- To tylko drobny problem. Jutro samochód będzie jak nowy, gwarantuję. - Powiedziałem, wciąż pochylony nad silnikiem.
- Masz pewność? Auto jest dość istotne w moim życiu. Nie chcę jeździć komunikacją miejską lub taksówką. - Prychnął, mężczyzna.
- Jestem w stu procentach pewny. - Zaśmiałam się, zostawiając pracę i podchodząc do klienta. - Jeszcze pana nigdy nie zawiodłem. - Uśmiechnęłam się delikatnie, pokazując swoje białe zęby.
- Skoro tak mówisz... przyjdę jutro po południu. - Oznajmił i wyszedł z warsztatu.
Westchnąłem głośno, opadając na podrapaną kanapę. Phantom był głodny, widzę po meblach. Spojrzałem na drzemiącego obok chow chow'a. Pogłaskałem Sparrow'a po głowie i ruszyłem do biura. Bałem się, nie wiadomo co mi zjadł ten cholerny pies.
- Phantom. - Powiedziałem, wchodząc do pokoiku.
Niemal padłem ze śmiechu, gdy zauważyłem śpiącego samca z głową w jego pustej misce.
- Przecież rano dostałeś jedzenie. - Mój śmiech zbudził akitę.
Puchata kulka wstała i podeszła do mnie. Chwyciłem opakowanie karmy i nasypałem do czerwonej miski podpisanej "Phantom". Pies rzucił się na jedzenie, a ja wyszedłem, aby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Nie wiadomo do czego zdolny jest mój pies na głodniaka. Nic nie zniknęło, na szczęście. Wróciłem do samochodu, który został pozostawiony przez jednego z moich klientów, wróciłem do grzebania przy silniku, nie wyglądało to źle, lecz mogło być lepiej. Muszę znaleźć sobie lepszą robotę. Zdecydowanie. Codziennie mogę posiedzieć trochę przy naprawdę cudownych samochodach, lecz stało się to już trochę... nudne... cały czas to samo. Nie ma chwili na to, aby się odprężyć. Najgorsze jest to, że muszę pracować sam, powinienem znaleźć sobie pomocnika, albo coś w tym stylu.
- Ehh, ciężkie jest życie mechanika. - Mruknąłem sam do siebie, drapiąc się po policzku.
Nie zauważyłem, że miałem brudną rękę od oleju, po chwili pół mojej twarzy było czarne. Znowu będę musiał to zmywać, super. Poszedłem do łazienki znajdującej się obok małego biura. Pochyliłem się nad umywalką, odkręcając wodę i zmywając czarną maź z policzka. Spojrzałem w lustro, widziałem tam tylko chłopczyka, który nie umie dorosnąć, zwykłego szarego człowieka bez ambicji i planów na przyszłość. Czego mogłem się spodziewać? Przecież nie zobaczę czarującego chłopaka, który żyje w willi ze swoją żoną i pławi się w luksusach. Takie rzeczy rzadko kiedy się zdarzają, najczęściej tylko w bajkach. Zakręciłem kran, chwyciłem ręcznik i starłem nadmiar wody z twarzy tak, aby została jeszcze trochę wilgotna. Powróciłem do pracy. Samochód miałem prawie skończony, nie było dużo roboty. Otworzyłem skrzynkę z narzędziami i zacząłem szukać śrubokrętu, nie było go, cholera, może Phantom go zjadł... Zacząłem się rozglądać, możliwe, że uda mi się g... jest. Jack śpi obok niego.
- Śrubokręt piesku, przynieś panu narzędzie. - Zacząłem mówić do psa.
Zwierzę po chwili wstało i podniosło w pyszczku upragniony przeze mnie przedmiot, lecz nie, nie mógł, mi go przynieś, zaczął zakopywać. Ruszyłem biegiem w jego stronę, to mój ostatni śrubokręt, reszta skończyła pod ziemią. Zacząłem szarpać się, że zwierzakiem, coraz więcej śliny spływało po moich rękach, to było obrzydliwe. W końcu pies puścił, a ja uniosłem triumfalnie zdobycz.
- A teraz widzisz kto tu rządzi! - Zaśmiałem się pod nosem.
Moja radość nie trwała długo, ponieważ zauważyłem cień, który ewidentnie wskazywał na to, iż ktoś się na mnie patrzy.
- Przepraszam... - Usłyszałem za sobą czyjś głos.
Odwróciłem się, płonąc ze wstydu.
<ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz