19 cze 2019

Od Samuela cd. Odeyi


            Odeya zaczęła wypytywać matkę o różne rzeczy, których ja – zwykły gangster z okolicy – nie rozumiałem. Jednak w pewnym momencie, zadzwonił do mnie telefon, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem znane mi słowo „Mama” poczułem ukłucie niepokoju.
            - Mamo? Co się dzieje, rzadko do mnie dzwonisz. – Ledwo skończyłem swoje zdanie, a od razu zdałem sobie sprawę, że mama płacze. Spiąłem się – Mamo, co się dzieje?
            - Sammy, proszę przyjedź do domu… tatę zabrali do szpitala, boje się jechać sama, proszę przyjedź. – Prosiła mnie o to jeszcze chwilę, cały czas zanosząc się żałosnym szlochem. W tamtej chwili, miałem wrażenie, jakbym przestawał oddychać.

            - Zaraz będę, nie martw się, będzie dobrze. Uspokój się, zaprowadź dzieci do sąsiadki, ona się nimi zajmie. Będę za niecałe pięć minut. – Kiedy odłożyłem telefon, Odeya i jej matka dalej dyskutowały. W tamtym momencie, do pomieszczenia wszedł ojciec dziewczyny.
            Stałem chwilę za nimi, chcąc się pożegnać, ale nie mogłem. W pewnej chwili, po prostu syknąłem ciche „Przepraszam” i wybiegłem z domu jak oparzony. Nie interesował mnie ból po postrzale, ani to co sobie o mnie pomyślą. Musiałem jechać do domu, jak najszybciej. Byłem tak zdenerwowany, że klucze od auta leciały mi z rąk. Nie wiedziałem co stało się tacie, ale musiało mieć to związek z jego chorobą.
            Kiedy w końcu odpaliłem samochód, ruszyłem z piskiem opon. Łamałem wszelkie przepisy, miałem gdzieś czy ktoś przeze mnie umrze. Chciałem być przy mamie, potrzebowała mnie. Jednak, coś mówiło mi, że to ja potrzebuje jej w tym momencie bardziej. Słyszałem za sobą przytłumione dźwięki chamowania, wszystko wydawało się rozmazane, uparcie nie patrzyłem w lusterka. Dopiero widok matki z wózkiem mnie otrzeźwił, kobieta śpieszyła się najwyraźniej chcąc uciec do budynku – przechodziła przez jezdnię. Gwałtownie skręciłem, ledwo mieszcząc się na sąsiednim pasie. Szybko znalazłem się pod rodzinnym domem, mama już stała pod bramą – cała przemoknięta.
            Szybko wsiadła do środka, woda pomieszała się z jej łzami Wyglądała koszmarnie, blada oraz zapłakana. Miała zaczerwienione oczy. Nie musiałem pytać gdzie go zabrali, mogli go zawieść tylko w jedno miejsce.  Jechaliśmy kilkanaście minut, w tym czasie żadne z nas się nie odezwało. Nie było takiej potrzeby. Jednak w pewnym momencie nie wytrzymałem.
            - Mamo… co tak właściwie się stało? – Mój głos się łamał, nie wiedziałem czy to dobry pomysł, ale musiałem wiedzieć. Docierało do mnie, że jeśli było to poważne, mogłem go więcej nie zobaczyć.
            - On… po prostu ze mną rozmawiał. Nagle słabo się poczuł, zaczęła go boleć głowa, tak samo jak kilka miesięcy temu. Narzekał, że coś rozdza mu głowę od środka. Kazał mi zadzwonić po karetkę, a potem usiadł na kanapie… - Mama zamilkła na chwilę, starając się opanować. Położyłem dłoń na jej nodze, chcąc dodać jej otuchy – Stracił przytomność, zaczął się trząść…
            Mama zaczęła płakać. Nie mogłem jej przytulić, nie teraz kiedy kierowałem samochodem. Zacisnąłem jedynie palce na kierownicy. Kiedy znaleźliśmy się pod dużym budynkiem, poczułem jak ściska mi się żołądek. Chciałem odjechać, obudzić się z tego koszmaru. Zanim jednak się obejrzałem, mama już biegła do środka. Ja nie ruszyłem się z miejsca. W pewnym momencie, dostałem sms-a od Odeyi.
Hej Sam, wyszedłeś tak nagle. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Poza tym, dalej nie zajeliśmy się twoją raną Weston.”
            Uśmiechnąłem się lekko, ta dziewczyna przesadza. Mówiłem, że nic mi nie jest. Odruchowo jednak spojrzałem w lustro – wyglądałem jak trup. Cholernie blady, miałem też delikatnie przekrwione oczy. Westchnąłem i ruszyłem do szpitala.
            W środku, było w cholerę ludzi. Byli ci zdrowi, jak i ci poszkodowani. Ludzie z gipsami na różnych częściach ciała, w bandażach, na wózkach czy o kulach. Kiedy zobaczyłem mamę siedzącą na jednym z krzeseł, straciłem resztki dobrego chumoru. Wystarczyo abym zrobił kilka kroków, kiedy to mama poderwała się i wręcz wpadła na mnie. Jak dziecko, przytulające się do najbliższej osoby. Nic nie powiedziałem, nie odwzajemniłem uścisku. Nie dawałem też znać po sobie, że coś mnie boli. Nie chciałem jej teraz martwić. W pewnym momencie zostawiłem kobietę i podeszłem do recepcji.
            - Przepraszam, niedawno przywieziono tu pewnego mężczyznę. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie, po czym już chciała zapytać o nazwisko, ale ja ją wyprzedziłem – Weston.
            Wyraz twarzy młodej dziewczyny zmienił się diametralnie. Zapisała mi na kartce numer pokoju ojca, nie mówili na głos nic co miało związek z moją rodziną. Można powiedzieć – mały układ między nami a służbą zdrowia. W pewnym momencie jednak poczułem jak łapie mnie za dłoń.
            - Pana ojciec jest w kiepskim stanie, ale jesteśmy dobrej myśli.
            Nie zareagowałem. Wyrwałem się z uścisku po czym podeszłem do mamy, złapałam ją za rękę i zaczałem prowadzić po kortarzach. Ludzie mnie znali, mamę też. Przepuszczali nas bez słowa, nikt nie miał odwagi nam się postawić. Ja sam nie ukrywałem broni, nigdy tego nie robiłem, dlaczego teraz miało być inaczej. Idąc kolejnym korytarzem, miałem wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Chciałem w to wierzyć. Kiedy znaleźliśmy się pod odpowiednią salą, powoli otworzyłem drzwi. Tata był przytomny, a te tak bardzo znajome, złote oczy wywołały na mojej twarzy uśmiech.
            - Tak się cieszę, że was widzę – Głos taty był cichy, ale kiedy zobaczyłem jak złapał mamę za rękę, zrobiło mi się ciepło na sercu. Tak bardzo się kochali, nic nie mogło ich rozłączyć. – Chodź do mnie synu.
            Podeszłem bliżej, a tata niespodziewanie przygarnął mnie do siebie. Wiedziałem że sprawia mu to ból, mi z resztą też. Wpatrywał się we mnie chwilę, po czym zwrócił się do mamy.
            - Kochanie, możesz przynieść mi coś do picia? – Mama od razu się zgodziła i pognała po napój. Wiedziałem jednak, że jest coś czego nie powinna słyszeć. Ojciec poklepał miejsce obok siebie na łóżku – Usiądź Samuelu, musimy porozmawiać.
            - Wiesz, że bardzo ci ufam prawda? – Zaczał, kiedy usiadłem obok. Skinąłem głową – Jestem już stary, jak widać mój nowotwór atakuje i nie wiemy tak naprawdę jak długo będę jeszcze chodził po tym świecie.
            - Tato ale… - Uniósł dłoń w geście uciszenia.
            - Nie przerywaj mi. Wracając, nie chcę zostawiać twojej matki na pastwę losu, dlatego już dawno zdecydowałem, ze wszystko co mam – każdą nieruchomość, wszystkie kontrakty, cały majątek – przepiszę na ciebię. Tak też zrobiłem. Wszyscy moi przyjaciele z brażny wiedzą, że po mojej śmierci obejmiesz moją rolę. Wiem też jednak, że jesteś młody, nie chcę cię obarczać tym wszystkim za szybko synu.
            - Nie zawiedziesz się, zrobię wszystko abyś był ze mnie dumny. – Tata zaśmiał się lekko, ja jednak widziałem grymas na jego twarzy. Wszystko go bolało.
            - Już jestem Samuelu. Muszę jednak przyznać, że niepokoi mnie twoja realcja z Odeyą. Nie zrozum mnie źle, to naprawdę miła dziewczyna, ale jest zaręczona. Nie powinna aż tak angażować się w życie naszej rodziny, a co najważniejsze, nie powinna u nas nocować. Nie wiemy kto nas obserwuje.
            - Mam na nią oko, na całą jej rodzinę. Nie jestem żółtodziobem, wiem, że każdemu kto się z nami zadaje może coś grozić. Co jakiś czas ktoś podjeżdża pod ich dom, właściciele o tym nie wiedzą i raczej nie dowiedzą. Zmieniają auta, za każdym razem podjeżdża ktoś inny. Znam się na tym tato.
            - Miód na moje uszy, widać, że moje nauki nie poszły w las. Chodzi mi jednak o coś innego, nie bądź zły ale moi znajomi obserwowali ciebie i tą dziewczynę, martwi mnie to, że panna Odeya się do ciebie przywiązuje. – Zamilkłem. Tata jednak uśmiechnął się – Ale nie mówmy już o tym. Zaraz przyjdzie mama, a ja chciałbym ci jeszcze coś dać.
            Tata zdjął z trudem łańcuszek z szyji. Była na nim pierwsza litera naszego nazwiska, oraz pierwsza litera imienia mojego ojca. Wystawił go na dłoni.
            - Taki sam, miał mój ojciec. Tylko z innymi inicjałami. To nasza tradycja – ojciec daje swojemu następcy jego własny. To samo robię ja w tym momencie, jest w mojej marynarce. – Wsadziłem dłoń do kieszeni, faktycznie tam był.
            Trzymałem w dłoni złoty łańcuszek z również złotymi inicjałami. Moimi inicjałami. Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić, ale w jednej chwili miałem go w dłoni a w następnej wisiał już na mojej szyji. Uśmiechnąłem się do taty.
            - Idź już Sam, chcę porozmawiać z twoją matką. – Kiedy ja zbierałem się do wyjścia, mama weszła do pokoju. Byłem już za progiem, kiedy ojciec mnie zatrzymał. – Kocham cię synu.
            - Ja ciebie też tato – Kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, szybkim krokiem wyszedłem z szpitala.
            Siedząc w samochodzie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie chciałem jechać do domu, ani do bliźniaków. Musiałem to przemyśleć, ale moje myślenie w takim stanie, źle by się skończyło. W jednej chwili wpadł mi do głowy pomysł, ale przypomniałem sobie też słowa ojca. Jednak, było już za późno.
            - Hej Odeya, słuchaj nie masz ochoty na film? Nie chcę siedzieć dziś sam, jeśli będziesz chciała wyjaśnię ci też co się dzieje – Czekałem na jej odpowiedź, ale gdzieś z tyłu głowy kotłowały mi się słowa ojca. „Ona się do ciebie przywiązuje”. Nagle coś do mnie dotarło.
            To nie ona się do mnie przywiązuje. Tylko ja do niej.
Odeya?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz