Byłam bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Ponieważ mój brat
przeprowadzał się do Avenley River na stałe. Wiedziałam, że kiedyś to
nastąpi jednak chłopak wcześniej musiał załatwić sobie prace i
oczywiście jakiś dom. No ale Bellami bardzo, ale to bardzo lubi wygodę.
Więc nie kupi sobie mieszkania w jakiejś tam kamienicy... no proszę was.
Bellami Salvadore w kamienicy? No żarty. Musiał sobie kupić duży dom z
basenem żeby robić imprezy. No bo trzeba przecież pokazać ile to on ma
pieniędzy. Bardzo nie lubiłam tego zachowania u mojego brata jednak z
biegiem lat zaczęłam je tolerować. Wiedziałam, że jako dzieci nie
brakowało nam pieniędzy dlatego chłopak jest przyzwyczajony do luksusów.
Ja przez prawie dwa lata żyłam w ciągłym biegu, a pieniądze szły jak
woda. Dlatego mimo i połowę życia spędziłam w tym samym domu co ona, ta
druga część wpłynęła na mnie dużo lepiej. Wiedziałam teraz jak sobie
poradzić w życiu. Kiedyś nawet drobne rzeczy sprawiały mi trudność gdyż
wszystko robili za mnie inni ludzie. Z moich myśli wybudził mnie
telefon.
- Czy ja zawsze muszę mieć takie szczęście? Kupiłem dom.
Wchodzę do niego, a tu dół, jeden, drugi i kurwa trzeci. Po chwili widzę
psa, ktoś go szuka, przyjedź i zabierz go ja nie mam na to czasu -
usłyszałam tylko wkurzony głos Bellamiego, mimo woli uśmiechnęłam się.
Chłopak od razu po słowach rozłączył się więc bez zastanowienia ruszyłam
ku drzwi. Po chwili dostałam wiadomość od brata, było tam zdjęcie. Od
razu wybrałam numer, który na nim był. Zamykałam właśnie drzwi kiedy
ktoś odebrał.
- Dzień dobry - powiedziałam i wrzuciłam kluczyki do swojej torby wcześniej otwierając bramę przyciskiem.
- Dzień dobry - odpowiedział, a ja ruszyłam w kierunku samochodu, wsiadłam do niego szybko i wygodnie usiadłam.
-
Znalazłam Pana psa. Wbiegł na nasz ogród i zaczął kopać w nim dziury -
powiedziałam i zaśmiałam się by chłopak nie uznał, że mam żale do psa.
Usłyszałam jak wzdycha i uśmiechnęłam się odpalając samochód.
-
Bardzo dziękuje - powiedział, a ja poprosiłam o adres, który chłopak
miał mi wysłać. Powiedziałam, że będę za jakąś godzinę będę. Kiedy
dostałam wiadomość z adresem już byłam w połowie drogi do mojego brata.
Wiedziałam, że jest zły więc trzeba będzie go troszkę uspokoić no i
zabrać psa nim ten się zdenerwuje. Zresztą jeśli przywiozą zaraz jego
zwierzyniec to dla psa może się to źle skończyć.
~~~~**~~~~
Kiedy
zaparkowałam samochodem przed domem Bellamiego ten od razu wyszedł z
psem na smyczy. Oddał mi go i bez słowa skierował się do domu.
-
Żadnego dziękuje? Może chociaż w dupę mnie pocałuje - powiedziałam, a
chłopak spiorunował mnie wzrokiem. Oho... serio był zły. takie odzywki
to u nas norma, jeśli one go wkurzają musi być źle. Bardzo źle...
-
Dobra luz, ale stawiasz mi obiad - rzekłam i uniosłam ręce w geście
poddania. Bell skinął mi głową i pożegnał się idąc do domu. Mimo
wszystko kochałam tego debila. Był opiekuńczy w stosunku do bliskich
mimo iż bardzo to krył. Był podobny do mnie. Miał dwie twarze, jednak
rzadko kiedy pokazuje tą drugą. Poszłam z psem do samochodu, a ten
zadowolony wskoczył do niego i rozłożył się wygodnie na tylnym
siedzeniu. Uśmiechnęłam się patrząc na niego i sama zajęłam miejsce.
Dojazd do chłopaka zajął mi niecałe dziesięć minut. Odpięłam wcześniej
smycz psa nim zadzwoniłam dzwonkiem. Kiedy drzwi się otworzyły stanął w
nich chłopaka na widok, którego pies zaczął szczekać wesoło i wplątał
się w nogi właściciela.
- Dziękuje, że go przywiozłaś - powiedział, a ja wzruszyłam ramionami.
-
Proszę bardzo - rzekłam i odwróciłam się by wrócić do samochodu.
Przypomniała mi się pewna sytuacja. Jako małe dziecko też kiedyś
zgubiłam zwierzaka. Był to mały czarny kotek, który miał jedną białą
plamkę na grzbiecie, tuż przy szyi. Kochałam go. Dostałam go przecież od
surowego ojca. Wiedziałam, że muszę o niego dbać, zajmować się nim, a
przede wszystkim musiał się mnie słuchać. Wychowanie kota jest ciężkie,
zwykle są nieposłuszne i chodzą swoimi drogami. Jednak jako mała
dziewczyna w ciągu roku przyzwyczaił go do siebie. Chodził za mną
wszędzie i nawet reagował na imię. Byłam bardzo z tego powodu
zadowolona. Pewnego dnia kot nie przyszedł rano. Zawsze wychodził w nocy
i wracał by mnie obudzić. Myślałam, że może matka lub bracia go
zatrzymali, przecież lubili się z nim bawić. Jednak kiedy okazało się,
że oni nie mają z tym związku zaczęłam się niepokoić. Razem z matka
rozwieszałyśmy ulotki, wyznaczałyśmy nagrodę pieniężną. Jednak kot nie
znalazł się. Po tygodniu mama dostała telefon, że został zagryziony
przez psy. Powiedziałam to ojcu, powiedział, że może przez to będę miała
nauczkę. Już jako małe dziecko zrozumiałam, że popełniłam błąd. Ten
kotek nie miał być miły, on miał być agresywny. Zdałam sobie teraz
sprawę, że chłopak coś mówił, a ja nie usłyszałam. Odwróciłam się do
niego.
- Mógłbyś powtórzyć? Nie usłyszałam - powiedziałam.
Jacob?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz