8 sty 2021

zamknięcie

Przyznam, że jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, że te miejsce spotka taki los, lub też nie chciałam sobie tego wyobrażać. Długi czas było mi zwyczajnie przykro z tą myślą, a zaczynając się z nią powoli oswajać, zrozumiałam, jak wiele to wszystko dla mnie znaczyło i za jak wiele jestem wdzięczna. Avenley ma już za sobą lata świetności, a mi pozostaje osobiście z całego serca podziękować, że tu byliście i budowaliście te miejsce z nami - towarzyszyliście w złych i dobrych chwilach, ożywialiście czat, rozmowę i dawaliście motywację. Poznałam tu mnóstwo wspaniałych ludzi i to dzięki wam trzymam w głowie od groma cudownych wspomnień, w tym wątków, shipów, memów, zwyczajów i typowych dla starego AR tekstów (płomienna miłość? Pamięta ktoś?). Nigdy nie zapomnę tego bloga, ani osób, postaci, opowiadań, dla jakich zdarzyło się siedzieć do rana - spędziłam tu zbyt dużo czasu, by przejść obok tego zdarzenia obojętne, ponieważ każde przyjemne wspomnienie będzie sprawiać, że łezka się w oku zakręci. Zostało mi przeprosić za to, że nie podołałam jako administratorka, pisarka, ale miejmy nadzieję, że spotkamy się jeszcze w przyszłości - w końcu nic nigdy nie wiadomo. Życzę wam wszystkiego dobrego i samych sukcesów. ❤

Alth

Nie mam pojęcia, w którym momencie się poddałam. Może wtedy, gdy wiele dni z rzędu na discordzie panowała pustka, a częstotliwość dodawanych opowiadań gasła z każdym kolejnym tygodniem? Albo wtedy, gdy jedno po drugim, osoby dotychczas napędzające rozmowy opuszczały nasz serwer? Nie jestem pewna. Wiem tylko, że jeszcze parę miesięcy temu nie byłam w stanie wyobrazić sobie końca i walczyłam z tą wizją, odpychając ją od siebie, natomiast teraz czuję, że nareszcie jestem gotowa dać temu odejść. Od samego początku Avenley River było dla mnie niesamowicie ważnym miejscem - nie tylko poznałam tu niezwykłe osoby i mogłam rozwijać swoją wyobraźnię, kreując postaci i wątki, w większości nigdy nie zrealizowane do końca, ale też dlatego, że podczas gdy blog kwitnął, ja dorastałam. Przeżywałam wszystkie swoje rozterki i radości, zawsze wracając na chat, a później na discord, wiedząc, że tam znajdę ludzi, do których będę mogła zwrócić się w każdej chwili, którzy nigdy nie będą mnie oceniać i w każdej możliwej sytuacji dadzą mi wsparcie. To miejsce było moim drugim domem, dlatego tak wiele czasu spędzałam choćby na discordzie. Wierzyłam w nie.

Wiem, że od dłuższego czasu nawalałam, jeśli chodzi o pisanie - to muszę przyznać. Ale życie każdego w końcu zaprowadzi do takiego punktu, że trzeba będzie odpuścić sobie pewne rzeczy, by móc zająć się sobą.
Myślę, że pod względem pisarskim zdążyłam się już wypalić. Dlatego wraz z końcem tego bloga zapewne całkiem ucichnę w blogosferze. Czuję, że ten koniec, koniec Avenley River, jest również symbolicznym końcem mnie, tej Bruk, której zazwyczaj wszędzie było pełno. Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się, że mogłam przeżyć tutaj, z Wami, tę piękną przygodę. Wiem, że zapewne licha garstka została z nami na tyle, aby choćby to przeczytać - ale tak czy siak pragnę podziękować wszystkim. Również tym, którzy nigdy tego wpisu nie zobaczą.
Kocham was.
Brooke

Znaczna większość spośród nas była świadoma tego, co prędzej czy później nadejdzie i, jak widać, właśnie nadchodzi. Jeszcze raptem półtora roku byłam zdania, że prędzej uda mi się zrobić szpagat niż czat Avenley River zamilknie i wydaje mi się, iż to najlepszy wstęp, jaki mogę w tej chwili ułożyć, ponieważ nie mam zamiaru zasypywać Was tonami wspominek na temat tego, jak to nie było kilkanaście miesięcy wstecz — nie zapomnimy tego, co na stałe zagnieździło się w sferze naszych wspomnień, ale wiemy, że przeszłość jest przeszłością, nawet jeśli czasami jest nam z tego powodu przykro. Odtąd do całej tej „przeszłości” możecie zaliczyć naszego bloga. Nie zamykajcie jeszcze skrzyni pamiątek po zeszłym roku, otwórzcie te z łącznie trzech ostatnich i poodkurzajcie tam nieco, a w tej pierwszej rozsuńcie dwa wybrane wydarzenia i gdzieś między nie wsuńcie teczkę zatytułowaną „Awenlej Rywer — historia o tym, jak popieprzony może być ludzki umysł”. Tylko wybierzcie dobre miejsce, raczej nie chcemy być kojarzeni z pandemią, pożarami w Australii czy śmiercią Dariusza Gnatowskiego.
Zapewne żądacie wyjaśnień, co nami powodowało i dlaczego to zrobiłyśmy. Czy jest sens w umniejszaniu tym ckliwym podziękowaniom ścianą tekstu na temat tego, dlaczego ciężko jest znaleźć w sobie jakiekolwiek chęci bez wyraźnych znaków, że warto, na temat deficytu czasu, wypalenia pisarskiego, milczenia? Spójrzmy na blog, spójrzmy na Discord, a znajdziemy odpowiedzi. Spójrzmy na nas samych, wszyscy, ponieważ ja przyznaję się bez bicia — nie pisałam opowiadań na AR od jakiegoś czasu, bo zwyczajnie nie byłam w stanie. To nie cieszy mnie tak bardzo, jak cieszyło kiedyś, o ile „cieszy” jakkolwiek odwzorowywało moje emocje podczas pisania ostatnich historii.
Także oficjalnie topimy ten wianek i idziemy dalej. Nie lubię używać słowa „znudzić”, ponieważ, pisząc je, mam wrażenie, że brzmię wówczas jak dzieciak, który bawił się swoją nową zabawkę godzinę, po czym rzucił ją w pierwszy lepszy kąt, żeby zapomnieć, jakie imię nadał jej zaraz po tym, jak do niego trafiła. Chociaż pluję sobie w brodę za niektóre moje występki i jestem cholernie świadoma tego, jakie błędy popełniałam na przestrzeni lat, chcę powiedzieć, że robiłam wszystko, co byłam w stanie, żeby teraz móc powiedzieć „hej, poradziłam sobie całkiem nieźle”. I każdy z Was wniósł w moje życie chociażby mały promień słońca, jakkolwiek abstrakcyjnie, irracjonalnie i absurdalnie by to nie brzmiało. Cieszę się, iż miałam okazję poznać grupę, ba!, nawet grupy, ponieważ nasza społeczność zmieniała się, a członkowie wymieniali ze sobą wzajemnie, tak wspaniałą jak Wy. Przy okazji dziękuję. Szczególnie administracji, Althei i Brooke — obie wiecie, za co, obie wiecie, dlaczego i myślę, że nikt nie ma żadnych wątpliwości, bo obie zasłużyłyście na wielkie, złote medale.
Nie wymienię każdego członka z imienia, ponieważ nie starczyłoby mi życia i koniec końców nie doszłabym do tego, kto był kim, a kto kogo zgrywał, ale wiecie, że Wy wszyscy zasługujecie na co najmniej dużo pierogów.


lou

6 sty 2021

Od Dymitra C.D Anastasi "+18"

Wręczyłem kobiecie kartę, a gdy ta wyszła z mojego apartamentu, odetchnąłem z ulgą. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na balkon. Oparłem się o barierkę i odpaliłem papierosa. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo będzie w stanie uprzykrzyć mi ten wyjazd. czy to zdrowe na tyle pozwalać kobiecie ? Sam nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Odpaliłem kolejnego papierosa i pogrążony w myślach gapiłem się na wspaniałe widoki. Poczułem, jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Niechętnie odwróciłem głowę, na całe szczęście to był Marcus. 
- Stary, ta laska namieszała ci w głowie. 
- Nie. 
- Jasne, bo pierwszą lepszą zabierasz na wyjazd, gdzie świętujesz napad ze swoimi ziomkami. 
- Wal się Marcus. 
- Chce tylko pomóc.
- To odwal się ode mnie, nie chce z nikim teraz gadać. 
- Dobra, ale pamiętaj, jestem z tobą. Poza tym zaraz obiad więc ogarnij się i dawaj do nas. 
Zgasiłem papierosa i wraz z Marcusem dołączyłem do reszty. Poczułem ulgę gdy zobaczyłem, że miejsce dziewczyny jest puste. Usiadłem przy stole, na którym znajdowało się masę pyszności. Wykwitnę ładnie przygotowane owoce morza, cieszyły moje oczy. Wina, whisky, piwa oraz gazowane napoje. 

27 gru 2020

Od Caina cd. Candice

Po moim trupie. Czy ona ma problemy ze zrozumieniem podstawowych słów? Czy to ja gadam w jakimś innym języku? 
Nie będę robił tego, co ona mi każe, nawet jakby przystawiali mi nóż do gardła. Myślałem, że już dawno to zrozumiała, ale najwyraźniej jej pamięć złotej rybki wyklucza możliwość niepowtarzania się codziennie. A nienawidzę czegokolwiek powtarzać. Przy Candice robię to niemal co chwila i obawiam się, że prędzej wejdzie mi to w krew, niż ona odejdzie. Z jednej strony utrzymuję ją przy sobie, bo nie zapomniałem o swoim pierwotnym celu. Z drugiej jednak zostawiłbym ją w głębi lasu - najlepiej w nocy, aby nie znalazła drogi powrotnej - i udawał, że nic się nie stało.
Prycham tylko pod nosem, utwierdzając się tym samym w swojej decyzji protestu wobec jej irracjonalnego życzenia i zagłębiam się w telefon.
Nie na długo.

14 gru 2020

Od Serafiny cd. Leona

 Po zakończeniu pracy zostało mi już tylko wypuścić wszystkie konie na padok. Wróciłam do stajni. Najpierw otworzyłam boks Morgany i Ermaca, konie radośnie wybiegły ze stajni, a zaraz za nimi reszta rumaków. Psy, oprócz Sonii, zostały na padoku z końmi. Mała suczka wskoczyła mi na kolana, kiedy wraz z książką popijałam kakao na fotelu. Pies wpatrywał się we mnie bardzo uważnie, jakby mógł wyczytać z moich oczu to, jaką pustkę mam w sobie. Może to dziwne, ale czułam jakby mówiła do mnie ,,Już okej... Masz nas, masz to co lubisz robić najbardziej. Nie potrzebujesz nic więcej do szczęścia. Spójrz...'' A ja głupia w głowie miałam tylko obecność innych ludzi, którzy by mnie wspierali, a może nawet ktoś, kto by mnie pokochał. Nie umiałabym jednak żyć bez tych wszystkich zwierząt. Wpatrywać się w ich radosne miny, rżenie, szczekanie, miałczenie. Nigdy nie mogłabym zamienić tego na ludzkie słowa. Czasem wydaje mi się, że te zwierzęta rozumieją mnie milion razy lepiej, niż każdy człowiek na tym zapchlonym świecie. Nagle moje myśli spadły w jeden punkt, najgorszy jaki mogłam sobie wyobrazić. Ręka zaczęła mi się mocno trząść. Nienawidzę o niej myśleć... Okropna kobieta... Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zdjęcie, które widniało w samym środku książki... Na obrazku widniały dwa zakrwawione noże, w rękach blondwłosej kobiety. Była ona odwrócona tyłem do obiektywu. Na podłodze leżał policjant. Z jego głowy sączyła się krew. Drugi nie miał skóry na dłoni, był w o wiele gorszym stanie niż poprzedni... Dłonie ułożyły mi się w pięści...
- Noelia... Jak ja się cieszę, że cię tu nie ma. Cieszę się, że już nigdy się nie spotkamy. Poszłaś na inny świat. Miejmy nadzieję... - powiedziałam i zamknęłam książkę. Zaczęło się robić bardzo zimno, więc wraz z psem weszłyśmy do domu i zawinęłyśmy się w kołdrę. Zaśnięcie, choć wydaje się proste, to jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w takich chwilach. Patrzyłam się w sufit. Wzięłam w końcu tabletki nasenne. Przekonałam się, że nie był to dobry pomysł. Widziałam ją. Wisiała nade mną na czworaka. Miała na sobie swój znany, długi, czarny płaszcz. Trzymała mnie za szyję... rękę wkładała pod bluzkę. Przycisnęła mnie do siebie, włożyła rękę w spodnie. 
- Powiedz, że mnie kochasz. - pokręciłam głową, na co kobieta przyspieszyła ruchy ręki - No mów.
-Koc.. aam... Cię... - mówiłam poprzez dyszenie. 
- Było tak ciężko to powiedzieć? Od dziś kochana robisz mi zdjęcia w trakcie każdej ''zabawy''. Jasne? 
Pokręciłam przecząco głową. Chwilę później kobieta odwróciła się, słychać można było tylko brzdęk metalu. 
- Niegrzeczna dziewczynka... Hahahah... Niegrzeczna! - krzyknęła, odwróciła się gwałtownie i włożyła mi nóż prosto w kość miedniczą. 
- A... a... - jęczałam przez płacz...
Dźwięk telefonu wybudził mnie, całą spoconą i zapłakaną ze złego snu. 
- Tata Leona? O matko już późno...

Leon?

9 gru 2020

Od Elizabeth CD Feyi

Tego to ja bym się nigdy nie spodziewała, naprawdę! Czy to oznaczało, że musiałam być częściej stanowcza i używać tylu przekleństw, by łaskawie ktoś zaczął się w końcu mnie słuchać? I to był chyba najidealniejszy moment, by w końcu zapisać się na kurs asertywności. Dość częstym zjawiskiem jest, że osoby mojej wielkości są niedostrzegane, a ich zdanie często jest olewane. Bo co, bo mam wzrost dwunastolatki, co? To jest powód, by mnie dyskryminować? Ale nadszedł ten dzień, kiedy ja, Elizabeth Sawir jestem tą wielką! W końcu osiągnęłam szczyt!

3 gru 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

 Znowu to samo. Nienawidziłem, kiedy osoba, która przychodzi ze mną, idzie do innych. Czułem się zawsze w pewnym sensie zdradzonym i oszukanym. 
- Czyli mam pozwolenie na tańczenie z laskami? - zapytał, ponownie zaciągając się moim papierosem. Pokręciłem głową.
- Ja ci nie wystarczam? - zabrałem mu papierosa i wpuściłem dym do płuc. 
- Tańczyć ze mną wtedy nie chciałeś, to znalazłem sobie kogoś innego - przewróciłem oczami, nie mając kontrargumentu. Nienawidziłem sytuacji, w których nie miałem co odpowiedzieć, w takich chwilach robiłem jedno. Znowu mu przywaliłem w ramię, tym razem jednak lekko. - Czemu mnie ciągle bijesz - jak widać, nie tak lekko, jak chciałem. Pomasował ramię. - To się nazywa przemoc - wymruczał i kiedy chciał zabrać mi szluga, sam się zaciągnąłem, po czym schyliłem głowę, złączyłem nasze usta i wpuściłem mu w nie dym. Kiedy się odsunąłem oddałem mu marny kawałek na trzy buchy i zacząłem grzebać w torbie. Oli szybko rzucił peta na ziemię i go przydeptał, a kiedy chciał wracać do klubu, złapałem go za ramię i pociągnąłem w bardziej ustronne miejsce.
- Masz - wyciągnąłem lufkę z zielskiem i zapalniczkę. Pytając się znajomych, miałem większą nadzieję na jakiś proszek, niestety jedyne czym częstowali, to trawką. Zawsze coś, chłopak się chociaż wyluzuje.
- Skąd masz? - zapytał biorąc do ręki przedmioty i nie czekając na moje wyjaśnienia, przystąpił do działania. Lekko się uśmiechnąłem, bo na moment się bardziej ożywił. 
- Stamtąd, obok tego, co siedział przy tym i tak dalej - obserwowałem jak płomień pożera część plastiku, a zioło w środku zaczyna się jarzyć. Oli się zaciągnął z dwa razy, a potem zabrałem mu je, bo miałem wrażenie, że nie odda, tylko sam zużyje. - Lepiej ci? - zapytałem, a on pokiwał głową. Uśmiechał się. Kiedy sam zapaliłem i wymieniliśmy się jeszcze z dwa razy, przysunąłem się do niego, wpierw chowając lufkę do torby. - Więc jak będziesz grzeczny, to cię jeszcze potem poczęstuje - pocałowałem go krótko, po czym wróciliśmy do baru.
Było lepiej. Chociaż Oli dalej za bardzo nie rozmawiał z innymi, to jednak jego twarz wskazywała na to, że nie dlatego, że nie słucha, ale dlatego, że mu się nie chce. Ciągle się uśmiechał i w pewnym momencie stwierdziłem, że pasuje do niego ten banan na twarzy. Wyglądał z nim lepiej niż z tym smutkiem w oczach, który mówił, że za dwa dni spróbuje się zabić. W końcu nie musiałem się za niego wstydzić. 
Poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem, tatuażysty nie było przy stoliku. Ogólnie kilka osób stąd zniknęło, jedna dziewczyna musiała szybciej wrócić, druga uwinęła się z naszym kolegą do jego mieszkania, a jedna para poszła tańczyć. Nie wiedziałem tylko gdzie był Oli.
- Gdzie mój facet? - zapytałem Marshalla, obejmowanego w tej chwili przez Evęlinę. Ten wzruszył ramionami.
- Poszedł w tamtą stronę - dziewczyna wskazała palcem na jakieś drzwi. - W ogóle to jakiś dziwny ten twój kolega - powiedziała, kiedy odwróciłem się do niej plecami. Zignorowawszy jej zdanie, które i tak mnie nie obchodziło, otworzyłem drzwi, które prowadziły do części z pokojami. Zatrzymywałem przypadkowych ludzi (nawet tych, którzy postanowili odbyć stosunek nie dotarłszy do pokoju) i pytałem ich o Oliego. Czemu mi zależało na znalezieniu go? Nie zależało mi na tym, chciałem tylko wiedzieć, że nikt się do niego nie przypałętał. 
To śmieszne, że jakaś rozwścieczona para marudziła na ciemnowłosego, naćpanego idiotę, który przerwał im arcyważne rzeczy na dachu. 
Miałem tylko nadzieję, że nie będzie chciał skakać.

2 gru 2020

Od Oliego cd Renegeusza

 Zabrał mnie do klubu. Może i lepiej, nie byłem chyba aktualnie w dobrym stanie aby być samemu w mieszkaniu. Poznał mnie ze swoimi znajomymi ale nie byłem w stanie zapamiętać ich imion, twarzy. Nic. Pierwszy shot, drugi shot. Ktoś, proponował jakieś narkotyki. Patrzyłem na ludzi dookoła i zastanawiałem się. Alkohol mnie już trochę rozluźnił. Ren obok mnie świetnie się bawił, aktualnie pił kolejnego drinka. Pokręciłem głową jak by sam sobie odpowiadając, lepiej nie dzisiaj. Nie czuje się dobrze. Ręka Rena znalazła się na moim udzie, zacisnął palce. Sapnąłem sobie cicho. Nawet nie wiedziałem jak zareagować, to było przyjemne, naprawdę przyjemne, ale zarazem w mojej głowie tłoczyły się natrętne myśli które odbierały mi możliwość czerpania przyjemności. Zacisnąłem oczy i podniosłem się.

-Idziesz zatańczyć?- Pytanie skierowałem do Rena. Pokręcił głową, miał jeszcze drinka i gadał o czymś ze znajomym, wzruszyłem ramionami i poszedłem na parkiet. Złapała mnie jakaś dziewczyna. Pozwoliłem jej prowadzić, co robiła zaskakująco dobrze. Jej dłoń zjechała na moją szczękę i zatrzymała się na brodzie. Uśmiechnęła się lekko. Czerpała przyjemność z ustawiania mnie na parkiecie, ba, powiedział bym, że ją to podniecało. Uniosłem lekko brew i zniżyłem usta tak, że delikatnie zagryzłem jej kciuk. Nadal nie było to dla mnie podniecające, przynajmniej heteroseksualność można wykluczyć, tego się chyba nie wyzbędę. Nagle ktoś mnie do siebie odwrócił, Ren. Stał z założonymi rękoma, zmarszczył brwi na laskę a ta uśmiechnęła się lekko i odeszła dwa kroki, znajdując sobie nową zabawę. 

-Nagle kręcą cię laski? Jesteś tu ze mną...

-Nie, ale... Ciekawość bierze górę- Wzruszyłem ramionami i pozwoliłem mu się prowadzić na parkiecie. Wirował między ciałami i doprowadził mnie do bocznych drzwi. Na dworze wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił nie pytając mnie czy chcę zapalić. Stałem z boku i bez słowa patrzyłem jak zaciąga się dymem.

-Nagle jesteś Bi? Tak w ogóle, to jesteś? Nie pytałem nigdy- Mruknął i wypuścił dym, splunął w bok.

-Nie. nie jestem- Wzruszyłem ramionami i zabrałem mu papierosa. Zaciągnąłem się i oddałem mu go.

-Homo?

-Tak. a ty?

-Niby Bi, ale raczej faceci- Mruknął. Pokiwałem głową, to zabawne, śpimy ze sobą już parę dni, ale dopiero teraz poznaliśmy tak kluczową informację.