Budzik jak zwykle dzwoni, nie dając mi nawet minuty, aby powoli wstać z łóżka. Niczym poparzony wstałem, po czym kliknąłem jakiś przycisk, aby uciszyć to parszywe, niepozorne "urządzonko".
7:15
Po lekkim posiłku przebieram się w wymagane ubrania, to jest: niewygodna, obcisła koszula, eleganckie spodnie razem z kamizelką, czarne półbuty i muszka. Ach, zapomniałbym. Jeszcze zapaska kelnerska.
7:30
Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie chcę iść do pracy. Z trudem pokonałem lenistwo i ruszyłem w stronę łazienki, aby ostatecznie doprowadzić swój wygląd do ładu.
◇◇◇◇◇◇
Wsiadłem do samochodu. Tylko kilka minut drogi dzieliło mnie od mojego miejsca pracy. Po niedługiej drodze dotarłem na miejsce i z grymasem ruszyłem w stronę lokalu. Oglądanie tamtejszych gości, nadętych niczym balony, którzy myślą, że są z wyższych sfer, doprowadza mnie do szału. Praca kelnera nie jest łatwa, zwłaszcza, gdy pracuje się w czterogwiazdkowej restauracji, do której przychodzą same bogate "szychy".
◇◇◇◇◇◇
Uprzejmie wysłuchiwałem kolejne zamówienia i przekazywałem je szefowi kuchni. Czas mijał mi tak jak zwykle, do momentu, w którym do lokalu weszła jakaś starsza paniusia.— Dzień dobry. — odparłem z wymuszonym uśmiechem i podałem jej menu.
Kobieta z grymasem na twarzy chwyciła listę dań i przeglądnęła ją, delikatnie się krzywiąc. Po długiej chwili złożyła zamówienie.
Minuty mijały, wreszcie otrzymałem danie i zaniosłem je klientce.
— Smacznego. — dodałem, a kobieta swym wzrokiem zrównała mnie z ziemią.
Wreszcie odetchnąłem i chciałem podejść do innego klienta, jednak za swoimi plecami usłyszałem ochrypły, skrzeczący głos.
— Talerz jest ubrudzony. — krzyknęła, po czym odsunęła talerz i skrzyżowała ręce na wysokości piersi. Wzrok reszty gości skierował się prosto na nią.
Odwróciłem się i podszedłem do klientki.
— Przepraszamy, wyczyszczę tę drobną plamę. — dodałem i wyjąłem chustę z kieszeni.
— Nie. Podziękuję. — odparła, po czym wstała i wyszła. — Nie będę spożywała w takich naczyniach. — wymamrotała z niezadowoleniem.
Przyjrzałem się plamie. Nie była większa niż dwa milimetry, wyczyściłem ją, przewracając oczami. Litości.
Wziąłem talerz i zastanawiałem się, co zrobić z posiłkiem. I tak będę musiał za niego zapłacić. Za oknem, pod jednym ze sklepów zauważyłem starszą kobietę w obdartych ubraniach. Zawołałem ją i podałem jej wciąż ciepły posiłek w wyczyszczonym już przeze mnie na błysk talerzu.
— Na mój koszt. Smacznego życzę. — odparłem z uśmiechem.
To udowodniło mi, że jeżeli człowiek jest naprawdę głodny, to nie wybrzydza. Nawet nie wiecie, jak miło zrobiło mi się na sercu, gdy starsza kobieta zjadła cały posiłek, nie zostawiając nawet okruszka, po czym podziękowała mi tak emocjonalnie, że z jej oczu popłynęły łzy.
Dla takich momentów warto tutaj pracować. Z uśmiechem pożegnałem wdzięczną klientkę i ruszyłem do kolejnych stolików odbierać zamówienia.
Kolejny mężczyzna stwierdził, że czekał zbyt długo na zamówienie, a na moje próby uspokojenia zareagował, wylewając na mnie wodę.
Na szczęście reszta dnia minęła mi już bez żadnych zgrzytów. Oczywiście koszt posiłku tamtej paniusi musiałem pokryć za własne pieniądze, jednak cieszyłem się, że wreszcie wrócę do domu i będzie czekał na mnie cały weekend należnego odpoczynku.
Przebrałem się w szatni, po czym wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
◇◇◇◇◇◇
Ku mojemu zdziwieniu pod drzwiami leżała jakaś czarna kula. Zaraz, zaraz. Przyjrzałem się jej z daleka, jednak nie byłem w stanie ocenić, co to do końca było.Podszedłem bliżej, postać ruszyła się, podniosła łeb, po czym zaczęła truchtać w moim kierunku. Na litość, to pies! Ogromnych rozmiarów pies. Czworonóg był spory, dosyć tęgi, a majestatycznego wyglądu dodawało mu długie, lśniące, kruczoczarne futro i bystre, brązowe oczy. Mimo zaniedbania budził respekt. Wyglądał na psa rasy owczarek niemiecki.
Wycofałem się, jednak zwierzę bacznie obserwowało mnie swoimi bystrymi oczyma, analizując każdy mój ruch. Przestraszyłem się, gdy pies zaczął biec w moim kierunku. Zacząłem uciekać, jednak czworonóg dogonił mnie i powalił na ziemię. Już żegnałem się z życiem, żałowałem, że zginę w tak młodym wieku, w dodatku rozszarpany przez psa. Urywki życia przelatywały mi przed oczami, ale... Pies, zamiast mnie zagryźć, zaczął radośnie lizać moją twarz.
— Carter, będziesz żył. — westchnąłem i zacząłem gładzić wielkie zwierzę po pysku.
Pokazałem czworonoga mojej siostrze, ta na jego widok zamknęła się w szafie i nie chciała z niej wyjść w obawie, że ją zagryzie. Mimo początkowego lęku, polubiła go. Okazało się, że pies mimo swojego majestatycznego rozmiaru i groźnego wyglądu, nie skrzywdziłby nawet muchy. Kochał zabawę i zachowywał się jak szczenię. Urocza, puchata kulka. Postanowiliśmy go wykąpać, gdyż jego sierść była pozlepiana od brudu.
— Jak ty zamierasz wrzucić takie bydle do wanny? — moja siostra z wyraźnym rozbawieniem krytykowała każdy z moich licznych planów na wrzucenie tego olbrzyma do nieszczęsnej wanny.
— Jakoś mi się uda.
Wsadziłem do suchej wanny smakołyki, a gdy pies posłusznie wszedł do wanny i je zjadł, zacząłem napuszczać wodę. Po kąpieli jego długa sierść odzyskała połysk. Gdy zaczął się otrzepywać, byliśmy cali mokrzy.
Rozczesaliśmy jego bujną sierść, aby nie utworzyły się kołtuny, po czym zaczęliśmy go suszyć.
Początkowo myśleliśmy, że pies ma właściciela, jednak z czasem zdaliśmy sobie sprawę, że nikt go nie szuka, więc postanowiliśmy go przygarnąć. Wybudowałem mu kojec z wielką, ocieplaną budą oraz kupiłem mnóstwo zabawek i obrożę z imieniem "Blackie" i numerem telefonu właściciela z tyłu. Witamy nowego członka rodziny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz