19 cze 2019

Od Gabriela C.D Lucille

– O co pytasz, złotko, ja cię ostrzegałem – mówi, obdarzając ją krótkim, znudzonym spojrzeniem. Co ma poradzić na to, że Lucille uważa się za mądrzejszą od niego i wybiera tak, a nie inaczej?
– Ale... ugh. Nawet nie wiem, jak... – Lucille zawiesza się co moment, nerwowo wymachując rękoma. – Kim oni są? Co chcą zrobić? Dlaczego, do cholery, rozmawiam z tobą i jakoś niespodziewanie to wszystko tak wyszło, że... że... dobra, odpowiedz mi na te wcześniejsze pytania – Gabriel naprawdę nie ma najmniejszej ochoty na tę rozmowę, z resztą wprowadzanie Lucille do tego świata jest błędem. Wczorajsze ostrzeżenie to tylko dobry gest płynący z jego serca, równie dobrze może nie robić sobie z losem dziewczyny zupełnie nic.
– Jesteś w pracy – prycha. – Szef chyba nie będzie zadowolony, że rozmawiasz z klientami zamiast pracować? – unosi brew. – O której kończysz?
– To jest nieis.... o dziewiętnastej – mówi poddańczo, a do Gabriela dochodzi jak ciężka może być rozmowa z dziewczyną. Niedojrz, że ktoś chce dla niej dobrze, niedojrz, że oferuje swoją osobę, to ta i tak ma jakieś „ale".
– W takim razie będę przed barem o dziewiętnastej i cię odwiozę.
– I to ma zapewnić mi bezpieczeństwo? – pyta z niemałym powątpiewaniem. – Poza tym, skąd wiesz, że nie przyjechałam własnym samochodem?


Mężczyzna wstaje, zgarniając rzeczy ze stolika i wkładając je do kieszeni dresów. O ile alkohol wraz z używkami nie są najlepszym połączeniem z uprawianiem sportu, tak Gabrielowi przecież nikt nic nie zabroni. Napięty grafik nie wyklucza siłowni, na której najlepiej wychodzi mu rozładowanie emocji.
– Cóż, w takim razie radź sobie sama i wróć sobie swoim samochodem – wyrzuca ręce w górę, przewracając oczami. – nie obchodzi mnie czym sobie tu przyjechałaś. To ty aktualnie masz jakąś sprawę do mnie, a nie ja do ciebie – Irytujące zachowanie, nawet jeśli usprawiedliwione, nie powinno mieć miejsca, przynajmniej według niego.
– Nie powiedziałam, że nim przyjechałam. W porządku, jeżeli mnie podwieziesz, będę niezmiernie wdzięczna. Tak – urywa, a chłopak momentalnie czuje ulgę z racji, że bezsensowna dyskusja dobiega końca.
– Alleluja – unosi wzrok do nieba, biorąc sportową torbę z siedzenia. Nagła chęć pomocy dziewczynie jest dla niego zagadką, bo jeszcze nigdy nie zrobił czegoś dobrowolnie i bezinteresownie dla kogoś, kto nie byłby Sarah. Wychodzi, nie posyłając Lucille nawet jednego spojrzenia. Patrzy w ziemię, idąc do samochodu. Doskonale wie, że jego celem nie jest już dom i prysznic, a poddasze jednego z opuszczonych, zaryglowanych domów, gdzie mieści się siedziba jednego z napastników dziewczyny. Wkrótce widok za szybą zaczyna się nieznacznie zmieniać, świadcząc o wyjeździe z miasta na jego obrzeża. Bloki, sklepy i inne zabudowania stają się rzadkością, a wzdłuż ulicy ciągnął się opuszczone gospodarstwa, mnóstwo wysokich krzaków i wiekowe drzewa.
Nie jest to popołudnie moich marzeń, myśli, parkując sportowe auto przed jednym z budynków.
Puka trzy razy z kilkusekundowym odstępem, czekając aż drzwi się otworzą. Od zawsze jest to umówionym znakiem, na wypadek gdyby do środka chciał wejść ktoś nieproszony. Nie to, że Gabriel był proszony - nie spoufala się z nimi, jedynie ma kontakt. Po krótkim czasie ciężkie drzwi otwierają się, a w nich staje wysoki, dobrze zbudowany brunet po trzydziestce z wytatuowanymi rękoma i połową twarzy.
– Cudownie cię widzieć! – rozkłada ręce, jakby chciał przytulić swojego gościa, jednak każdy wie, jak jest naprawdę.
– Daruj sobie – Gabriel toruje sobie drogę ramieniem, aby wejść do środka domu. Pomieszczenie jest zakurzone, brudne, a na podłodze walają się puste puszki po piwie i pozostałości po narkotykach. To wcale nie zaskakuje gościa, właściwie cały czas myślał, że nie będzie opcji, aby wejść do środka przez panujący bałagan.
– Zmieniłeś zdanie? Co prawda dawno składałem ci jakąkolwiek propozycję, ale dalej wszystko jest aktualne.
– W takim razie zaprowadź mnie do tego swojego biura – ironizuje, nawet nie rozglądając się po wnętrzu. Nie było nawet po czym się rozglądać.
Gospodarz macha ręką, aby Gabe za nim podążał, co ten niemo wykonuje. Wchodzą po schodach na poddasze, gdzie ustawione jest biurko, komputer, a na ścianach wiszą tablice korkowe ze zdjęciami dziewczyn i informacjami o nich.
– Tylko ty wiesz, że to kosztuje – słyszy zza pleców, gdy przechadza się po pomieszczeniu, oglądając uważnie każdą pojedynczą kartkę. Nie czuje współczucia, gdy spogląda na niewinnie wyglądające dziewczyny - szuka tylko jednej, właściwiej.
– Wiem. Mam też nadzieję, że moja kartoteka pozostanie nietknięta, a ja i dziewczyna anonimowi.
– Czyli jesteś zdecydowany? Dziwi mnie to. Skąd taka nagła zmiana? Nigdy jakoś nie byłeś zainteresowany – zaczyna węszyć, a to w żadnym wypadku nie podoba się Gabrielowi.
– Ta. Mniej więcej. Dziewczyna ma być nietknięta, dopóki sobie nie zażyczę, żeby trafiła do mnie. Do czasu porwania ma żyć tak, jak zawsze żyje, bo ty wiesz, że ryzykujesz dużą sumą i znajomościami. Rozumiemy się? – mówiąc to, trafia wzrokiem na Lucille. Dziewczyna na zdjęciu ściera blat jednego ze stolików w barze, ubrana  w zwyczajny uniform kelnerki, z włosami splecionymi w warkocza. – Chcę tą – wskazuje. Podchodzi do niego mężczyzna, bliżej przyglądając się zdjęciu.
– Moja ulubienica. Będziesz miał szczęście – klepie go po plecach, a Gabriel siłą rzeczy powstrzymuje odruch wymiotny. Bez wątpienia będzie trzeba spalić tę bluzę. – Zwrotów nie przyjmuję, w razie czego oddasz ją do jakiegoś domu publicznego i po problemie. Z resztą nie wnikam co będziesz chciał z nią robić – rechocze obrzydliwie, a mężczyzną, chcąc nie chcąc, wstrząsa dreszcz. Właściwie on sam nie wie dlaczego zgodził się na takie szaleństwo. To są wydane tysiące, jak nie miliony na całkowicie obcą mu dziewczynę, może równie dobrze zostać złapany przez policję i wsadzony na kilkadziesiąt lat, a wszystko to dla dobra jakiejś panienki, o której wie tyle, co nic. Pomimo to, podświadomie wie, że robi to dla adrenaliny, nutki szaleństwa i strachu w życiu, sądząc, że ostatnio lekko „się zastał".
– W porządku. Jesteśmy w kontakcie – mruczy, zrywając z tablicy zdjęcie Lucille i jej kartę informacyjną. Jest w niej naturalnie wszystko. Wiek, wzrost, sytuacja rodzinna, majątkowa. Gabriel chwyta niedbale kartki, nie zamierzając tego czytać. Dochodzi do wniosku, że albo odzywa się w nim moralność, albo to Lucille ją w nim budzi.
Kilka minut później mknie już ulicami Avenley River, będąc w drodze do baru, gdzie dziewczyna kończy właśnie zmianę. Jest pewien, że rozmowa z nią będzie iście trudna, a ona sama uparta i zła, że ten za nią zadecydował, jednak prawda jest taka, że w tym „jego" świecie kobiety nie mają wiele do powiedzenia, nawet jeśli chciałby to zmienić. Parkuje auto na parkingu, rozkłada się na fotelu i cierpliwie czeka, aż Lucille postanowi wyjść z wnętrza budynku. Ta najwyraźniej się nie spieszy, bo wita go dopiero po dobrych piętnastu minutach.
– Cześć – wita niemrawo chłopaka, który odpowiada jej jedynie kiwnięciem głowy. Przed nim ciężka, nieprzespana noc w kasynie, aby dorobić się pieniędzy przed kupnem Lucille, jakkolwiek to nie brzmi. Jadą w milczeniu pewien kawałek, kiedy dziewczyna nie wytrzymuje:
– Mógłbyś mi coś powiedzieć? – pyta. – Cokolwiek – jej ton kipi irytacją, na co Gabriel uderza palcami o kierownicę, podając jej małego, prostokątnego GPSa, aby było wiadomo, dokąd ma jechać.
– Adres – wyjaśnia, przewracając oczami. – Zainteresowali się tobą. To tyle.
– Tyle? – podnosi nieznacznie głos. – Przychodzisz tu, ostrzegasz mnie przed jakimś ludźmi, oni mnie potem ataktują, a ty teraz, po tym wszystkim, mówisz że „to tyle"?
– Byłem dzisiaj u niego. Handluje głównie kobietami, wziął sobie ciebie na cel. Działa to mniej więcej tak, że kto ma kontakty, może się z nim spotkać i kupić jakąś dziewczynę. Rozumiesz, na wyłączność. Umówiłem się z nim, wybrałem ciebie, oczywiście nie mówiłem dlaczego, więc według nich jesteś kolejną, niczego nieświadomą ofiarą i nie wyprowadzajmy ich z błędu. Omówię z tobą plan działania, a kiedy będziemy gotowi i będziesz wszystko wiedzieć, powiem im, że chcę cię na już. Porwą cię, ale wszystko będzie pod kontrolą. Może nie z twojej strony, bo pewnie podadzą ci chloroform, ale ja wszystkiego dopilnuje. Magicznym sposobem trafisz do mojego domu za miastem, skąd cię odwiozę do domu i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie – streszcza znużonym tonem, czując jak jego powieki robią się coraz cięższe, tymczasem na siedzeniu obok nadal siedzi Lucille.
– Oszalałeś?! Jakie porwanie?! – wybucha, słysząc słowa Gabriela. Ale co on może innego zrobić? Inną opcją jest po prostu pozostawienie jej na pastwę losu.
– Dziewczyno, pohamuj trochę siebie i swój charakterek, bo uwierz, że mam co robić, a pomagam ci tylko i wyłącznie z dobrego serca. Nie chcesz mojej pomocy, to nie, ja będę wtedy o jeden kłopot z głowy i o milion avarów do przodu – pociera palcami w powietrzu w geście oznajmującym pieniądze. – Wyświadczam ci przysługę, ale jeśli wolisz spędzić resztę życia bita i w domu publicznym, to droga wolna,  mnie to nie obejdzie – prycha, czując narastającą złość.
– W porządku – kiwa delikatnie głową. – Uspokój siebie i swoje nadpobudliwe ego, bo chociaż jest mi niezmiernie miło, że chcesz mi pomóc, zapamiętaj, że nie mam zamiaru pozostać bierna i cicha, ponieważ ty robisz mi łaskę – uśmiecha się nad wyraz nienaturalnie. – Podziękuję ci później i wtedy rozejdziemy się jak normalni ludzie.
– Jesteśmy na miejscu – zajeżdża przed dom, w milczeniu odpalając papierosa. Nie zamierza ciągnąć tej rozmowy dalej, on robi to, co jest w jego interesie i rozumie, że Lucille może czuć się tak osaczona pierwszy raz w życiu, ale czasem nawet perfekcjonistom sytuacja wymyka się spod kontroli. Powinna w takiej sytuacji po prostu przyjąć pomoc Gabriela, przecież lepsze to, niż skończyć jako dziwka, prawda?

Lucille?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz