Kiwając na barmana zamówiłam kolejne, chyba trzecie już mojito. Nie czułam się jeszcze całkiem pijana, za to lekko szumiało mi w głowie i czułam się nieco weselej.
Zamknęłam oczy, wczuwając się w elektryzujący bit. Pomyślałam, że prawie mogę zapomnieć o codziennej szarości i złu tego świata. Prawie.
- Mogę się dosiąść?
Czyjś głos próbował przekrzyczeć głośną muzykę, ale nie szło mu zbyt dobrze. Skinęłam głową na znak zgody. Ostatecznie, nie robiło mi to żadnej różnicy.
Mężczyzna usiadł i zamówił alkohol.
- Miły wieczór. - powiedział, nachylając się do mnie. - Jesteś tu sama?
Wiedziałam, co tak naprawdę to oznaczało. Chcesz się zabawić? Chciałam? Popatrzyłam na swoje dłonie. Jasne, że chciałam.
- Tak. - odparłam. - Ale mogę nie być.
Powoli otworzyłam oczy. Jedno było jasne: to nie był mój pokój. Nawet nie moje mieszkanie.
Najwyraźniej spałam w wielkim łóżku, z jakimś chłopakiem i... dziewczyną. Usiadłam i przyłożyłam dłoń do obolałej głowy. To musiała być niezła impreza.
Wstałam, rozglądając się za swoimi rzeczami. Byłam w samych majtkach i podkoszulce. Po chwili chodzenia po dużym, ale i zabałaganionym pomieszczeniu znalazłam swoją torbę. Założyłam ją na ramię, a kiedy się schylałam, zauważyłam również nogawkę moich czarnych dżinsów, wystającą spod leżącej na podłodze narzuty. Bingo. Szybko wciagnęłam je na biodra. Teraz należało tylko znaleźć kurtkę i wynosić się stąd. Opuściłam sypialnię po cichu, żeby nie obudzić przygodnych współspaczy i spróbowałam uruchomić telefon. Nic z tego. Zanim trafiłam do baru, miałam dwanaście procent, a teraz całkiem czarnego ekranu nie dało się ożywić. Cholera.
Znalazłam się w salonie, pełnym śpiących imprezowiczów. Ze trzech spało na wielkiej, staromodnej kanapie, a reszta, gdzie popadnie - na podłodze, parapecie. Ktoś nawet rozłożył się na widocznej stąd wyspie kuchennej i teraz chrapał tak, jakby nie spał co najmniej z tydzień.
Po minięciu labiryntu śpiących królewien i królewiczów, dotarłam do krótkiego korytarza. Zdjęłam skórzaną kurtkę wiszącą na krześle i już trzymałam dłoń na klamce, gdy zza moich pleców odezwał się cichy głos.
- Dzień dobry.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz