pod marynarką... Zerknęłam w dół, na swoją czarną, skórzaną kurtkę narzuconą na bawełnianą koszulkę i dżinsy. To by było na tyle, jeśli chodzi o panujący tutaj dress code.
- Panno Alexander. - Brown przywitał mnie rozbawionym uśmieszkiem. Byłam pewna, że w myślach porównuje mnie do kukurydzianego chrupka przez przypadek znalezionego w paczce nachosów. - Zapraszam.
Weszłam do jego szpanerskiego apartamentu. Nawet pomimo niechęci do klasy wyższej, musiałam zwrócić uwagę na elegancki wystrój i dużą przestrzeń. Kurczę, nie byłoby mnie stać na taką chatę po pięćdziesięciu latach zapylania w policji.
- Mogę? - zza pleców dobiegł ściszony głos mężczyzny. Odwróciłam nieznacznie głowę, zdając sobie sprawę, że chce mi tylko powiesić  kurtkę na stojaku. Moje policzki przybrały kolor dorodnego buraka.
- Jasne, spoko. - wybąkałam, wydostając się z rękawów. Pod wpływem tych gwałtownych ruchów, z wewnętrznej kieszeni wypadła butelka wina, o której całkiem zapomniałam. Pochyliłam się szybko, łapiąc ją zanim zdażyłaby się katastrofa.
- Niezły refleks. - zagwizdał Brown, a ja podałam mu wino.
- Zapomniałabym.
- Naprawdę? Nie trzeba było.
- Gilbert kazał mi je kupić, żebym nie wyszła na dzikuskę. - odparłam zgodnie z prawdą. Roześmiał się. - Ja chciałam kupić flaszkę. Po winie mam najgorszego kaca.
- No cóż. - rzucił, mrugając do mnie. - Będzie musiało nam wystarczyć.
Przeszliśmy skąpaną w bieli jadalnię, wychodząc na balkon. Na jego środku stał, wyglądający na dosyć ciężki, szklany stół, przyozdobiony małymi, zapachowymi świeczkami oraz skromnym bukietem kwiatów.
Zaraz. Chwila. Stop.
Świeczki zapachowe?!
Spojrzałam na Brown'a, jakby nagle dostał choroby zakaźnej, ale na szczęście nie zauważył, odwrócony plecami. Czy on wie, ile jest w tym szkodliwych substancji? Kto, szanujący swoje zdrowie i reputację, kupuje zapachowe świeczki w dwudziestym pierwszym wieku?
Ktoś, kto się stara, szepnął cichy głośnik w moim umyśle, ale natychmiast odsunęłam go w najdalszy zakątek. Niemożliwe żeby ktoś starał się dla mnie. Dla zwykłej znajdy z problemami.
Zapalając rzeczone świeczki, Brown z uśmiechem zaprosił mnie do stołu. Zamiast usiąść, podeszłam do poręczy i wychyliłam się. Zamknęłam oczy, chłodny wiatr rozwiał mi włosy. Kiedy je otworzyłam, ukazał mi się przepiękny widok.
- Niezła panorama. - pochwaliłam, ogarniając wzrokiem prawie całe Avenley. Widziałam stąd nawet dach komisariatu.
- Prawda. - mężczyzna stanął obok mnie, oddychając pełną piersią. - Uwielbiam tu przesiadywać.


Aaron? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz