1 lip 2018

Od Sebastiana cd. Katfrin

Dziewczyna wstała nakładając okulary i spoglądając na Sebastiana.
- Z chęcią, o ile wypuścisz mnie za dwie godziny, muszę iść jeszcze do sklepu.
Chłopak uśmiechnął się, rozumiejąc Kat.
- Oczywiście, jest blisko.
Czarnowłosa skinęła głową, a następnie założyła kaganiec i smycz Niali. Widać było, że jej drugiemu psu szatyn nie przypadł do gustu.
- W takim razie, prowadź.
Katfrin pozwoliła Niali podejść do Gilberta. Sebastian popatrzył na zwierzęta, gotowy w każdej chwili zareagować, chociaż jego niepokój został dokładnie zamaskowany przez pogodny uśmiech.
- Akurat ta, to aniołek.
Chłopak poszerzył uśmiech i skinął głową, ruszając w stronę restauracji. Po chwili zdecydował się poruszyć jakiś luźny temat.
- Pracujesz?
- Tak, dokładniej w wojsku.
No proszę, tego szatyn się nie spodziewał. Wcale nie dlatego, że dziewczyna była dość drobnej budowy, to akurat w niczym nie przeszkadzało. Bardziej interesował go powód, dla którego Kat zdecydowała się na taki, nie inny zawód. Zawsze uważał, że żołnierze, przynajmniej ci o najniższym stopniu, byli czymś w rodzaju mięsa armatniego, które można dowolnie rozstawiać na froncie i którego śmierć nie ma większego znaczenia, jeśli nie przesądzi o zwycięstwie wojny. No proszę, taka niespodzianka... Katfrin uśmiechnęła się delikatnie, wyglądała o wiele ładniej z uśmiechem. Seba pomyślał chwilę i parę sekund później poczuł, że jest w swoim żywiole.
- Masz przy sobie broń?
Niestety, nadzieje chłopaka szybko zostały zmieszane z błotem, dziewczyna podkręciła głową przecząco. Pomimo niezbyt zadowalającej odpowiedzi na ostatnie pytanie, Sebastian postanowił "zebrać informacje", jednak naprawdę chciał tylko podtrzymać rozmowę.
- Długo już pracujesz w wojsku?
Psy dziewczyny przyśpieszyły, goniąc ptaka, Gilbert przyglądał im się zdziwiony, powstrzymując chęć zrobienia tego samego. Gdzieś w głębi serca, jego właściciel poczuł wielką dumę ze swojego podopiecznego.
- Rok służby, pięć lat studiów.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, jednak chłopak, kompletnie zielony w tych sprawach, tylko pokiwał głową. Znał się na broni, ale nie na wojaczce albo tych, którzy w niej uczestniczą. Nagle szatyn przystanął przed drzwiami restauracji, do której prowadził Kat i jej psy.
- No więc jesteśmy.
Dziewczyna rozejrzała się, szukając miejsca w cieniu, jak domyślił się Sebastian. Po chwili ruszyła w tym kierunku, a reszta wesołej ferajny za nią. Posypały się komendy, grunt, że psy Kat położyły się w końcu w cieniu, a Gilbert siedział, czekając na okruszki czy spadające ze stołu kawałki jedzenia. Brunetka sięgnęła po menu i już po chwili chciała oddać je Sebastianowi, który jednak odmówił, twierdząc, że już wie, co weźmie. Nie wiedział. Miał w planach poprosić o cokolwiek i modlić się, by znajdowało się to w karcie dań.
- Często tutaj bywasz?
Dziewczyna popatrzyła na Sebastiana, który szukał wzrokiem kelnerki. Jego oczy jarzyły się, naturalnym dla niego, błyskiem zafascynowania. Po chwili wzruszył ramionami.
- Gdy jestem w centrum, to zwykle tutaj bywam.
Do stolika podeszła kelnerka, wysoka, cycata blondynka z toną tapety na twarzy. Taką pochować będzie wręcz przyjemnie. Seba skarcił się w duchu za tę myśl. A może była to bardzo miła i sympatyczna dziewczyna? Na podstawie stereotypów bardzo łatwo niesłusznie osadzić człowieka.
- Dzień dobry, można już?
- Oczywiście, ciasto tiramisu i kawę mrożoną.
Kelnerka błyskawicznie zapisała słowa Katfrin. Sebastian, tak jak zaplanował, rzucił nazwę losowego ciasta. Najwyraźniej w menu była szarlotka, bo blondynka szybko zapisała zamówienie i odeszła mówiąc to, co kelnerzy, czy kelnerki zawsze mówią po przyjęciu zamówienia.
- Mieszkasz gdzieś blisko?
Chłopak zdecydował się ponownie zacząć rozmowę. Nie był to dla niego zbyt bezpieczny temat, ale ryzyk-fizyk.
- Za miastem, dwadzieścia minut drogi. A ty?
Brunetka pogłaskała Nialę za uchem. Sebastian nieświadomie zesztywniał. Musiał wymyślić coś prostego i wiarygodnego lub w sprytny sposób ominąć prawdę. Bo jak zareaguje Kat, kiedy dowie się, że Sebastian mieszka, dosłownie, na cmentarzu?
- Niedaleko.
Krótko, zwięźle i na temat. Dziewczyna skinęła głową i popatrzyła na idącą w ich stronę kelnerkę. Według klasycznej formułki, która jest wymawiana chyba we wszystkich krajach na świecie i w każdym języku, blondynka położyła przed nimi zamówienia i odeszła szybko. Katfrin chwyciła kubek w ręce i zaczęła delektować się smakiem kawy. Popatrzyła na chłopaka. Sebastian nie zwrócił na to uwagi, zajęty jedzeniem i pilnowaniem, by włosy nie wpadały mu do jedzenia. Zapominając całkowicie o gumce do włosów na nadgarstku i wstążce w kieszeni, odrzucił loki do tyłu.
- Nigdy nie uda mi się zrobić tak dobrego ciasta.
Zapowiadało się całkiem przyjemne popołudnie, niestety szatyn postanowił zejść na tematy kulinarne.
- Nie lubisz gotować?
Dziewczyna ściągnęła po widelczyk. Seba uśmiechnął się kwaśno.
- Nie umiem.
- W takim razie, musisz kiedyś spróbować mojej kuchni.
Chłopak popatrzył na nią lekko zdziwiony, lecz nadal uśmiechnięty. Upił łyk herbaty.
- To zaproszenie?
Katfrin wzruszyła ramionami i popatrzyła na zegarek.
- Propozycja.
- W takim razie, chętnie ją przyjmę, ale może nie dzisiaj. Jutro niedziela, masz czas koło dwunastej?
Brunetka na chwilę się zamyśliła, jednak po paru sekundach uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Więc do jutra, spotkajmy się tutaj, dobrze? Ja niestety muszę się już iść, obowiązki wzywają.
Seba wstał i wyjął z portfela pieniądze. Podał je Katfrin, tłumacząc, że jest to jego część rachunku, a resztę może przeznaczyć na napiwki. Zawołał Gilberta, co jednak nie było konieczne, ponieważ pies już wcześniej plątał się gdzieś pod nogami właściciela. Chłopak miał nadzieję, że Kat nie odbierze źle jego "ucieczki" od stołu, jednak obowiązki wzywają. Musiał jeszcze dziś sprzątnąć dwa groby, pomimo tego, że nikt nigdy nie kazał mu tego robić. Po prostu czuł się potrzebny, gdy patrzył na czyste, zamiecione, niektóre nawet umyte, nagrobki. Chłopak z psem znikli w tłumie, który jednak coraz bardziej się przerzedzał. Mało osób szło na cmentarze z własnej i nieprzymuszonej woli, szczególnie w dzień, który można poświęcić na wiele innych atrakcji. Po drodze wstąpił do miejscowej piekarni, której właściciel bardzo dobrze go znał i lubił. Dziś był jeden z tych dni, kiedy ów właściciel stał na kasie. Na wszelkie sposoby próbował porozmawiać z Sebastianem, lecz on tylko czym prędzej kupił spory kawałek sernika i wyszedł. Nie miał humoru na rozmowy. Po dotarciu do domu pierwsze co zrobił, to przebrał się z powrotem w wygodne ciuchy, po czym zjadł bułkę z masłem, nakarmił Gilberta i wyszedł na cmentarz ze wszelkimi przyborami do pielęgnacji nagrobków.

<Katfrin? Przynajmniej trochę się postarałam, tak? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz