To chyba dobrze, prawda? Przynajmniej nie trzęsę się jak owsik i nie przynoszę Odette wstydu.
Boże, jeszcze by pomyśleli, że jestem jakimś tchórzem.
Oby do tego nie doszło, bo chyba zapadnę się pod ziemię.
Najpierw miałem do czynienia z jej matką, na której, jak zauważyłem, wywarłem całkiem dobre pierwsze wrażenie. Jednak szybko zdałem sobie sprawę z tego, iż z jej ojcem nie będzie tak łatwo. Może i nawet będzie ciężej, niżeli myślałem na początku.
Pierwsze spotkanie z nim zrodziło we mnie jeszcze większe wątpliwości. Co prawda nie bałem się aż tak, jak przed wyjazdem, jednak stres nadal był odczuwalny - cały czas na tym samym poziomie. Byłbym debilem, gdybym się nie obawiał tego, co niebawem najprawdopodobnie nastąpi, a ojciec mojej dziewczyny sprawiał wrażenie jeszcze większego buca, niż ojcowie moich koleżanek ze studiów.
Nieważne. Jak zawsze ma w zwyczaju mówić Odette - będzie dobrze.
Czasami nie potrafię zrozumieć tego, że ta potrafi być taka optymistyczna...
Wchodząc do jej nastoletniego pokoju, wszystkie moje zmartwienia odpłynęły w dal. Dosłownie. Przestałem się przejmować następnym spotkaniem twarzą w twarz z ojcem dziewczyny, a skupiłem się nad jej azylem. Co prawda nie był różowy, ani nie tonął w brokacie, ale gdzieniegdzie można było zobaczyć pluszaki czy inne przedmioty, które jednomyślnie utwierdzały mnie w przekonaniu, że tutaj kiedyś mieszkała bardzo dziewczęca nastolatka.
Z uśmiechem na ustach rozgościłem się w nim i zacząłem rozglądać się za każdymi małymi smaczkami, które miał mi on do zaoferowania. Bez większych skrupułów zaglądałem jej do szuflad i szafek, a nawet przeglądałem jej niektóre zeszyty, które dziewczyna i tak szybko mi wyrywała z rąk.
- Jesteś bardzo nachalny - powiedziała ze śmiechem utkwionym w gardlem, wyrywając mi z ręki kolejny zeszut, obklejony w różnokolorowe gwiazdki i serduszka.
Warknąłem pod nosem.
- Wyrywasz mi z rąk każdą ciekawą rzecz, na jaką natrafię - burknąłem niezadowolony, wracając do przeszukiwania kolejnych szafek. - Zachowałaś gdzieś bieliznę z tamtego okresu? - spytałem jakgdyby nigdy nic, a po chwilę zostałem delikatnie zdzielony zeszytem, który ta jakiś czas temu zabrała mi sprzed nosa. - Ałaa - syknąłem, specjalnie przedłużając ostatnią literę, jednak na mojej twarzy zagościł mały uśmieszek. - A za co to?
- Za to, że jesteś takim zbereźnikiem - zachichotała, siadając na swoim nastoletnim łóżku. - Myślisz tylko o jednym.
- Ja? - Z udawanym zdziwieniem wskazałem na siebie. - Skądże znowu, ja jestem grzeczny. - Usiadłem obok niej, by chwilę później położyć się całym ciałem na jej łóżku. - Ciasno tu, jak my się tu niby mamy pomieścić? - Zadałem retoryczne pytanie i przymknąłem oczy, zakrywając rękami swoją twarz.
- Położę się na tobie. - Usłyszałem głos Odette, a chwilę później poczułem na sobie znajomy ciężar. Nie musiałem nawet otwierać oczu, by bezproblemowo stwierdzić, że była to moja dziewczyna. Mimo wszystko jednak odkryłem swoją twarz i uchyliłem powieki, by spojrzeć na jej uśmiechniętą twarz. Była blisko mojej, więc bez większego wysiłku mogłem dosięgnąć jej ust swoimi. Jej dłonie zacisnęły się na mojej koszulce, a ja podniosłem się do siadu, by objąć ją rękoma w pasie i przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Pogłębiłem pocałunek, na co Odette zareagowała cichym zduszonym jękiem.
W tym samym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Jak mogłem się domyślić, to dziewczyna również, bo od razu ode mnie odskoczyła, prawie upadajac na podłogę, a po chwili razem, jednomyślnie spojrzeliśmy razem na uchylone drzwi, w których stał jej ojciec.
Mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego tym, co zobaczył. Można nawet powiedzieć, że zaczęła nim władać wściekłość, którą zdołał szybko zdusić w zarodku. Przynajmniej potrafi panować nad swoimi emocjami i dosyć szybko mnie nie pobije. Jednak jednego byłem pewnien.
Nieźle się wjebałem.
- Adamie - zaczął, przeszywając mnie swoim mrążącym krew w żyłach wzrokiem na wskroś. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
Podniosłem się powoli z łóżka swojej dziewczyny. Jak mogłem zauważyć kątem oka, ta również wstawała na nogi. Prawdopodobnie chciałą pójść ze mną, jakby chcąc dodać mi otuchy, jednak jej ojciec szybko jej to uniemożliwił.
- Na osobności - dodał dosyć ostro, racząc córkę swoim niezbyt zadowolonym spojrzeniem, na co dziewczyna zareagowała zastygając w bezruchu. Ostatecznie delikatnie pocałowała mnie w policzek, szepcząc do ucha ciche "powodzenia", a następnie oddała mnie w ręce swojego ojca.
Westchnąłem ciężko i powolnym krokiem ruszyłem obok pana Claytona. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem ojca mojej dziewczyny. Chociaż patrząc na to, że zapoznała mnie ze swoimi rodzicami, a ja ją ze swoimi, to nasz związek musi być poważny. Naprawdę bardzo poważny.
Szególnie, że ja przez całe swoje życie miałem do czynienia tylko z przelotnymi romansami.
Mężczyzna wporwadził mnie do swojego gabinetu, a zaraz potem zasiadł za wielkim dębowym biurkiem, wskazując miejsce na przeciwko siebie. Kiwnąłem w odpowiedzi głową i bez słowa zasiadłem na pustym krześle. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, by zaraz potem przerwał ją charakterystyczny dźwięk obijanych kieliszków. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywałem się w to, jak mężczyzna wyciąga z barku butelkę whiskey.
- Chcesz trochę? - Wskazał na butelkę w swojej dłoni, a jego wzrok ponownie utknął w mojej osobie, a ja delikatnie pokręciłem głową.
- Wolę nie pić, w razie, gdyby pan kazał mi się stąd wynosić. - Zażartowałem, uśmiechając się delikatnie, na co mężczyzna pokiwał głową, drapiąc się po brodzie.
- Ano słusznie, byłbym do tego zdolny - zauważył, chowając jeden z kieliszków z powtorem do barku. W tym też momencie delikatnie się zestresowałem, jednak mężczyzna kontynuował. - Powiedz mi cos o sobie - zaczął, zerkając na mnie przelotnie.
Odchrząknąłem, by chwilę poźniej zacząć mówić:
- Jestem właścicielem rodzinnej restauracji, przejąłem nad nią pieczę, w dalszym ciągu mieszkam z rodzicami.
- Z rodzicami? - przerwał mi, uśmiechając się kpiąco. - Ile masz lat?
- Jestem przed trzydziestką.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Tylko nieudacznicy w tym wieku mieszkając z rodzicami.
- Nie rozumiem co pana śmieszy. - Przyjąłem poważny wyraz twarz i oparłem się dumnie plecami o krzesło. - W tym domu mieszka większość mojej rodziny. Dziadkowie, rodzice, kuznynka z dziećmi, moje rodzeństwo - zacząłem wymieniać, - niektóre z nich również mają dzieci. Więc nie wiem dlaczego nazywa mnie pan nieudacznikiem.
Tą odpowiedzią dałem radę go zagiąć, gdyż ten przestał się śmiać i wrócił do swojej poprzedniej postawy.
- Poza tym - zaczął, nalewając sobie do kieliszka whisky, - nie uważasz, że jesteś za stary dla mojej córki?
- Nie jest za stary - usłyszałem głos Odette, która gwałtownie weszła do pokoju.
W tym samym momencie i ja i jej ojciec popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.
Przynajmniej w jednym jesteśmy ze sobą zgodni.
< Odette? c: >
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz