1 sie 2018

Od Louise cd. Noaha

        Matka wysłała mnie po to coś na a z Noahem.
        Równie dobrze on mógł iść, a ja zostać, popatrzeć, posłuchać, może bym się czegoś dowiedziała. Czegoś, czegokolwiek, mogłam robić wszystko i nic, cokolwiek, słowo daję.
        — Nie jesteśmy dziećmi. Równie dobrze nie muszę iść z tobą, skoro tak bardzo tego nie chcesz. — idąc dalej, dogoniłam go. — Wytłumacz mi, proszę, czym jest ta część na a.
        Skwaszona mina świadczyła o tym, że sytuacja i dla niego nie należy do komfortowych i w pełni zadowalających. Nie chciał odpowiedzieć na moją prośbę. Ja z drugiej strony nie miałam prawa nalegać, zawsze mógł mnie odesłać z powrotem czy raz, a porządnie krzyknąć.
        — Wysyła prąd do innych części samochodu, a jak nie działa, to akumulator jest wyładowany i auto nie jedzie — odparł po chwili.
        Podgryzłam wargę, starając dorównać kroku Noah. Przysięgam, że jego irytujący głos sam w sobie przyprawiał mnie o dreszcze, te niezbyt miłe dreszcze. I co? Patrzył się na mnie, co rusz, co chwilę zerkał wzrokiem, a później udawał, że nic takiego nie miało miejsca i to ja wgapiam się w niego, jak w obrazek. Wyjęłam z kieszeni telefon, po czym weszłam na BeAvley, aby z czystej ciekawości i braku jakiejkolwiek rozrywki skontrolować stan obserwujących i nieodczytanych wiadomości. Dziewięć tysięcy osiemset siedemdziesiąt dwa, czterdzieści trzy nieotworzone konwersacje, pięknie. Nigdy nie uważałam się za postać typowo znaną wśród osób w moim wieku, za kogoś znanego bardziej, niż ktokolwiek inny z mojego liceum. Mimo całkiem potężnych liczb na BA, moja "sława" ograniczała się do wrzucania zdjęć co trzy dni, dodawania kilkudziesięciu hashtagów i... tyle. No dobrze, dochodzi do tego podszywanie się, że tak to nazwę, pod niejaką Miley, lecz z czasem przestało to być problematyczne i stało czystą rutyną. Wątpię, aby chłopak w jakikolwiek sposób mnie chociażby kojarzył, czy z nicku, czy opowieści. Nie raz słyszałam, jak grupka dziewczyn powtarza, że styl, w jakim xx_miley prowadzi konto jest zadziwiający, idealny i czadowo odlotowy i, że zazdroszczą jej, to znaczy mi, tak na dobrą sprawę, takiej liczby followersów. Ciężka praca popłaca, tego jestem bardziej niż pewna.
        — Jeszcze pięćdziesiąt pięć metrów — burknął niechętnie Noah, widząc, że ani razu nie zainteresowało mnie to, co mruczał wcześniej. — Altenat...
        — Coś czuję, że nie będzie odpowiedniego w sklepie. — Spojrzałam na niego wzrokiem, który sam prosił się o zakład. Rzadko kiedy ryzykuję. — Założysz się?
        — Nie.
        — Tak.
        — Nie.
        — Proszę cię. Nie zgrywaj tchórza.
        Czułam się pewnie.
        — O kawę. — Machnął ręką. — Niech ci będzie.
        O kawę, założyliśmy się o kawę. I on sam to zaproponował, wypłynęło to z jego ust, z własnej woli. Mogłabym go poznać, mechanika, który chyba szczerze mnie nie lubi, a także mojego towarzystwa. Nie przeżywaj, Lou.
        Kiedy przekroczyliśmy próg niedużego sklepu, dzwoneczek obok drzwi zadzwonił tuż nad moim uchem. Skrzywiłam się. W tym czasie Brown kulturalnie zapytał o altenat. Usłyszałam krótkie "Brakło" i już wyobrażałam sobie, jak siedzimy w kawiarence i... zaraz z niej wychodzimy, bo znając życie nie znajdziemy stosownego tematu. To by nie było takie złe. Odwrócił się do mnie i mruknął, że o piętnastej kończy pracę, więc mam poczekać tę nędzną godzinę. Spojrzałam na zegarek, faktycznie, dochodziła czternasta. Dodał, że drugi sklep, w którym ceny nie osiągają kosmicznych liczb znajduje się kilkanaście kilometrów dalej, poza granicami miasta. Przytaknęłam.
        Chwilę później siedzieliśmy w metrze, wokoło nas tłum innych mieszczan, chcących dostać się do miasta obok, podobnie jak my. Z tego, co się dowiedziałam, właściciel owego sklepu zwie się Stork i jest bliskim przyjacielem Smitha. Ponoć należy do niezwykle dobrych osób i hojnie obdarza każdego, kto wyda ponad pięćdziesiąt avarów w sklepie darmową przywieszką do kluczy, sakiewką na nie i zapachem w płynie (co jest bardziej cenione, niż podarunek Smitha, wiadomo, nawet, jeśli to nasz krewny, czy Bóg wie kto).
        Na nasze szczęście Bocian, to znaczy Stork posiadał altenat...or do punciaka mamy. Wróciliśmy (szczęśliwi bądź udający szczęście) do warsztatu.
        A kiedy fiat był w pełni sprawny...
        — Dziękuję ci, chłopcze, dziękuję, dziękuję, dziękuję. — Mama rzuciła się na Noaha z podziękowaniami, a ja ze Smithem o mało nie padliśmy ze śmiechu. — Louisko, jedziesz ze mną?
        — Dziękuję mamo, ale nie. O piętnastej umówiłam się z... Sam, a mamy czternastą czterdzieści trzy, nie ma sensu tak jechać i wracać. — Z pewnością nie jestem mistrzem w okłamywaniu czterdziestolatek.

Noah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz