18 sie 2018

Od Antoniego CD Nivan

Chciałem, żeby na mnie spojrzał. Żeby nie kulił się przy barze, żeby nie zaciskał dłoni na przedramieniu, żeby nie opuszczał wzroku, a po prostu zerknął.
Może żeby nasze spojrzenia spotkały się na chwilę, żebym miał pretekst, aby podejść do mężczyzny, poklepać go po plecach i po prostu powiedzieć, że jakoś się ułoży, nawet jeżeli i przeze mnie teraz się sypało. Życie, i tak dalej.
Bo przecież nigdy nie życzyłem Oakleyowi źle, wręcz przeciwnie, chciałem zobaczyć, że w końcu poukładał sobie w spokoju życie, że podjął dobrą decyzję, znikając i rozpływając się w powietrzu, że wyszło mu to na jeszcze lepsze. Bo w końcu właśnie w ten sposób miało być ok, prawda?
Spoglądałem na mężczyznę praktycznie cały czas, zastanawiając się, gdzie podziała się ta lekko kobieca szczęka, zadziorne spojrzenie i dłuższa grzywka, kiedy zostały one zastąpione krótkim zarostem i okularami, naturalnością zamiast kolorem. Ale przecież miał trochę lat na karku. Miał prawo, aby wydorośleć. Miał również prawo, aby w ogóle tego nie robić.
Przetarłem twarz dłonią, wzdychając ciężko i prawdopodobnie żałując, że w ogóle zacząłem temat i że odszedłem (choć ta decyzja mogła wyjść na zdrowie, przecież w pewnym momencie miałem wrażenie, że te śliczne dłonie polecą w kierunku mojej twarzy). Wziąłem łyk whisky, no i wstałem ponownie, by powoli do niego podejść.
Ktoś w końcu powinien grać tego dojrzałego.
Musnąłem palcami ramię mężczyzny. Delikatnie, już bez tego chłodu i drobnego wkurwienia.
— Chodź, świeże powietrze nam się przyda, mam dosyć tego zatęchłego baru — mruknąłem cieplej, puszczając w stronę Oakleya niezbyt śmiały uśmiech. — I mogę zrobić ci herbatę. Pewnie się przyda, co?
Zagryzłem po raz kolejny tego wieczora policzek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz