- Raczej nie będę już spać, trochę kawy załatwi sprawę.
Skoro dziewczyna nie zamierza, to ja również.
- Rachel? - Zapytałem błagalnym tonem.
- Tak, Carter? - Odparła.
- Możesz mi też zrobić kawę? - Uśmiechnąłem się ciepło i poprawiłem grzywkę, która uporczywie leciała mi na oczy i zasłaniała połowę mojego pola widzenia.
- Jasne, co jeszcze? Może zaniosę cię do kuchni na swych rękach, wielebny Davidzie? - Wstała, po czym ruszyła do kuchni.
Uwielbiam jej sarkastyczny humor.
Uf, na moment jestem sam. Chciałem czymś zająć Rachel, bo cóż - wypadałoby się ubrać.
Wstałem z łóżka w ekspresowym tempie, po czym przywdziałem swoje spodenki, ale nigdzie nie mogłem znaleźć koszulki. Chodziłem po pokoju, zaglądając na każdą półkę. W końcu znalazłem ją - rzuconą w kąt pokoju.
Szybko podniosłem ubranie, ale gdy się wyprostowałem i obróciłem, kilkanaście centymetrów przed moją twarzą stała Rachel z kubkiem kawy w ręku.
- Kurna. - Podrapałem się po karku i szybko ubrałem koszulkę, po czym westchnąłem. - Dziękuję Rachuś, moja ty słodzino. - Zaśmiałem się, po czym wziąłem policzki dziewczyny i zacząłem nimi potrząsać, niczym starsze pokolenie swoim wnukom.
- Kiedy się wreszcie ogarniesz Carter? - Zapytała z lekkim poirytowaniem, tłumiąc śmiech, po czym wręczyła mi kawę.
Usiedliśmy na łóżku i miło gawędziliśmy. Klasycznie, o wszystkim i niczym.
W tle leciała powolna muzyka wydobywająca się z mojego telefonu.
- Carter, co cię tak właściwie obudziło? - Zapytała.
- Krótko mówiąc, miewam koszmary. - Odparłem, upijając duży łyk kawy. Zapowiadało się na dłuższą rozmowę.
- Ponoć koszmary ukazują to, czego się boimy. - Dodała.
Moja mina zrzedła.
- Prawda. - Popatrzyłem dziewczynie w oczy. - Ciągle mam jeden, ten sam koszmar.
- Jaki?
Na moment nastała między nami cisza.
- Że zostałem pobity.
- Boisz się pobicia? Przecież jesteś dobrze zbudowany, poradziłbyś sobie. - Dodała z lekkim zdezorientowaniem.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Opowiem ci wszystko od początku. Nie boję się pobicia, tylko osoby, która zadaje mi ból. - Upiłem kolejny duży łyk kawy, aby dodać sobie otuchy. - W dzieciństwie miałem szczęśliwą rodzinę. Gdy byłem nastolatkiem, zmarła moja matka. Od tamtego momentu ojciec zaczął pić. Raz przyłapali go nietrzeźwego w pracy i bez zastanowienia wyrzucili. Musiałem pracować, żeby jakoś wyżywić naszą rodzinę. Sprzedawałem cenne rzeczy, dorabiałem w sklepach, na magazynach... - Zamilkłem na moment. - Życie biegło dalej. Miałem ciągle iskierkę nadziei, że mój ojciec odstawi alkohol, znajdzie sensowną pracę i znów będziemy szczęśliwą rodziną. Pomyliłem się. Moja nadzieja całkowicie zgasła w momencie, w którym ojciec został wsadzony do ciupy za morderstwo. Zabił kasjerkę, bo nie chciała mu sprzedać alkoholu, widząc, że jest tak upity, że ledwo trzymał się na nogach.
Razem z Camillą trafiliśmy pod opiekę ciotki, która nas szczerze nienawidziła i uważała za ciężar. - Rzekłem. - Ale skąd moje koszmary? - Codziennie dostawałem solidne lanie. Za to, że poprosiłem ojca o odrobinę pieniędzy, za to, że motywowałem go do rzucenia alkoholu. Za istnienie. Raz pobił mnie tak, że straciłem przytomność. Zawsze musiałem ukrywać siniaki przed kolegami, czy udawać, że wszystko jest dobrze. - Zamilkłem.
To był koniec mojej zawiłej opowieści. Podwinąłem delikatnie koszulkę i ukazałem swoje blizny na brzuchu i plecach.
Rachel nie odpowiedziała nic, pozostała w ciszy. Chwyciła jedynie moją dłoń i mocno uścisnęła.
- Naprawdę? - Dodała po chwili, patrząc ze współczuciem.
- Nie okłamałbym cię Rachel. - Odparłem i spojrzałem jej prosto w oczy.
<Rachel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz