Kiedy kobieta dotknęła kącika moich ust, przez ciało przeszedł mi lekki dreszcz, a w oczach pojawił się błysk. Cóż mam robić, kiedy chcę zachować się normalnie, ale moje ciało odmawia mi posłuszeństwa?
Daniel, Daniel. Jesteś w wesołym miasteczku na zwykłym, niezobowiązującym spotkaniu, które miało na celu to, aby Daisy wyrwała się z domu i spędziła czas w ciekawszy sposób. Wracaj do pionu.
— Nie widzę Daisy. — ze stanu euforii wyrwał mnie cichy, aczkolwiek pełen niepokoju głos Idy, która z przerażeniem rozglądała się na każdą możliwą stronę, aby namierzyć dziewczynę.
Nie odpowiedziałem, jednak zmrużyłem oczy i przeczesywałem wzrokiem kolejne atrakcje, aby zauważyć na którejś z nich roześmianą Daisy.
Niestety, tak się nie stało i mimo rozglądania się w okolicy, nie mogliśmy jej znaleźć.
— Ida, musimy się rozdzielić. — z kieszeni wyjąłem mapkę wesołego miasteczka. — Ja zajmuję się lewą, ty prawą częścią. Musimy szybko ją znaleźć, bo może skończyć się źle. — uniosłem wzrok na kobietę, która pewnie kiwnęła głową i ruszyła we wskazanym przeze mnie kierunku.
* * *
Wnikliwie przyglądałem się każdej atrakcji, każdemu zakątkowi, każdej szczelinie, szukając dziewczynki. Nigdzie, ale to nigdzie nie mogłem jej znaleźć i z każdą chwilą narastał we mnie strach. To nie jest bezpieczne miejsce dla samotnego dziecka.
Wysiliłem wzrok najbardziej jak mogłem, próbując dostrzec zagubione dziecko. Zatrzymałem się na moment, złapałem głowę w dłonie i bezwładnie opadłem na trawę, tracąc wszelką nadzieję, kiedy moim oczom ukazała się Daisy we własnej osobie, siedząca z jakimś obcym mężczyzną przy stoliku i popijająca jakiś kolorowy, przyciągający wzrok koktajl.
Wstałem, otrzepałem ubrania i żwawym krokiem ruszyłem w kierunku zadowolonej gromadki.
— Daniel! — dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, tak jakby nic się nie stało i dalej sączyła swój chemiczny napój, mając na swojej głowie dłoń obcego mężczyzny, którego twarz momentalnie zbladła na mój widok.
— Daisy, jak się tu znalazłaś?
— Ten pan zaproponował mi pyszny koktajl za darmo! Właśnie mieliśmy jechać razem do fabryki słodyczy, ale musimy jechać szybko, bo zaraz ją zamkną!
Zmarszczyłem brwi i zmiażdżyłem wzrokiem obcego mężczyznę, który przybrał kolor kartki papieru.
— Pan jej zaproponował? —odparłem tak niskim i pełnym złości tonem, że sam bym się siebie przestraszył.
— Tak. — odparł arogancko, próbując zachować twarz.
Podszedłem bliżej niego, a ten wstał, po czym zmierzył moją sylwetkę wzrokiem. Był niski, nieco zgarbiony, a jego spojrzenie było... Budzące dziwny niepokój.
— Dziwne, że nie zaproponował jej pan odprowadzenia do opiekunki, tylko wycieczkę do "fabryki słodyczy." — zacisnąłem dłoń w pięść i czułem, jak żyłki na mojej twarzy pulsują tak, jakby zaraz miały eksplodować.
— To nie tak, jak pan myśli... — zaśmiał się, ułożył ręce w geście kapitulacji, po czym zaczął uciekać.
Ruszyłem czym prędzej za nim i po kilkunastu sekundach go dorwałem, po czym chwyciłem jego kołnierzyk i uniosłem mężczyznę kilka centymetrów nad ziemię, aby był na wysokości mojej twarzy.
— No i co, zamierza mnie pan uderzyć? — zaśmiał się bezczelnie, a ja postanowiłem wykonać jego prośbę. Wziąłem zamach i uderzyłem go pięścią w nos tak, że dało się słyszeć tylko ciche chrupnięcie i upadek na ziemię. — Tylko na tyle cię stać? — poderwał się chwiejnie z ziemi, a wokół nas zebrało się spore grono widzów.
Nie wytrzymałem i uderzyłem go jeszcze raz, raniąc sobie przy tym pięść, jednak opłacało się, po tym jak nieznajomy padł na ziemię i spojrzał na mnie podbitym okiem.
— Daniel? — usłyszałem ten cichy, dobrze znany mi głos, który przyprawiał mnie o [pozytywne rzecz jasna] dreszcze. — Co tu się stało? — trzymała Daisy za rękę, po czym spojrzała w moje rozwścieczone oczy, a następnie zjechała wzrokiem w dół, zerkając na obdarte knykcie. — Trzeba będzie to opatrzyć.
Ida? ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz