23 cze 2019

Od Dearden do Juliena

Wciskam jeszcze lekko drżące dłonie głęboko do kieszeni płaszcza, nie spuszczając wzroku z powoli znikającej w mroku sylwetki Juliena Callière. Dotąd boleśnie ciążące, uczucie niepokoju powoli ustępowało ciepłej fali ulgi, rozchodzącej się po ciele jak roztopione masło. Po niespokojnie miotającym się wewnątrz klatki piersiowej uczuciu niepokoju, które przywodziło mi na myśl dzikie, schwytane w klatkę zwierzę pozostały tylko niewielkie fragmenty i wyjątkowo przykre wspomnienie. 
Stoję w miejscu jeszcze tylko przez krótką chwilę - do momentu, kiedy przypominam sobie o  najpewniej śmiertelnie przerażonej jedenastoletniej dziewczynce siedzącej samotnie wewnątrz pogrążonego w mroku samochodu. Wtedy właśnie, jakby wybudzona z pewnego rodzaju amoku, wracam przyspieszonym krokiem do pojazdu i, gramolę się niezdarnie na przednie miejsce przeznaczone dla pasażera w taki sposób, żeby być zwrócona twarzą do skulonej z tyłu Auburn. Ciemne włosy opadają jej na lekko drżące, domyślam się, iż po części po właśnie przeżytym szoku, i po części z powodu chłodu panującego nie tylko na zewnątrz, ale też i w samochodzie, ramiona. Nie wiedząc, co innego mogę zrobić, ściągam płaszcz i podaję go siostrze Juliena, która, po chwili zawahania, przyjmuje go i zakłada na siebie.


- Jesteś cała? - pytam. Zaraz potem dostaję odpowiedź w postaci nieznacznego skinienia, ale mimo to, dla pewności, i tak lustruję z pośpiechem jej niezbyt widoczną w słabym świetle sylwetkę. Na szczęście wygląda na to, iż poza kilkoma zabrudzeniami na policzkach oraz zaczerwienionymi oczami, na Auburn nie pozostały żadne ślady minionych wydarzeń. Oddycham z ulgą. Spory ciężar utworzony nie tylko ze zdenerwowania, ale i wszystkich kumulujących się emocji, spada mi z serca. Gdyby się okazało się, że siostrze Juliena coś się stało, byłoby, o ile to w ogóle jest obecnie możliwe, jeszcze gorzej, a sam Callière... Wolę się nad tym nawet nie zastanawiać.
Zmuszam się do łagodnego uśmiechu, nawet jeśli mam wrażenie, że wypada on słabo i nieco niezdarnie wyciągam dłoń w kierunku Auburn. Muszę chociażby spróbować nieco ukoić jej nerwy. A przynajmniej zająć ją czymś do czasu powrotu starszego brata.
Zawsze uważałam, że studia psychologiczne mają szerokie i bardzo praktyczne zastosowanie nie tylko w życiu codziennym, ale i podczas stresujących sytuacji. Teraz jednak, pod wpływem nerwów, nie mogę przypomnieć sobie niczego przydatnego - czy powinnam spróbować porozmawiać z dziewczynką o tym, co właśnie przeszła? A może jednak skierować jej myśli na inne tory?
Och, no dalej, Beatrice. Myśl.
Przecież ona nawet nie zna twojego imienia, kretynko.
- Beatrice - przedstawiam się najżyczliwiej jak jestem w stanie i, kiedy dziewczynka ściska delikatnie moją dłoń, nieco łatwiej mi jest utrzymać na twarzy nieznaczny uśmiech. - Ale większość osób mówi do mnie 'Bee'. Chociaż teraz mam wrażenie brzmi to trochę głupio, co?
Auburn pociąga nosem, a ja mogę prawie przysiąc, że na jej ustach pojawia się na moment nikły cień uśmiechu, będącego następstwem mojego żartobliwego komentarza. Może jednak nie jestem aż tak beznadziejna.
- Chyba nie - odpowiada, a ja uznaję to za dobry znak. W końcu udało mi się ją zachęcić do rozmowy, prawda? Na chwilę zapada między nami cisza, którą ona przerywa pytaniem. - Skąd znasz Juliena?
- Pracujemy razem - tłumaczę, a kiedy Auburn marszczy czoło, jakby w zastanowieniu, śpieszę z dodatkowym wyjaśnieniem. - Tymczasowo. Oboje nadzorujemy projekt modernizacji szkoły w jednej z dzielnic Avenley. Mnie wkopali w to ojciec i Richard, mój starszy brat. Wasz tata zrobił chyba to samo z Julienem. Tak czy siak, muszę ci się przyznać, że dawno nie miałam tak nieznośnego współpracownika.
Kolejny nieznaczny, ledwie zauważalny rozbawiony grymas przebijający się przez już nie tyle przestrach, ile niepewność wymalowaną na twarzy.
- On już taki jest. A teraz jeszcze ta sprawa ze ślubem taty go denerwuje.
Jedna z moich brwi szybuje ku górze w wyrazie zaskoczenia po usłyszeniu tej nowiny. Fakt, już od dawna chodziły słuchy, że Malvin Callière szykuje się do kolejnego małżeństwa, ale większość wskazywała na to, iż plotka ta pozostanie jedynie plotką, a sam ojciec Juliena i Auburn jeszcze przez pewien czas wstrzyma się od wypowiedzenia sakramentalnego 'tak'.
- Mogłabyś mi powiedzieć dlaczego? - wrodzona ciekawość popycha mnie delikatnie, acz zdecydowanie ku drążeniu tematu. Wielu mogłoby uznać to za przesadne wścibstwo, ale ja utrzymuję, że jestem jedynie osobą wyjątkowo dociekliwą.
Dziewczynka powstrzymuje się przez pewien czas przed odpowiedzią, pewnie zastanawiając się czy może zdradzić mi powód rozdrażnienia brata, jednak ostatecznie rozchyla usta i podejmuje wątek:
- Tata poprosił go, by został jego świadkiem.
Och.
Kiwam nieznacznie głową, bardziej do siebie niż do niej, zastanawiając się nad zadaniem kolejnego pytania. Zdążyłam już zauważyć pewną niechęć, którą chłopak darzył swojego ojca, ale żeby taka zwykła prośba wytrącała kogoś z równowagi?
Kiedy już mam zadać kolejne pytanie, głos więźnie mi w gardle na dźwięk otwierania drzwi. Podskakujemy wtedy obie, nieco przestraszone. Moja prawa ręka odruchowo sięga po zostawioną wcześniej mi przez Juliena broń. Zastygam jednak w połowie wykonywanej czynności, kiedy w osobie wsiadającej do środka pojazdu rozpoznaję postać Callière'a.
Kolejny raz tego dnia oddycham z ulgą.
Z siedzenia pasażera obserwuję dokładnie, ale starając się nie robić tego w zbyt widoczny, ostentacyjny sposób, profil prowadzącego samochód chłopaka. Jeśli wcześniej uznałam, że wygląda źle, teraz prezentuje się on w sposób koszmarny. Chociaż w ciemnościach panujących wewnątrz poruszającego się samochodu nie potrafię dostrzec niczego konkretnego, w chwilach, kiedy światła latarni ustawionych rzędem przy drodze rozświetlają środek auta, udaje mi się zauważyć kilka szczegółów. Na przykład takich jak: grymas bólu, przecinający napięte do granic możliwości mięśnie twarzy, zaciśnięte szczęki, kiedy stara się on nie zdradzać żadnych oznak złego stanu czy pojawiające się na jego czole maleńkie kropelki potu, wywołane wysiłkiem wkładanym nie tylko w kierowanie samochodem, ale także utrzymywaniem względnie normalnego wyglądu.
Przegryzam wargę, powstrzymując się przed nasuwającym mi się na usta komentarzem i wbijam spojrzenie w przednią szybę. Wypowiedzenie wszystkich rzeczy nasuwających mi się teraz na myśl wcale nie pomogłoby w obecnej sytuacji. Poza tym, nie potrafiłabym ubrać tego w sensowną całość. Dlatego właśnie staram się na czymś skupić. Na czymkolwiek, byleby nie zacząć mówić. Zaczynam więc czytać oraz liczyć stojące przy ulicy znaki drogowe.
Jako dziecko to właśnie ta czynność zajmowała mnie najbardziej podczas podróży. Moi rodzice wymyślili grę polegającą na odczytywaniu tekstów zamieszczonych na reklamach, szyldach oraz drogowskazach - kto zrobił to jak najszybciej, otrzymywał punkt. Kto by pomyślał, że po tylu latach to właśnie ta zabawa będzie moim jedynym sposobem na poradzenie sobie ze zwielokrotnioną przez nerwy bezpośredniością?
Znalazłszy się już ponownie w domu Juliena, staram się wyznaczyć sobie jakieś zadanie do wykonania. Auburn, co jest reakcją najbardziej łatwą do przewidzenia, nie opuszcza starszego brata choćby na krok, a sam Callière poświęca dziewczynce całą swoją uwagę, sprawdzając dokładnie stan fizyczny oraz samopoczucie siostry. Ja w tym czasie zabieram się za parzenie herbaty oraz, podczas, gdy czekam na to aż woda w czajniku się zagotuje, przebieranie zawartości zamrażalnika. Przyłożenie lodu do bolących miejsc jest pierwszą czynnością, jaka przychodzi mi na myśl. Nawet jeśli to skrajna głupota, nigdy nie uważałam na szkoleniach z bezpieczeństwa, a moja jedyna wiedza będąca powiązana z opieką medyczną, pochodzi z telewizji. Poza tym, nigdzie nie uczą jak powinno się postępować z osobą, która właśnie wyszła z takiej sytuacji, jaka spotkała Juliena.
- Powinieneś się przebrać - rzucam do chłopaka, kiedy Auburn opuszcza salon, by, według polecenia starszego brata, założyć piżamę. Trzymana pod koszulką folia z, niegdyś lodem, teraz już wodą, zmoczyła jego ubranie i skroplona na powierzchni zaczęła skapywać na kanapę, tworząc wokół siedzącego Callière'a mokrą, ciemną plamę.
- Zaraz wyschnie - odpowiada jedynie, w reakcji na co przewracam oczami. Kiedy wcześniej zapytałam go, czy chciałby, aby zawieźć go do szpitala, by któryś z lekarzy z zespołu opłacanego przez moich rodziców go obejrzał, stanowczo i z grymasem bólu odmówił. Później próbowałam jeszcze dwukrotnie zasugerować mu wizytę. Za pierwszym razem usłyszałam, że mu przejdzie, za drugim mnie zignorował.
Nawet gdybym chciała, nie mogę go przecież do niczego zmusić.
Dlatego też, zamiast podjęcia kolejnych prób przekonania go, żegnam się najpierw z Julienem, później z Auburn, tłumacząc się zaczynającymi się z samego rana wykładami na uczelni i, zadzwoniwszy uprzednio po taksówkę, wracam do mieszkania. Dochodzi trzecia nad ranem, a ja, nie dość, że czuję się koszmarnie zmęczona, to jeszcze będę musiała wcześnie wstać, aby zdążyć na zajęcia. Czasami zastanawiam się, czy nie rzucić tej całej psychologii i nie zająć się na poważnie biznesem, skoro i tak wychowuję się w jego środowisku przez większość swojego życia.
Szczęście w nieszczęściu, że dzięki tak późnej porze i wirowi emocji oraz wydarzeń nie mam problemów z zaśnięciem. Zapadam w sen w tej samej chwili, kiedy moja głowa opiera się wygodnie na poduszce i śpię, opuszczając zwyczajową poranną przebieżkę po pobliskim parku, na tyle długo, by móc względnie normalnie funkcjonować. Wydarzenia poprzedniej nocy, może przez lekką senność, może przez ogromną ilość nerwów z nimi związaną wydawają się do mnie nie docierać. To tak jakby mój mózg celowo wyparł je poza obszar mojego zainteresowania aż do momentu, kiedy będę musiała się z nimi zmierzyć.
Przychodzi on zbyt szybko, bo, kiedy podczas podróży tramwajem odwiedzam stronę internetową, na której zawsze zamieszczane są najnowsze newsy z miasta i okolic, i zaczynam czytać najnowsze informacje, moje serce na moment zamiera.
Szybko wysyłam do Juliena krótką wiadomość i link do artykułu.
Musisz to zobaczyć. 
Julien?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz