Odstawiłam czarny rower do garażu, po czym zapukałam w wiecznie zamknięte drzwi biało-błękitnego domku. Otworzył mi je tata, na nosie miał czarne, żyłkowe okulary, a kilkudniowy zarost był doskonale widoczny na jasnobeżowej skórze mężczyzny w średnim wieku. Na mój widok rozpromienił się, wręcz wpychając mnie do środka. Widok całkowicie zaskoczonej, a zarazem szczęśliwej Madison wprawił mnie w zakłopotanie. On, mama, co się z nimi stało? Kobieta przegryzła wargę i spojrzała na mnie spod wymalowanych powiek. Rozchyliła usta, najwidoczniej po to, aby wydusić chociażby słowo, ojciec stał kilka metrów dalej, opierając się o kuchenny blat. Odwróciłam się w jego stronę, wzrokiem jasno zaznaczając, że jeśli nie wyjaśnią, o co tym razem chodzi, nici z weekendowego wypadu na ryby. Odeszłam nieco dalej, otworzyłam drzwiczki szafki i wyjęłam z niej kupkę krówek, rzucając je tuż przed Mad. Ma do nich słabość, szach, mat. Usiadłam na krześle obok niej, zagarniając wszystkie cukierki do siebie. Dodałam, że jeśli tak to ma wyglądać, to poza wędkowaniem odpuścimy sobie jeszcze podwieczorek, tradycyjny rytuał. Na ich nieszczęście doskonale znałam kryjówkę, w której przechowywano słodycze. Była okropnie zmieszana, co rusz spoglądała na męża. Zaśmiałam się, w żadnym stopniu nie był to wredny śmiech. Chciałam zagonić ich w kozi róg.
— No dobrze, skoro tak, nie musicie mówić. Zawołajcie, kiedy będzie kolacja. — Machnęłam na pożegnanie. — Albo zdecydujecie się wyznać, o co chodzi. Wiecie, gdzie mnie znaleźć.
Wróciłam do swojego pokoju, od razu zasiadając do laptopa. Dzisiejszy cel? Ostatni sezon Winter, dwa odcinki i dwugodzinny finał, czyli coś, na co oczekiwałam od początku. Owszem, byłam z dziewczyn, które uwielbiają odpalić ulubiony serial, wziąć ulubionego kota, ulubiony napój i ułożyć się na ulubionych poduszkach, obędzie się bez ulubionej czekolady, bo do tego stopnia nie utożsamiam się ze stereotypowymi widzami Winter, It's Garry, Nardeein czy MyCASN. Kot wylegiwał się na parapecie, słoneczne światło ogrzewało jego niechude ciało pokryte grubą warstwą rudego futra. Starannie wyszukiwała epizodu ósmego szóstego sezonu, w którym główny bohater, Theo, przeczytawszy każdą księgę na temat magii, próbował dociec, co jest przyczyną kilkuletniej zimy. It's Garry opowiadał niemalże w całości o satyryku imieniem właśnie Garry, gościu znany na cały świat okazywał się kanciarzem, oszukiwał wszystkich, a wszyscy i tak się z niego śmiali, oczywiście w tym pozytywnym sensie. Sam serial... mocne osiem na dziesięć, polecam go każdemu, no, prawie. Jeśli twój nie istnieje, nie oglądaj, stracisz czas. Nardeein, czyli serial, który znajduje się na piątym miejscu w moich ulubionych produkcjach to historia młodej szlachcianki, która odkrywa tajemnicę swojego pochodzenia w mieście Nardeein, podróżuje przez inne kraje i tereny, aż w końcu... zresztą, bez spoilerów. MyCASN było ex aequo pierwszym miejscem, zaraz przy Winter. MyCASN, czyli My Cousin And Stupid Nanna, to z kolei nie jest do końca... hm, jakkolwiek by to nazwać — kocham całym sercem i jestem w stanie powtarzać sezony jeden za drugim, aby tylko przypomnieć sobie, jak cudny jest główny bohater, Connor, a także znów wzdychać jak powie "Kocham cię", co zdarzyło się chyba dwa razy, a ja i tak włączałam ten moment od początku, tak kilkanaście razy, następnym razem kolejne kilkanaście, jeszcze raz i tak w kółko. Aktualnie mam przerwę, ale ręczę, że kiedy tylko oficjalnie skończę z Winter, wracam do Connora, Nanny i Tristana, później kończę Boyfriends, znowu Winter i koniec końców Thisdale, do którego nakłania mnie Sam. Ruda laska ma problemy, chorego na zanik mięśni chłopaka i niezbyt miłe życie, tak w skrócie. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk, który oznaczał, że przyszedł do mnie SMS.
— No dobrze, skoro tak, nie musicie mówić. Zawołajcie, kiedy będzie kolacja. — Machnęłam na pożegnanie. — Albo zdecydujecie się wyznać, o co chodzi. Wiecie, gdzie mnie znaleźć.
Wróciłam do swojego pokoju, od razu zasiadając do laptopa. Dzisiejszy cel? Ostatni sezon Winter, dwa odcinki i dwugodzinny finał, czyli coś, na co oczekiwałam od początku. Owszem, byłam z dziewczyn, które uwielbiają odpalić ulubiony serial, wziąć ulubionego kota, ulubiony napój i ułożyć się na ulubionych poduszkach, obędzie się bez ulubionej czekolady, bo do tego stopnia nie utożsamiam się ze stereotypowymi widzami Winter, It's Garry, Nardeein czy MyCASN. Kot wylegiwał się na parapecie, słoneczne światło ogrzewało jego niechude ciało pokryte grubą warstwą rudego futra. Starannie wyszukiwała epizodu ósmego szóstego sezonu, w którym główny bohater, Theo, przeczytawszy każdą księgę na temat magii, próbował dociec, co jest przyczyną kilkuletniej zimy. It's Garry opowiadał niemalże w całości o satyryku imieniem właśnie Garry, gościu znany na cały świat okazywał się kanciarzem, oszukiwał wszystkich, a wszyscy i tak się z niego śmiali, oczywiście w tym pozytywnym sensie. Sam serial... mocne osiem na dziesięć, polecam go każdemu, no, prawie. Jeśli twój nie istnieje, nie oglądaj, stracisz czas. Nardeein, czyli serial, który znajduje się na piątym miejscu w moich ulubionych produkcjach to historia młodej szlachcianki, która odkrywa tajemnicę swojego pochodzenia w mieście Nardeein, podróżuje przez inne kraje i tereny, aż w końcu... zresztą, bez spoilerów. MyCASN było ex aequo pierwszym miejscem, zaraz przy Winter. MyCASN, czyli My Cousin And Stupid Nanna, to z kolei nie jest do końca... hm, jakkolwiek by to nazwać — kocham całym sercem i jestem w stanie powtarzać sezony jeden za drugim, aby tylko przypomnieć sobie, jak cudny jest główny bohater, Connor, a także znów wzdychać jak powie "Kocham cię", co zdarzyło się chyba dwa razy, a ja i tak włączałam ten moment od początku, tak kilkanaście razy, następnym razem kolejne kilkanaście, jeszcze raz i tak w kółko. Aktualnie mam przerwę, ale ręczę, że kiedy tylko oficjalnie skończę z Winter, wracam do Connora, Nanny i Tristana, później kończę Boyfriends, znowu Winter i koniec końców Thisdale, do którego nakłania mnie Sam. Ruda laska ma problemy, chorego na zanik mięśni chłopaka i niezbyt miłe życie, tak w skrócie. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk, który oznaczał, że przyszedł do mnie SMS.
Noah Brown: Cześć, Louise. Co u ciebie?Wow, Noah, ten Noah, sam z siebie napisał do mnie wiadomość.
Ja: Świetnie, Noah. Po dniu z taką osobą na pewno nie mogę czuć się źle...Trzeba dolać nieco oliwy do ognia, nie w tym złym sensie...
Noaah?♥
Trochę leję wodę, ale masz odpis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz