18 sie 2018

Od Althei C.D Lucia

    Następne dni były zupełnie niemożliwe do przeżycia. Coraz gorsze. Pustsze. Umierałam wewnętrznie i nawet nie próbowałam poddawać tego wątpliwościom; wysuszała mnie tęsknota, żałość bezustannie zaciskała mi wnętrzności niczym drut kolczasty. Jednakże, kiedy Lucia po raz pierwszy od tak dawna przytuliła się do mnie, cały smutek i równocześnie złość znalazły ujście. Rozpłynęły się w powietrzu. Te szare, puste i zimne mieszkanie w oka mgnieniu rozświetliła moja siostra. Nie chciałam jej za nic puszczać, wyobrażając sobie, że żadnej rozłąki w życiu nie było.
    - Przepraszam… – wydukała, pociągając nosem, co natychmiast ukłuło moje serce milionami lodowych igiełek. – Ja chcę do ciebie wrócić… nie chcę już tam być.
    Zmarszczyłam brwi, nie puszczając dziewczyny ani na chwilę. Miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia, słysząc to, aczkolwiek ostatnie słowa obudziły moje podejrzenia, jakich nie mogłam tak po prostu zignorować. Czule pogłaskałam ją po głowie.
    - Stało się coś? – szepnęłam. – Zranił cię? A może coś ci zrobił…? – Każde kolejne pytanie było jeszcze cichsze od poprzedniego.
    - Nic się nie stało… nic mi nie zrobił, zranić też nie zranił – odpowiadała powoli drżącym głosem, który przerywały szlochy. – To ja coś zrobiłam… zostawiłam cię, Al, a miałyśmy sobie tego nie robić… tak bardzo żałuję! – Na te słowa poczułam jeszcze mocniejszy uścisk rąk wokół swojej talii. Te słowa autentycznie złamały mi serce, rozczłonkowały je na dziesiątki kawałków.
    Spiętrzająca się we mnie fala smutku wręcz wyciekała poza krawędzie tamy, która tłumiła w sobie wszystko, bym tylko się nie rozpłakała. Każdą małą, osobną emocję, jaka zebrana wraz z innymi, mogłyby robić za pocisk o sile potężnej destrukcji.
    - Shhh… – To były pierwsze słowa, jakimi posłużyłam się od czasu, kiedy ciszę wypełniał tylko płacz siostry. – Nic się nie stało. – A bzdura, stało się i to dużo. Moja podświadomość wręcz krzyczała, by wypomnieć dziewczynie wszystko po kolei, począwszy od kłamstw, aż do złamania świętej zasady, że zawsze trzymamy się razem. Ale serce stawiało opór i to niemały. Kazało mi pogłaskać ją po głowie, przytulić do siebie jeszcze mocniej niż zwykle i uspokoić, nieważne co się dzieje.
    Na tamte słowa Lucia uniosła głowę do góry, tak, że zdołałam ujrzeć jej zapłakaną twarz. Po mokrych, czerwonych policzkach łzy tworzyły coraz to nowsze ścieżki. Otarłam je ruchem dłoni i objęłam czule jej twarz.
    - Stało się, dobrze wiesz…
    - Nie, bo jesteśmy siostrami i nieważne co by się działo, zawsze będziemy blisko. – Odgarnęłam przyklejające się do jej mokrej skóry kosmyki włosów i ucałowałam miejsce, w którym zatrzymała się łza. – Tylko nie rób mi już tak, dobrze? – Mój głos zaledwie zadrżał.
    - Nie zamierzam. Kocham cię – mruknęła smutno.
    - Wiem. Ja ciebie tak samo. – Oddaliłam ją od siebie na długość ramion i na moją twarz wpełzł blady uśmiech. – Może spędzimy trochę czasu razem, co?
    Dziewczyna pokiwała energicznie głową i pociągnęła jeszcze raz nosem. Jej skrzywiony, smutny wyraz twarzy powoli się rozluźniał. Otworzyła lekko usta z zamiarem wypowiedzenia słów, lecz zamiast tego zaczęła wodzić wzrokiem po całym salonie. Śledziłam te spojrzenie, dostrzegając, jak dziewczyna sunie nim przez podłogę, na dywan, meble.
    - Przez chwilę miałam wątpliwości…
    - Co do czego? – Zmarszczyłam brwi w wyrazie zastanowienia.
    W oczach Lucii przemknął błysk niepewności.
    - Gdy byłam u taty, powiedział mi, że był u ciebie w mieszkaniu. Powiedział też, że… stoczyłaś się. Że wszędzie walają się butelki po alkoholu, wymiociny, że wszędzie jest brud… – Każde słowo z trudem przechodziło jej przez gardło, wręcz krzywiła się.
    - Nie uwierzyłaś w to, prawda? – Na te wieści odniosłam wrażenie, jakby stanęła nade mną burzowa chmura, cisnąca we mnie prawdziwymi piorunami. Zastanawiałam się, do czego ojciec był w stanie się posunąć, żeby odebrać mi Lucię, to odpowiedź otrzymałam.
    - Miałam wątpliwości, ale nie potrafiłam też mu uwierzyć. – Szybko zaprotestowała, jakby bojąc się, że moja podświadomość zacznie wyobrażać sobie aż za dużo minusów tej sytuacji.
    - To już nie ma znaczenia. Może nie mam najlepszej pracy, najbogatszego mieszkania do zaoferowania, ale mam troskę i miłość. Sąd weźmie to pod uwagę. – Uśmiechnęłam się delikatnie, wręcz szepcząc.
    - Sąd? Ale jak to sąd? – mówiła tak, jakby ani trochę nie rozumiała sytuacji. Ojciec nawet jej pewnie nie wspomniał.
    - Ojciec powiedział, że mi ciebie zabierze. Ale zamierzam walczyć. No, będzie mi potrzebna odrobina szczęścia i optymizmu, ale wygram tę sprawę. – Musnęłam wierzchem dłoni jej suchy już policzek, a jej oczy wnet stały się takie, jakby walił się w nich cały świat.
    - Nie chcę z nim mieszkać! Wolę ciebie! – Znowu zatopiła się w moich objęciach. Czule pogłaskałam ją po głowie.
    - Wiem. Opinie dziecka też muszą wziąć po uwagę. Damy sobie radę. – Oparłam brodę o czubek jej głowy.  – Wróciłaś na stałe?
    Nim cokolwiek zdążyłam jeszcze dodać, rozległ się łoskot drzwi.

[Sugar bear?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz