2 sie 2018

Od Rachel cd. Davida

Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, David wziął mnie na ręce z uśmiechem na ustach. Nie tym razem!
- Ja też cię bardzo lubię Rachel - zaśmiał się. - Szczególnie, kiedy biegniesz w przydużym dresie i zwalasz mnie ze schodów, aby mnie przytulić.
Śmiesz mi to wypominać? To był twój świetny pomysł, ty chciałeś zbiegać po schodach, ja tylko założyłam nieodpowiednie ubranie!
- Zamknij się idioto!
Sprawnie się wyrwałam i ponownie oparłam o barierkę. Nie mogłam oderwać wzroku od błyszczącej tafli jeziora, to wszystko robiło na mnie ogromne wrażenie. Całe życie przesiedziałam w domu i szkole, co jakiś czas wychodząc po papierosy i jedzenie. Nie przypuszczałam, że natura może być aż tak ładna. Teraz żałuję, ale co zrobić? Mówi się trudno i żyje się dalej.
Poczułam, jak ktoś robi sobie ze mnie podpórkę, jak się domyślam, David.
- Przychodzi baba do lekarza.. - szepnął mi na ucho.
Nie spodziewałam się tego, więc z przerażeniem odskoczyłam, jednocześnie próbując nie udusić się ze śmiechu. David, jesteś dzisiaj niemożliwy.
- Chcesz, żebym zeszła na zawał Carter?
- Ależ oczywiście, że nie. Delektuj się, a ja idę pobawić się z psem.
Chłopak wskazał palcem stolik, a ja dopiero teraz dostrzegłam leżąca na nim tacę ze słodyczami. Mój szósty zmysł wyczuwania cukru zaczyna zawodzić, należy szybko wpałaszować ile tylko się da, zanim będzie za późno.
Usiadłam powoli i ostrożnie na krześle, jak gdyby bojąc się, że pianki, niczym małe chmurki, odlecą, a czekolada roztopi się na mój widok. Upewniwszy się, że moim kochanym kaloriom nic głupiego nie przyjdzie do głowy, dosłownie rzuciłam się na otwartą przez Davida wcześniej paczkę żelków. Po żelkach przyszła kolej na pianki, które wystarczyły mi na zaledwie kilkadziesiąt sekund, po piankach czipsy, po czipsach czekolada. Dopiero, gdy na tacy nie zostało już prawie nic, zaczęłam zastanawiać się, jakim cudem spalę to wszystko.
Co jakiś czas słyszałam komendy wykrzykiwane przez Davida, a po chwili sam podszedł do mnie z szerokim uśmiechem.
- Już nie mogę - mruknęłam, kładąc dłoń na brzuchu.
Widzisz? Trafiłeś na profesjonalistę, ty nie zjadł byś połowy tego, co ja.
- To dobrze, że czujesz sytość. Już zaczynałem się martwić, że masz jakiegoś tasiemca, czy coś.
- Cicho bądź.
- Zaraz przyjdę.
Z przerażeniem dostrzegłam, że mężczyzna kieruje się w stronę węża ogrodowego, miałam już kilkanaście scenariuszy, jak chciał go wykorzystać. Sprawdził się najczarniejszy, zostałam podle spryskana wodą. Nie zaśmiecając myśli faktem, że ją sama również wepchnęłam Davida pod prysznic, zerwałam się z krzesła i zaczęłam szukać ostrego narzędzia. Właściwie, to czegokolwiek, czym dało się wyrządzić krzywdę.
- Co jest?! To oznacza wojnę! - krzyknęłam.
Niestety, nie znalazłam niczego, co by mnie zadowoliło, a Carter nadal miał wąż w rękach. Sporo ryzykując, podeszłam bliżej do chłopaka i znów zostałam spryskana wodą. Tym razem o wiele mocniej. Odrzuciłam do tyłu mokre włosy i ignorując śmiech Davida, odwróciłam się i odeszłam obrażona. Nie doszłam daleko, ponieważ otwarta paczka karmelków, leżąca na stole, wyglądała smakowicie. Usiadłam na krześle i w spokoju ociekałam wodą, dopóki nie podszedł do mnie Carter. Udawałam obrażoną, jednak nie wychodziło mi to zbyt dobrze.

David?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz