5 cze 2019

Od Althei C.D Lucia

Zbudziłam się wyjątkowo wcześnie, a raczej całą sprawę załatwiły przebijające się przez zasłony promienie słońca. Rażące światło wpadło mi do oczu, które jeszcze chwilę opierały się temu, jednak w końcu poranek wybrał. Z dźwiękiem skrzypiącego materaca podniosłam się z łóżka, delikatnie rozciągnęłam, jak to miewałam w zwyczaju. Nie znalazłam na to najmniejszych chęci, ale jedyna myśl, jaka pchała mnie dalej, to ta o tajemniczym nieznajomym śpiącym w salonie, który pod osłoną nocy mógł okraść nas z ostatnich cennych rzeczy. 
Duch czasem ma tak mocny sen, że w życiu nie zbudziłby go głośniejszy szelest. A kto wie, ten Javier mógł być nie tylko jakimś dilerem, ale i wyszkolonym złodziejem, który żerował nawet na takiej biedocie, jak my.
A może dramatyzuję?
Tak, to było bardzo możliwe.

Cichutko wyszłam z pokoju, unikając przy tym skrzypienia dopiero co naoliwionych drzwi. Pozwoliło mi to przejść do kuchni bez najmniejszego szelestu. Przy blacie widziałam już swoją siostrę, która zapewne przygotowywała nam śniadanie, choć było tak wcześnie, że nawet mój żołądek nie zdążył się obudzić. Wyciągnęłam do dziewczyny swoją dłoń, by dotknąć jej ramienia i powiedzieć spokojnie, żeby nie dodawała tyle masła, co zwykle, ale jej reakcja sprawiła, że zupełnie przestałam o tym myśleć. Wypuściła jajko z rąk, a po sekundzie zaścielało już ono podłogę przezroczystą breją. Wywróciłam oczami, hamując się przed ukazaniem prawdziwego załamania.
- Kiedyś zawału przez ciebie dostanę — dopowiedziała, oddychając głębiej. 
- Miałabym jednego bałaganiarza mniej — rzuciłam żartobliwie, od razu sięgając po ścierkę, żeby zebrać resztki z jajka wraz z jego ostrymi skorupkami, które czułam dobrze przez materiał.
- Jeszcze mi powiedz, kto jest pierwszym. — Założyła wyczekujące dłonie na klatkę piersiową. Chwilowo powędrowałam na nią rozśmieszonym spojrzeniem. 
- No ja. 
Usłyszałam ciche parsknięcie. 
- Już myślałam, że zwalisz całą winę na Ducha — odparła, wracając do przygotowywania śniadania. Tym razem swobodnymi ruchami sprawiła, że żadne jajko nie zaliczyło bliskiego spotkania z podłogą. Nie dziwiłam się, Lucia była dobrą kucharką, i oby znalazła męża, który w stu procentach to doceni.
- Duch jest najgrzeczniejszą osobą w tym pomieszczeniu. — Pomogłam jej rozkładać talerze. Resztę tego, czego już nie używała, zaprzątnęłam do szafek i lodówki, która od jakiegoś czasu świeciła niezłymi pustkami.
Na moje słowa Lucia zapatrzyła się w jedną stronę. 
W stronę nieznajomego.
- Jeszcze nie wiemy, w jakim stopniu on jest grzeczny.
On dalej spał tak, jak gdyby nigdy nic. Nie mogłam wytłumaczyć tej dziwnej ochoty, żeby zburzyć spokój z tej uśpionej twarzy i zrobić mu prawdziwe piekło, żeby wiedział, że ta klitka to żaden nocleg — jedyny powód, dla jakiego tu śpi, to fakt, że Lucia mnie do tego namówiła. Niedługo miał pojawić się ojciec, więc długo jeszcze żyłam w przeświadczeniu, że to on pierwszy raz załatwi jakąś sprawę. Sprawę, która w końcu nie dotyczyła nas. Ba, to on w młodych latach postanowił przecież zdradzić naszą mamę i w tajemnicy zrobić dziecko innej kobiecie. O ile ta wersja wydarzeń to ta prawidłowa.
- Uważasz, że mógłby być grzeczny? — Mój wzrok dokładnie przekazywał wiadomość, że Lucia mogła powiedzieć coś znacznie inteligentniejszego. Ale był ranek, szare komórki nadal spały. Wybaczyłam jej to szybko.
- W sumie nie, ale pozory mogą mylić. — Też racja. — Zastanawiam się, czy robić mu śniadanie.
- Możesz mu dać cokolwiek, jeśli zostanie — stwierdziłam. 
- Czyżby odzywała się w tobie dobroć? — Uniesiona brew mojej siostry i ten wyraz oczu, który był wręcz zdumiony, nawet mnie rozbawił.
- Nie, to jeszcze nie dobroć. — By zastosować się do swoich słów, wyciągnęłam na blat kolejny talerz. Lucia dokańczała swój specjalny, kuchenny popis, a ja cicho zakradłam się obok kanapy i zanim brutalnie zbudziłam przybysza, przyjrzałam mu się dokładnie. Ciemne włosy. Ciemne, mocne brwi, które układały się symetrycznie. Spore usta i rumiana cera, czyli niemal wszystko, co mogło charakteryzować Santosów. Do tej pory myślałam, że tylko i wyłącznie my przejęłyśmy tę złożoną genetykę mamy i taty, a nie żaden człowiek z ciemnych kątów Avenley, który uważał, że jest z nami spokrewniony. 
- Wstawaj, śpiąca królewno. — Wreszcie wyrzuciłam myśli z głowy i szturchnęłam go niezbyt delikatnie, bo od razu zerwał się tak, jakby już w fazie głębokiego snu był przygotowany oraz czuwał.
- Co się dzieje? — wymamrotał.
- Czas wstawać. Ciesz się, że masz śniadanie — rzuciłam obojętnie, wracając do bliskiej kuchni. Słyszałam, jak ziewnął cicho, podniósł się z kanapy, ale ciągle stał w miejscu.
- Nie trzeba było. Wiem, że to dla was problem — mruknął. Zdawał się być tak samo apatyczny, jak ja wobec niego, i wcale mnie to nie zaskoczyło. — Wyniosę się szybciej, niż to sądzicie.
- Dobra, koleś, nie dramatyzuj, tylko zjedz to, co tu masz. — Lucia wtrąciła się i podała mu talerz ze świeżym, ciepłym jedzeniem, po czym także przekazała je mi. Duch tylko spoglądał od talerza na talerz, robiąc przy tym charakterystyczne psie oczka, które myślały, że mnie zwiodą.
Cholera, prawie wyrzuciłam mu całe swoje naczynie z jajecznicą.
- Santos ma być niedługo — oświadczyłam, odczytując kątem oka kolejnego SMS'a od Antonio. Z treści wynikało, że znajdował się już w Avenley, a kwestią czasu pozostało, zanim zawita do dzielnicy Orlando. 
- O co ty chcesz go tak naprawdę zapytać? — Lucia spojrzała na Javiera. Czarnowłosy przez dłuższą chwilę nie odzywał się, wpatrzony w jedzenie i widelec przesuwający kawałki jajecznicy. Westchnął cicho, nie dając nam wrażenia, że sam wie, jaki był jego główny cel.
- Kiedyś odzywa się coś takiego, jak tęsknota. Może mi czegoś brakuje. Może to właśnie ojciec. Nie wiem — mruknął zdawkowo. — Chcę wiedzieć, czy o mnie pamięta i czy zamierza coś z tym zrobić.
- Najpierw wypadałoby się dowiedzieć, czy mówisz prawdę z tym, że jest twoim ojcem. Wiesz, czasem zdaje nam się, że wiemy, jak jest, ale kto wie — powiedziałam z częściowo pełną buzią. Nie ukrywałam, że moim celem było lekkie zniechęcenie go, ale mężczyzna pozostawał nieugięty. 
- Nie jestem takim kretynem, żeby wymyślić sobie, że akurat Antonio Santos jest moim ojcem i zawitać do jego rodziny. Moja matka też nie postradała zmysłów — odparł w ten sam, chłodny sposób. 
Nie wiem, jak go rozgryźć.
I nagle wszyscy usłyszeliśmy nagminne pukanie do drzwi. Duch zaciekawiony spojrzał na nie i odprowadził mnie aż pod sam próg, bym w jego obecności mogła bezpiecznie je otworzyć. Odstawiłam na bok jedzenie, na niewielką szafkę, i otworzyłam wejście, okrywając się szczelniej szlafrokiem.
- Nie wiedziałam, że będziesz aż tak szybko — przyznałam i gestem ręki zaprosiłam Antonio do środka. — Mamy kogoś z małą sprawą do ciebie. — Ledwo zdążył rozebrać się z czarnego płaszcza, a jego zdumione spojrzenie padło z niepokojem na mężczyznę siedzącego na kanapie.
Oparłam się o framugę drzwi, wyczekując tylko jego reakcji.
Może nawet nie wiedział, że to jego syn? A może to nie jest w ogóle jego syn? Właśnie w tej chwili liczyłam, że wszystkie karty się przed nami odsłonią.

Lucia?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz