Czekałem cierpliwie i ładnie się zdziwiłem, gdy dziewczyna po prostu przytaknęła, skinęła głową, wprawiła ciemne, wciąż mokre, pukle w ruch, bo sam nie wiem, czy przystanąłbym na taką propozycję. Niby wypowiedziana w dobrym, miły, przyjemnym dla ucha i duszy tonie, ale cholera, czy jako dziecko, czy tam nastolatek, zgodziłbym się, żeby jakiś zarośnięty, może wyglądający na niego zaniedbanego, trzydziestolatek, postawił mi coś ciepłego do picia?
Odpowiedź to: tak, Oakley, przecież ty w tym wieku gorsze rzeczy wyprawiałeś, niż tylko łamanie porad mamy, żebyś z obcymi nie rozmawiał, więc o czym ty chłopino w ogóle mówisz?
Już nie dyskutowałem, przecież sam rzuciłem propozycją, jakbym był chłopaczkiem w jej wieku, który po prostu chce zaimponować koleżaneczce, dlatego weszliśmy do środka, gdzie ja wcześniej otworzyłem jej drzwi, jak rzekomo mężczyznom przystawało, czy coś takiego.
Zerkałem na nią kątem oka, gdy ta zdecydowanie podziwiała wygląd wnętrza tego pubu i nawet jeśli nie było jakoś szczególnie zachwycające, przynajmniej na mój gust, to dziewuszce się tak świeciły oczka, że aż się ciepło na serduchu robiło.
Przysiedliśmy obok okna, deszcz ciągle ciął i z łomotem walił o szybę, ale miejski krajobraz w takim wydaniu w sumie zawsze mi się podobał. Szczególnie nocą, na ulicy, gdzie światła latarni jedynie delikatnie rozświetlały otoczenie, ładnie odbijając się w kroplach. Aż chciało się wsiąść do samochodu, załączyć depresyjną składankę i jechać. Bez celu, bez powodu, po prostu dla własnego odprężenia, przyjemności z tego płynącej i odciągnięcia myśli od spraw mniej ważnych, albo wręcz przeciwnie, po to, żeby po prostu pozastanawiać się nad czymś, co gnębiło głowę od dłuższego aczasu.
Wzięła małą czarną, podczas gdy ja skusiłem się na jakąś wywaloną w kosmos kawuchę z nutą cynamonową, za którą zdecydowanie przepadałem i od której ostatnio odstąpiłem, sam nie wiem czemu.
— Sorki, że pytam, ale ile masz lat? Albo raczej ile pan ma lat? Wygląda pan zadziwiająco młodo… Poza tym, co pana podkusiło, żeby proponować mi pobyt w tym lokalu? Jeszcze nikt mi nie zrobił takiej przyjemności… — wymruczała w pewnym momencie, zwracając na siebie moją uwagę. Zerknąłem na nią, popierając brodę na pięści i uśmiechając się delikatnie. Mówiła dość leniwie, chociaż po samych ruchach można było dostrzec, że z chęcią docisnęłaby pedał gazu.
— Nie przepraszaj, możesz mówić do mnie per „ty”, czuję się zdecydowanie staro z „panem” — parsknąłem. — Więc proszę, mów mi po prostu Nivan, ok? — mruknąłem z uśmiechem. — Dwadzieścia dziewięć, nie jest źle, ale i tak dziękuję za komplement. Co mnie podkusiło? Kontrolka dobrego Samarytanina, która załącza się w najmniej spodziewanych momentach, ot co.
Plus strach przed Karmą. Czasem nie mogłem uwierzyć w to, jak głęboko zacietrzewiło się we mnie przekonanie wyznawane przez Kumara, tak namiętnie powtarzającego „Och, Karmo”, „Karma cię dorwie”, czy po prostu „Karma istnieje, Nivan, nawet nie próbuj zaprzeczyć”.
I kilka wydarzeń rzeczywiście starczało, żebym zaczął niemiłosiernie polegać na nieistniejącej sile, która podobno miała decydować o moim życiu i oddawać dobre, jak i złe uczynki w trybie natychmiastowym, albo niczym bomba z opóźnionym zapłonem.
— Dlaczego przystanęłaś na moją ofertę? — Odbiłem piłeczkę, lustrując ją uważnie spojrzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz