18 lip 2018

Od Rachel cd. Davida

Tanecznym krokiem, chamsko, jak na swoje, weszłam do pokoju Davida. W pierwszej chwili nie zauważyłam nawet jego siostry.
- Patrz co znalazłam w umywalce Carter - to mówiąc podniosłam pogryzione kable i wskazałam drugą ręką, tak jakbym przedstawiała dowody zbrodni.
Chłopak zaniósł się chichotem, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Szukałaś ich, proszę bardzo. Miłego słuchania - zaczynam być z ciebie dumna, Davidku. Wytarłam oczy z wyimaginowanych łez. - Będziesz musiała je współdzielić razem z Blackie'm. Zrobił sobie z nich gryzak i wątpię, żeby je odstąpił. 
Carter usiadł na łóżku, a ja podałam słuchawki jego siostrze, uśmiechając się przy tym. Nie przewidziałam tego, że dziewczyna może potraktować to jako drwinę.
- Sam sobie je noś idioto - krzyknęła, rzucając kablami w twarz Davida, który złapał je w ostatniej chwili. Miałam ochotę wyjechać z czymś typu "ej, dziewczyno, nie tak ostro", lecz dostrzegłam wzrok Camilli, kiedy ta wychodziła. Od razu z silnej i niezależnej kobiety stoczyłam się do poziomu leniwego ziemniaka bez zainteresowań i wykształcenia. Usunęłam się jej z drogi, byleby mnie nie pobiła!
Twarz Davida wyglądała jak pryma sort burak z Biedronki.
- Ależ miły z ciebie braciszek - rzuciłam zaczepnie i usiadłam obok niego.
- Wiem. - uśmiechnął się łobuzersko, - Ale na poważnie. Jesteśmy dla siebie nawzajem paskudni, ale kiedy trzeba, możemy na sobie polegać. - zgarbił się i oparł łokcie o kolana - Przeszliśmy oboje przez to samo piekło i skrycie, mamy do siebie ogromny szacunek. Ale nieważne, chodź do salonu, tam napiszesz ciąg dalszy swojej książki.
- Nie "napiszę", a "napiszemy" - sprostowałam.
Twarz Davida, która jeszcze przed chwilą wyglądała co najmniej komicznie, teraz z wyglądała całkiem przyzwoicie.
- Kto ostatni na dole ten zgniłe jajo.
No kurna. Rzuciłam się pędem za chłopakiem, nie zwracając uwagi na fakt, że nasz poziom inteligencji od początku naszej znajomości, już i tak niezbyt wysoki, gwałtownie spadł.
Już prawie go doganiałam, od chłopaka dzieliło mnie, co najwyżej, pół metra. Gdy David już miał wygrać nasz wyścig, a ja miałam zacząć przeklinać jego i jego rodzinę parę pokoleń wstecz, nagle zdałam sobie sprawę, że chyba tylko moje szczęście uratowało mnie od upadku. Schody zdecydowanie były polerowane, a nogawki mojego dresu zdecydowanie za długie.
I jak to z moim szczęściem bywa, przestało dopisywać w najgorszym możliwym momencie.
Poczułam, jak upadam, jednak wbrew moim przypuszczeniom, spadłam na coś, w miarę, miękkiego i...
O KURNA.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że leżę rozczochrana na Davidzie, ktory, jak gdyby nigdy nic, położył rękę na moim karku.
- Jeżeli chciałaś mnie przytulić, to mogłaś poprosić.
Zamiast wstać z chłopaka, postanowiłam grać dalej w tę jego pojebane gierki. 
Otoczyłam rękami jego szyję i mocno przytuliłam, ukrywając jednocześnie delikatne rumieńce, które pojawiły się na mojej twarzy.
- Przykro mi, nie potrafię - wymamrotałam.
David zaśmiał się.

David? :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz