Wstałem z samego rana i uświadomiłem sobie, że zasnąłem w
domu prawie nieznajomej mi kobiety. Dobrze, nie okłamujmy się - to nie pierwszy
i nie ostatni raz.
Mam nadzieję, Katfrin mnie nie widziała. Pudło. Moje obawy
się spełniły w momencie, w którym zorientowałem się, że jestem przykryty kocem.
Czyli nie jest na mnie zła, jakby była, to wyrzuciłaby mnie
z domu na bruk.
Wstałem i przejrzałem się w lustrze. Przystojny jak
zwykle.
Na stole obok zobaczyłem jakąś kartkę. Zapewne do mnie.
"Jestem w pracy, jeżeli chcesz, możesz zostać, jeżeli
nie, zostaw dom otwarty. Uważaj na psy."
Nie mógłbym tak po prostu pojechać. To nie w moim stylu.
Właśnie do mojej głowy wpadł świetny pomysł. Może by tak w
podziękowaniu za "przygarnięcie", przygotować jakiś uroczysty obiad?
W mig znalazłem się w kuchni ale zapomniałem, że nie jestem u siebie w domu.
Wyszedłem na zewnątrz, wsiadłem do samochodu i liczyłem na
to, że nikt nie włamie się do rezydencji podczas, gdy będę na zakupach.
Tak szybko jak mogłem, pojechałem do pobliskiego sklepu i
kupiłem składniki.
Po powrocie zamknąłem drzwi od wewnątrz, aby wiedzieć, kiedy
nadchodzi Katfrin. W końcu było to coś w rodzaju niespodzianki.
Wziąłem się do roboty. Chef Rossi zaserwuje dzisiaj typowo
italskie jedzenie, rodzime najlepsze. Lasagne bolognese z lampką wina, a na
deser panna cottę z sosem malinowym.
Około 10 rano zrobiłem sobie małą przerwę i pobawiłem chwilę
z jednym z psów dziewczyny. Chyba z tą łagodną suczką, samiec zapewne już dawno
by mnie rozszarpał.
Następnie aż do 12:10 intensywnie gotowałem, piekłem,
łączyłem, mieszałem. Nareszcie mój wysiłek został zakończony.
***
Poprawiałem ostatnie naczynia na stoliku, przetarłem talerze
na błysk i nalałem wina do kieliszków. Słyszałem, że Katrfin już tu jest.
Stanąłem przy wejściu i oczekiwałem aż wkroczy do środka.
Dziewczyna niepewnie otworzyła drzwi, spodziewając się, że
zapewne ją okradłem, albo coś zniszczyłem. Spokojnie, żadna z tych odpowiedzi
nie jest prawidłowa.
Kobieta ze zdziwieniem zerknęła na zastawiony stół.
— To dla mnie? — zapytała.
— Tak, bella signora. Moje rodzime, italskie
przysmaki. — odparłem i odwiesiłem jej kurtkę.
Katfrin usiadła przy stole i spoglądała na przygotowany
posiłek. Na talerzu leżała pięknie podana lasagne , a obok stał kieliszek
drogiego wina.
Katfrin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz