Al zauważyła, że Bridget nie odzywała się tak często, jak mieli to w zwyczaju jej znajomi. Zupełnie jej to nie przeszkadzało, wręcz cieszyła się, że dziewczyna nie gadała w kółko o tym, jaka celebrytka wyszła ostatnio za mąż, czego nie można było powiedzieć o jednej koleżance z pracy. Al słuchała tych opowieści tylko raz do końca, a kolejne jakoś zleciały jej na przestrzeni godzin mijających w barze.
- Jasne. Smutno mi jak na niego patrzę. – Althea zerknęła na kociaka ułożonego w rękach dziewczyny i pogłaskała go delikatnie po główce tak, jakby był delikatny niczym porcelana. Zwierzę niemal od razu naparło na palce, ocierając się o nie z cichym, zachrypniętym mruczeniem, które mimowolnie ocieplało serce Al.
- Ludzie bywają okropni. – Bridget westchnęła ze stoickim spokojem, dając jej do zrozumienia, że miała swoją teorię odnośnie pojawienia się małego kota w tak okropnym miejscu. Los nie szczędził mu cierpienia.
- Niektórzy nie powinni mieć po prostu zwierząt. – Wbiła szare spojrzenie w drogę przed nimi. Obie powiodły w kierunku najbliższej przychodni weterynaryjnej, która zwykle nie miała wielu klientów, szczególnie w tak średniawą pogodę, jak dzisiaj. – Gdybym coś podobnego stało się z moim psem, w życiu bym sobie nie wybaczyła.
Nie zorientowały się, kiedy odpuściły sobie pomysł ze znalezieniem jadłodajni.
- Jak ma na imię? – Brunetka podniosła wzrok z kota na Al, ale dziewczyna czuła je przez zaledwie ułamek sekundy.
- Duch. Wielka, biała kula futra. – Uśmiech mimowolnie wpłynął na jej twarz, gdy wspomniała o swoim pocieszycielu. Nieoczekiwany strach obleciał ją w rozmyślaniu nad opcją, że inny właściciel mógłby traktować go zupełnie odwrotnie. – A ty masz jakiegoś? – spytała ostrożnie, wiedząc, iż nie każdy lubi odpowiadać na prywatne pytania, nawet, jeśli dotyczą tylko posiadania psa.
Bridget głaskała zwierzę i nie pozwoliła Althei długo czekać na najzwyklejszą odpowiedź.
- Mam kotkę, na imię jej Orchidea. Jest… jakby to powiedzieć, dosyć niezależna.
Dziewczyna przez cały czas utrzymywała kamienny wyraz twarzy. Ani się nie uśmiechała, ani nie sugerowała zirytowania, co wzbudziło w Althei nieznaczne zainteresowanie. Szary nieboskłon zawieszony nad miastem ledwo co dał upust jednej ulewie, a już zapowiadał drugą.
- Nie wiem do którego weterynarza chodzisz z Orchideą, ale ja i Duch polecamy tego. – Al wskazała ruchem głowy na szyld zawieszony mniej więcej w centrum długiego szeregu sklepów. W Avenley River, mimo małej powierzchni, zdarzała się spora konkurencja, jeśli chodzi o leczenie zwierząt. Doktor Walsh jednak najszybciej zdobył zaufanie Al, dzięki znakomitemu podejściu do Ducha.
Dziewczyny wraz z małą, brudną, acz uroczą przybłędą udały się do określonego miejsca. W niewielkim budynku korytarze wypełniało jedynie powietrze. Zielone, blade ściany przywodziły na myśl bezpieczeństwo, otaczały Altheę i Bridget, oraz prowadziły je bezpośrednio do białych drzwi.
- Myślisz, że ktokolwiek tu jest? – Nowo poznana dziewczyna spojrzała przed siebie, nadal delikatnie głaszcząc kota jedną dłonią.
- Tu nigdy nie było tłumów. – Al zapukała kilkukrotnie i czekała do momentu, aż zza drzwi nie wychylił się mężczyzna w średnim wieku. Włosy miał odrobinę przerzedzone, a ponadto posiwiałe; jednakże szeroki uśmiech witający obie klientki zasłonił liczby, jakie śledziły go od chwili pierwszego tchnienia.
- Witam pana Walsha. To Bridget. – Odwzajemniła uśmiech i wskazała krótko na swoją nową znajomą, która bez większych rewelacji po prostu uścisnęła rękę mężczyzny.
- Miło mi was widzieć, co się dzieje? – spytał, zanim jego oczy dosięgły małego kotka, ułożonego na dłoniach jednej z dziewczyn. Jego stan nie poprawiał się ani na chwilę. Przez całe minuty wyglądał tak samo biednie, co wcześniej. – Och, cóż to za biedna istota?
- Ten kotek szwendał się za nami po chodniku. Nie wygląda najlepiej i lepiej się upewnić, czy nic mu nie jest. – Al spojrzała porozumiewawczo na Bridget, obie myślały tak samo.
Mężczyzna rozchylił szerzej drzwi, wpuszczając dziewczyny do wnętrza przestronnego gabinetu, który był miłą odskocznią od niepozornego budynku, w jakim się znajdowały. Al ponownie zobaczyła przedmioty, o których istnieniu nawet nie miała pojęcia i obserwowała, jak Bridget delikatnie ustawia kociaka na miękkim stoliku.
[Bridget?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz