Wezwanie Adama na dywanik do mojego ojca było bezwzględnym znakiem do tego, że po prostu nie może zabraknąć mnie podsłuchującej przy drzwiach. Słyszałam wszystko — nieco stłumione, ale żaden sens mi nie umknął. Adam postawił się w całkiem zgrabny sposób mojemu ojcu, a ja, znając go wystarczająco długo, wiem, że tym sposobem jest w stanie oddać komuś honor i należyty szacunek. Tyle, że rozmówcą nie był nigdy mój chłopak. Kiedy usłyszałam, że może on być dla mnie za stary, nie wiedziałam nawet, kiedy znalazłam się po drugiej strony ściany — w biurze taty. Co za bzdura? Dzieliło nas znacznie mniej niż monstrualne dziesięć, piętnaście lat, które rzeczywiście można uważać wtedy za grubą przesadę.
- Nie jest za stary.
Zdzierżyłam dwoje par oczu wpatrujących się we mnie ze zdziwieniem.
- Tato, parę lat różnicy to nic wielkiego. — Siadam na krześle obok Adama, niepotrzebnie wygadując się o wszystkim, co tu słyszałam. — Poza tym Adam trzymając pieczę nad rodzinnym interesem, ma głowę na karku, prawda? Cholercia, to przecież restauracja obejmująca parę pokoleń! To zaszczyt. — Skończyłam swoją tyradę, oddając każdemu spojrzenie. Adam wyrażał mniej więcej „dzięki, to było budujące”.
- Odette. — Tata odłożył szklankę whisky. — Czy ty wszystko słyszałaś?
- Nie — odparłam naprędce. — Tak. Dobra, tak.
- Nie rób tego więcej. — Westchnął głośno, pocierając skronie. — Ja tu sobie tylko spokojnie rozmawiam z twoim chłopakiem. Wszystko jest w porządku.
Cóż za złudzenie. „Wszystko jest w porządku”. Czasem zbyt szybko wierzę w te słowa, nawet bardzo naiwnie, ale teraz od razu przyłapałam się na myśli, że kompletnie nie trafia to do mnie. Wiedziałam, że mój ojciec po prostu nie trawił Adama, bo ten istniał.
- Zostawisz nas? — spytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dobrze, dobrze. Potem mama szykuje obiad, macie oboje zejść z dobrych humorach. — Uśmiechnęłam się delikatnie, dokładnie tak, jakby rozmowa sprzed chwili nie miała na mnie totalnie żadnego wpływu.
Wróciłam do mojej mamy, zaczęłam pomagać jej w obiedzie i w międzyczasie wymieniłyśmy mnóstwo zdań o tym, co działo się przez te dwa, niezwykle intensywne semestry. Bardziej niż moje niezmienne oceny interesowały ją raczej moje sprawy prywatne, które kręciły się wokół pracy i Adama. Były to w sumie zbliżone kwestie, bo pracowaliśmy razem.
- Tylko wiesz, Odette... — zaczęła, krojąc cebulę. — Pewnie też śpicie razem, bo nie wierzę, że nie, tylko zastrzegam. Uważajcie, dobrze?
Moja twarz od razu przybrała kolor dojrzałego buraka. Nigdy nie byłam przygotowana na tego typu rozmowy, bo nigdy nie musiałam o tym dyskutować, aż do teraz. Kiedy to zabrnęło aż tak daleko?
- T-tak, uważamy. — Bujda. — Poza tym, wracając do rodziny Adama, jest naprawdę bardzo miła. Przyjęła mnie niezwykle ciepło. Wracam tam jak do siebie.
- Musimy się kiedyś poznać na jakiejś wspólnej uroczystości. Miejmy nadzieję. — Puściła mi oczko, upuszczając cebulę na patelnię prosto do rozgrzewającego się sosu spaghetti.
Faceci wrócili dokładnie na obiad. Twarz mojego taty nie zdradzała zbyt wiele, gdyż zwykle był to neutralny wyraz. Adam również, dosyć paradoksalnie, nie wydawał się poruszony. Mama zaprosiła każdego do wspólnego posiłku i podała pełne talerze.
- Adam, może ugotujesz nam coś kiedyś? — rzuciła Amy.
Mężczyzna uniósł lekko brwi, jakby sam nie wierzył w sens tego pytania, ale prędko skinął głową, nie zapominając o subtelnym uśmiechu.
- Jasne, to byłaby przyjemność.
- Clayton też raczej nie ma nic przeciwko. — Mama próbowała zachęcać tatę do jakichkolwiek przyjaznych interakcji, szturchając go delikatnie w nogę. Mimo dyskrecji było to aż nadto widoczne, przez co atmosfera przy stole lekko zrzedła.
- Tak, nie mam nic przeciwko — rzucił z przymusem. — Możemy zjeść?
- Smacznego! — Rozświetliła nas uśmiechem.
Przy stole kręciła się jeszcze niewiele znacząca rozmowa, aż w końcu uświadomiłam rodzinę (jak i samego Adama), że oboje wychodzimy pozwiedzać okolicę, gdyż planowaliśmy to od dawna. Nie, nie było to planowane, ale stwierdziłam, że każda wymówka była dobra, żeby odciąć się od stresującej atmosfery, jaka tu panowała. Adam oczywiście zaskakująco szybko przystał na propozycje i nie musiałam przekonywać go, by odszedł od jedzenia.
Bez potrzeby zakładania bluz, kurtek w tę pogodę, wyszliśmy tak, jak tu przyjechaliśmy. Podjazdem wyszliśmy za bramę wprost na chodnik i jezdnię, która znacznie bardziej przypominała już ścisłe miasteczko, niż moja posesja.
- Wiem, to było wyczerpujące. — Westchnęłam ciężko, łapiąc go delikatnie za dłoń. Splotła się ona w tęsknocie z moją. — Nie musimy rozmawiać o tym, co mój ojciec ci jeszcze powiedział.
- Masz rację. — Skinął głową. — Za dużo tego, ale wniosek już mam. Nie lubi mnie.
- Jeszcze cię polubi... — Przyciągnęłam go delikatnie do siebie, wtulając się w jego ramię. — On jest trudnym człowiekiem, jeśli chodzi o facetów.
- Przyprowadzałaś już do niego kogoś? — Zmarszczył brwi.
- Nie no, zdarzało się... ale to byli tylko koledzy i nic więcej. Zwykle łączył nas tylko jakiś projekt. Wiesz, jak było w szkole za dzieciaka — zaczęłam mu tłumaczyć. — Zwykle nic nie było na poważnie. Wspominając to wszystko, czuję się taka zażenowana, że nie wyobrażasz sobie nawet.
Mężczyzna odpowiedział mi cichym śmiechem.
- Chodzi ci o liceum, tak? — Zerknął. — Wiesz, w liceum moi rodzice znali pojedyncze dziewczyny tylko dlatego, że przyprowadzałem je na jedną noc — dodał, a ja rozszerzyłam nieco kpiąco powieki.
- Tak? No to ciekawie — rzuciłam mu takim tonem, żeby po prostu wiedział, że coś jest nie tak. — Masz się czym chwalić, wiesz?
- Ej, jestem szczery. W związku panuje szczerość. — Chwycił mnie w talii, natomiast z jego ust nie schodził cwaniacki uśmieszek. — Ale nie mówiłbym ci o tym, gdybym nie dojrzał. — Wypiął dumnie pierś.
- Niby masz rację — przyznałam. — Ale w sumie boję się, że kiedyś twój skrywany popęd nie wytrzyma i wrócisz do czasów liceum. — To były autentyczne słowa obaw, lecz odpowiednio zaszyfrowane uśmiechem, potrafiły szybko zwieść rozmówcę.
- Musisz mnie zadowalać — zamruczał mi do ucha, zatrzymując się w jednym miejscu. Poczułam wówczas jego zmysłowy język jadący delikatnie po mojej małżowinie. Dotarł do mnie miły, długi dreszcz.
Faktycznie go zwiodłam. Albo udawał, że nie wie, o co mi chodzi.
- Muszę? — wyszeptałam.
Mężczyzna uśmiechnął się wymownie.
- Przecież będę się odwdzięczać. — Mrugnął w taki sposób, że wiedziałam, iż jestem w stu procentach jego. Uwiódł mnie i uwodził nadal, nie pozostawiając mojemu umysłowi żadnego wyboru.
Kiedy w zupełnej ciszy oboje ładnie mówiąc romansowaliśmy, odezwał się czyjś głos. Bardzo znajomy, dlatego na jego dźwięk gwałtownie obróciłam się i ujrzałam kogoś, kogo nie widziałam całe wieki. Clary Foster, moja dobra koleżanka z liceum, z którą niespodziewanie urwał mi się kontakt zaraz po rozpoczęciu studiów. Nie myśląc zbyt długo, oderwałam się od Adama i miło przytuliłam ją na powitanie.
- Odette! Kopę lat!
- Jeju, tak długo cię nie widziałam — mówiłam ze zdumieniem, uśmiechając się tak szeroko, że policzki zaczynały mnie boleć. — Co się z tobą działo?
- Wszystko. — Zaczęła się śmiać. — Trafiłam na studia weterynaryjne i uwierz, tam jest po prostu rzeź. A kto to? — Przyjrzała się z zadowoleniem Adamowi, który stał zaraz za mną.
No to się zdziwi. Nadal prawdopodobnie miała w głowie tylko moje dawne słowa, że chłopaka to się nigdy nie dorobię z takim kujońskim trybem życia.
Adam?
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz