Obudziłam się niedługo po tym, jak ledwo co zasnęłam. Spałam dokładnie jakąś… Godzinę! Brawa dla mnie, albo raczej dla mojej troski. Siedziałam do wpół do czwartej i czekałam na siostrę, która w końcu przekroczyła próg drzwi, ledwo utrzymując się na nogach. Pomogłam przebrać jej się w jakieś luźne ciuchy i położyłam spać, otulając ją szczelnie kołdrą i poprawiając jej co chwilę poduszkę, bojąc się, że może być jej niewygodnie. Nie siliłam się, by odgrzać jej kolację. Widać było, że jedyne czego pragnęła, to zapaść w błogi sen i odpłynąć na drugi koniec morza wyobraźni. Dopiero gdy upewniłam się, że jej powieki zostały zamknięte spokojnym snem, sama położyłam się do łóżka i odpłynęłam.
Niewyspanie, które pojawiło się wraz z zadzwonieniem budzika, męczyło mnie przez większą część dnia. Zmagałam się z nim zaraz po wstaniu, robiąc sobie kanapki do szkoły, idąc do niej, jak i siedząc i ucząc się na lekcjach. O mało parę razy nie przysnęłam… Nie no, raz udało mi się niepostrzeżenie zasnąć na historii, lecz nawet ta drzemka nawet odrobinę nie zmyła zmęczenia z moich powiek. Wręcz przeciwnie, nasiliło się to na tyle, że nie wiedziałam w pewnym momencie czy idę prosto, czy się zataczam. Niektóre kształty, które widziałam, po chwili zaczynały się rozmywać i wnikać w tło, jakby w ogóle ich nie było. Może rzeczywiście ich nie było? Kto wie?
Gdy skończyłam lekcję angielskiego z moim znienawidzonym nauczycielem, dzień w tej szkole nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. I dobrze. Nie chciałam tu spędzić kilku godzin dłużej. Zostały mi wtedy jeszcze dwie, jedne z najluźniejszych lekcji. Stwierdziłam wtedy, że nikt nawet nie zauważy, że na nich śpię. Musiałam tylko usiąść w ostatniej ławce.
Słysząc dzwonek na lekcje religii, cieszyłam się jak głupia. W końcu będę mogła sobie pospać! Niestety po tym, jak weszłam do sali i zajęłam miejsce w ławce, nauczyciel ogłosił, że idziemy na jakiś spektakl, który odbywał się na sali gimnastycznej. Świetnie. No po prostu cudownie. Czułam jak plany tworzone w mojej głowie, dotyczące słodkiego snu, zaczynają się rwać i płonąć w piecu, wytworzonym przez moją własną wyobraźnię.
Westchnęłam zmęczona i podążyłam za resztą klasy, z nadzieją, że to nie będzie nic ciekawego i że będę mogła sobie podczas tego wszystkiego smacznie pospać.
Wchodząc na salę, nie dało się nie zauważyć dwóch dumnie stojących owczarków kaukaskich. Tuż obok nich sterczała kobieta w mundurze, której psy prawdopodobnie były własnością. Jej donośny głos nakazujący ciszę i umieszczenie swoich czterech liter na ławkach ustawionych przed nią, roznosił się po całym pomieszczeniu. Prawdę mówiąc, trochę się przestraszyłam jej ostrej mowy, ale możliwe, że było to spowodowane zmęczeniem, które całkowicie ogarniało moje ciało. Nie potrafiłam powstrzymać mojej ociężałej głowy, która powoli opadała na ramię mojej koleżanki. Powieki nagle stały się strasznie ciężkie, nie potrafiłam ich utrzymać. Nim się spostrzegłam, byłam już pogrążona w głębokim śnie. Nie wiem, jak dużo czasu minęło, gdy nagle poczułam dłoń na moim ramieniu, próbującą mnie obudzić. To była koleżanka, na której udało mi się przysnąć. Patrzyła się na mnie z troską, a chwilę później pomogła wstać. Okropne zaspanie minęło, a jego miejsce zastąpiły wyrzuty sumienia, spowodowane przespaniem całego spektaklu. Ci ludzie pewnie tak się starali, żeby to wszystko zorganizować, a ja po prostu spałam.
Powoli wychodząc z sali i przecierając oczy wierzchem dłoni, usłyszałam głos tamtej kobiety, dokładnie skierowany w moją stronę.
— Podejdź do mnie na chwilę — powiedziała w moją stronę. Gdy wskazałam na siebie palcem, ta pokiwała głową. — Tak, ty.
Zbliżyłam się do niej poddenerwowana. Widziała, że śpię… Boże jak mi głupio.
— Coś się stało? — spytałam, starając się zachować normalny ton głosu.
< Kat? Wybacz, że tak długo ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz