2 sie 2018

Od Carlo cd. Katfrin

Widziałem, że dzwoni, jednak nie odebrałem. Nie mogłem tego zrobić po tym, jak zacząłem ją oskarżać o Bóg wie jakie rzeczy, będąc pijanym.
Odezwę się do niej, ale nie teraz.
Ten dzień spędziłem z Danielem, oglądając mecze i popijając piwo. Oczywiście, kumpel pilnował, abym nie przeholował z alkoholem i co chwilę bacznie zerkał w moją stronę, obserwując, czy nie czerwienieję.
Czułem się dziwnie, widząc, jak z radością klaska, czy gwiżdże przy wzlotach i potknięciach drużyny piłkarskiej. Próbowałem zachowywać się tak samo jak on, aby nie dać po sobie niczego znać, jednak nie potrafiłem. Moje myśli krążyły wokół jednej rzeczy, a konkretniej osoby. Była to, jak się zapewne spodziewacie - Katfrin.
Wybiła dopiero godzina dwudziesta, a ja miałem już dość bezczynnego siedzenia.
Nie mogłem od tak po prostu patrzeć na telewizor i  obserwować, jak czas leci.
Ukradkiem zamówiłem taksówkę i powiedziałem Danielowi, że wracam za jakiś czas.
Ubrałem marynarkę, eleganckie buty i wsiadłem do samochodu.
Po kilkunastu minutach drogi, moim oczom ukazała się już dobrze znana okolica.
- Dziękuję, dalej pójdę sam. - rzuciłem kierowcy do rąk stanowczo zbyt duży pęk pieniędzy i kazałem zatrzymać mu resztę dla siebie.
Pospiesznie ruszyłem w kierunku schowanej wśród drzew posiadłości.
Musiałem porozmawiać z Katfrin o tym, co się wydarzyło i czy ona czuje to samo, co ja.
Pragnąłem to wiedzieć, nawet, jeżeli miałbym się ośmieszyć.
Przytruchtałem do furtki i nacisnąłem dzwonek.
Schowałem ręce w kieszeni i cierpliwie czekałem, jednak z każdą chwilą coś mi nie pasowało. Wychyliłem się i dostrzegłem, że w całym domu jest zgaszone światło.
- Cholera, nie ma jej.
Poczułem, jak coś mokrego spływa mi po policzku.
Łza? Nie.
Deszcz, który z każdą sekundą zmieniał się w coraz większą ulewę.
Jeszcze tego brakowało.
Schowałem się pod jednym z drzew i czekałem, aż dziewczyna przyjedzie. Mimo tego, że nade mną pięło się rozłożyste drzewo, z liści skapywały ciężkie krople, które w moment sprawiły, że wyglądałem jak po prysznicu.
Po prawie godzinie ujrzałem jasne światła samochodu.
Byłem zmoknięty i telepały mną drgawki. Zapewne będę przeziębiony w środku lata.
Auto zatrzymało się przed bramą, która wydała z siebie głośny dźwięk i zaczęła się powoli otwierać.
Wykorzystałem moment, w którym pojazd stał w miejscu i uchyliłem drzwi kierowcy.
- Katfrin, musimy porozmawiać! - odgarnąłem swoją zmoczoną grzywkę, która uporczywie zasłaniała mi widok.
Zaraz, co?
W fotelu siedział mężczyzna, może niedużo starszy ode mnie, który przyglądał mi się marszcząc brwi. Obok niego siedziała Katfrin, z uśmiechem na twarzy.
Kto to kuźwa jest? Znalazła sobie nowego w jeden dzień?
Oparłem dłoń o dach samochodu i przybrałem rozwścieczony wyraz twarzy.


Katfrin? <Pora wplątać w to Bellamiego 8)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz