Odeya zaczęła
wypytywać matkę o różne rzeczy, których ja – zwykły gangster z okolicy – nie
rozumiałem. Jednak w pewnym momencie, zadzwonił do mnie telefon, kiedy na
wyświetlaczu zobaczyłem znane mi słowo „Mama” poczułem ukłucie niepokoju.
- Mamo? Co się
dzieje, rzadko do mnie dzwonisz. – Ledwo skończyłem swoje zdanie, a od razu
zdałem sobie sprawę, że mama płacze. Spiąłem się – Mamo, co się dzieje?
- Sammy, proszę
przyjedź do domu… tatę zabrali do szpitala, boje się jechać sama, proszę
przyjedź. – Prosiła mnie o to jeszcze chwilę, cały czas zanosząc się żałosnym
szlochem. W tamtej chwili, miałem wrażenie, jakbym przestawał oddychać.
- Zaraz będę, nie
martw się, będzie dobrze. Uspokój się, zaprowadź dzieci do sąsiadki, ona się
nimi zajmie. Będę za niecałe pięć minut. – Kiedy odłożyłem telefon, Odeya i jej
matka dalej dyskutowały. W tamtym momencie, do pomieszczenia wszedł ojciec
dziewczyny.
Stałem chwilę za
nimi, chcąc się pożegnać, ale nie mogłem. W pewnej chwili, po prostu syknąłem
ciche „Przepraszam” i wybiegłem z domu jak oparzony. Nie interesował mnie ból
po postrzale, ani to co sobie o mnie pomyślą. Musiałem jechać do domu, jak
najszybciej. Byłem tak zdenerwowany, że klucze od auta leciały mi z rąk. Nie
wiedziałem co stało się tacie, ale musiało mieć to związek z jego chorobą.
Kiedy w końcu
odpaliłem samochód, ruszyłem z piskiem opon. Łamałem wszelkie przepisy, miałem
gdzieś czy ktoś przeze mnie umrze. Chciałem być przy mamie, potrzebowała mnie.
Jednak, coś mówiło mi, że to ja potrzebuje jej w tym momencie bardziej.
Słyszałem za sobą przytłumione dźwięki chamowania, wszystko wydawało się
rozmazane, uparcie nie patrzyłem w lusterka. Dopiero widok matki z wózkiem mnie
otrzeźwił, kobieta śpieszyła się najwyraźniej chcąc uciec do budynku – przechodziła
przez jezdnię. Gwałtownie skręciłem, ledwo mieszcząc się na sąsiednim pasie. Szybko
znalazłem się pod rodzinnym domem, mama już stała pod bramą – cała
przemoknięta.
Szybko wsiadła do
środka, woda pomieszała się z jej łzami Wyglądała koszmarnie, blada oraz
zapłakana. Miała zaczerwienione oczy. Nie musiałem pytać gdzie go zabrali,
mogli go zawieść tylko w jedno miejsce.
Jechaliśmy kilkanaście minut, w tym czasie żadne z nas się nie odezwało.
Nie było takiej potrzeby. Jednak w pewnym momencie nie wytrzymałem.
- Mamo… co tak
właściwie się stało? – Mój głos się łamał, nie wiedziałem czy to dobry pomysł,
ale musiałem wiedzieć. Docierało do mnie, że jeśli było to poważne, mogłem go
więcej nie zobaczyć.
- On… po prostu
ze mną rozmawiał. Nagle słabo się poczuł, zaczęła go boleć głowa, tak samo jak
kilka miesięcy temu. Narzekał, że coś rozdza mu głowę od środka. Kazał mi
zadzwonić po karetkę, a potem usiadł na kanapie… - Mama zamilkła na chwilę,
starając się opanować. Położyłem dłoń na jej nodze, chcąc dodać jej otuchy –
Stracił przytomność, zaczął się trząść…
Mama zaczęła
płakać. Nie mogłem jej przytulić, nie teraz kiedy kierowałem samochodem.
Zacisnąłem jedynie palce na kierownicy. Kiedy znaleźliśmy się pod dużym
budynkiem, poczułem jak ściska mi się żołądek. Chciałem odjechać, obudzić się z
tego koszmaru. Zanim jednak się obejrzałem, mama już biegła do środka. Ja nie
ruszyłem się z miejsca. W pewnym momencie, dostałem sms-a od Odeyi.
„Hej Sam, wyszedłeś tak nagle. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
Poza tym, dalej nie zajeliśmy się twoją raną Weston.”
Uśmiechnąłem się
lekko, ta dziewczyna przesadza. Mówiłem, że nic mi nie jest. Odruchowo jednak
spojrzałem w lustro – wyglądałem jak trup. Cholernie blady, miałem też
delikatnie przekrwione oczy. Westchnąłem i ruszyłem do szpitala.
W środku, było w
cholerę ludzi. Byli ci zdrowi, jak i ci poszkodowani. Ludzie z gipsami na
różnych częściach ciała, w bandażach, na wózkach czy o kulach. Kiedy zobaczyłem
mamę siedzącą na jednym z krzeseł, straciłem resztki dobrego chumoru.
Wystarczyo abym zrobił kilka kroków, kiedy to mama poderwała się i wręcz wpadła
na mnie. Jak dziecko, przytulające się do najbliższej osoby. Nic nie
powiedziałem, nie odwzajemniłem uścisku. Nie dawałem też znać po sobie, że coś
mnie boli. Nie chciałem jej teraz martwić. W pewnym momencie zostawiłem kobietę
i podeszłem do recepcji.
- Przepraszam,
niedawno przywieziono tu pewnego mężczyznę. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie,
po czym już chciała zapytać o nazwisko, ale ja ją wyprzedziłem – Weston.
Wyraz twarzy
młodej dziewczyny zmienił się diametralnie. Zapisała mi na kartce numer pokoju
ojca, nie mówili na głos nic co miało związek z moją rodziną. Można powiedzieć –
mały układ między nami a służbą zdrowia. W pewnym momencie jednak poczułem jak
łapie mnie za dłoń.
- Pana ojciec
jest w kiepskim stanie, ale jesteśmy dobrej myśli.
Nie zareagowałem.
Wyrwałem się z uścisku po czym podeszłem do mamy, złapałam ją za rękę i
zaczałem prowadzić po kortarzach. Ludzie mnie znali, mamę też. Przepuszczali
nas bez słowa, nikt nie miał odwagi nam się postawić. Ja sam nie ukrywałem
broni, nigdy tego nie robiłem, dlaczego teraz miało być inaczej. Idąc kolejnym
korytarzem, miałem wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Chciałem w
to wierzyć. Kiedy znaleźliśmy się pod odpowiednią salą, powoli otworzyłem
drzwi. Tata był przytomny, a te tak bardzo znajome, złote oczy wywołały na
mojej twarzy uśmiech.
- Tak się cieszę,
że was widzę – Głos taty był cichy, ale kiedy zobaczyłem jak złapał mamę za
rękę, zrobiło mi się ciepło na sercu. Tak bardzo się kochali, nic nie mogło ich
rozłączyć. – Chodź do mnie synu.
Podeszłem bliżej,
a tata niespodziewanie przygarnął mnie do siebie. Wiedziałem że sprawia mu to
ból, mi z resztą też. Wpatrywał się we mnie chwilę, po czym zwrócił się do
mamy.
- Kochanie,
możesz przynieść mi coś do picia? – Mama od razu się zgodziła i pognała po
napój. Wiedziałem jednak, że jest coś czego nie powinna słyszeć. Ojciec
poklepał miejsce obok siebie na łóżku – Usiądź Samuelu, musimy porozmawiać.
- Wiesz, że
bardzo ci ufam prawda? – Zaczał, kiedy usiadłem obok. Skinąłem głową – Jestem już
stary, jak widać mój nowotwór atakuje i nie wiemy tak naprawdę jak długo będę jeszcze
chodził po tym świecie.
- Tato ale… -
Uniósł dłoń w geście uciszenia.
- Nie przerywaj
mi. Wracając, nie chcę zostawiać twojej matki na pastwę losu, dlatego już dawno
zdecydowałem, ze wszystko co mam – każdą nieruchomość, wszystkie kontrakty,
cały majątek – przepiszę na ciebię. Tak też zrobiłem. Wszyscy moi przyjaciele z
brażny wiedzą, że po mojej śmierci obejmiesz moją rolę. Wiem też jednak, że
jesteś młody, nie chcę cię obarczać tym wszystkim za szybko synu.
- Nie zawiedziesz
się, zrobię wszystko abyś był ze mnie dumny. – Tata zaśmiał się lekko, ja
jednak widziałem grymas na jego twarzy. Wszystko go bolało.
- Już jestem
Samuelu. Muszę jednak przyznać, że niepokoi mnie twoja realcja z Odeyą. Nie
zrozum mnie źle, to naprawdę miła dziewczyna, ale jest zaręczona. Nie powinna
aż tak angażować się w życie naszej rodziny, a co najważniejsze, nie powinna u
nas nocować. Nie wiemy kto nas obserwuje.
- Mam na nią oko,
na całą jej rodzinę. Nie jestem żółtodziobem, wiem, że każdemu kto się z nami
zadaje może coś grozić. Co jakiś czas ktoś podjeżdża pod ich dom, właściciele o
tym nie wiedzą i raczej nie dowiedzą. Zmieniają auta, za każdym razem podjeżdża
ktoś inny. Znam się na tym tato.
- Miód na moje
uszy, widać, że moje nauki nie poszły w las. Chodzi mi jednak o coś innego, nie
bądź zły ale moi znajomi obserwowali ciebie i tą dziewczynę, martwi mnie to, że
panna Odeya się do ciebie przywiązuje. – Zamilkłem. Tata jednak uśmiechnął się –
Ale nie mówmy już o tym. Zaraz przyjdzie mama, a ja chciałbym ci jeszcze coś
dać.
Tata zdjął z
trudem łańcuszek z szyji. Była na nim pierwsza litera naszego nazwiska, oraz
pierwsza litera imienia mojego ojca. Wystawił go na dłoni.
- Taki sam, miał
mój ojciec. Tylko z innymi inicjałami. To nasza tradycja – ojciec daje swojemu
następcy jego własny. To samo robię ja w tym momencie, jest w mojej marynarce. –
Wsadziłem dłoń do kieszeni, faktycznie tam był.
Trzymałem w dłoni
złoty łańcuszek z również złotymi inicjałami. Moimi inicjałami. Przez chwilę
nie wiedziałem co zrobić, ale w jednej chwili miałem go w dłoni a w następnej
wisiał już na mojej szyji. Uśmiechnąłem się do taty.
- Idź już Sam,
chcę porozmawiać z twoją matką. – Kiedy ja zbierałem się do wyjścia, mama
weszła do pokoju. Byłem już za progiem, kiedy ojciec mnie zatrzymał. – Kocham cię
synu.
- Ja ciebie też
tato – Kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, szybkim krokiem wyszedłem z
szpitala.
Siedząc w
samochodzie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie chciałem jechać do domu, ani
do bliźniaków. Musiałem to przemyśleć, ale moje myślenie w takim stanie, źle by
się skończyło. W jednej chwili wpadł mi do głowy pomysł, ale przypomniałem
sobie też słowa ojca. Jednak, było już za późno.
- Hej Odeya,
słuchaj nie masz ochoty na film? Nie chcę siedzieć dziś sam, jeśli będziesz
chciała wyjaśnię ci też co się dzieje – Czekałem na jej odpowiedź, ale gdzieś z
tyłu głowy kotłowały mi się słowa ojca. „Ona
się do ciebie przywiązuje”. Nagle coś do mnie dotarło.
To nie ona się do
mnie przywiązuje. Tylko ja do niej.
Odeya?
+10PD
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz