9 sie 2018

Od Aarona CD. J.C.

Cicho westchnąłem, gdy po raz kolejny oglądałem piękne, rozświetlone przez lampy uliczki Avenley, które wydawały mi się wyjątkowo klimatyczne nocą. Przerwałem zatracanie się pięknym widoku i ruszyłem w kierunku kuchni, przynosząc danie główne. Stwierdziłem, że przystawka i zupa są zbędne. Dlaczego? Zapytajcie mojego umysłu.
Położyłem na stole udekorowany [najlepiej jak potrafiłem] talerz, na którym leżała apetycznie wyglądająca lasagne bolognese, czyli coś, co większości osób przypada do gustu. Rozłożyłem kieliszki i nalałem do nich kupionego przez kobietę wina.
— Podano do stołu. — poprawiłem muszkę i odsunąłem kobiecie krzesło. — Smacznego. — uśmiechnąłem się życzliwie i zająłem miejsce naprzeciwko.
— Nawzajem. — odparła i zabrała się do jedzenia.
Byłem szczęśliwy widząc, jak je z apetytem kolejne kęsy. Poza tym to, że przyszła, sprawiało mi wyjątkową radość. Z każdym dniem coraz bardziej zatracałem się w swojej pracy. Nie miałem czasu na jakiekolwiek znajomości, poza tymi z biura. Jestem ciągle w tym samym, nudnym kręgu i nie mam chwili, aby z niego wyjść i poznać kogoś nowego. Teraz, gdy jestem na urlopie mam czas na innych, mogę zaczerpnąć świeżego oddechu i spędzić czas w towarzystwie ludzi, a nie dokumentów. Poza tym, z tego co widzę, J.C. również cierpi z powodu przepracowania.
— Sam pan to przygotował, czy wynajął sobie osobistego kucharza? — zaśmiała się cicho i odsunęła pusty talerz.
— Sam, bez niczyjej pomocy. — upiłem łyk wina, po czym wstałem i zabrałem talerze. — Za moment wrócę.
Położyłem naczynia w zlewie, wyciągnąłem z lodówki deser i udałem się w kierunku balkonu.
— Ciasto latte macchiato z odrobiną likieru. — położyłem na stole talerzyki i dolałem wina do kieliszków.
— Chce mnie pan upić? — widzę, że humor jej dopisywał.
— Dlaczego miałbym...? — usiadłem na krześle i zerknąłem ukradkiem na kobietę.
No cóż... — upiła drobny łyk wina, nie dokańczając.
Po zjedzeniu deseru, ponownie udałem się do kuchni, aby odłożyć brudne naczynia. Gdy wróciłem do stołu, kobiety tam nie było. Zajrzałem do salonu. Stała przy komodzie i trzymała w dłoni jedno ze zdjęć. Podszedłem bliżej i lekko się uśmiechnąłem.
Obrazek przedstawiał całą naszą rodzinę na ognisku. Ojciec obejmował szczęśliwą matkę, a ja wraz z bratem, walczyliśmy patykami, szczerząc swoje białe zęby. Ależ stare zdjęcie.
— Kto to? — zapytała kobieta, wskazując palcem na Noah.
— To mój brat.  
— Ma pan brata? — otworzyła szerzej oczy i odstawiła zdjęcie.
— Owszem, młodszego. Nazywa się Noah.
— Pracuje z panem w firmie?
Posmutniałem.
Od zawsze widziałem to, że jestem faworyzowany, jednak nie robiłem w tej sprawie nic i mimo że [chyba jako jedyny] kochałem swojego brata, zostawiłem go samego i zamiast wyciągnąć w jego stronę pomocną dłoń, odepchnąłem go tak, jak reszta rodziny. Teraz musi ciężko pracować na to, aby żyć na jakimkolwiek poziomie, a ja dostaję od życia wszystko za darmo. Żal mi go, chciałbym zmienić naszą relację, naprawić ją, jednak obawiam się, że jest już za późno. 
— Niestety nie.
— Niestety?
— Wybrał pracę w jakimś starym zakładzie naprawy pojazdów. 
J.C. w milczeniu usiadła na sofie, a ja poszedłem po kieliszki i położyłem je przed nami, po czym zająłem miejsce obok kobiety.
— Może zatańczymy, tym razem [prawie] na trzeźwo? Mam nadzieję, że żadna banda przestępców nam w tym nie przeszkodzi. — zaśmiałem się cicho i czekałem na odpowiedź.


J.C.? ♥ 
        
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz