- Test DNA. – Powtórzyłam po nim, pogrążając swój umysł w głębokim zamyśleniu. - Ile może taki trwać?
Mężczyzna podrapał się po głowie oraz wypuścił powietrze z ust. Zyskałam tym pewność, że nie podobała mu się moja wścibskość.
- Od trzech do pięciu dni – odparł po namyśle.
- Wiem, że jestem odrobinę nachalna, ale naprawdę zależy mi na tym. Proszę, skontaktuj się ze mną, gdy będziesz miał wyniki. – W moich oczach nie było już śladu nadziei. Schowałam w nich całą swoją nieustępliwość, jaką tylko mogłam w sobie znaleźć.
- No dobrze. – Zaledwie gdy kończył mówić ostatnie słowo, wyciągnęłam kawałek kartki z kieszeni spodni i podniosłam długopis leżący na stole. W zatrważającym tempie, uprzednio zaglądając w pamięć, wpisałam swój numer telefonu i wręczyłam go mężczyźnie. – Ach, nie przedstawiłem się wcześniej. Jestem Felix. – Jego głos spowodował, że w czasie przeglądania zawartości pudła uniosłam na niego wzrok.
W odpowiedzi rzuciłam w jego stronę delikatny uśmiech, który miał zrekompensować wszystkie chamskie zagrywki, lecz takiej mocy na pewno nie miał.
- Moje imię już znasz – przemówiłam spokojnym, wręcz zmęczonym głosem, odsuwając się do drzwi. Bez żadnych zbędnych pożegnań po prostu wyszłam z pomieszczenia, myślami wracając do tego, co znajdowało się w pudle. Ale tam nie było kompletnie nic. Mój ojciec nie miał przy sobie niczego, co spodziewałam się zobaczyć. Pieniądze. Dowód osobisty, który mógłby rozwiać wszelkie wątpliwości na temat tego, czy to naprawdę mój tata i czy przypadkiem nie nastała jakaś dziwna pomyłka. Zrzucając te drażniące spekulacje w samą przepaść umysłu, wróciłam do domu, a tam nie czekała na mnie miła niespodzianka. Siostra przekazała mi informacje, że szef był tak zdenerwowany moim nagłym wyjściem, że zagroził wydaleniem. Dopytywała, co się dzieje i dlaczego to zrobiłam, ale wiedziałam, że muszę zachować wiadomość o śmierci ojca na późniejszy, bardziej odpowiedni moment. Przynajmniej do czasu, aż sama będę pewna każdego szczegółu. Teraz moja głowa była istną mieszanką zmęczenia, zdezorientowania i totalnego ogłupienia.
Na przestrzeni kolejnych dni próbowałam sprowadzić swoje życie na właściwe tory i przede wszystkim skupiać swoją uwagę na tym, co w tej chwili najważniejsze: praca i rodzina. Przestałam myśleć o ojcu, ale mój wzrok nieustannie wędrował w telefon i połączenia, zupełnie tak, jakbym podświadomie czekała na ważny przełom w swoim życiu. Dopiero pewnego nieoczekiwanego dnia dostałam SMS’a głoszącego, że wyniki testu DNA są już gotowe do oczytania. Na te popołudnie wzięłam zwolnienie z pracy, unikając złości szefa i trafiłam do budynku, do którego wezwał mnie nie kto inny, jak wiecznie uśmiechnięty Felix.
Jarzeniówki oświetlające biały korytarz poprowadziły mnie do jednych drzwi. Zapukałam, nie znosząc więcej tego dziwnego uczucia zdenerwowania. Stres wręcz boleśnie ściskał mój żołądek i wówczas wiedziałam, że chcę mieć tę chwilę za sobą.
- Jestem. Gdzie te wyniki? – Felix znajdował się tuż przy srebrnym, odbijającym światło stoliku, i podał mi w ręce kopertę. Natychmiast ją otworzyłam i wysunęłam z niej kartkę, starając się robić to, wbrew stresowi, jak najdelikatniej.
Zaczytałam się uważnie w lekturę, czując jak reszta świata za mną zupełnie przestaje istnieć. I w najmniej oczekiwanym momencie ukuło mnie uczucie niezrozumienia. Nie było ani słowa o Antonim Santosie.
Westchnęłam, przewracając spojrzenia na Felixa.
- No to już wiemy. To nie mój ojciec, ktoś się pomylił. – Oddałam mu kartkę, nie spuszczając z niego wzroku.
[Felix?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz