Bardzo szybko zawróciłem i bez słowa zamknąłem się w mieszkaniu. Chyba zrozumiał przesłanie. Po 10 minutach wyszedłem znowu, bo pies mocno musiał siku, nikt mnie nie napadł, więc uznałem to za mini wygraną. Milo był zjebany, nie umiem go opisać innymi słowami. Dodatkowo był agresywny, sam się przyznał do chęci przywalenia mi. Nawiasem mówiąc, sam miałem mu ochotę walnąć, ale jak trafić w kogoś, kogo nie widać? Tony szarpnął w kierunku schodów.
-Jezu już- Burknąłem i ruszyłem, po próbie bycia miłym dla Milo i psa, udało mi się być nawet miłym dla Toniego. Co uznałem za cud i jakiś radosny znak z nieba. Telefon zabrzęczał w mojej kieszeni.
-Słucham?
-Bracie kochany- Głos mojej siostry momentalnie pozbawił mnie resztek dobrego humoru.
-Co?
-Nie zgadniesz, Jake mi się oświadczył!
- Brawo- Burknąłem. No tak, idealna siostra, idealny chłopak, tfu! Narzeczony! No tak, idealna siostrzyczko!
-Ślub za dwa tygodnie.
-Co? Czemu tak szybko?
-Po co czekać? Rodzice dali mi pieniądze, no i Jake ma dobrą pracę, zapraszam cię i twojego chłopaka! Rodzina chce go poznać!- Zachłysnąłem się śliną.
-Uh, o... Okay
-No to papa, buziaki do zobaczenia!- Rozłączyła się, a ja miałem ochotę jebnąć telefonem w chodnik. Co ja mam teraz zrobić? Przecież on mnie nienawidzi. Westchnąłem i stanąłem, czkając, aż pies załatwi swoje potrzeby. Nie pozostanie mi nic innego jak próba zagadania do Milo, nie chcę, żeby mi wypominali na całej imprezie, jak to szybko zakończyłem związek, pewno mnie wykorzystał i zostawił, nie było to stałe i tyle. Jęknąłem i zatarłem oczy palcami. No to czas wywalić dumę w krzaki. Zabrałem psa i poszedłem pod drzwi do pokoju Milo. Jeden puk, dwa puknięcia.
-Co? Czego tu chcesz?
-Um, mam sprawę.
- Spierdalaj- Trzasnął mi drzwiami przed twarzą, powiew powietrza zawirował mi we włosach. Sapnąłem i zapukałem znowu.
-Mam sprawę!
-Nie obchodzi mnie to!-Moja siostra dzwoniła, zaprosiła mnie i ciebie na ślub, za dwa tygodnie.
-I? Nie jesteśmy razem.
-Milosh, błagam cię.- Drzwi gwałtownie się otworzyły.
-Jak mnie nazwałeś?
-Milosh?
-Milo, mam na imię Milo, nawet nie wiesz jak mam na imię.
-Myślałem, że Milo to zdrobnienie.
-A Naff to niby co?-Naffta?- Cicho prychnął, ale wyraźnie byłem na dobrej drodze.
-Dam ci hajs, nie mam dużo, ale zapłacę.
-Mam hajs
-Dam ci Toniego?
-Po co mi?
-Dam ci spokój do końca życia?
-Mało przekonujące.- Nie wiedziałem co zrobić, co mogłem mu dać?
-Dam ci dupy? Błagam cię, co ślepy może ci dać, naprawdę nie wiem, czego chcesz?
-Bądź po prostu normalny- Zamurowało mnie.
-To tyle?
-Nie dla mnie, skoro mamy być szczęśliwie zakochani na tym weselu to musisz chociaż udawać, że mnie lubisz.- Mówił dość monotonnie.
-Ale ja cię lubię, tylko czasem mnie wkurwiasz- Wymamrotałem i wsadziłem dłoń w kieszeń. Co jak co, ale on był obok mnie. Pomimo mojej wrednoty to stał obok i pozwalał mi na bycie sobą, to nie było częste.
-I vice versa
-Czyli...
-Się zgadzam.- W tym momencie podskoczyłem i uśmiechnąłem się. Może moja radość była blacha, głupia i dziecięca, ale przynajmniej nie musiałem znosić ataku rodziny na mnie, atak Milo byłem w stanie znieśc.
-Dziękuję! Nocleg masz, jedzenie masz, wytrzymaj z moją rodziną dwa dni i będzie wszystko!
-Mhm- Nie mogłem się opanować, wystartowałem do przodu i mocno objąłem raczej nie spodziewającego się tego Milo. Nie wyszło to zgrabnie, zawadziłem dłonią o framugę i trzepnąłem go lekko w biodro, ale przytuliłem go mocno. Stał odrobinę skamieniały pod moim dotykiem i po chwili poklepał mnie po plecach, po czym sam mnie objął. Uśmiechnąłem się w jego bark i cicho mruknąłem.
-Moja rodzina jest pojebana- Wymamrotałem po chwili takiego stania. Milo wybuchnął śmiechem, odsunął się i westchnął.
-Zdążyłem się zorientować.
-No to zajebiście, jak wyjdziesz z tego cały, to mi możesz jebnąć.
-Co?
-Dostaniesz przepustkę jebnięcia ślepego.- Uśmiechnąłem się, skoro mi tym groził rano, to podarowanie mu tego mogło być dobrą decyzją. I wilk syty i owca tylko trochę poobijana. Cisza ze strony Milo była zaskakująca. Nagle złapały go wyrzuty? Raczej wątpię. Najważniejsze dla mnie jednak w tej chwili było to, że rodzina mnie nie zagada na śmierć. Nie będę musiał siedzieć przy stole dla singli, nie będę musiał wysłuchiwać o tym, jakim biednym ślepym chłopcem jestem, i do tego nie ma nikogo! Odetchnąłem z ulgą. No mogłem, miałem jeszcze dwa tygodnie na zepsucie relacji między mną a moim” Chłopakiem".
>mosz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz