Zadowolenie mojego ojca było długo wyczekiwanym cudem. Zakładałam, że jakikolwiek uśmiech pojawi się na jego ustach, zwiastować będzie tylko złośliwość i kpinę, ale nigdy wcześniej tak bardzo się nie pomyliłam. Byłam gotowa na westchnienie pełne najprawdziwszej ulgi. Tata powiedział coś dobrego — to pierwszy zwiastun tego, że ostatnie dwa dni mogą być naprawdę udane i wcale nie musi skończyć się na braku jakiegokolwiek zalążka pozytywnej rozmowy między Adamem a moim ojcem.
Próbując odgonić myśli, skupiłam się na przyjemnej i zachęcającej woni posiłku spoczywającego na stole przede mną. Omlet z pomidorami oraz szpinakiem przyozdobiony świeżą, pachnącą bazylią. Wystarczyło zamknąć oczy, by przenieść się do restauracji Lancasterów — brakowało tylko zgiełku panującego dookoła.
- W końcu coś dobrego słyszę, skarbie. — Mama uśmiechnęła się momentalnie do taty, a on nawet w miarę to odwzajemnił, gdyż część jego buzi wypełniał miękki omlet.
- Oj tam. Wiesz, jaki jestem.
- Dobrze wiem. — Mrugnęła do niego.
Pomimo prawie dwudziestu lat małżeństwa oni nigdy nie przestali tak dobrze się dogadywać i rozumieć. Nawet bez słów. Co bym dała, żeby moja miłosna historia szła tak dobrymi ścieżkami, uzupełniona tyloma latami doświadczenia i wzajemnego, niezanikającego uczucia. W głębi swojego serca wiedziałam, iż chciałam tego samego dla mnie i Adama, ale z racji, że jesteśmy razem zaledwie parę dni, mogłam jedynie liczyć na to, że w najbliższym czasie nie przydarzą nam się żadne wpadki. W związku to zupełnie normalnie, aczkolwiek byłam po prostu osobą, która chciała wyminąć tę naturalną kolej rzeczy i żyć w takim spokoju, jak to tylko możliwe.
A to prawie niemożliwe.
- Na pewno pomieścicie się w pokoju Odette? — Udało mi się usłyszeć głos mojej mamy i w ostatniej chwili wrócić do rzeczywistości, a raczej przebiegu całkiem żywej rozmowy, która panowała przy stole.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. — Adam wzruszył ramionami, kończąc z wolna swoje jedzenie.
- Ja też nie narzekam. Damy radę. — Widząc puste talerze, wstałam od stołu, zbierając je po kolei. Rzuciłam tylko oznajmieniem „pozmywam” i ruszyłam w kierunku szeregu blatów, nie przejmując się zbytnio rozmową przy stole, która mnie bezpośrednio nie dotyczyła.
Już wiem, jak się czuł Adam przy Clary.
Grunt, że słyszałam rozbawiony głos ojca daleki od typowej kpiny, jaka zwykła padać w kierunku Adama. Po całej kolacji i chwili wspólnego czasu w salonie postanowiliśmy w końcu ewakuować się na górę, z dala od rodzicielskiej troski. Przyniosłam z pokoju gościnnego dodatkową poduszkę, koc, bo przecież było za gorąco na puszystą kołdrę. Czułam, że nad ranem i tak skończymy bez żadnego przykrycia, wtuleni w siebie i z przekonaniem, że ciepło naszych ciał jest zdecydowanie wystarczające.
- Jak się czujesz po kolacji? — Uśmiechnęłam się, układając poduszkę tuż przy ramie łóżka, na jakim będziemy spać. Maskotki, misie, a nawet Pan Koala niestety musiały ustąpić Adamowi... przynajmniej na ten czas. Chyba jednak dzieciństwo wciąż siedziało we mnie do tego stopnia nasilone, że odczuwałam swego rodzaju wyrzuty sumienia, kiedy moi pluszowi przyjaciele siedzieli na biurku bez okrycia ani miłej poduszki.
- Nadzwyczaj miło. — Parsknął, niszcząc swoim ciałem zachowany na łóżku ład. — To aż dziwne.
- Dlaczego dziwne? — Siadłam na skraju materaca. — To było oczywiste, że w końcu się do ciebie przyzwyczają.
- Ale nie przewidywałem, że twój ojciec zrobi to już pierwszego dnia. A może to jakaś sztuczka albo złudzenie? — Zmarszczył brwi, ale chyba sam nie wierzył w to, co mówi.
- Prawda, ojciec cię jeszcze może testować.
- Myślałem, że bardziej mnie uspokoisz. — Westchnął. — W każdym razie przeżyłem. Jestem zwycięzcą i jeszcze dane mi jest spać z tobą w jednym łóżku. — Zamruczał, przyciągając mnie blisko do swojej klatki piersiowej, gdzie zatonęłam w męskich, ciepłych objęciach.
- Przewidywałeś, że będziesz spać w pokoju gościnnym? — rzuciłam z rozbawieniem. — Wiesz co, też miałam takie obawy. — Wkradłam się na jego biodra i uniosłam górną część ciała ku górze, by nasze tęskne za sobą spojrzenia mogły się spotkać. Nie pociągnął rozmowy do przodu, zamiast tego jego palce u dłoni powędrowały na moją żuchwę, przybliżając moją twarz ku jego. Kiedy nasze wargi dotknęły się delikatnie, jednocześnie uległy pokusie zniwelowania ostatnich milimetrów dystansu i złączyły się na dobre w długim, głębokim pocałunku. Uścisk wspierany siłą oplótł mnie dookoła talii. Niesamowita gorąc jego ciała wpełzła na mnie, wzniecając ogień w okolicach brzucha. Subtelne, dopiero rozwijające się podniecenie było tylko wprowadzeniem do większej ochoty i pragnienia, jakie budziły we mnie jego zmysłowe gesty.
Mężczyzna zniżył się nieznacznie i zwinnym ruchem sprawił, że wpadłam wprost pod cień jego ciała. Dłonią, nie szczędząc mi dreszczy, podciągnął mi koszulkę ku górze, od razu składając na linii mojego brzucha pocałunek, potem drugi, trzeci, aż powstała cała ich seria. Cichy, lekko przyspieszony oddech unosił moją klatkę piersiową.
Wszystko delikatnie, lekko.
Ale jakże żarliwie i zmysłowo.
- Ściany w tym domu są grube? — Usłyszałam ledwo, ponieważ utrudniał mi to mój własny oddech.
- N-nie wiem — wymruczałam, nie spodziewając się, że z niewinnych pieszczot szybko przejdziemy do tej kolei rzeczy. Przez chwilę mój umysł wzbraniał się przed dalszymi poczynaniami. Rozrost pożądania był wręcz hamowany nagłą obawą związaną z rodzicami, ale ileż można? Wiedziałam, że jesteśmy na tyle dorośli, by nie wstydzić się pewnych rzeczy, szczególnie zamknięci w prywatnych czterech ścianach. Rzucając więc myśli o przerwaniu przyjemności, poddałam się wszystkiemu, co Adam oferował. Dłońmi ujął moje piersi, które zaczął delikatnie masować, natomiast jego usta przyssały się do mojej szyi, wyrywając z ust pierwsze, cichutkie, stłumione jęki.
Dalszy przebieg wydarzeń był miły i przyjemny niczym piękny sen, odrywający mnie całkiem od rzeczywistości i przenoszący w świat, którym zupełnie się nie przejmowałam. Dłonie, usta, skóra mojego mężczyzny pozostawały w bliskim kontakcie z moim ciałem w poszukiwaniu najwrażliwszych punktów, byleby do jego czujnego ucha dotarł mój jęk. Przyjemność była jak narkotyk — pragnęłam jej ciągle więcej i więcej, coraz silniej i nie wypuszczałam jej z rąk.
Byłam gotowa dzielić z nim własne ciało. [koniec, zboczuchy, więcej nie przeczytacie]
***
Po jakże przyjemnej nocy stwierdziłam, że dawno nie spałam tak dobrze. Z samego rana, kiedy rodzice jeszcze drzemali za ścianą, kuchnia poszła w ruch. Przygotowywałam z Adamem mało wymagające śniadanie, bo była to zwyczajna jajecznica z awokado, której charakterystyczna woń już od dobrych paru minut rozpościerała się po całym pomieszczeniu.
Odeszłam na moment od kuchenki, by sprawdzić, dlaczego wyświetlacz mojego telefonu się zaświecił. Adam w tym czasie wyjmował talerze, podśpiewując pod nosem ostatni słuchany utwór zespołu rockowego, jaki ostatnio znacznie bardziej mi pasuje.
- Clary zaprasza nas na spotkanie wieczorem. Zwykłe piwo w knajpie — oznajmiłam zaraz po tym, jak odczytałam treść SMS'a. — Chyba znajdziemy czas?
- To dopiero drugi dzień, a ja zrobiłem więcej niż ostatnio. — Zaśmiał się, przenosząc jajecznicę na talerz.
- Masz rację, intensywnie — przyznałam.
Po tych słowach po moich plecach przemknął cichy szept, który rozbudził ciarki na całych moich plecach.
- Nie tak intensywnie, co my wczoraj w łóżku.
Uśmiechnęłam się delikatnie, hamując cisnący się na policzki rumieniec. W odpowiedzi delikatnie szturchnęłam swoim biodrem w jego, prawie wytrącając z rąk Adama talerz.
- Hej, uważaj. — Udał obrażonego. — Bo wyciągnę z tego konsekwencje.
- Konsekwencje? Zdaje się, że wczoraj słyszałem coś z waszych konsekwencji. — Z nagła przerwał nam głęboki, szorstki głos ojca, na którego dźwięk odwróciliśmy się w tym samym, bardzo nerwowym momencie, bo bliska byłam autentycznego zawału.
Adam?
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz