Zdecydowałam się wyruszyć tam po wyjściu z pracy. W myślach miałam tylko parę zmarnowanych godzin, spędzonych na budowaniu złudnej nadziei, że uda mi się kogokolwiek znaleźć. Z głową pełną najróżniejszych scenariuszy na nadchodzący dzień, zasnęłam na kanapie. Z włączonym telewizorem. Cholera, ja płacę za prąd.
***
Zanim ewakuowałam się z pracy, zadzwoniłam do Lucii, by poinformować ją o późniejszym powrocie do mieszkania. Dookoła ogrodzenia opuszczonej fabryki panowała gęsta, posępna atmosfera, która nie przywodziła na myśl niczego dobrego. Szary nieboskłon sprawiał wrażenie, jakby lada moment miał wylać z siebie nadmiar tłumionej wody. Spieszyłam się, by znaleźć wyrwę w metalowej siatce i uniknąć boskiej kary. Ostatnie, co chciałam, to utknąć na zewnątrz w towarzystwie rzęsistej ulewy. To, co ją zdziwiło, to to, że wejście do budynku nie było zamknięte. Wielkie łańcuchy, które wcześniej przepasały wielkie wrota, teraz leżały z boku i błyszczały w częściowo zakrytym słońcu.
Przez rozległe korytarze fabryki prowadziły mnie wygasłe jarzeniówki. Cienie czaiły się za każdym rogiem, a na domiar złego chora wyobraźnia podsuwała mi niestworzone teorie: na przykład, że małe, spowite warstwami ciemności stworzonka podążały w ślad za mną. Ogarnij się, Al, bo wylądujesz w psychiatryku, gdzie będziesz mogła swobodnie pokazywać ludziom swój kicz. Mijając każdy korytarz, starałam się pamiętać drogę powrotną. Myśl o zagubieniu się w tak samo wyglądających przejściach chciałam pogrzebać na samym dnie umysłu. Po zaledwie paru minutach doszło do mnie, co głupiego zrobiłam. Chodziłam, do diabła, po jakiejś fabryce bez jakiegokolwiek wsparcia. Chyba że światło telefonu się liczyło. Ledwo hamowałam dziwne drżenie ciała, kiedy słysząc rozległe echa dopowiadałam sobie jeszcze rzeczy, które w normalnym otoczeniu nawet nie przyszłyby mi do głowy. Dookoła ściany naznaczone wieloma pęknięciami i sieciami pajęczyn stwarzały wrażenie, jak gdybym znajdowała się w archaicznym zamku oddalonym od cywilizacji. Nadal jednak unosił się zaduch smaru i kurzu, co spowodowało, że parę razy kichnęłam i rozbrzmiewało głośne echo.
W ciągu godziny lub dwóch zdążyłam zajrzeć do kilku pomieszczeń, które – przejrzane jedynie na odpieprz się – nie zawierały w sobie niczego ciekawego. A już na pewno nie człowieka. Spodziewałam się ujrzeć jakieś światło, najmniejsze jego źródło, lecz za każdym rogiem spotykała mnie ta sama ciemność. Śledziła mnie. Powiodłam jeszcze dalej, wykonując parę skrętów w prawo, kilka kolejnych w lewo i potem prosto – cały schemat był tak niewymyślny, że z łatwością zapisałam go sobie w pamięci. Wtedy, ni stąd ni zowąd, światło rozbłysło za jednymi drzwiami, które dotąd wydawały mi się być zwyczajnym tłem. Dopiero teraz żywiłam okropną nadzieję, że przez cały czas poruszałam się najciszej jak mogłam. Przybliżyłam się ostrożnie do drzwi, przyłożyłam do nich ucho i nasłuchiwałam męskich, wręcz ciężkich głosów. Były tak niewyraźne, że pokusiłam się o stwierdzenie, że poza drewnianymi drzwiami blokuje je jeszcze potężny mur.
I wtedy, nim cokolwiek pomyślałam, poczułam ostry ból z tyłu głowy, który w oka mgnieniu powalił mnie na podłogę z głuchym hukiem. Szumy były wszystkim; nie nadążałam za tym, co się dzieje dookoła. Próbowałam zatrzymać półotwarte powieki, lecz stały się one tak ciężkie, że odleciałam w chwili, kiedy silna ręka chwyciła mnie za nogę i szurała moim ciałem po ziemi.
***
Zbudziłam się z okropną pustką i bólem głowy. Dookoła mnie rozciągała się nieprzenikniona ciemność, przez którą zaczynałam panikować; słyszałam tylko własne, ciche jęki, próbujące wydostać się zza mocno opiętej chusty na ustach. Przerażenie rosło we mnie bez granic, kiedy szarpałam się na zimnej podłodze, chcąc ruszyć kończynami – zarówno górne, jak i dolne były silnie obezwładnione grubymi sznurami. Ilekroć poruszyłam ręką, czułam niemiły ból, dokładnie taki, jakby zdarta skóra ocierała się dotkliwie o materiał. Cała dezorientacja na moment zniknęła pod zasłoną głośnego burczenia w brzuchu. Doszło do mnie, że i gardło było kompletną Saharą. Potrzebowałam tak wielu rzeczy w jednym momencie, a blokowało mnie wszystko dookoła. Nie wiedziałam nawet, ile tu jestem. Gdzie dokładnie jestem. Szurałam po podłodze zupełnie bez celu, wspierana tylko przez zimno bijące od ściany. Wpakowałam się w bagno i to było najbardziej pewne w tej chwili. Wszystko przestało mieć jakikolwiek sens i wartość: kroczenie ścieżką, która miała doprowadzić do mojego ojca, ale po co? Dla własnej wiedzy? Nie potrafiłam wyjaśnić swojej dzikiej, niezaspokojonej ciekawości, jaka przywiodła mnie aż do zamknięcia. Uświadomiłam sobie – tak, dopiero teraz – że właśnie zaryzykowałam swoje życie, by odkryć, że ani śladu po moim ojcu. Żałowałam każdej swojej decyzji, szarpiąc się w niemiłosiernie mocnych sznurach, które raniły moje nadgarstki i kostki. Ciemność spowijała mnie od każdej strony, a ostatnie najwyraźniejsze wspomnienie to te, kiedy jakaś osoba zaszła mnie od tyłu i mocno uderzyła w głowę. Zanim zaczęłam odlatywać ze zmęczenia i bezradności, zobaczyłam, jak w wąskiej szparze pod drzwiami pomieszczenia rozbłyska linia światła. Pojawiły się głosy. Obawiałam się, że to wcale nie ratunek, ale nadziei o to nie można było mi odmówić.
[Felix? No to wiemy co dalej XD]
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz