12 sie 2018

Od Althei C.D Lucia

    Każdy kolejny dzień był jeszcze cięższy od poprzedniego. Jakby w moim ciele od dłuższego czasu rozprzestrzeniał się jad, zaglądający w każdy korytarz żył. Jad tak potężny, że traciłam siły na cokolwiek. Z bólem oglądałam tylko, jak przed moimi oczami rozgrywa się to, przed czym tak bardzo chciałam nas uchronić. Z każdą chwilą ojciec zagarniał sobie po jednym skrawku mojej siostry, a ja nie umiałam nawet zrozumieć, co ją do niego tak ciągnie. On urządził nam piekło i nic tego nie zmieni. Nic. Nawet, gdyby kurwa sufit mi się na głowę walił, to nie przestanę darzyć go tą samą nienawiścią. Przeprowadzić też się nie przeprowadzę, czego nie można powiedzieć o powolnych działaniach Lucii, która wyraźnie do tego dążyła. Widząc ją w domu, miałam wrażenie, jakby była to dla niej czysta formalność. Tylko uśmiechała się na powitanie, jadła, wychodziła, zostawiając mnie z Duchem pośród czterech, zimnych ścian. Za każdy razem powtarzała, że idzie spotkać się z koleżankami, ale szybko doszło do mnie, że ona nigdy nie miała aż tak dobrego kontaktu z rówieśnikami. Bardziej trafiała do mnie myśl, że to z ojcem utrzymuje dalej kontakt, a zwyczajnie mi o tym nie mówi. Świadomość, że są rzeczy tak ważne, które przede mną ukrywała, dotkliwie wbiła mi nóż w plecy. Czułam powolne, nieustające krwawienie. I to nie był okres. 
    Od paru dobrych tygodni nawet nie kusiłam się o podążanie za siostrą. Obudziłoby to we mnie niepotrzebne wyrzuty sumienia, aczkolwiek widząc, jak sytuacja pogarsza się coraz bardziej, po prostu jednego dnia wyszłam za nią z mieszkania. Kwestią czasu pozostało to, zanim doprowadziła mnie do bogatej dzielnicy, w której żył ojciec. Otaczające mnie niezliczone, unowocześnione do granic możliwości budynki i niesamowita okolica sprawiły, że czułam jeszcze większą różnice między dwoma poziomami życia. Czułam się wręcz nieswojo. Nie można sobie nawet wyobrazić, jak trudno przywyknąć do myśli, że nagle, zupełnie znikąd, pojawia się ktoś, kogo wolałbyś zobaczyć martwego…
    Dojechałam windą na sam szczyt budynku. Minęłam ludzi rozmawiających spokojnie na korytarzu i modliłam się w duchu, by utrzymać w sobie właśnie takie opanowanie. Choć sama wiedziałam, że długo nie dam rady, zwłaszcza jeśli na widoku pojawi się ojciec. Lada moment doszłam do drzwi i wręcz wstrzymując oddech, nacisnęłam delikatnie klamkę. Otwarte. Bez słowa ruszyłam dalej korytarzem, słysząc jak z każdym krokiem głosy są coraz wyraźniejsze. Poczułam zaledwie najmniejszy ślad zaskoczenia, gdy doszło do mnie, że to Lucia rozmawia z ojcem. Szybko omiotłam wzrokiem pokój: ani śladu po zerwanych ubraniach, dziwkach czy alkoholu. Potem ostre spojrzenie niebieskich oczu przerzuciło się na dwójkę ludzi.
    Uśmiechy niemal od razu spadły im z twarzy, ustępując miejsca głębokiemu zdziwieniu. Urządzenie, jakie przemieściło się nagle z rąk Lucii do rąk ojca było jednak najmniej ważną dla mnie sprawą. Może ją przekupywał, a może po prostu chciał podnieść jej poziom życia. Niewiele wiedziałam, będąc odstawioną na bok przez parę tygodni, kiedy umykał mi każdy fakt.
    - Kłamstwa – rzuciłam mimochodem – kłamstwa i więcej kłamstw. Nie wiedziałam, że mogę się tego po tobie spodziewać, Lucia. Tyle lat wychowywania, starania się, byś czuła się jak najlepiej, a teraz dostaje kulkę w plecy. - Patrzyłam na nich z jednakowym wyrazem twarzy. Zawód, niezrozumienie. Na chwilę opanowała mnie totalna obojętność.
    - Ale Alti… ja – wydukała – wiedziałam, że po prostu tego nie zaakceptujesz… daj naszej rodzinie szansę, choć jedną…
    - I dobrze myślałaś, nie zaakceptuję tego. Rodziną jestem ja z tobą, ale nikt więcej, od kiedy umarła babcia i mama. – Zacisnęłam usta w cienką kreseczkę, próbując się nie rozpłakać, po czym wymruczałam pod nosem. – A teraz cieszcie się sobą… – Nie dałam nikomu dojść do słowa. Odwróciłam się na pięcie, dusząc nagły szloch w piersi i zaczęłam biec do windy, nie słysząc odbijających się za mną obcych kroków.
    Od wewnątrz wyżerała mnie czarna rozpacz. Pomimo że wszystkie te obawy szeptały gdzieś za mną, że są możliwe, wręcz prawdziwe, to nigdy w życiu nie poczułam się bardziej opuszczona. Oszukana. Słowa, że moja młodsza siostra zawsze jest przy mnie po prostu wygasły. Uzupełniły się powietrzem, były puste. Gdy prześladowała mnie nieustannie potrzeba przytulenia się, pogłaskania po głowie, przypominałam sobie o Lucii, ale jej tu nie było. Oddalałyśmy się od siebie coraz bardziej; szybko nawet doszłam do wniosku, że ojciec po raz drugi rozwala nam rodzinę, tą na którą tak usilnie pracowałyśmy. Nim wydostałam się z objęć totalnego zamyślenia i szoku, wokół mnie pojawiło się zacisze mieszkania. Rzuciłam torbę tak gwałtownie, jakbym chciała roztrzaskać ją o kanapę. Usiadłam na niej, zacisnęłam mocno powieki, mając nadzieję, że każde paskudne uczucie, jakie mnie gryzie, odejdzie. Ale nic nie pozwalało mi odwrócić myśli od druzgocącej świadomości, że z dnia na dzień tracę moją siostrę. Że ona powoli zmierza w kierunku ojca, oddając mnie szponom samotności.
    Drżącymi dłońmi chwyciłam telefon, szukając jednego numeru w liście kontaktów. Moje myślenie zupełnie się wyłączyło. Nie chciałam nawet go w tej chwili używać, mając wrażenie, że wszystkie uczucia powalą mnie z powrotem na kolana, bym całowała pięty własnym lękom. Samotność pokonywała jednak wszystko. Strata siostry również. Dlaczego nie potrafiłam nawet zadziałać? Cholera, nie mogłam wyzbyć się tej pesymistycznej myśli, że wszystko zostało skończone. Nie było. A jednak uciążliwe uczucia i obawy tego dnia szukały ujścia; jak silna bym się nie okazała, nie potrafiłam ich przekrzyczeć.
    Zdążyłam zaledwie wykonać jedno połączenie. Po niespełna dziesięciu minutach rozległ się stukot. Nastał jeszcze parę razy, zanim zdecydowałam się ruszyć z kanapy. W progu stał oczekiwany gość, barman, który często próbował ze mną flirtować na naszej zmianie. Przez głowę jeszcze parę razy przeszło mi pytanie, na które nie znałam odpowiedzi. Dlaczego to robię? Co ja robię tak właściwie? Zaprosiłam go do siebie, zaprowadziłam do kanapy, starając się ukryć mokre i zaczerwienione od płaczu policzki pod osłoną ciemności. Kiedy z nagła naparłam na niego swoim ciałem, czułam, że próbował odpowiedzieć protestem. Wyczytawałam to z jego niepewnych gestów i pocałunków, które oddawał tak, jakby na ustach malowało mu się czyste zdziwienie. Jego opory jednak nie miały tu nic do rzeczy. Po niespełna paru głębszych pocałunkach, kiedy wędrowałam palcami po jego ciele, czułam, jak ulegał.
    Przespałam się z nim. Po prostu. Żeby pozbyć się na chwilę wszystkiego, co mnie otacza: stresu, obaw. Myśl o tymczasowym relaksie przestała wydawać się dla mnie taka zła i pokusa znacznie zyskała na sile, czyniąc z siebie przeszkodę nie do pokonania. Jeszcze chwilę leżałam w objęciach mężczyzny, zakryta częściowo kocem. Nie mówiłam nic. Nawet mój wyraz twarzy nie sugerował, czy mi się podobało, czy nie. Jedyne co robiłam, to wdychałam nieprzyjemny smród płynący z dymu papierosowego, który stwarzała fajka mężczyzny.
    Nie usłyszałam nawet otwieranych drzwi, wpatrzona bez wyrazu w przestrzeń przede mną. Byłam jak pusta w środku.

[Lucia?]

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz