19 cze 2019

Od Lucille C.D Gabriela

     Lucille otwiera drzwi od samochodu i z gracją wychodzi z niego, jakby przed chwilą wcale nie rozmawiała o swoim porwaniu. Zamykając je posyła kierowcy wymowne spojrzenie, które jest tylko przykrywką, maską ukrywającą strach rodzący się w jej wnętrzu. Porwanie brzmi absurdalnie, podobnie zresztą, jak cała ta sytuacja. Kto by pomyślał, iż sprawy mogą nabrać takiego obrotu? Dziewczyna próbuje się uspokoić i trafić kluczem w zamek do drzwi, co skutecznie uniemożliwiają jej drgające dłonie. Myśli Cille kręcą się wokół jednej istotnej rzeczy. Nie boi się tej całej transakcji ani nawet pobytu u handlarzy, już nie mówiąc o kupieniu jej przez Gabriela. Chodzi o porwanie. Ileż razy widziała w filmach ten moment, kiedy do twarzy ofiary podsuwana jest szmatka, ona mdleje, a później zostaje przetransportowana. Ileż razy widziała brutalną scenę, gdzie rozemocjonowana osoba stara się wyrwać z rąk porywaczy, przy czym rani się w wielu miejscach. Dziewczyna bierze oddech i przymyka oczy. Powinna się uspokoić. Poprawka, powinna nie igrać z ciemną stroną Avenley River. I spróbować zrozumieć chłopaka, który stara się jej pomóc. Z drugiej strony, nie może dać sobą pomiatać, pomimo tego, iż ten mężczyzna sam zaproponował inne wyjście. Przecież mógł ją zostawić bez słowa. To nie jego życie i nie jego sprawa. Kolejnym faktem jest to, że zapewne będzie chciał jakiejś zapłaty. Nietrudno odgadnąć, iż Lucille ma wygodne życie i niemało pieniędzy. Właściwie te pieniądze ma jej rodzina, uszczuplając, Cecilia, Samuel i po części też Zoe. Co miałaby mu dać? Na pewno nie pieniądze, które odkłada sobie na własne mieszkanie. Dopiero po kilku minutach zdaje sobie sprawę z pewnej rzeczy. Drzwi nie otwierają się, gdyż próbuje otworzyć je kluczem do pomieszczenia gospodarczego za domem. A co za tym idzie, wcale nie wzięła kluczy do niego. Łapie za telefon i wybiera numer matki. Cecilia oznajmia, iż wraz z Samem są na bankiecie, Zoe pojechała do rodziców jej partnera, a o Bennym nie wspomina słowem. Lucille opiera się głową o drzwi i próbuje przypomnieć, czy jej brat mówił cokolwiek na temat swojej całodziennej nieobecności. Stajnia. Wzdycha, kiedy dochodzi do niej kolejna sprawa — będzie tam do naprawdę, naprawdę późna. Automatycznie rozgląda się po okolicy. Gdy zauważa, że przed jej domem wciąż stoi mustang tego chłopaka, mruży lekko oczy, zdziwiona.


     — Co ty tu jeszcze robisz? — pyta, opierając się o drzwi.
     Chłopak obserwuje ją przez otwartą szybę, ale teraz wychodzi z samochodu i opiera się o jego dach.
     — Czekam aż wejdziesz do domu, nie przerywaj sobie. – Opiera głowę na nadgarstku.
     Lucille zaciska usta.
     — Ciekawe, ile jeszcze sobie poczekasz. — Wskazuje na zamknięte drzwi. — Wzięłam zły klucz, a nikogo nie ma w domu.
     Na twarzy Gabriela pojawia się ledwie zauważalny, nic nie znaczący uśmieszek. Kto wie, może nawet ironiczny, może złośliwy. Prawdą jest jednak to, że Cille z każdą chwilą coraz gorzej znosi obecność chłopaka, denerwując się na każdym kroku. Nie, to nie stres, to po prostu irytacja. Chce mi pomóc. Mimo tego, jego słowa wypowiedziane dosłownie chwilę temu w jakiś sposób zadziałały na Lucille. Na dodatek ją podwiózł, co dodaje mu dziesięć punktów do człowieczeństwa.
     — Och nie, kto by się spodziewał. – Przewraca oczami. Nie czekając na reakcję dziewczyny, wsiada do samochodu. – Zapraszam do mojego drugiego domu — mówi, wychylając się nieco przez uchyloną szybę.
     Lu znów doznaje uczucia zbliżonego do potwornej dezorientacji. Stoi sobie i ściska pęczek niewłaściwych kluczy, wzrokiem przeszywając na wskroś samochód Gabriela.
     Wolę jechać z nim, niż siedzieć przed domem, czekając na Benedicta.
     Pokonuje ścieżkę prowadzącą na ulicę i po prostu wsiada do tego samochodu, zatrzaskując drzwi. Od tego momentu czuje na sobie palące, przepełnione złością spojrzenie chłopaka.
     — Przepraszam, nie chciałam trzasnąć — mruczy. — Właściwie, jak ty się właściwie nazywasz?
     Obraca głowę w dosłownie tym samym momencie, co on. Wyraźne rysy jego twarzy przykuwają jej uwagę, podobnie zresztą jak dość widoczne, jasnobrązowe włosy, które wyraźnie domagają się interwencji fryzjera, choć, jak myśli Lucille, to po prostu jego styl, o ile jakikolwiek ma. Ciemne oczy pasują do jego koszulki i spodni, prawdopodobnie czarnych, ale kto wie, jaki kolor to ma przypominać. Cille zasięga pamięcią dnia poprzedniego, wtedy miał na sobie podobne ubrania, chociaż raczej nie takie same (albo jednak…). Czyli jednak jakiś styl ma.
     — Gabriel.
     O cholera, jak uroczo. Dosłownie, brzmi tak anielsko i w żadnym stopniu nie pasuje to, khem, chłopaka, który ma bardziej nielegalne życie niż legalne. Nie komplementuję go, a jego imię. Cóż, Lucille dosłownie spodziewała się, że wyjedzie z jakimś Aaronem, Davidem, Jamesem czy innym, równie groźnym imieniem.
     Przez całą drogę Louise nawet nie fatyguje się, żeby powiedzieć cokolwiek. Siedzi na przednim fotelu i albo bawi się własnymi palcami, albo patrzy za okno, albo przegląda coś w telefonie. Nie ma ochoty na rozmowę z Gabrielem, już nie mówiąc o dyskusji czy czymkolwiek innym. Dostrzega również, iż chłopak zdecydowanie myśli tak samo i nawet nie zaszczyca jej spojrzeniem (prawdopodobnie zbyłaby je, w przeciwnym wypadku jeszcze zapytałby, dlaczego się na niego patrzy, co skutkowałoby kolejnym wybuchem irytacji ze strony dziewczyny). W końcu zajeżdżają pod spory budynek w Laville, nad którego drzwiami zawieszony jest sporych rozmiarów led, rażący po oczach niesamowicie. Lucille unosi wzrok i spogląda na każdą z kondygnacji “drugiego domu Gabriela”, czyli kasyna, co wnioskuje po napisie z ledowych lampeczek. Już tutaj słychać muzykę i szum z wnętrza budynku. Gabriel wchodzi pierwszy, pozostawiając otwarte drzwi dla Cille. Chłopak wita się z kilkoma mężczyznami, jednakże Lucille po raz kolejny czuje się co najmniej zdezorientowana. Mimo tego, idzie do przodu, podziwiając automaty, które pozajmowane są przez grających, stoły do pokera czy ruletki oraz zapewne mnóstwa innych gier, w jakie raczej nie zagłębiała się dziewczyna. Czego innego mogła spodziewać się po tym chłopaku, który wyraźnie żyje z nielegalnie zarobionych pieniędzy. Kasyno to z pewnością świetne miejsce do wzbogacenia się i dokonywania wielu transakcji, często takich, o jakich Cille nie chciałaby wiedzieć.
     Dziewczyna uważnie obserwuje każdy ruch Gabriela, byleby nie zgubić jego osoby i nie zostać samej. Poza mnóstwem mężczyzn, w kasynie roi się od kobiet, które albo pełnią funkcję rozrywkową, albo uczestniczą w grach. Wnętrze budynku wygląda na zadbane i, co widocznie bardzo ważne, bogate.
     — Więc to tak zdobywasz całą kasę? — zwraca się do chłopaka, który właśnie stanął tuż obok niej.

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz