30 cze 2019

Od Naffa Cd Milo

Uśmiechnąłem się na jego propozycję. Zabieranie ślepego na przejażdżkę samochodem to chyba nie jeden z najlepszych pomysłów. Miało to mało sensu.
-Po co?
-Jak to, po co? Bo tak?- Głos Milo zrobił się ostry. Westchnąłem. Zgodził się iść ze mną na wesele. Muszę być super w stosunku do jego osoby, bo robi naprawdę dużo dla mnie.
-No dobra, nakarmię Toniego i idę. Dał mi parę chwil- Skierowałem się do kuchni i napełniłem miskę. Postawiłem ją pod psim nosem i wyszedłem do przedpokoju, zakładając przy tym trampki. Zabrałem telefon z szafki i szarpnąłem za klamkę od drzwi. A raczej miejsce, w którym powinna być. Ręka zsunęła się po pustce i zatrzymała na czymś. Cofnąłem dłoń i zmarszczyłem brwi.

Od Althei C.D Tyler

Bez przerwy czułam się jak w najgorszym koszmarze, z którego nie było ucieczki. Ciemność w pokoju stała się jedyną opoką. Za ścianami non stop kręciły się ciche, ale twarde kroki, a ja wiedząc, że należą do Tylera, zalewałam się niemą falą płaczu. Kotłowała mi się w piersi, pogarszała mój stan psychiczny. Ból rozchodził się po całym układzie nerwowym i nie wiedziałam, ile jeszcze utrzymam ten ciężar. 
W dół schodów nasilały się dziwne, agresywne hałasy, które sprawiły, że na moment zapomniałam o tym, co nade mną wisi. Ruszyłam z łóżka, szybko włożyłam szlafrok, jaki odegnał ode mnie chłód pokoju. Drżącymi dłońmi, tak cicho, jak tylko potrafiłam, wymknęłam się za drzwi, by sprawdzić sytuację na dole. Niemal nie wydawałam dźwięków, samymi opuszkami palców schodząc schodami w kierunku głośniejszych dźwięków. Rozpoznałam dwa głosy, z czego jednego nie spodziewałam się długo usłyszeć. Widząc całe zamieszanie i dwóch mężczyzn, którzy byli dla mnie nikim, dostrzegłam tylko to, co chciałam zobaczyć — drzwi wejściowe stojące dla mnie otworem. Nie siląc się na dyskrecję, zignorowałam Tylera, który robił krzywdę mojemu ojcu, i ile sił w nogach wybiegłam z apartamentowca. Kiedy znalazłam się na korytarzu, w moje płuca tchnęło się zupełnie inne powietrze.

Od Candice C.D Izzy

Znam pełne znaczenie jej uśmieszku, który za nic nie schodzi jej z twarzy. Za swoim próbuję skryć obawy i osobistą wizję wieczoru, jaka nie jest zbyt łaskawa dla głowy Izzy. Ale halo, żyje się raz, a że nie czeka mnie żadne zaliczenie, czuję się już wolna niczym duch. Ulegam dziewczynie, idąc za nią powoli ubitym piaskiem. Mijamy coraz więcej ludzi, którzy znając życie woleli zebrać się na końcową imprezę niżeli zawody surfowania. Swoją drogą nadal bawi mnie, że podryw mojej przyjaciółki został ostatecznie zniszczony przez jej własnego, głupkowatego brata. Myślę, że może zapomnieć o tym kolesiu od wypożyczalni, ale jestem wręcz przekonana, że jeszcze tego wieczoru znajdzie ze dwa obiekty, które obierze za swój cel.
Docieramy do jednego z barów przy plaży i zanim zajmujemy stolik z wielkim parasolem, podchodzimy do okupowanej z każdej strony lady.
- Chyba wezmę tylko drinka — oznajmiam krótko.
- Moja droga, na jednym się nie kończy. — Jej usta wykrzywiły się w pewnym uśmiechu. 
- Oj, przecież wiesz, że nie przesadzam z alkoholem — odzywam się z pretensjami
- Nawet tobie się to zdarza — odpiera, robiąc krok w kierunku drewnianej lady. Kolejka się zmniejsza, ale nadal mam wrażenie, że lada moment wszystkie stoliki będą pozajmowane. — Zresztą czy przesadzimy czy nie, będziemy się dobrze bawić.

Od Lucii C.D Althea

    Obróciłam głowę w stronę drzwi, gdy usłyszałam dobrze mi znajomy, z lekka przestarzały i trochę popsuty dzwonek. Wiedziałam, kto może stać za tymi drzwiami i nie powiem, nie myliłam się. Kiedy Althea otworzyła mu drzwi, ten po prostu minął ją w drzwiach, wchodząc powoli do środka. Ściągnął z siebie swój płaszcz i powiesił go na wieszaku.
     - Nie wiedziałam, że będziesz aż tak szybko — przyznała Althea, podążając za nim swoim czujnym wzrokiem. Wiedziałam, że ta wciąż za nim nie przepadała, ani też nie ufała mu zbytnio. A ja, jako dobra i wyrozumiała młodsza siostrzyczka, nie będę jej do tego zmuszać. Sama musi się do niego przekonać i nie ma sensu tego pośpieszyć. Po prostu trzeba jej dać trochę czasu. — Mamy kogoś z małą sprawą do ciebie.

Od Odette C.D Adam

Z racji na szybkie tempo pojawienia się taty odnosiłam wrażenie, jakby dobrych parę minut temu przewidział moją prośbę. Troskliwym, odrobinę przerażonym głosem opowiedziałam mu przez telefon o dolegliwościach Clary, a on w odzewie bez wahania ruszył do pomocy. Późna godzina widniejąca na zegarach już dawno dała się we znaki — ulice były puste, dookoła ciemność rozprowadzała strach i niepokój, sprawiając, że moje nogi dygotały z mieszanki tych dwóch nieprzyjemnych uczuć. Również wiatr przynosił zimno, przez co pobyt na zewnątrz wydawał się jeszcze gorszym pomysłem.
Tata wreszcie stał się opoką. Czekałam z nim przy wejściu, co jakiś czas automatycznie zerkając do środka, jakby Adam i Clary wychodzili ze strefy toalet. Dziewczyna naprawdę źle się czuła. Widziałam to, cholera, jej twarz przybrała kolor nieskazitelnej, białej ściany. Swoje wszystkie obawy non stop przekazywałam ojcu, który słowami otuchy starał się mnie nieco uspokoić, jak i moje wszelkie domysły, jakie, bądź co bądź, przestawały być racjonalne. Chwilą totalnej ulgi był Adam opuszczający lokal, lecz bez dziewczyny.

Od Odeyi C.D Samuel

    Przygotowania do ślubu poszły w ruch. Dosłownie. Sam fakt, że przesunęli je na te wakacje, był szokujący. Nie chciałam tego, naprawdę nie chciałam, jednak musiałam się z tym zmierzyć. Boże, gdyby zerwanie zaręczyn były możliwe, to zrobiłabym to nawet w tej chwili. Nie przeszkadzało by mi też to, że robię to przez telefon. Byle by tylko uwolnić się od tej smyczy, którą Tobias chce mi przypiąć, albo raczej już zdążył to zrobić.

Od Neala cd. Candice

- Aż całe pół godziny? Miałem cichą nadzieję, że ma jednak większy wpływ na ciebie - śmieję się i z desperacji, nie mogąc poradzić sobie z popcornem za moją koszulką po prostu ją z siebie zdejmuję i wytrzepuję z niej wszelkie jedzenie. Zapada dziwna cisza i wtedy odwracam mój wzrok ku Candice, która po nawet tak niewielkiej ilości alkoholu potrafi bez uczucia jakiegokolwiek pohamowania dosłownie pożerać mnie wzrokiem. Cicho chichoczę. - Lubisz to co widzisz? - unoszę brew, a ona nagle unosi wzrok i zaczyna się rumienić zdając sobie sprawę, że została przyłapana na gorącym uczynku. Zanurza dłoń w popcornie i rzuca nim we mnie.
- Nienawidzę cię! - fuka i odwraca się do mnie plecami. Wtedy już nie powstrzymuję śmiechu, przysuwam się i obejmuję ją w talii.
- Oj chyba wręcz przeciwnie - zauważam, za co dostaję delikatne uderzenie z łokcia w żebra.
- Ubieraj się! - wtedy podnoszę ręce w obronnym geście i zakładam na siebie porzuconą z boku koszulkę.

29 cze 2019

Od Tylera C.D Althea

    Nie zastanawiałem się nad tym co robię. Nawet na chwilę nie zatrzymałem się, by pomyśleć, do czego teraz mimowolnie dążę. Ciało działało samo, a umysł starał się, by z tego aktu wyciągnąć jak najwięcej. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, co teraz miało mieć miejsce, bo mimo wszystko wiedziałem, że w żadnym, nawet mniejszym stopniu mi one nie zagrożą. W tamtym momencien skupiałem się tylko i wyłącznie na sobie. Nie obchodziła mnie dziewczyna, która leżała pode mną zapłakana. Przygwoździłem ją swoim ciałem do łóżka jeszcze mocniej i złapałem za jej nadgarstki, gwałtownie i brutalnie podnosząc je nad jej głowę.

Od Izzy cd. Candice

Odwracam głowę w stronę, w którą wskazuje Candice. Uśmiecham się nieco przebiegle i to wystarczy dziewczynie, aby domyślać się, że ma rację.
- Myślisz, że nazywa się Alvaro? - właściwie nie było to pytanie skierowane bezpośrednio, ale ona i tak na nie odpowiada.
- Myślę, że i tak się go spytasz.
- W takim razie zostawiam ci wszystkie moje rzeczy i idę "wypożyczać deskę" - robię cudzysłów w powietrzu i rzucam torbę na piasek.
Moim pretekstem jest po prostu deska. A gdy rozmowa już się nieco luzuje, idzie gładko. Tylko czekam na moment, kiedy zaprosi mnie na dobry obiad, za który nie będę musiała płacić. A jak już nadchodzi, to wraz z nim pojawia się przeszkoda nie do pokonania.
- Witam! - w połowie zdania przerywa mi donośny głos. Najgorsze jest jednak to, że doskonale znam ten głos. Prześladuje mnie od osiemnastu lat życia. A teraz? Ten bezczelny ignorant właśnie popsuł mi możliwość pójścia na dobry obiad i to za darmo!
- Czyżby moja siostrzyczka próbowała na tobie siłę swojego seksapilu? - Gabriel wyszczerzył swoje lśniące, białe ząbki, witając się z przystojniakiem. Najgorsze, co może mnie spotkać, to umawianie się ze znajomym mojego rodzeństwa. To jak strzał w kolano i próba biegu.

Od Axela cd. Izzy

Przyglądam się dziewczynie siedzącej przede mną na łóżku, nie zapominając aby co jakiś czas zerknąć w stronę drzwi dla upewnienia się czy miejsce mojego schronienia nie zostało odkryte, czego bardzo bym nie chciał. Moje pierwsze stwierdzenie i chyba pierwsza myśl po pierwszym przyjrzeniu się jej to "ładna". Taka trochę krucha, zastanawia mnie jakoś w międzyczasie dlaczego tutaj się znalazła, ale uznaję, że to nie mój interes. Podobają mi się jej włosy. Nigdy nie lubiłem kobiet z jasnymi włosami... zaczynam zmieniać zdanie od samego patrzenia na nią. W końcu kiedy marszczy brwi, co zauważam bo akurat przyglądam się jej twarzy, wybudzam się z tego transu.
- Nie boisz się zostać szpitalnym kryminalistą tak jak ja, słońce? - unoszę brew i krzyżuję przed sobą ramiona. Wyraz jej twarzy delikatnie się rozluźnia.
- Gdybym się bała, to bym ci nie zaproponowała pomocy. Chcę być twoją tajemniczą współdziałaczką na rzecz sprawiedliwości w tym okropnym miejscu, bo mnie jutro może już nie być... słońce - mówi z pewnym przekąsem, a ja kiwam głową. Jakaś postać migocze w przejściu, więc podnoszę na nią wzrok i od razu kucam, chowając się w nieco prymitywny sposób za łóżkiem i siedzącą na nim dziewczyną. Powoli odwraca się przodem do wyjścia. Nic nie mówi, jednak woląc nie ryzykować odkrycia, pozostaję w tej pozycji.

Od Adama C.D Odette

    Przez cały wieczór czułem się niezręcznie. Nawet nie miałem ochoty sięgać po alkohol i przez cały czas stał przy mnie jeden i ten sam kufel piwa, którego i tak nie dopiłem do końca, gdzie to w zwyczaju miałem wlewanie w siebie kosmiczne ikości tegoż trunku. Jednak tym razem coś mnie zablokowało, a ja nie miałem nawet najmniejszych wątpliwości, co to może być. Przez całe spotkanie nie spuszczałem bacznego wzroku z koleżanki Odette. Czułem się źle, gdy ta dosłownie rozbierała mnie wzrokiem, a moje spojrzenie skutecznie ją od tego odciągąło. Starałem się być na bierząco z rozmową, momentami nawet dopowiadałem coś od siebie, jednak za każdym razem, gdy otwierałem usta, miałem wrażenie, że tracę czujność, a oczy dziewczyny znów idą w ruch i skrupulatnie badają każdy fragment mojego ciała. 

Wyrzucenie

     Pragniemy ogłosić, iż autorka Lovely, zostaje oficjalnie wyrzucona z administracji z dniem dzisiejszym. Powodem naszej decyzji jest długotrwała nieobecność, brak kontaktu z wyżej wymienioną, a także brak jakiegokolwiek zainteresowania blogiem. Lovely w żadnym stopniu nie wypełniała przydzielonych jej obowiązków, zarówno sporych, jak i drobnych.
     Ze względu na to, iż sytuacje takie są powielane, upraszamy się o przemyślanie zgłoszeń. Rozumiemy, że rola administratora może być zbyt obciążająca, jednak nie jest to powód, aby wpierw zgłaszać się, zapewniać cuda i finalnie zniknąć. Nie będziemy Was za to karać, ale naprawdę nie ma sensu bawić się w takie coś.

do zobaczenia w podsumowaniu,
administracja<3

Od Milo cd. Naffa

Z jednej strony współczułem. Wiedziałem, jak to jest stracić coś w ciele, czy to kończynę, czy zmysł. Z drugiej strony wiedziałem, że jeśli jego oczy staną się takie, jak mówi, nie będę mógł przestać na nie patrzeć i będę zmuszony mu ciągle zdejmować okulary, bo przez nie ich nie zobaczę.
- To źle? - zapytałem, czując, jak drapię mu w brodę kciukiem. - Pasują ci takie jasne – stwierdziłem przybliżając się do niego jeszcze bardziej. A potem nie mam pojęcia dlaczego i po co, ale musnąłem swoimi wargami jego. W końcu mi na to pozwolił, mogłem to robić kiedy chce, a czy to moja wina, że było to jednak przyjemne? W rzeczywistości, całowałem się w młodszych latach, ale to były jednorazowe buziaki, które mnie nie zachęciły. A teraz albo jestem starszy i dojrzalszy i czuje, że czegoś mi brat, albo to on. Na razie będę stawiał na pierwszą opcję. - Będę leciał – stwierdziłem, kiedy po paru sekundach się od niego odsunąłem. Zdjął rękę z mojej twarzy i skinął głową. Pożegnawszy się z nim, wróciłem do swojego pokoju. Wziąłem krótki prysznic, przygotowałem się na wykłady i poszedłem spać.

Od Odette C.D Adam

Bar w tym czasie nie pękał w szwach. Zdążyłam odzwyczaić się od knajp i różnych pubów w moich okolicach, co właściwie zaowocowało tym, iż poczułam się autentycznie wyobcowana. Twarze ludzi wydawały się nieznajome, mimo większości życia spędzonego w obrębie miasta. Liczba osób, którym mówiłam "dzień dobry" chyba malała z dnia na dzień. Teraz z Adamem czekaliśmy na Clary tuż przy ladzie, przy jakiej barmani podają swoje specjały — nazw dalej nie pamiętam i wprawdzie ciężko będzie mi wybrać drinka. Z tego względu raczej zdecyduję się na zimne piwo.
Czas mijał. Minuty goniły minuty, Adam nawet miał już coś sobie zamówić, bo moja koleżanka nadal pozostawała zaginiona. Kiedy sięgał już po portfel z lekka zniecierpliwiony, przez framugę drzwi weszła bardzo oczekiwana osoba. W totalnie odstawionej odsłonie. Koturny na nogach zamiast zwykłych, wygodnych butów — nigdy przedtem nie sądziłam, że lubiła się wystroić, a już szczególnie, że nie na spotkania znajomych w barze. Poza tym krótka spódniczka i skąpy top jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że wydarzyło się właśnie coś, za czym niekoniecznie nadążam.

28 cze 2019

Od Naffa Cd Milo

-Widziałeś kiedyś idealną blondynkę? Ładna, mądra, wszystko perfekcyjne? No i do tego lubi sport, umie dogadać się w każdym języku i jest idealną?- Tak, moja siostra była kimś takim, miała zawsze, to co chciała. Kiedy ja traciłem wzrok, ona zdobywała jakiś szczyt we Francji czy gdzieś.
-Mhm
-Noto, to ona, nic dodać, nic ująć.
-Brzmi jak fajna osoba.
-Nie jak się z nią konkuruje od małego, a szczególnie kiedy jest lepsza we wszystkim.
-Wszystkim?
-Mhm
-Nie straciła wzroku?- Ton głosu chłopaka mocno mnie zbił z tropu.
-No nie, czy ty mnie słuchasz?
-Nie jest w takim razie najlepsza w narzekaniu na utratę wzroku- Poczułam, lekkie szturchniecie w bok. Westchnąłem głośno.
-Jesteś najgorszy.
-W byciu ślepym? Tak- Prychnąłem śmiechem i oparłem głowę o dłoń.
-No weź, przyznaj, że to było śmieszne.
-Było, ale i przy okazji idiotyczne- Wymamrotałem.
-Takie powinno być, czy twoja rodzina ma jakieś wymagania co do twojego chłopaka?- Cieszyło mnie, że bierze sobie sprawę do serca i stara się jakoś znaleźć sposób na wygranie tej wielkiej porażki.

Od Bridget CD. Katfrin

— Kiedy w końcu rzucisz tę pracę w restauracji? — westchnęła cierpiętniczo Irma, jakby to jej działa się krzywda. Fakt, powiadomienie ludzi, których w życiu nie widziałam, że nie przyjdę na ich spotkanie towarzyskie, musiało być niesamowicie trudne i wymagające.
— Kiedy przestanę przedłużać umowę. Czyli może w wakacje, gdy za nic nie wejdę do tego śmierdzącego schowka. — Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Moja skóra przechodziła tę zimę z wyjątkowym trudem. Twarz była pełna przebarwień, a dłonie przesuszone.
Opatuliłam się szalikiem i po raz ostatni przed godziną dwudziestą drugą spojrzałam na Orchideę. Kotka nie wykazała żadnego zainteresowania moimi przygotowaniami do wyjścia. Łypała na mnie jednym niedomkniętym okiem ze swojego legowiska. Chyba tylko moja cera wymknęła się z rutyny. Wszystko inne było… po staremu.

Od Milo cd. Naffa

Dlaczego los ciągle chciał mnie do niego zbliżyć? Dlaczego jego siostra, postanowiła wyjść za mąż za dwa tygodnie, kiedy normalni ludzie planują ślub mniej więcej rok? Dlaczego musiała zaprosić także mnie? Dlaczego musiał powiedzieć, że jestem jego facetem? I dlaczego byłem taki miękki, żeby się na to wszystko zgodzić?! Chyba nawet Hans mi nie pomoże w odnalezieniu odpowiedzi na te kilka pytań. Byłem też ciekaw, jaki będzie Naff, w końcu musiał przestać być dla mnie takim dupkiem, skoro miałem z nim iść na to wesele. Do tego, miał dwa tygodnie, by nie zepsuć znowu naszych relacji, albo się skłócić i dzień przed przeprosić i wyprosić mnie o przebaczenie. Stawiałem bardziej na drugą opcję, była bliższa prawdy. Mimo to nadal się zastanawiałem, po co to wszystko?
- Jeśli nie będziesz dupkiem, to nie dostaniesz – powiedziałem w końcu delikatnie się uśmiechając. Jak to możliwe, że ten czub w jednej chwili potrafił mi działać na nerwy do takiego stopnia, że chciałem mu rozkwasić nos, a po paru sekundach wywołać na mojej twarzy uśmiech? Jak dobrze, że miałem dzisiaj spotkanie z terapeutą…

Brooke Octavia Middleton

Źródło: Pinterest - Dasha Taran.
Motto: Try me.
Imię: Rodzice nadali jej dwa piękne imiona. Uwielbia obydwa i nadal czuje przyjemny dreszcz przy ich wymawianiu. Przedstawia się głównie pierwszym, czyli Brooke. Wiele osób pieszczotliwie zdrabnia je do Broki, ewentualnie Brooks. Drugie brzmi Octavia i tu pojawia się wiele możliwości skrócenia tego imienia, jednak najczęściej w powietrzu pada fraza Via. Nie przeszkadzają jej żadne nowe zwroty w jej kierunku, o ile nie są obraźliwe.
Nazwisko: Jedyną pamiątką po ojcu, który zostawił ją i jej matkę tłumacząc się słowami „Nie byłem gotowy na rodzinę”, zostało właśnie nazwisko, czyli Middleton.
Wiek: Dopiero siedemnaście, a życie dostarczyło jej już tylu wrażeń, że czuje się o wiele starsza niż jest w rzeczywistości.
Data urodzenia: Dwunasty kwietnia.
Płeć: Nie trzeba zaglądać jej pod spódnicę, by zorientować się, że Broki to dziewczyna.
Miejsce zamieszkania: Niewielkie mieszkanie z zaledwie kilkoma pomieszczeniami — zagraconym salonem pełniącym również funkcję kuchni, z racji zlewu, stołu, lodówki oraz paru innych urządzeń stojących w jednym kącie, malutką łazienką z wiecznie psującym się sedesem i prysznicem, sypialnią w której urządziła się matka Brooke i niewielkiego pokoiku, który sama zainteresowana dzieli z babcią, mając do swojej dyspozycji jedynie tapczan i niewielkie, odrapane biurko oraz komodę. Wszystko prócz jej części pokoju utrzymane jest w nieporządku i biedzie. Wszędzie walają się butelki po alkoholu, brudne nieprane ubrania, śmieci i inne. Dziewczyna nigdy nie potrafiła nazwać tego miejsca domem.
Orientacja: Co prawda nigdy się nad tym nie zastanawiała, jednak wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednoznacznie — dziewczyna jest biromantyczna homoseksualna.
Praca: Z racji swojej niepełnoletności korzysta z życia. Nie pracuje.
Charakter: Brooke prezentuje się jako głośna, pełna werwy i wewnętrznej pewności siebie dziewczyna o wybujałej wyobraźni, ciągle pakująca się w kłopoty, co daje jej wygląd "złej dziewczyny". Nie jest jednak wredną czy niemiłą osobą, co to to nie. Nie lubi ranić innych. Popularna w szkole. Ma poczucie humoru, jest dowcipna oraz lojalna wobec ludzi, których uważa za bliskich. Jest w stanie zrezygnować z własnego szczęścia na rzecz powodzenia kogoś innego. Pozytywna, a zarazem buntownicza, lubi być oryginalna i zawsze ma własne zdanie. Charyzmatyczna. Szczera. Ponad wszystko wielbi muzykę. O dziwo uczennica z niej dobra, w dodatku daje swoimi ocenami dobry przykład i jest dosyć pilna w nauce, o tyle gorzej jednak w kontaktach z nauczycielami, którym często robi dowcipy czy po prostu się stawia. Nie da się po niej dostrzec żadnych problemów, zawsze wygląda na wesołą i skupioną na dobrej zabawie. Trudno jej nie lubić. Z nią zawsze jest ciekawie i nie da się nudzić, gdyż dzięki jej wysoce rozwiniętej wyobraźni potrafi w sekundę wpaść na genialny plan na życie. Jest mądra i wie, jak korzystać z rozumu, mimo to często zachowuje się nieracjonalnie. Wszędzie jej pełno. Za przyjaciół wskoczyłaby w ogień i pokonała sto diabłów. W głębi duszy jest dobrą dziewczyną, jednak skrzywdzoną, co próbuje odreagować żyjąc wedle zasady "rób wszystko na co masz ochotę, by później nie żałować, że czegoś nie spróbowałeś". Strasznie niecierpliwa. Rzadko posługuje się ironią. Ma kilka marzeń, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią, mimo że do nich dąży. Gdy postawi sobie cel, spina cztery litery by go jak najszybciej wykonać. Bezpośrednia, zuchwała, momentami lekko egoistyczna. Czasami, gdy jest sama, dopada ją smutek i melancholia, jednak stara się odsunąć od siebie złe myśli. Zrobi wszystko, by wyjść z bagna w którym siedzi, a jej celem jest przeżyć życie jak najlepiej, a nie stoczyć się jak jej matka.
Hobby: Lubi sporty ekstremalne, muzykę oraz pasjonuje się sztukami walki.
Aparycja|
- wzrost: 172 centymetry.
- waga: 53 kilogramy, delikatna niedowaga.
- opis wyglądu: Średniego wzrostu, szczupła a wręcz chuda dziewczyna o drobnej, bladej twarzy okalanej sięgającymi długo za ramiona prostymi, ciemnymi włosami. Ma równe, ciemne brwi, brązowe oczy i lekko zadarty nosek. Jej usta o malinowym odcieniu są pełne i delikatne. Ma wyraźnie zarysowaną linię szczęki. Niewielkie piersi, płaski brzuch i trochę kościste kolana. Jej nadgarstki są zadziwiająco szczupłe, tak jak jej palce. Ubiera się oryginalnie i modnie. Zawsze ma na sobie swoje ulubione kolczyki w kształcie serc – prezent od wujka na jedenaste urodziny.
- pozostałe informacje: Na jej lewym nadgarstku widnieje niewielki tatuaż, zakrywający brzydką bliznę po oparzeniu. Ma pieprzyk na udzie.
- głos: Delikatny, melodyjny i przyjemny dla ucha, jednak gdy ją zdenerwujesz potrafi nabrać na szorstkości i ostrości.
Historia: Urodziła się w Avenley River jako córka Angeliny i Thomasa Middleton. Pierwsze lata życia, choć niewiele z tego okresu pamięta, były wypełnione szczęściem, a dziewczynce niczego nie brakowało. Niestety, gdy miała niespełna osiem lat, jej ukochany tatuś zostawił ją i jej mamę i odszedł, tłumacząc, że nie był gotowy na takie życie. Angelina wpadła w depresję, brała leki, które nie pomagały, została zwolniona z pracy, wpadła w długi. Sprzedała dom i zamieszkała z córką w niewielkiej norze, bo inaczej tego mieszkania nazwać się nie da. Zaczęła zaniedbywać Brooke coraz bardziej, a ta powoli uczyła się samodzielności i tego, że musi być w tej sytuacji silna. Do mieszkania wprowadziła się babcia, kobieta silnej ręki, która postawiła matkę dziewczynki na nogi, jednak po pewnym czasie tamta po kryjomu zaczęła pić. Wpadła w silny nałóg, zaś babka zaniemogła z powodu słusznego wieku, i tak od tego czasu Broki była zdana na siebie, musząc radzić sobie sama i udając, że za jej drzwiami nie dzieje się nic złego. I tak oto obecnie babcia leży przykuta do łóżka, zaś matka każde kolejne pieniądze marnuje na alkohol i sprowadza do siebie coraz bardziej podejrzanych fagasów. Z kolei Brooke coraz rzadziej pojawiała się w domu, w szkole udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Do pewnego razu...
Pijany facet jej matki wykorzystał Broki, a dziewczyna zaszła w ciążę. Ukrywała ten fakt jak najdłużej, ale gdy brzuch zaczął być widoczny, zmyła się na wieś do swojej dalekiej kuzynki. Po jakimś czasie stwierdziła, że nie może wiecznie chować się przed życiem, więc wróciła z podniesioną głową do Avenley River, ignorując wszelkie awantury ze strony jej matki, dotyczące ciąży. Obecnie atmosfera w jej domu wisi na włosku...
Rodzina: 
Angelina Middleton – matka – kobieta, która stoczyła się już wiele lat wcześniej i obecnie jest tylko skorupą swojej dawnej, ciepłej osobowości. Mimo, iż kiedyś Brooke miała z nią cudowny kontakt, obecnie czuje jedynie wstyd i żal patrząc na wiecznie pijaną i załamaną kobietę.
Thomas Middleton – ojciec – człowiek, z którym nie miała żadnego kontaktu, odkąd odszedł wiele lat wcześniej. Wielokrotnie próbowała z nim porozmawiać, jednak ten unikał jej jak ognia, i w ten oto sposób nie widziała ani nie słyszała o tym człowieku od przeszło ponad dziewięciu lat.
Eva Parker – babcia – dawniej wspaniała kobieta, obecnie przykuta do własnego łóżka, wiecznie zrzędząca i uprzykrzająca dziewczynie życie emerytka. Jedyne co powstrzymuje Brooke od odpyskowania wrednej kobiecie, jest pewien szacunek, który nabyła do niej za dziecka, mimo że od tego czasu zdążył się on porządnie wykruszyć.
Patrick Parker – wujek – ostatni raz widziała go mając jedenaście lat. Próbował odebrać jej matce prawa do opieki nad Broki i zapewnić jej dobry dom, jednak nie udało się i przegrał w sądzie. Nigdy więcej nie pokazał się jej na oczy.
Partner: Brak.
Potomstwo: Jeszcze nie...
Ciekawostki:
— Do dwunastego roku życia pisała listy do ojca, w których obwiniała się o jego odejście, pytała, co ma zrobić, by wrócił i prosiła o odpowiedź. Nigdy jej nie dostała.
— Wstydzi się swojego pochodzenia i tego, w jaki sposób musi żyć, więc by zapomnieć o tym, co czeka ją po powrocie, na co dzień zachowuje się jak zakręcona, wyluzowana nastolatka i sama zaczyna w to wierzyć.
— Uwielbia truskawki i lody czekoladowe z bitą śmietaną.
— Zawsze chciała mieć psa.
— Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki.
— Często ucieka z domu.
— Kocha jeść i nie tyje.
— Jej ulubioną porą jest noc.
— Brzydzi się używek.
Inne zdjęcia: 1 2
Zwierzęta: Nie ma i w najbliższej przyszłości raczej mieć nie będzie, chociaż marzy o psie.
Pojazd: Nie posiada żadnego. Chyba, że wliczyć stary odrapany rower, dawniej należący do jej babki.
Kontakt: ♥♥♥Tommy♥♥♥ | shelleyowa@wp.pl | facebook prywatnie

27 cze 2019

Od Naffa Cd Milo

Bardzo szybko zawróciłem i bez słowa zamknąłem się w mieszkaniu. Chyba zrozumiał przesłanie. Po 10 minutach wyszedłem znowu, bo pies mocno musiał siku, nikt mnie nie napadł, więc uznałem to za mini wygraną. Milo był zjebany, nie umiem go opisać innymi słowami. Dodatkowo był agresywny, sam się przyznał do chęci przywalenia mi. Nawiasem mówiąc, sam miałem mu ochotę walnąć, ale jak trafić w kogoś, kogo nie widać? Tony szarpnął w kierunku schodów.
-Jezu już- Burknąłem i ruszyłem, po próbie bycia miłym dla Milo i psa, udało mi się być nawet miłym dla Toniego. Co uznałem za cud i jakiś radosny znak z nieba. Telefon zabrzęczał w mojej kieszeni.
-Słucham?
-Bracie kochany- Głos mojej siostry momentalnie pozbawił mnie resztek dobrego humoru.
-Co?
-Nie zgadniesz, Jake mi się oświadczył!
- Brawo- Burknąłem. No tak, idealna siostra, idealny chłopak, tfu! Narzeczony! No tak, idealna siostrzyczko!
-Ślub za dwa tygodnie.
-Co? Czemu tak szybko?
-Po co czekać? Rodzice dali mi pieniądze, no i Jake ma dobrą pracę, zapraszam cię i twojego chłopaka! Rodzina chce go poznać!- Zachłysnąłem się śliną.
-Uh, o... Okay
-No to papa, buziaki do zobaczenia!- Rozłączyła się, a ja miałem ochotę jebnąć telefonem w chodnik. Co ja mam teraz zrobić? Przecież on mnie nienawidzi. Westchnąłem i stanąłem, czkając, aż pies załatwi swoje potrzeby. Nie pozostanie mi nic innego jak próba zagadania do Milo, nie chcę, żeby mi wypominali na całej imprezie, jak to szybko zakończyłem związek, pewno mnie wykorzystał i zostawił, nie było to stałe i tyle. Jęknąłem i zatarłem oczy palcami. No to czas wywalić dumę w krzaki. Zabrałem psa i poszedłem pod drzwi do pokoju Milo. Jeden puk, dwa puknięcia.
-Co? Czego tu chcesz?
-Um, mam sprawę.
- Spierdalaj- Trzasnął mi drzwiami przed twarzą, powiew powietrza zawirował mi we włosach. Sapnąłem i zapukałem znowu.
-Mam sprawę!
-Nie obchodzi mnie to!-Moja siostra dzwoniła, zaprosiła mnie i ciebie na ślub, za dwa tygodnie.
-I? Nie jesteśmy razem.
-Milosh, błagam cię.- Drzwi gwałtownie się otworzyły.
-Jak mnie nazwałeś?
-Milosh?
-Milo, mam na imię Milo, nawet nie wiesz jak mam na imię.
-Myślałem, że Milo to zdrobnienie.
-A Naff to niby co?-Naffta?- Cicho prychnął, ale wyraźnie byłem na dobrej drodze.
-Dam ci hajs, nie mam dużo, ale zapłacę.
-Mam hajs
-Dam ci Toniego?
-Po co mi?
-Dam ci spokój do końca życia?
-Mało przekonujące.- Nie wiedziałem co zrobić, co mogłem mu dać?
-Dam ci dupy? Błagam cię, co ślepy może ci dać, naprawdę nie wiem, czego chcesz?
-Bądź po prostu normalny- Zamurowało mnie.
-To tyle?
-Nie dla mnie, skoro mamy być szczęśliwie zakochani na tym weselu to musisz chociaż udawać, że mnie lubisz.- Mówił dość monotonnie.
-Ale ja cię lubię, tylko czasem mnie wkurwiasz- Wymamrotałem i wsadziłem dłoń w kieszeń. Co jak co, ale on był obok mnie. Pomimo mojej wrednoty to stał obok i pozwalał mi na bycie sobą, to nie było częste.
-I vice versa
-Czyli...
-Się zgadzam.- W tym momencie podskoczyłem i uśmiechnąłem się. Może moja radość była blacha, głupia i dziecięca, ale przynajmniej nie musiałem znosić ataku rodziny na mnie, atak Milo byłem w stanie znieśc.
-Dziękuję! Nocleg masz, jedzenie masz, wytrzymaj z moją rodziną dwa dni i będzie wszystko!
-Mhm- Nie mogłem się opanować, wystartowałem do przodu i mocno objąłem raczej nie spodziewającego się tego Milo. Nie wyszło to zgrabnie, zawadziłem dłonią o framugę i trzepnąłem go lekko w biodro, ale przytuliłem go mocno. Stał odrobinę skamieniały pod moim dotykiem i po chwili poklepał mnie po plecach, po czym sam mnie objął. Uśmiechnąłem się w jego bark i cicho mruknąłem.
-Moja rodzina jest pojebana- Wymamrotałem po chwili takiego stania. Milo wybuchnął śmiechem, odsunął się i westchnął.
-Zdążyłem się zorientować.
-No to zajebiście, jak wyjdziesz z tego cały, to mi możesz jebnąć.
-Co?
-Dostaniesz przepustkę jebnięcia ślepego.- Uśmiechnąłem się, skoro mi tym groził rano, to podarowanie mu tego mogło być dobrą decyzją. I wilk syty i owca tylko trochę poobijana. Cisza ze strony Milo była zaskakująca. Nagle złapały go wyrzuty? Raczej wątpię. Najważniejsze dla mnie jednak w tej chwili było to, że rodzina mnie nie zagada na śmierć. Nie będę musiał siedzieć przy stole dla singli, nie będę musiał wysłuchiwać o tym, jakim biednym ślepym chłopcem jestem, i do tego nie ma nikogo! Odetchnąłem z ulgą. No mogłem, miałem jeszcze dwa tygodnie na zepsucie relacji między mną a moim” Chłopakiem".



>mosz>

Od Adama C.D Odette

    Po ostatniej nocy spędzonej z Odette w jednym łóżku, czułem się naprawdę wypoczęty, co jest dosyć nieprawdopodobne, gdy się śpi w dwójkę na jednoosobowym łóżku. Jednak jak można było spostrzec, to i mnie, i dziewczynie w żadnym, nawet mniejszym stopniu to nie przeszkadzało. Taka mała przestrzeń wręcz zmuszała nas do bliższego kontaktu, przez który nawet nie potrzebowaliśmy żadnego nakrycia. Wystarczyło nam ciepło naszych ciał i delikatny wietrzyk wpadający do pomieszczenia przez otwarte okno.

Od Lucille C.D Gabriel

     Wraca na swoje miejsce, dyskretnie obserwując Gabriela kątem oka. Bezczelnie domaga się nowej ryby, jakkolwiek to brzmi, Lucille traktuje to całkowicie poważnie. Może to akt zemsty i wyraz oburzenia z jej strony, ale życzy mu w myślach, aby następnym razem dostał jeszcze gorszy posiłek. Wtedy już by tu nie przyszedł.
     Właściwie, to dość niekulturalne. Cille daje upust emocjom, zapominając o pozostaniu dojrzałą, obiektywną i rozważną osobą, choć to powinien być priorytet i właśnie te cechy powinny przejąć kontrolę. Dziewczyna po raz kolejny plącze się w wyjaśnieniach, własnych słowach, zamiast pomyśleć, od razu zabiera głos. Lucille wcale nie jest skomplikowana, chociaż… czy ktokolwiek tak powiedział? Skomplikowany jest Gabriel, którego wciąż nie rozumie i najprawdopodobniej minie naprawdę, naprawdę sporo czasu, zanim uda jej się go rozszyfrować. Póki co, nie ma sensu próbować. Gabriel O’Hara to ktoś, komu nawet nie warto się przyglądać.

Od Milo cd. Naffa

Musiałem się bawić sam, w ogóle co ja sobie myślałem? Ślepego można zaprosić tylko na upicie się do nieprzytomności, a nie do zabawy i potańczenia, dlatego sam musiałem ogarnąć sobie towarzystwo, by się tu nie zanudzić, a alkohol mi tylko w tym pomagał.
Widziałem, jak odchodzi z barmanem. W pierwszej chwili chciałem iść za nimi, ale po co? Naff dał mi do zrozumienia, że nie chce ze mną rozmawiać, bo widzieć o tak nie mógł. Byłem też wściekły na nas obydwu. Na niego, że zerwał umowę, bo wcale nie był dla mnie miły, a na siebie za pocałunek. Po co mi to było? Skoro on nie był słowny, ja wcale nie musiałem się nim przejmować. Jeśli coś mu się stanie, nikt na tym nie ucierpi, nawet jeśli pies, który potem trafi do lepszych właścicieli, którzy będą go szanować. Już się nacierpiał przy takim gburze, może czas to zmienić? Nie zauważyłem, kiedy barman wrócił, ale gdy poszedłem zamówić kolejny napój, widząc jego ryj, zrezygnowałem.
Nie chcąc o nim myśleć, wplątałem się w jakieś obce mi towarzystwo, z którym spędziłem resztę wieczoru. Oni zamawiali mi kolejny alkohol, bo ja nie mogłem patrzeć na tego faceta, który ciągle mi się przyglądał. Rozmawiałem z nowymi kolegami, tańczyłem, a Naff nie pojawił się w mojej głowie ani razu. Ponieważ sam nie potrafiłem dojść do akademika, zadzwoniłem po brata, który zjawił się kwadrans później. Utrzymywałem się na nogach, dlatego bez problemu pożegnałem się z nowymi znajomymi, których imion już nie pamiętałem i wątpiłem, bym ich kiedyś jeszcze spotkał, po czym wsiadłem do samochodu, na tylne siedzenie. Brat jednak zamiast jechać do akademika, powiózł mnie w inną stronę. Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się okolicy. Will widząc moje zachowanie, nie czekał, aż zadam pytanie.

Od Theo C.D Louise

Dotyk jej słodkich, delikatnych ust jest niczym najprawdziwsza magia. Zatracam się w nich bez reszty, czując jak czas, troski i świat dookoła przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Najgorsza, a może najlepsza, jest myśl, że tą jedną chwilą pragnę tego więcej. Uczucie, które tak mnie pobudza, chcę zatrzymać przy sobie tak długo, jak tylko się da, byleby rozgrzewało i nasilało cudowne iskrzenie w żołądku, które czuję pierwszy raz. 
Czas mija. Może są to sekundy. 
Sekundy, które są najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało, wśród życiowych porażek i nieszczęścia czyhającego przy każdym zaułku. Kiedy jej usta szybko się ode mnie odrywają, czuję, jakby ktoś odebrał mi cząstkę siebie. Tracę te przemiłe uczucie ze zdezorientowaniem, które ciężko mi ukryć, ale dopiero patrząc w jej przestraszone, zdumione oczy, rozumiem, o czym myśli. To się nie powinno zdarzyć.
Dopiero mogę sobie uświadomić, jak przyspieszony jest mój oddech. Jak płuca walczą o większe tchnienie. Przede wszystkim, jak bardzo ucisk w żołądku się nasila, jak gdyby pojawiła się tam ręka i ściskała moje wnętrzności.

26 cze 2019

Od Odette C.D Adam

Zadowolenie mojego ojca było długo wyczekiwanym cudem. Zakładałam, że jakikolwiek uśmiech pojawi się na jego ustach, zwiastować będzie tylko złośliwość i kpinę, ale nigdy wcześniej tak bardzo się nie pomyliłam. Byłam gotowa na westchnienie pełne najprawdziwszej ulgi. Tata powiedział coś dobrego — to pierwszy zwiastun tego, że ostatnie dwa dni mogą być naprawdę udane i wcale nie musi skończyć się na braku jakiegokolwiek zalążka pozytywnej rozmowy między Adamem a moim ojcem.
Próbując odgonić myśli, skupiłam się na przyjemnej i zachęcającej woni posiłku spoczywającego na stole przede mną. Omlet z pomidorami oraz szpinakiem przyozdobiony świeżą, pachnącą bazylią. Wystarczyło zamknąć oczy, by przenieść się do restauracji Lancasterów — brakowało tylko zgiełku panującego dookoła.
- W końcu coś dobrego słyszę, skarbie. — Mama uśmiechnęła się momentalnie do taty, a on nawet w miarę to odwzajemnił, gdyż część jego buzi wypełniał miękki omlet.
- Oj tam. Wiesz, jaki jestem.
- Dobrze wiem. — Mrugnęła do niego.

Raven rodzi bliźnięta

     Z dniem dzisiejszym możemy oficjalnie powitać dwoje najmłodszych, jeszcze niepełnych członków Avenley River. Na świat przychodzi Konstanty Żyraf Marshall-Monaghan oraz jego siostra, Konstancja Justyna Marshall-Monaghan. Poród przebiegł bezproblemowo.

Od Camerona C.D Raven

     O dwunastej stajemy przed drzwiami piętrowego budynku, w którego oknach mieszczą się doklejane reklamy i to coś w rodzaju drogowskazów — na jednym napisane jest “Sawyer Ashton, gabinet ginekologiczny”. Wymieniam spojrzenia z Raven, dziewczyna wydaje się być rozluźnioną. Przechodzimy przez dwuskrzydłowe drzwi, wchodzimy po schodach, aż finalnie docieramy pod gabinet wspomnianego wcześniej ginekologa. Kolejki nie ma, w środku znajduje się jedna pacjentka, dzięki czemu Rav wchodzi dosłownie po trzech minutach.
     Ja jednak muszę czekać. Mija może pięć minut, czas dłuży się w nieskończoność. Staram się usilnie zainteresować kobiecymi magazynami na stojaczku przy kanapie, ale to na nic, bo każde okazuje się tak samo nużące i beznadziejne. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem, ile trwają takie wizyty. Nie stresuję się zbytnio, Raven zapewne również, a przynajmniej taką mam nadzieję. W pewnej chwili nawet zaczynam sobie wyobrażać to dziecko, rzecz jasna już starsze, nie w brzuchu swojej mamy. Oboje dobrze wiemy, że nie boimy się rodzicielstwa aż tak. W moim przypadku to bardziej strach o to, jak będziemy żyć. Oczywiste jest to, iż dzieciak, dopóki nie wytłumaczymy mu paru spraw, będzie myślał, że jesteśmy wspaniałą rodzinką, mamusia i tatuś, którzy żyją w szczęśliwym związku albo małżeństwie. I tutaj jego radość się skończy, bo jak mu powiedzieć, iż to wcale nie tak i mamę oraz tatę łączy jedynie przyjaźń? Ano, nie da się, kiedy będziemy mieszkać w troję. Jeszcze zanim ta ciąża się potwierdziła, zastanawiałem się, czy przypadkiem nie będę zmuszony się wyprowadzić. Jednak… nie będę w stanie zostawić Raven samą z dzieckiem, bez względu na te wszystkie trudności.

25 cze 2019

Od Adama C.D Odette

    Pójście na spacer było dobrym pomysłem. Ba! Wręcz fenomenalnym, bo atmosfera w rodzinnym domu Odette powoli doprowadzała mnie do szaleństwa. Z jednej strony jej matka - Amy, która jest naprawdę spoko babką i momentalnie zdążyłem ją polubić. Na drugiej stronie medalu jest jej ojciec - Clayton. Jeden, wielki buc, który nie potrafi zaakceptować tego, że jego córka kogoś ma. Po części ja go rozumiem, jednak... ileż można? Od dawna już nie spotkałem się z taką ignorancją. Mężczyzna na wszystko, co dotyczyło mnie, był obojętny. Próbował się uczepić we mnie wszystkiego, co się da. Tego, że mieszkam z rodziną i tego, że jestem troszkę starszy od Odette, co powoli doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
    Jednak na tym spacerze już było lepiej. Poznałem okolice jej miasteczka, a raczej dzielnicy, w której mieszkała i miałem okazję nawdychać się świeżego powietrza. Przechadzka naprawdę nam się udała. Nie powiem, jak na razie to była najlepsza część tego wyjazdu. O tym, czy warto było tu przyjeżdżać, przekonamy się potem.
    Oczywiście, że warto było. W końcu poznałem jej rodziców!
    Szczerze mówiąc, to nie narzekałbym, jakbym nie poznał jej ojca. Byłoby to dla mnie wręcz zadowalające. Zaoszczędził bym tyle nerwów i stresu, że szok.

Od Louise C.D Theo

     Wtulam twarz w Theo, który dosłownie pół sekundy temu oplótł wokół mnie ramiona i przysunął do siebie. Uśmiecham się sama do siebie, wiedząc, iż chłopak tego nie zobaczy. Charakterystyczny dla niego zapach wkrada się do moich nozdrzy, a ja czuję coś w rodzaju spokoju, ulgi, ogarnia mnie gama samych pozytywnych uczuć, bo udało się dowieść jednej rzeczy, jakże istotnej. To nie Theo. Theo jest niewinny. Nie pójdzie do więzienia za coś, czego nie zrobił. To nie on skazał na cierpienie tych biednych w niepełnym tego słowa znaczeniu ludzi. Mogę przysiąc, iż w tym momencie jestem jedną z najszczęśliwszych osób na świecie, on z pewnością też. Nareszcie uwierzyłam w panujące tutaj prawo, choć zapewne niejednokrotnie przejadę się na nim w przyszłości. Jednak… teraz to nieistotne. Mam ochotę krzyczeć. Z drugiej strony czuję się tak… tak dziwnie, jakkolwiek to brzmi. To z pewnością wina emocji i, nie ukrywajmy, wdzięczności, radości, ale dotychczas nic takiego się nie wydarzyło. Tak nagle, niespodziewanie, przytulił mnie, czego brakowało mi od naprawdę, naprawdę dawna. W końcu jesteśmy przyjaciółmi i tak robią przyjaciele. Cieszą się ze swojego szczęścia i tego drugiej osoby. Teraz to szczęście dzielimy.

Od Koyori C.D Charlie

- Koyori! Ej, Koyori! - gwałtownie się zatrzymałam, odwracając w stronę, z której dochodził głos wołający moje imię. Dostrzegłam Miki, moją koleżankę ze studiów, biegnącą w moją stronę i machającą ręką. Była wysoka i szczupła, miała długie jasnobrązowe włosy i orzechowe oczy. Często słyszałam, jak mężczyźni, a nawet dziewczyny komplementowały jej urodę oraz ciało. Nic w sumie dziwnego. Sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, płaski brzuch, podobno niezły biust i tyłek, a do tego ładna buzia – z tym wszystkim śmiało mogłaby zostać modelką. Choć w sumie i tak już nią była, a przynajmniej dorabiała w ten sposób. Czasem mówi nieco za głośno na korytarzu. Zastanawiam się wtedy, czy robi tak przez przypadek, czy specjalnie się chwali swoimi osiągnięciami.
Kiedyś jakaś znajoma powiedziała mi, że gdyby nie mój wzrost, to z moją mimiką, urodą i ciałem też byłabym niezłą modelką. Wtedy tylko ją spławiłam, mówiąc, że chyba się myli. I to bardzo.
Miki w końcu mnie dogoniła. Na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce z wysiłku. Chyba nie była przyzwyczajona do wysiłku, jakim było bieganie. A na dodatek w obcasach. Podziwiam. Poczułam się wnet jak mały krasnalek przy olbrzymie. Oczywiście powinnam być do tego przyzwyczajona i to bardzo, jednak… chyba zawsze będzie mnie zadziwiał mój wzrost, jak i przepaść między niektórymi moimi znajomymi a moją osobą. No cóż, genów się nie wybiera. Zwłaszcza że moi rodzice do wysokich nigdy nie należeli.

Od Naffa Cd Milo

Nie wiedziałem co ze sobą począć, Milo zostawił mnie pod barem, puścił moją rękę i nagle nie było jego osoby. Niepewnie sięgnąłem do stołka i usiadłem, wyciągając kartę z etui telefonu.
-Co dla ciebie?- Męski głos przebił się przez głośną muzykę.
-Jakiś słodki drink?
-Pinacolada? Czy bardziej truskawka?- Był bliżej i miał przyjemny tempr głosu. Starłem się patrzeć w jego kierunku, a raczej jakoś kierować twarz, żeby wydawało się, że na niego patrzę. Zamyśliłem się na chwilę, głośna muzyka zdecydowanie utrudniała utrzymanie myśli w głowie na dłuższy dystans.

Od Odette C.D Adam

Wezwanie Adama na dywanik do mojego ojca było bezwzględnym znakiem do tego, że po prostu nie może zabraknąć mnie podsłuchującej przy drzwiach. Słyszałam wszystko — nieco stłumione, ale żaden sens mi nie umknął. Adam postawił się w całkiem zgrabny sposób mojemu ojcu, a ja, znając go wystarczająco długo, wiem, że tym sposobem jest w stanie oddać komuś honor i należyty szacunek. Tyle, że rozmówcą nie był nigdy mój chłopak. Kiedy usłyszałam, że może on być dla mnie za stary, nie wiedziałam nawet, kiedy znalazłam się po drugiej strony ściany — w biurze taty. Co za bzdura? Dzieliło nas znacznie mniej niż monstrualne dziesięć, piętnaście lat, które rzeczywiście można uważać wtedy za grubą przesadę.
- Nie jest za stary. 
Zdzierżyłam dwoje par oczu wpatrujących się we mnie ze zdziwieniem.
- Tato, parę lat różnicy to nic wielkiego. — Siadam na krześle obok Adama, niepotrzebnie wygadując się o wszystkim, co tu słyszałam. — Poza tym Adam trzymając pieczę nad rodzinnym interesem, ma głowę na karku, prawda? Cholercia, to przecież restauracja obejmująca parę pokoleń! To zaszczyt. — Skończyłam swoją tyradę, oddając każdemu spojrzenie. Adam wyrażał mniej więcej „dzięki, to było budujące”.

Od Candice C.D Izzy

Niespodziewane wizyty Izzy powinny przestać być dla mnie takie niespodziewane. Wprawdzie już widząc ten uśmieszek czuję, że muszę być gotowa na wszystko, czyli każdą dodatkową opcję, o której nie mówi mi moja przyjaciółka. Życie z nią nauczyło mnie między innymi: „nie planuj powrotu na dwudziestą drugą, bo i tak wrócisz dwie godziny później”. I to od dawien dawna utwierdza mnie w przekonaniu, że najlepiej porzucić wszelkie plany albo w ogóle nic nie planować. Ot magia mojej drogiej Izzy, która cudem sprawia, że nawet najnudniejszy dzień oparty na nauce może skończyć się oglądaniem głupich filmów, fałszowaniem przy karaoke albo pustymi pudełkami po pizzy. 
Wzdycham ciężko, masując skroń, która pulsuje bólem już od samego rana.
- Na świecie są dwie rzeczy, które sprawiają, że jeszcze nie ześwirowałam — mówię.
- Ja i moje pomysły? — odzywa się z przekonaniem. — Tak, wiem.
- Nie. Jedną są książki, a drugą Julia, skarbie. — Chowam na półkach lektury, które trzymam w dłoni. — Ty, łagodnie mówiąc, doprowadzasz mnie do załamania nerwowego.
- Ale mnie kochasz.

Od Juliena cd. Dearden

Moja świadomość powoli do mnie wraca, ale nadal znajduję się gdzieś pomiędzy snem a rzeczywistością. Nie ruszam się, nie otwieram oczu, czekając, zapewne jeszcze nieświadomie, aż dotrze do mnie coś więcej niż tylko odgłos urządzenia monitorującego pracę serca. Nie mam bladego pojęcia, jak się nazywa dokładnie w języku lekarzy, ale nim nie jestem, więc nawet nie będę zawracał sobie tym głowy.
Gdy w końcu moja świadomość w pełni wraca i chcę przekręcić głowę, coś mi to uniemożliwia. Natychmiast czuję dotyk na karku. Czyjaś dłoń unosi mi głowę i wyjmuje, teraz zgaduję, respirator. Cicho pokaszluję, nadal czując ucisk w płucach, ale gdy nabieram powietrza i wypuszczam je, jest to nieporównywalnie mniej bolesne, niż wcześniej.
- Julien? Słyszysz mnie? - delikatny, gładki głos dociera do mnie, ale nie otwieram oczu. Choć dalej nie mogę nabrać pełnego oddechu, to teraz oddychanie jest gładkie i prawie bezbolesne.
- Jeśli mnie słyszysz, to kiwnij głową - głos znowu się rozlega, tym razem bliżej twarzy. Nadal nie otwieram oczu, bo mam wrażenie, że moje siły odeszły gdzieś daleko.
Po chwili skłaniam delikatnie głowę. Ta odpowiedź widocznie starczy lekarce. Sprawdza wszystko, co najwyraźniej jest jej potrzebne do oceny sytuacji. Wykonuję jej wszystkie polecenia na miarę swoich możliwości. Potem oblizuję spierzchłe usta i staram się ruszyć, aby sprawdzić, jak bardzo moje ciało jest zdrętwiałe. Postanawiam otworzyć oczy, ale dopiero po chwili mi się to udaje. Lekarka spogląda na mnie uważnie, zapisując coś w swoim zeszycie.

24 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Zmarszczyłem brwi, a kiedy się odwrócił, odsunąłem się od niego i usiadłem na krześle. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym dziwnym zajściem. Nigdy nie czułem przymusu do całowania, nawet ten trzeci raz z Naff’em był jakiś przypadkowy. Do tego stwierdził, że mogłem robić to kiedy ze chcę. Przyznam, dziwna, a zarazem miła propozycja, którą nie wiem, czy wykorzystam. Mimo wszystko dalej nie czuje żadnej potrzeby bliskości. Kiedy chłopak zmywał, ja wyciągnąłem telefon i zacząłem w nim grzebać. Z transu wyrwał mnie głos kolegi.
- Będziesz tu jeszcze długo siedział? - zapytał. Nie spojrzałem na niego, ale zwróciłem mu uwagę.
- Grzeczniej – wytarł ręce o ścierkę. - A co?

Od Dearden do Juliena

Tego dnia nie potrafię się na niczym skupić. Pierwszą część zajęć, trwającą już trochę ponad godzinę, spędzam z podbródkiem opartym na zwiniętej w pięść dłoni, zamkniętymi oczami oraz niewielkimi pokładami determinacji, utrzymującej mnie uparcie na pograniczu snu i jawy, kiedy to jakaś cząstka mnie ma dość siły, by słuchać choćby ułamka słów wypowiadanych przez profesora wyjaśniającego nam pojęcie oraz zasady funkcjonowania intuicji. Dlatego też, kiedy z głośników mojej komórki zaczyna płynąć sygnał przychodzącego połączenia, a na jej rozświetlonym ekranie pojawia się znajome imię, jeszcze przez moment nie dociera do mnie, że to właśnie dźwięk mojego telefonu sprawia, że wykładowca przerywa monolog i spogląda z dezaprobatą po siedzących uczniach, jakby usiłując domyślić się, który ze studentów winny jest temu zamieszaniu.

Od Adama C.D Odette

    Przez całą drogę do niewielkiego miasteczka, w którym wychowywała się Odette, byłem pogrążony we własnych myślach. Odtwarzałem sobie we własnej głowie scenariusze, które mogły mieć miejsce przy pierwszym moim spotkaniu z jej rodzicami. Opcji było wielę, naprawdę. Było ich tak dużo, że nie zdążyłem wszystkich rozważyć. Wręcz poczułem, jak na mojej głowie rozlewa się kubeł wody, podczas gdy ja stawałem samochodem pod jej domem. Wtedy wystarczyło mi tylko zmówić zdrowaśkę i spróbować chociaż trochę się uspokoić. A raczej ujarzmić swój stres. I muszę przyznać - udało mi się przestać stresować. Fakt - nadal obawiałem się spotkaniem z jej rodzicami, jednak już nie tak bardzo, jak przed wyjazdem.  Możliwe, że świadomość tego, iż spotykam się już twarzą w twarz z trudnością, którą muszę pokonać, sprawia, że przestaję się aż tak bardzo przejmować.

Od Nivana cd Antoniego

Każdy gest. Każdy dotyk. To wszystko, takie małe niby nic, a jednak to one tworzyły wszystkie takie sytuacje, to one nadawały chwilom nastroju i to właśnie one przyprawiały o przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza.
Wszystko uderzyło, jedno słowo przywołało wspomnienia z innego dnia, gdy wylądowaliśmy w sytuacji podobnej. Durnej, bo sami byliśmy głupsi. Pachnącej kawą, rozrzuconymi dokumentami i potrzebą zmiany ubrań.
Nie chciałem wiedzieć, ile musiała kosztować koszula, która padła ofiarą rozpędzonego i niezbyt trzeźwo myślącego Oakleya. Naprawdę nie chciałem.
— Mogę? — spytał, lawirując palcami tuż przy gumce od moich bokserek, drażniąc ją delikatnie i przypominając o sobie w każdej możliwej chwili, tak na wszelki wypadek, jakbym jakimś cudem zapomniał, że wisi nade mną jak kat i pragnie wyciągnąć z tego wieczoru jak najwięcej korzyści. Co prawda dla obu, jednak ten fakt można było chyba ominąć, byle całej sytuacji dodać odrobiny dramatyzmu, którego w życiu definitywnie miałem deficyt.
Zamruczałem, pokiwałem głową, dłońmi pędząc w dobrze znanym kierunku, mając na celu zrobić tę jedną, jedyną rzecz.
Odgarnąć te krótsze, niż kiedyś włosy, naciągnąć delikatnie skórę na czole mężczyzny, odciągnąć wszystko do tyłu i zerknąć na niego, z tym samym uśmiechem, który mógł zastać pamiętnej nocy kilka lat temu. Pamiętnej nocy, po której została tylko zapalniczka i paczka po papierosach, nie wspominając o przeklętym świstku.
— Możesz — odparłem tak na wszelki wypadek z tonem zabarwionym na odcienie zdecydowanie spokojne i przepełnione umiłowaniem do drugiej jednostki.
Wszystko było tak proste. Tak łatwe. Na wyciągnięcie ręki.
A i tak obchodziliśmy się ze sobą, jak z ogniem i uciekaliśmy, w obawie przed poparzeniem.

Od Izzy do Candice

Idę do biblioteki, gdzie pracuje Candice. Uwielbiam czytać książki, pochłaniam ich ilość w tempie rozpędzonej ciężarówki, chcę ich przeczytać jak najwięcej. Moje ściany właściwie wyglądają jak jedna wielka biblioteczka. Uwielbiam klasykę, ale odkąd spróbowałam szablonowego romansidła, nie mogę się oderwać od wyidealizowanych postaci męskich, do których potem wzdycham i natychmiast oddaję lekturę przyjaciółce, aby ta zrozumiała, dlaczego przez jakiś czas mam ochotę wyciągnąć tego konkretnego mężczyznę z książki i wyjść za niego za mąż. Wtedy obydwie jesteśmy wkopane i brakuje tylko wysokiego pisku dwóch nastolatek podjaranych fikcyjną postacią.
Do biblioteki wpadam jak torpeda napędzana energią jądrową. Niemalże biegnę do stanowiska bibliotekarzy z nadzieją, że zastanę tam Candy. Nie przeszkadzają mi skierowane na mnie spojrzenia zaciekawionych ludzi, próbujących zobaczyć, kto posiada aż tak mało dyskrecji. Wiem, że po chwili i tak wrócą do szukania bądź czytania książek.
Zamiast Candy, za biurkiem siedzi starsza zarówno wiekiem, jak i stażem bibliotekarka. Mierzy mnie spojrzeniem, bo zapewne także zauważyła moje rozemocjonowane wejście.
- Dzień dobry - kładę dłonie na zimnym blacie i uśmiecham się serdecznie do kobiety, której brew podnosi się nad oprawką okularów założonych na niewielki, szpiczasty nos. Właściwie, to ma ciekawą urodę, a jej wiek tylko to podkreśla - Szukam Candice Snow.

Od Juliena cd. Dearden

Wsłuchuję się w odgłosy silnika taksówki, którą odjeżdża Dearden. Gdy nastaje cisza przerywana jedynie dźwiękami z łazienki przygotowującej się do spania Auburn, wypuszczam powietrze z płuc na tyle, jak bardzo pozwala mi mój stan. Nigdy nie myślałem, że oddychanie może być takie trudne. Moje ramiona, przez cały czas spięte podczas pobytu dziewczyny tutaj, teraz opadają maksymalnie, a ból stłuczonego ciała się nasila. Wtedy ratowała mnie adrenalina. Teraz gdy opadła, moje ciało wysyła mi sygnały, że potrzebuje porządnej regeneracji. Jestem zmęczony, obolały i psychicznie przygnębiony, a pozwala mi to opanować jedynie ulga spowodowana odzyskaniem siostry.
Muszę się jednak jeszcze zebrać w sobie i iść na górę. Teraz wydaje mi się, że schody to jednak był zły pomysł. Ciężko wstaję z kanapy, o którą się opieram z grymasem bólu, którego nie muszę już przed nikim ukrywać.
Sukinsyn, pewnie liczył, że zakatuje mnie w ciemnym garażu i pozbędzie się problemu. A jeśli nie, to przynajmniej nie będzie bezpośrednio widać obrażeń na ciele. Nadal czuję uderzający w moją klatkę czubek buta, po którym zrobiło mi się ciemno przed oczami. Miałem wrażenie, jak połowa moich żeber łamie się pod wpływem nacisku, oddech więźnie w gardle, ale skoro teraz mogę chodzić, to raczej nie jest źle.
Wchodzę po schodach jak pół niepełnosprawny i kieruję się do drugiego pokoju, który zazwyczaj zajmuje Auburn, gdy przebywa u mnie. Opieram się ręką o ścianę do momentu, gdy nie przekraczam progu sypialni. Siostra siedzi na łóżku i bawi się pilotem. Telewizor gra, ale dziewczynka niespecjalnie się na nim skupia.

23 cze 2019

Od Naffa Cd Milo

Moja głowa bolała, pulsowała i powoli dawała się coraz bardziej we znaki. Słowa matki jeszcze bardziej mi dzisiaj dopiekały. W łazience udało mi się wsadzić dłonie pod kran z zimną wodą i głośno pooddychać. Po wyjściu spotkała mnie naprawdę dziwna niespodzianka. Nagle zostałem złapany i pocałowany. Cholera, co jak co ale jak na osobę, która się nie całowała, był dobry, nie lepszy ode mnie, tego czegoś nie nie dało tak po prostu mieć, ale był niezły. Matka zniknęła niczym zły sen z obietnicą powrotu i zamknęła drzwi, a ja dalej nie miałem pojęcia, co się stało. Milo odsunął się i westchnął.
-Czemu mi nie powiedziałeś, że twoja matka jest szurnięta? -Potrząsnął mną lekko, wybijając mnie z pewnego rodzaju transu.
-Nie mówiłem? O wybacz, musiało umknąć pomiędzy" nienawidzę jej" a " jest idiotką" -Warknąłem. Walić zakład, to co się właśnie stało, było przytłaczające.
-Tak mówią też ludzie, którzy nie mają powodu do nienawiści. A ja jej nie cierpię! Jeszcze chciała mi tłumaczyć, że wszystko robi dla twojego dobra. I po co powiedziałeś, że jestem twoim facetem? Nawet w to nie uwierzyła!
-Dziwisz się jej? Ja sam sobie nie uwierzyłem, ale miły akcent na zakończenie nie ma co. Lepiej ci idzie z całowaniem, może jednak kogoś uszczęśliwisz w życiu? Ale nie mam pojęcia, co ty kombinujesz, z językiem pod koniec- Starałem się zmienić temat, zjebanie mojej matki było oczywiste, więc nie musiałem tego klepać po raz kolejny.
-Sam nie wiem- Szurnął w kierunku kanapy.
-W sensie, poczekaj, wróć. Nie masz doświadczenia aja mam być miły, pokazać ci, o co mi chodzi?- To było ryzykowne pytanie. Wcale nie przyznawałem nim, że całowanie go było przyjemne, jednak był żywą osobą. Tęskniłem za bliskością.
-A rób, co chcesz.
-Nie, nie rozumiesz chyba ... Nie to, co ja chce, to jak ty się czujesz.- Mruknąłem. To z jego strony brzmiało , mało dobrze.
-O co ci chodzi?- Syknął.
-Nie ważne, nie było tematu, mam być jeszcze dwa dni miły, potem wracamy do normy -Mruknąłem i ruszyłem ogarnąć w kuchni po wizytacji.
-Czego się od razu obrażasz?- Rozbawienie w jego głosie mnie tym bardziej wnerwiło.
-Idź do siebie, jestem zmęczony.
- Nie- Stał zdecydowanie za blisko mojej głowy. Wsadziłem ręce pod strumień ciepłej wody i przejechałem gąbką po kubeczku bez słowa. Pulsujący ból nie ustawał, a ja miałem ochotę spać. Ciężar jego ciała mnie zbił z tropu, był ciepły, był blisko.
-Miałeś być miły- Mruknął.
-O co ci chodzi?-O jak role się odwróciły. Odstawiłem kubek do zlewu i zakręciłem wodę, odwracając się w jego kierunku, zmuszając go do odsunięcia się o krok. Stał wyraźnie blisko, ale nie mogłem dokładnie określić.
-Nie rozumiem chyba. Nie to, co ty chcesz, tylko jak ja się czuje- Powtarzał moje słowa.
-Jak by ktoś chciał cię wyruchać, to nie zrobiłbym tego w momencie, jak by usłyszał, że tego nie chcesz. Tak na bardziej wyraźnej skali okay? Jeśli ty nie jesteś pewien, to moje chce, nic nie znaczy. To tak zwana zgoda tak?- Wystawiłem lekko mokrą dłoń i oparłem na jego piersi, był bliżej, niż mi się wydawało.
-A ja uważam, że moje "nie wiem" jest warte tyle, co szczyny szczura. Bez mojego "nie wiem" stwierdziłeś, że jestem twoim facetem, a teraz się obrażasz?- Mruknął.
-No, ale ciało to co innego. To ty mnie pocałowałeś, ja cię do niczego nie zmusiłem tak? Ba, mogłeś nawet w momencie, jak cię tak nazwałem powiedzieć, że to nie prawda. Ale tego nie zrobiłeś.
-Ale tego nie zrobiłem.
-Właśnie, czemu?
-Bo mogłem?
-Okay, mogłeś- Mruknąłem. Po chwili westchnąłem, jak tak będzie grał, to ja mogę też pograć.
-To ja też mogę- Dodałem i przesunąłem dłoń do jego twarzy i przysunąłem do swojej. Złączyłem nasze usta i zacząłem go całować. Zrobiłem to, co chciałem pod koniec i odsunąłem się. Zabawne było to, że Milo przechylił się do przodu, podążając za mną w czymś, co mogłem nazwać próba ponownego pocałunku.
-Może rzeczywiście jest to miłe- Mruknął po chwili. Wybuchłem śmiechem na te słowa. Oparłem czoło o jego pierś i parskałem chwilę śmiechem.
-No co?
-Nic, szybko zmieniasz zdanie i tyle, ale skoro to przyjemne to pozwalam ci to robić, jeśli będziesz chciał.- Zaśmiał się i nagle szarpał moje włosy. Skrzywiłem się i odsunąłem na tyle, na ile pozwalał mi zlew i starałem się kontynuować zmywanie. Jezu, jaki zjeb.

Od Conrada Cd Kafrin

Obudził mnie telefon o 7 rano. Jęknąłem głośno i przyłożyłem sprzęt do ucha, kiedy kolejny sygnał dzwonka zabrzmiał głośno obok mojej twarzy, odebrałem, nie patrząc na to, kto dzwoni.
-Halo?- Brzmiałem zdecydowanie jak trup. Udało mi się usnąć koło 4, co dawało całe 3 godziny snu. Tak, zdecydowanie trup.
-Tutaj podoficer ....- To wszystko zlało mi się w jeden wielki szum. Zaprosiła mnie na posterunek na wywiad co do wczorajszej nocy. W tym momencie do pokoju wparował energiczny pies i za nim mała dziewczynka w spodenkach i koszulce.
-Dobrze będę- Odłożyłem połączenie i rozłożyłem ramiona tak, że Daphne wleciała na mnie i wtuliła się w moją osobę.
-Dzień dobry tatusiu!- Pisnęła i pocałowała mnie w policzek.
-Część słońce, wyspana? Sama się ubrałaś?
-Tak! Możemy iść na spacer!- Pisnęła podekscytowana a mi w głowie rozbłysła scena ze wczorajszej nocy, jak ja,miałem ja ochronić, skoro siebie nie potrafiłem? Westchnąłem i wyczołgałem się spod kołdry.
-A śniadanie ?
-No...- Zamilkła wyraźnie niezadowolona.
-Naszykuję ci kanapkę, ja się umyję, ty zjesz, wezmę kawę w kubek i się przejdziemy dobra? Ale potem muszę iść na komisariat, zgoda?-Zapytałem i zacząłem już kroić chleb.
-Dobra, co to komisariat?
-Tam pracują policjanci
-Mogę iść?
-Raczej nie, tam są przestępcy.
-Jesteś przestępcą? Tatusiu co, zrobiłeś!- W głosie małej pojawiło się uznanie. Czym jest to dziecko i o czym ono myśli?
-Nic słonko, ale czasem jak ktos jest niedobry to trzeba o tym powiedziec policji, rozumiesz?
-I ty musisz powiedzieć?
-Tak jest- Pokroiłem kanapkę w ćwiartki i położyłem ser na każdej, na to warzywa i garść truskawek obok. Mała zachwycona zaczęła pochłaniać swoją pierwszą dawkę kalorii, a ja mogłem udać się pod prysznic. Szybko umyłem się i wyszedłem w spodenkach i koszulce z łazienki. Daphne kończyła truskawki. Nalałem kawy do termosu i zapiąłem smycz Terminowi. Mała uczepiła się mojego ramienia i wyszliśmy na spacer.
***
Zaparkowałem pod posterunkiem i westchnąłem. Mała siedziała, w przechowali, na placu zabaw dla dzieci, zamknięte miejsce, płaci się od godziny, a ktoś pilnuje, jak dzieci biegają po milionach tuneli i basenach z kulkami. Głośny wdech i wyszedłem z auta, telefon w dłoni i portfel w kieszeni i kubek z kawą w dłoni. Dam radę, trochę wracały mi wspomnienia młodzieńczych lat, potrafiłem spędzić na posterunku dni, bo uciekłem z domu, pobiłem kogoś, ukradłem coś. Ciężkie lata. Oparłem dłoń na drzwiach i przekroczyłem próg budynku. Usiadłem na krześle pod ścianą i czekałem. Po chwili drzwi otworzyły się i weszła Kafrin. Ciemne okulary chyba miały maskować cienie pod oczami. Miał je każdy co? Kubek termiczny z kawą w moim ręku dawał mi pewne oparcie. Nie piłem kawy dla smaku, piłem ją, bo działała. Kolejną za kolejną tak długo, jak mogłem. Usiadła obok mnie i odsłoniła oczy, nasuwając okulary na głowę, uśmiechnęła się lekko.
-Widzę, że nie tylko mnie męczą- Usiadła obok mnie i westchnęła.
-Nie ma lepszego poranku od takiego, który budzi cię telefonem od policji- Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i upiłem łyk kawy. Gorycz zalała moje wypalone kubeczki smakowe.
-Kawa czy cos lepszego?- Zaczepiła mnie z ciężką do rozgryzienia miną.
-Przekonaj się- Podsunąłem jej kubek pod rękę. Zabrała naczynie i upiła duży łyk.
-I jak? Coś więcej?
-Więcej, grzeje tam, gdzie powinno- Puściła lekkie oczko i podniosła się, kiedy podszedł do nas jeden z policjantów.
-Zaproszę państwa już razem do pokoju, brak personelu niestety- Mruknął i ruszył przed siebie.
-Chyba musimy iść za nim?
-Chyba tak- Mruknęła i ruszyła, stukając butami o starą posadzkę. Standardowe pytania z wieczoru zasypały nas dość szybko. Jeden formularz. Facet z wczoraj zmarł w czasie drogi do szpitala, wiec nie wiedzieli nawet o co, dokładnie chodziło. My tego nie ułatwiliśmy. Po tonie głosu Kafrin mogłem wywnioskować, że była zirytowana i chyba tak samo wyspana, jak ja. Po godzinie byliśmy wolni. Spojrzałem na telefon, Daphne miała jeszcze godzinę na sali zabaw.
-Masz może ochotę na kawę? Mam jeszcze godzinę wychodnego i nie chcę jej zmarnować w kiepskim towarzystwie- Uśmiechnąłem się do kobiety, kiedy wyszliśmy z posterunku.
-Kawa?
-Ja stawiam, oboje jej potrzebujemy, widzę to w twoich oczach i twojej duszy -Zażartowałem. Kiwnęła głową.
-Obok jest kawiarnia, pasuje ci?- Zapytałem spokojnie i czekałem na odpowiedź.
-Tak tylko zapalę- Mruknęła i wyjęła paczkę z kieszeni. Wystawiła jednego w moim kierunku.
-Nie dzięki, mam inne nawyki
-Jakie?- Zaciągnęła się dymem i wypuściła daleko od mojej osoby.
-Będziesz musiała to utrzymać jako tajemnice, jak jacyś moi wrogowie się dowiedzą to zginę- Ściszyłem teatralnie głos. Pochyliła się do przodu i słuchała.
-Słodycze, czekolada głównie i kawa- Mruknąłem cicho i odsunąłem się z lekkim uśmiechem upijając ostatni łyk napoju z termosu.

Od Milo cd. Naffa

Popatrzyłem na niego, jakby oszalał. Na początku nie zrozumiałem jego pytania, a raczej nie chciałem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, a szczerze mówiąc, przytkało mnie. Jak można poprosić o to gościa, którego zna się kilka dni i z którym ostatnio rozmawiał na ten temat i dowiedział się, ze jest czysty jak łza. Jak mogłem udawać?!
- Pojebało cie – stwierdziłem po chwili ciszy, aż nagle wybuchnąłem krótkim, ale głośnym śmiechem, zwracając na nas uwagę przechodniów
- Zawsze warto zapytać. No to ahoj przygodo – wymruczał beznamiętnym głosem i ruszył przed siebie, całkowicie bez życia. Trochę go rozumiałem, a trochę nie. Nie wiedziałem i nie rozumiałem, jak można nie cierpieć własnej matki, ja nawet nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mojego brata wydziedziczyli. Z drugiej strony, uświadamiałem sobie, że słuchanie o dokonaniach siostry, gdzie rodzina ci powtarza, że jest od ciebie lepsza, jest ciężkim ciężarem, z tym bardziej dla takiego kogoś, jak Naff.

Od Dearden do Juliena

Wciskam jeszcze lekko drżące dłonie głęboko do kieszeni płaszcza, nie spuszczając wzroku z powoli znikającej w mroku sylwetki Juliena Callière. Dotąd boleśnie ciążące, uczucie niepokoju powoli ustępowało ciepłej fali ulgi, rozchodzącej się po ciele jak roztopione masło. Po niespokojnie miotającym się wewnątrz klatki piersiowej uczuciu niepokoju, które przywodziło mi na myśl dzikie, schwytane w klatkę zwierzę pozostały tylko niewielkie fragmenty i wyjątkowo przykre wspomnienie. 
Stoję w miejscu jeszcze tylko przez krótką chwilę - do momentu, kiedy przypominam sobie o  najpewniej śmiertelnie przerażonej jedenastoletniej dziewczynce siedzącej samotnie wewnątrz pogrążonego w mroku samochodu. Wtedy właśnie, jakby wybudzona z pewnego rodzaju amoku, wracam przyspieszonym krokiem do pojazdu i, gramolę się niezdarnie na przednie miejsce przeznaczone dla pasażera w taki sposób, żeby być zwrócona twarzą do skulonej z tyłu Auburn. Ciemne włosy opadają jej na lekko drżące, domyślam się, iż po części po właśnie przeżytym szoku, i po części z powodu chłodu panującego nie tylko na zewnątrz, ale też i w samochodzie, ramiona. Nie wiedząc, co innego mogę zrobić, ściągam płaszcz i podaję go siostrze Juliena, która, po chwili zawahania, przyjmuje go i zakłada na siebie.

Od Gabriela C.D Lucille

– Dłu..go cię nie było – słyszy, zajmując swój ulubiony fotel. Każda wypowiedź mężczyzny przerywana jest pijackimi czknięciami świadczącymi o jego głębokim upojeniu alkoholowym.
– Aż się zaczęliśmy martwić – rechocze kolejny, na co Gabriel przewraca oczami, jak zwykle schowanymi za okularami przeciwsłonecznymi.
– Dajcie spokój. Przyszedłem tutaj tylko po działkę – macha im przed oczami woreczkiem z białą zawartością, powoli mając ich dość.
Doborowe towarzystwo. Nie jest aż tak uzależniony, aby tworzyć z nimi kółko wzajemnej adoracji, dlatego denerwuje go nieustannie unoszący się tutaj smród, ich zachowanie i porozlewany wszędzie alkohol. Nawet w jego mieszkaniu nie jest brudno do tego stopnia, jak tutaj, a to już coś.
– To tak jest? Traktujesz nas jako dostawców, a nie przyjaciół? – do uszu chłopaka dochodzi bełkotliwy, rozżalony, damski głos należący do Margareth.
– Mniej więcej – odpowiada, zbierając swoje rzeczy.

Od Odette C.D Adam

Ciepłe przyjęcie przez rodzinę mojego chłopaka? Lepszego scenariusza nie mogłam sobie wyobrazić, ale mniej pocieszająca myśl mówiła, że z moimi stronami może być trochę gorzej. Zwłaszcza mój ojciec, który uświadomił sobie dawno temu, że jest jedynym facetem w moim życiu i ciężko mu wyjść z tego przekonania. Zatrzymał się gdzieś w momencie, kiedy na zakończeniu gimnazjum stał w tłumie razem z mamą, obserwując jak trofea i dyplomy za ostatni rok szkolny trafiają do córki, z jakiej jest się dumnym.
Z ust uroczej, kochanej kobiety nie kłopotał nawet potok pytań. Każde kolejne wywoływało tylko szeroki uśmiech, a uścisk jej matczynych rąk spowodował, że poczułam się tutaj zupełnie jak w domu — swobodnie, ciepło i z przekonaniem, że jestem tu mile widziana.
- Dziękuję za tak miłe przyjęcie — skwitowałam w końcu, choć żadne słowa w pełni nie oddałyby radości, która nakręcała cały mój umysł. — Właściwie to te walizki są stąd, że następnego dnia chcemy pojechać do moich rodziców, żeby poznali Adama.
Kobieta szczególnie się tym przejęła.

Od Katfrin CD. Conrada

Veron zamknął swoje oczy zapewne ze zmęczenia. Martwiłem się, że pies może przez to mieć problemy z chodzeniem. Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni. Zapaliłam jednego i zaciągnęłam się nikotyną próbując uspokoić myśli. Moje dłonie drżały jak nigdy,a ja sama wydawałam się roztrzęsiona. Kiedy spaliła jednego papierosa miałam ochotę na drugiego jednak podszedł do mnie jeden z policjantów.
- Katfrin Salvadore tak? - powiedziała, a ja skinęłam. Przeczytałam jego nazwisko z munduru. Jego nazwisko to Harly.
- Tak - odpowiedziałam jedynie i spojrzałam na leżącego psa.
- Mogę zabrać go już do weterynarza? - zapytałam, a ten powiódł spojrzeniem za moim.
- Wyjeli kule nic mu nie będzie. Żądam Pani tylko parę pytań i to koniec - rzekł. Spojrzałam na niego zła, wręcz wkurwiona.
- Proszę zadzwonić do mnie, przyjadę rano i odpowiem na pytania. Teraz jadę z moim psem do weterynarza - odpowiedziałam i odwróciła się na pięcie. Bellami miałbyć dosłownie za minutę. Kiedy spostrzegłam jego samochód od razu chciałam wziąć Veron na ręce jednak ten okazał się zbyt ciężki.
- Ja go wezmę - powiedział Bell, a ja jedynie byłam w stanie tylko skinąć głową na znak zgody. Kiedy Veron pisnął miałam ochotę walnąć brata dając mu znak żeby by bardziej ostrożny. Serce mi się ścisnęło, ale wiedziałam, że jak go uderze mogę sprawić ból także psowi. Westchnęłam i wyjęłam kolejnego fajka otwierając przy tym drzwi do samochodu by Bell wsadził Verona. Niala poszła na swoje miejsce. Chciałam pójść za kierownicę jednak brat złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Lepiej będzie jak ja będę prowadził - rzekł jedynie, a ja zaciągnęłam się papierosem. Jakby to co wydarzyło się niedawno nie miało miejsca. Jakby to mi się przyśniło. Z moich ust wyleciał dym, a ja ostatecznie zajęłam miejsce pasażera wiedząc, że chciałam żeby Veron był już pod opieką weterynarza. Bellami odpalił silnik i wycofał do tyłu, otworzyłam okno i strzepałam popiół z papierosa. Westchnęłam i zaciągnęłam się znów nikotyną chcąc się uspokoić. Spojrzałam w lusterko i zauważyłam swojego psa, który leżał spokojnie na tylnim siedzeniu. Aby chodził. Wiedziałam, że będzie żył, ale czy będzie chodził? Westchnęłam i wyjęłam kolejnego papierosa z paczki gdy skończyłam wcześniejszego.

~~~~**~~~~

Po godzinie snu blagalam o kawę. Wydawało mi się, że ta potrzeba jest ważniejsza niż oddychanie. Nie miałam tak często. Zwykle miałem tak gdy wcześniejszy dzień był ciężki i pełen emocji. Wstałam z łóżka i spostrzegłam, że zegar wskazuję 7.27. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że spałam jednak mniej niż myślałam. Wstałam na nogi i ruszyła nieogarnięta do kuchni by tam wstawić sobie wodę na kawę. Niema od razu usłyszałam mój telefon. Ciekawe kto dzwoni. Ale czy na pewno ten ktoś jest godzien tego bym poszła na górę? Chyba nie... Chciałam sięgnąć po kawę jednak szybko naszła mnie myśl, że mój dzwonić do mnie weterynarz. Ruszyła więc na górę po telefon. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z Katfrin Salvadore? - zapytała kobieta z wysokim głosem. To nie jest weterynarz.
- Tak co się stało? - zapytałam i ruszyła w stronę kuchni by wrócić do robienia sobie kawy.
- Dzwonię by przypomnieć o pojawieniu się na komisariacie w sprawie wczorajszego zajścia - powiedziała, a ja przekręciłam oczami znudzona wydarzeniem.
- Dobrze dziękuję za przypomnienie o tym ważnym incydencie o godzinie 7.30. Życzę miłego poranka - rzekła i rozłączyłam się. Włączyłam sobie muzykę i zrobiłam do końca kawę. Dałam psom także jeść, a Veron dostał także leki. Widziałam po jego oczach, że czuł się lepiej. Nawet wstał i ruszył powoli do swojej miski. Uśmiechnęłam się patrząc na niego. Czuł się lepiej i to było najważniejsze. Wzięłam kawę i paczkę fajek. Wyszłam na taras, a gdy odpaliłam papierosa przyszedł do mnie Veron z podkuloną łapą. Położył się tuż przy moich nogach i zamknął swoje powieki. Moje spojrzenie z niego przeszło na konie, które niedawno wyszły na pastwisko. Odchyliłam się lekko ciesząc się chwilą.

~~~~**~~~~

Na komisariat dotarła dopiero o godzinie 9.18. Weszłam do budynku i od razu zobaczyłam swojego wczorajszego towarzysza. Uśmiechnęłam się lekko i zdjełam okulary przeciwsłoneczne zakładając je na głowę.
- Widzę, że nie tylko mnie męczą - powiedziałam witając się z Conradem.

Conrad?

Od Lucille C.D Gabriel

     — Kto to był? — W łuku jadalni staje Cecilia, podpierając się o jego prawy bok. — Lucille, wyraźnie powiedziałam, że masz zadawać się tylko z osobami, które znam!
     Dziewczyna spuszcza głowę i wbija wzrok w swoje kolana. Czego innego oczekiwała? Że kobieta zostawi bez słowa to, iż do jej córki przyszedł ktoś inny, niż ona sama sobie życzy? I jakkolwiek to absurdalnie nie brzmi, dobieranie Lucille znajomych to od około siedemnastu lat ulubione zajęcie pani Darrington-Prescott. Co z tego, że ta sytuacja jest naprawdę, naprawdę poważna i dziewczyna po prostu chce o tym wiedzieć. To przecież nieznajoma. Nikt. Zero. To siostra człowieka, na której Cille nawet nie powinna spojrzeć, zamienić słowa. Gabriel przecież nie jest taki, jak oni. Nie jest idealny.
     Najgorsze jest jednak to, iż Cecilia to osoba charakteryzująca jeszcze gorszy typ osoby, niżeli O’Hara.

Od Adama C.D Odette

    Po wyjściu od Odette od razu skierowałem się w stronę mojej restauracji. Jako, że wczoraj jechałem do dziewczyny w jej aucie, to teraz, chcąc dostać się gdziekolwiek indziej, musiałem pojechać autobusem, albo też przejść się na nogach. Jednak jakoś dzisiejszego dnia, w taki upał, nie widział mi się spacer do pracy przez dobre paręnaście kilometrów. Dlatego też wybrałem komunikację miejską... Mimo wszystko mogłem też się spytać Odette, czy nie podrzuci mnie pod knajpę, ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy wsiadłem do zatłoczonego autobusu. Dzisiejszego dnia ten pojaz kojarzył mi się z jedną wielką nagrzaną puszką. W środku było o wiele gorzej niż na zewnątrz, naprawdę można było się udusić, a po dotarciu na przystanek niedaleko restauracji, w końcu wydostałem się z tej sauny na minimalnie chłodniejsze powietrze. Aż odetchnąłem z ulgą.

22 cze 2019

Od Althei - Zadanie 11

Deszcz pada rzęsistymi strugami. Ludzie prędko przemykają przez ulicę, by w najbliższych knajpach uchronić się przed przemoknięciem do suchej nitki. Pod żadnym dachem nie ma miejsca dla mnie. Każdy walczy o chociaż metr, byleby nie czuć, jak woda deszczowa przenika ubrania. W biegu słyszę, jak kałuże chlupią pod moimi nogami i moczą mi nogawki — całe spodnie są praktycznie mokre niczym po wizycie w aquaparku. W końcu trafiam pod wolny daszek tuż przy ulicznym zaułku i zatrzymuję się tam, zdejmując kaptur z głowy. Mamy lato, a jest tak cholernie zimno, rozmyślam w swojej głowie. Choć na termometrach widnieje prawie dwadzieścia pięć stopni, to lekki wiatr, deszcz i wilgotne powietrze nie daje mi tego upału odczuć. Gęste chmury zakrywają słońce, które nawet nie próbuje się przebić.
Nie byłabym aż tak mokra, gdyby nie facet, który bezmyślnie jadąc przy krawężniku, oblał mnie kałużą. Potem prawie potykam się o cholerną skórkę od banana na chodniku, co wydaje mi się niemal absurdalną sceną z kreskówki. Ale brnę dalej. Wyciągam telefon i dzwonię po taksówkę, która zjawia się jakieś dziesięć minut później, żeby przetransportować mnie w moje okolice. W czasie jazdy ulewa częściowo ustaje. Wysiadam tuż przed moim osiedlem i spokojnie idę w kierunku zbioru kamienic. Podchodzę do mojego budynku i staję przed drzwiami.
Ale nagle słyszę cichutkie mruczenie. Oglądam się dookoła siebie, za siebie, aż w końcu mój wzrok pada w dół, gdzie zauważam niewielkiego kota — sierść ma całkiem przemoczoną, brudną od błota, a mimo to na ryjku przyozdobionym kropelkami wody widzę ciekawość i energię. Schylam się do połowy, żeby dotknąć jego futerka. Kiedy czuje mój dotyk, natychmiast napiera na palce, unosząc ogon ku górze i smyrając mnie nim w łydkę. Dostrzegam tylko jego malutkie wahanie, gdy unoszę rękę, żeby znów go pogłaskać. Wyraźnie się boi. Czasem drży, ale mruczy, jakby prosząc o więcej pieszczot. Ostrożnym ruchem podnoszę go do swojej piersi, żeby go ogrzać — wewnętrzna część mojego płaszcza nadal jest sucha. „I co ja mam z tobą zrobić?”, pytam cicho z oczywistą świadomością, że odpowiedzi na pewno nie uzyskam. Bezdomny kot nadal mruczy, wysyłając mi lekkie, prawie nieodczuwalne wibracje. Przypomina mi się kotka Bridget, która nie była zbyt skora do głaskania, ale za to lubiła ulicę tak bardzo, jak ten tutaj. A może ta tutaj. 
Do głowy przychodzi mi, żeby oddać ją do weterynarza, pana Walsha, który już niejednokrotnie udowodnił, że jest przyjacielem naszej niezwykle licznej rodziny. Kotek wcale się nie szamota. Siedzi w moich objęciach wygodnie, przytulając się do mojego płaszcza i cichutko pomrukując. Parę przecznic stąd widzę w końcu szyld weterynarii — jest na tyle ukryta, że tylko prawdziwi wybrańcy wiedzą, że się tutaj znajduje. 
Pan Walsh jak zwykle nie ma zbyt wielu klientów z tego powodu.
- Witam. — Uśmiecham się do mężczyzny. — Mam tutaj zgubę. — Powoli wchodzę do gabinetu, ciepło przywitana przez starszego doktora.
- Witaj, Al — odpowiada. — Gdzie go znalazłaś? — Przekazuję mu kota. 
- Pod moją kamienicą. Nie wiem skąd jest, jak ma na imię, jaką ma płeć. Ale nie powinien być na ulicy, a ja nie mogę go do siebie przyjąć.
Mężczyzna kiwa głową z uśmiechem.
- Spokojnie, ja znajdę dla niego dom. — Ufam mu w tej kwestii. — Dziękuję, że go przyniosłaś. Nie brakuje idiotów na ulicy, którzy by go bez skrupułów przejechali autem.
- W takim razie ja dziękuję, i to racja, takich idiotów nie brakuje — Kiwam głową z szacunkiem. — Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Pamiętaj jeszcze o kontroli Ducha we wtorek!
- Jasne, jasne. — Uśmiecham się delikatnie i opuszczam niewielki gabinet.

+25 PD

Od Wandy CD Nivana

— Wtedy nie byłoby niespodzianki z elementem pozytywnego zaskoczenia — parsknął Nivan, na co mogłam jedynie przewrócić oczami. Przecież mało kto przepadał za niespodziankami. Psuły plan dnia, łapały w nieoczekiwanych momentach, gdy nie byliśmy gotowi. A jednak, na tę ciężko mi było narzekać. — Plus Yamir jest na diecie. Na stare lata metabolizm daje mu w kość.
I niezbyt się z tym kryjąc, zlustrowałam całe Słońce wzrokiem. Od czubka głowy aż po końcówki palców stóp. Oakley, przesadzał, zdecydowanie przesadzał, na co mogłam jedynie pokręcić głową, wzdychając cicho i uśmiechnąć się jeszcze szerzej, o ile w ogóle było to możliwe.
— Spadaj, Oakley. — Złote oczęta chwilowo uciekły od mojej twarzy, by zgromić Oakleya. — Obejdzie się bez tego, Wandziu, naprawdę.
Zacmokałam, pokręciłam głową i nie do końca zorientowałam się, kiedy chwyciłam mężczyznę za polik, szczypiąc go jak te wszystkie stare ciotki, których nienawidziliśmy będąc brzdącami.
— Spokojnie, jeżeli tobie metabolizm dał w kość, to uderzył i we mnie, i w Nivana — tu przerwałam, podnosząc brwi i kątem oka zerknęłam na okularnika, parskając śmiechem pod nosem — więc naprawdę, nie masz czym się przyjmować. Po drugie, nie martwcie się, ciastka ze słonecznikiem i miodem znajdą się zawsze, akurat je trzymam właśnie dla takich... niespodzianek — oświadczyłam, podpierając ręce o biodra.
I w końcu, choć z ogromnym bólem, zdecydowałam się odwrócić na pięcie, ruszyć w kierunku drzwi prowadzących do klatki schodowej. Zerknęłam na chłopców zza ramienia.
— Idziemy czy będziemy tak stać i nic nie mówić? Macie mi dużo do opowiedzenia — parsknęłam, uśmiechając się ciepło. — I Yamir, musisz poznać Frytka. Nivan, odwróciłbyś plakietkę na drzwiach? Wolę, żeby żaden nieproszony klient nie przerwał nam naszego spotkania.

Od Antoniego CD Nivana

Zęby zahaczyły o skórę.
I jak w tym wszystkim brakowało jednak tej typowej dla nas agresji, złości i rozżalenia, a każdy ruch był wyjątkowo czuły, miły czy ciepły. Nie poganialiśmy, czekaliśmy cierpliwie, choć obaj chcieliśmy wszystkiego w jednym, konkretnym momencie, jak najprędzej, jak najmocniej i jak najwięcej, byle znowu opuszkami, wargami musnąć rozgrzaną skórę drugiej osoby.
Westchnięcie opuściło usta, palce już na dobre chwyciły za gumkę od bokserek mężczyzny.
— Mogę? — ciche pytanie wymsknęło się z ust, tak na wszelki wypadek.
Tym razem nie miałem zamiaru nikomu rozkazywać, pospieszać.
A ty, kurwa, jeśli łaska, trochę się odwdzięcz i zajmij się robotą, co?
Byłem dupkiem, od zawsze i raczej nigdy nawet nie próbowałem się z tym kryć. Byłem chujem, w którego umyśle zakiełkowały myśli o władzy nad całym światem za pomocą swojej charyzmy, inteligencji czy kontaktów. Nie traktowałem tego wszystkiego jako swoich wad, ba, uważałem je za zalety, za istną zbroję, przez którą nikt a nikt nie mógłby się przebić, nawet jeżeli ustanowiłby to swoim życiowym celem. A jednak, z wiekiem spokorniałem, zmalałem, ambicje już nie były tak ogromne (prawdopodobnie pomogła temu i słabo opłacana praca najzwyklejszego, szarego nauczyciela), ludzie nie tak ciekawi, ze światem na czele. Zrobiłem się... cichszy. I wcale nie miałem zamiaru narzekać.
A teraz, leżałem na naprawdę cudownym, uwielbianym przeze mnie człowieku, którego już przecież nigdy miałem nie zobaczyć. Dłonie próbowały pozbyć się już całkowicie ubrań, oddechy mieszały, skóra kleiła i, kurwa, byłem naprawdę zadowolony.
Może jednak do szczęścia nie do końca potrzebowałem władzy nad światem.

Od Gabriela C.D Lucille

Zmęczenie zawsze było obecne w życiu Gabriela. Nauczony jest radzić sobie z nim, z niewyspaniem, z głodem. Czuje się dobrze, nieważne jak tragiczne okoliczności by to nie były. Wszystko to trwa do czasu, bo jak twardy jest człowiek i ile czasu zajmuje, aby go złamać?  W miarę poukładany dzień nie jest dla niego priorytetem, a nieprzespana noc to rutyna dla kogoś takiego, jak Gabriel. Schodki zaczynają się wtedy, kiedy w grę wchodzą nieznane mu dotąd uczucia, obce emocje i niezrozumienie samego siebie, które doprowadza go do szału. Bo jak bardzo może namieszać w jego życiu jedna, praktycznie obca mu szatynka?
Pierwszy dzień spędzony na samym szczycie zniszczonej, opuszczonej kamienicy ulokowanej w mało przyjemnych obrzeżach dzielnicy Laville jest dla Gabriela zbawieniem. Zero kłopotów, zero ludzi, którzy coś by od niego chcieli, zero wygórowanych oczekiwań, tylko on, trochę alkoholu, trochę narkotyków. Nie jest to idealnym rozwiązaniem jego problemów, ale uzależnienie swoje, a on swoje. Drugiego dnia wita ranek z wymiotami, światłowstrętem, nienawiścią do całego świata i samego siebie. Czuje ogarniającą go złość, która przechodzi kilka godzin i kilkadziesiąt rozwalonych mebli później. Trzeci dzień, jak i siedem kolejnych to dla Gabriela nieśmieszny żart. Żyje o suchym chlebie i wodzie, ale nie przeszkadza mu to, mimo ściskającego się z głodu żołądka. Nie sięga także po wszelkie używki, chociaż ma je przy sobie i wystarczyłoby kilka minut, a odleciałby w niepamięć tak, jak jego zmartwienia. Myje się może kilka razy, resztę czasu po prostu leżąc bez ruchu na brudnym materacu, ale nie jest to coś, co by mu przeszkadzało. Ulatniająca się z jego ciała energia to jedyne, co mu towarzyszy. Dwa tygodnie w odosobnieniu zapewniają mu katorgę i odrobinę szaleństwa, bo w końcu jest zwykłym, niewiele wartym człowiekiem. Czuje, jak wyrzuty sumienia trawią jego ciało po kawałku.

21 cze 2019

Od Lucille C.D Gabriel

     Odwraca delikatnie głowę, raz w prawo, raz w lewo, wciąż pozostając w słodkim stanie pomiędzy snem a przytomnością. Mocne światło dobija się do jej oczu, które wydają się być o stokroć bardziej wrażliwe, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Kiedy udaje jej się rozchylić powieki na maksymalną szerokość, pierwszą rzeczą, jaką widzi, jest szatyn trzymający dłonie na kierownicy. Nieświadomie wydaje z siebie jęk. Ten wyraźnie zwraca na siebie uwagę kierowcy, ponieważ Gabriel spogląda na zdezorientowaną, wręcz przestraszoną dziewczynę obok. Spojrzenie czekoladowych oczu przepełnione jest emocjami, można by powiedzieć, iż przesyła milion sygnałów na sekundę, wręcz żąda wyjaśnienia. Z drugiej strony spokojne, stonowane i niemalże pozbawione jakichkolwiek emocji, ale nie mniej istotne. Wydawałoby się, że toczą teraz niemą walkę, kto pierwszy pęknie i się odezwie, ale jest to niemożliwe — wciąż są w ruchu. Ta chwila tak naprawdę trwa sekundę, może dwie, choć dla zaspanej Lucille to nieco więcej, niż chwila. Bolą ją oczy, boli ją głowa, brzuch również, co jest najprawdopodobniej wynikiem strachu i paniki, w jaką z pewnością wpadła. Delikatnie rozchyla usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamyka je prawie natychmiast, gdy zanika chęć zadania chociaż jednego pytania. W pewnym sensie jest po wszystkim, i nawet jeśli teraz ledwo co łączy fakty, stara się mniej więcej zrozumieć sytuację. Policyjna syrena rozbrzmiewa w jej uszach, co w żadnym stopniu nie jest przyjemnym odgłosem. Szczególnie teraz. Kątem oka zauważa swoje odbicie w bocznym lusterku. Nie wygląda tak, jak Lucille. Poczochrane włosy, rozmazany makijaż, zauważalne zmęczenie. Marszczy lekko brwi, dokładnie obserwując swoją twarz.

Od Candice C.D Neal

Czekam.
Czekam i czekam. Te całe czekanie doprowadza mnie do stanu poważnej niecierpliwości, choć zwykle zachowuję zimną krew — właśnie to mnie dziwi. To, że w tej chwili wystarczy cisza telefonu, a mój układ nerwowy płata mi głupie figle, których nie chcę. To tylko SMS. 
Ale to  spotkanie z chłopakiem, którego całkiem lubię, bo wydaje się po prostu inny niż reszta napakowanych, bezmózgich facetów, jacy nie przestają mnie otaczać. Kiedy w końcu godzę myśli w głowie i w jakimś stopniu próbuje uciszyć ich produkcję, czuję wibrację telefonu w kieszeni. Wówczas czułam, jak wszystkie dotychczasowe emocje mnie opuszczają, by dać się wznieść tylko jednemu — uldze. Nie wiem, co to za ulga i skąd się to cholerstwo bierze, ale przy chwili spokoju wyrzucam te uczucie daleko w dal, żeby zebrać się do odpisu i jeszcze przypadkiem nie zostać potrąconą przez jakiś rower.
Przez głowę przemyka mi myśl, czy może dla zasady poczekać chwilę przed ruszeniem klawiatury czy być normalnym człowiekiem i po prostu dać odpowiedź zwrotną. Szybko zdaję sobie sprawę, że wariuję i że pierwsze, co powinnam zrobić, to bezapelacyjnie wyluzować.

20 cze 2019

Od Gabriela C.D Lucille

Otwiera zapuchnięte oczy, nie mogąc znieść duchoty, jaka panuje w pomieszczeniu. Coraz gorzej czuje się we własnym domu, więc także coraz rzadziej w nim bywa. Mieszkanie Sarah także nie jest dla niego miejscem, w którym czułby się dobrze i swobodnie, właściwie to jeszcze nawet nie znalazł dla siebie takiego miejsca na ziemi. W pokoju panuje półmrok, prawdopodobnie przez szczelnie zaciągnięte zasłony. Przykrym jest, że Gabriel wita każdy kolejny dzień z miną męczennika, jednak prawda jest taka, że czuje się więźniem we własnym ciele. Wszyscy, którzy go znają, widzą go jako lekkoducha, kogoś infantylnego, może nawet bez wyrzutów sumienia, ani jakichkolwiek uczuć. Prawda jest diametralnie inna, ale mężczyzna jest zbyt honorowy, aby przed kimś przyznać, że jest zmęczony życiem, uzależniony, że potrzebuje pomocy i kogoś bliskiego.
Po kilku minutach wstaje, omiatając wzrokiem spojrzenie. Jego sypialnia... cóż, teoretycznie jego sypialnia, bo śpi w niej tyle, co nic, jest usłana brudnymi ubraniami, pustymi opakowaniami po piwie i pizzy oraz skrawkami jakichś podartych dokumentów, które zapewne są ważne. Tylko podarte. Zerka na telefon, który nadal nie jest naładowany, po czym podłącza go do prądu, nie patrząc na wyświetlacz. Wie, że przywita go smutna tapeta przedstawiająca roześmianą, dwunastoletnią Sarah na gniadym kucyku z pucharem w uniesionej ręce, uśmiechniętych, zapewne przepełnionych dumą rodziców stojących obok oraz jego, gdzieś daleko w tle, obrażonego na cały świat. Pamięta ten dzień jakby był wczoraj, jak i najlepszą imprezę tego stulecia, która go omija na rzecz zawodów siostry. Teraz wie, że to wszystko nie jest ważne i cieszy się, że wtedy nie zjawił się u znajomych. Większość z nich, pijanych, zabrała policja, a ich rodziny musiały płacić wysoką kaucję.

Od Lucille C.D Gabriel

     Dziewczyna odwraca się na pięcie i po raz ostatni spogląda na kasyno, do którego z pewnością niezbyt prędko wróci. Wraz z Benedictem ustaliła, iż spotkają się przy Morgan Street, dosłownie pięćset metrów dalej. Nie chciała mu mówić o tym, gdzie tak naprawdę się znajduje, bo jakby to zabrzmiało? Cześć, Benny, jestem w kasynie z moim kolegą, którego przed chwilą pobili. Cóż, to dość ryzykowny krok. I nawet jeśli Ben wiedziałby, że jego siostra nie ma nic wspólnego z grami hazardowymi, gdzieś w środku jego duszy pojawiłoby się powątpiewanie, czy aby na pewno? I właśnie dlatego Cille opuszcza budynek w towarzystwie Gabriela, na co cicho liczyła od momentu, w którym oznajmiła, że wraca z bratem. Oczywiście, jest w stanie pokonać tę samodzielnie, bez towarzystwa wyższego, większego i silniejszego od siebie, ale dlaczego by nie pójść na skróty i zapewnić sobie bezpieczeństwo na te kilka minut? Zdecydowanie za dużo pytań.
     Z każdą chwilą jest coraz to ciemniej. Słońce w połowie schowało się już za horyzont, kwestią czasu jest jego całkowite zajście. Na całe szczęście, Lucille będzie już w domu. Zegarek w telefonie wskazuje dwudziestą z minutami. Czas letni zobowiązuje słońce zajść dopiero przed dwudziestą pierwszą, dzięki czemu dziewczyna nie boi się wcale, choć lęk przed ciemnością towarzyszy jej od najmłodszych lat dzieciństwa. Owy lęk podwaja się w obecnej sytuacji, gdzie w każdej chwili może zostać uprowadzona, bez względu na okoliczności.

Od Gabriela C.D Lucille

Taksuje wzrokiem każdy pojedynczy stół do bilarda, szukając potencjalnych przeciwników, z których mógłby zedrzeć bardzo potrzebne mu teraz pieniądze. Wie, że skoro zabrał tu tak nieobeznaną osobę, jak Lucille, ciąży na nim obowiązek opieki nad nią, ale mimo wszystko, nie przeszkadza mu to. Ponadto, czuje się dobrze, że po raz pierwszy może dać coś od siebie i jednocześnie nie jest sam, a rozmowa z kimś znajomym nie polega tylko na omawianiu gry i bezsensownej gadce. Nie zna Lucille na tyle dobrze, żeby stwierdzić czy to, co czuje jest prawdą, jednak dobrze mu w jej towarzystwie, przymykając oko na irytujący charakter.
Wkrótce odrywa spojrzenie od grających ludzi, powracając do dziewczyny. Siada na wysokim chokerze, wskazując na drugi, a kiedy dziewczyna na nim zasiada, pyta:
– Więc to tak zarabiasz całą kasę? – chłopak wzrusza bezwiednie ramionami, wyjmując papierosa z paczki, którą następnie kieruje w stronę dziewczyny, chociaż jest prawie pewny, że nie pali. Tak jak się domyśla, dziewczyna odmawia, więc odpala papierosa w pojedynkę, zaciąga się i odwraca w taki sposób, aby dym nie leciał wprost na nią.
– To zaledwie jedna trzecia dochodu. W rzeczywistości w jedną noc można przegrać wszystko to, co wygrało się przez całe życie, więc nie polegam w stu procentach na kasynie Nie żebym ukrywał to, jak dobry jestem – posyła dziewczynie uśmieszek. Lucille przewraca oczyma i po raz kolejny rozgląda się wokoło.
– To co takiego robisz, że stać cię na wykupienie dziewczyny? – pyta, nawet nie patrząc na rozmówcę.

Od Izzy do Axela

Zajmowałam się liczeniem ludzi przechodzących nieopodal drzwi. To jest moje ulubione zajęcie, oprócz czytania książek, które pochłonęłam w pierwszych dwóch dniach. Zamierzam powiedzieć swojemu lekarzowi, ile konkretnie osób tędy przechodzi tego jednego dnia. W pełni zdaję sobie sprawę, że nie będzie go to obchodziło, ale chcę mu uświadomić, jak bardzo nienawidzę go za to, że mnie tu trzyma.
Piszę do dziewczyn szybką wiadomość z pytaniem, jakie mają plany na dziś. Lubię słuchać planów innych. Wiem, że mamy we trzy intensywne dni i czasem możemy razem pogadać spokojnie dopiero wieczorem, gdy wracamy do mieszkania. Dlatego nie spodziewam się odpowiedzi natychmiast.
Nuda wręcz wylewała się z każdego miejsca. Przytłaczała mnie. Z pamięci mogłabym podać najdrobniejszy szczegół sali szpitalnej, w której przetrzymywali mnie od kilku dni. Według mnie całkiem bez sensu. Wiedzieli, co mi jest, ja też wiedziałam. Historia mojej choroby jest rozległa, można by ułożyć dobrą powieść. Nie wiem, po co cokolwiek dopisywać.
Poza tym... potrzebuję kawy. Na korytarzu z tego, co mi wiadomo stoi nieopodal automat. Będzie to próba zdobycia skarbu z twierdzy, ale nie wytrzymam chwili dłużej bez kofeiny. I bez ruchu. Prędzej tu zwariuję i trafię na oddział psychiatryczny.
Wymykam się z sali. Wyjściem tego nie mogę nazwać, bo zachowuję się, jakby zaraz mnie mieli przyłapać i zamordować. Myślę, że mój lekarz i tak nie byłby zadowolony z tego, że wychodzę po kawę. Jak na razie starałam się być grzeczna i miła, ale te zakazy doprowadzają mnie do szału. Idę do automatu i już w połowie świętuję triumf. Nikt mi nie zwrócił uwagi. Wykorzystałam porę, w której pojawia się najwięcej pacjentów, a pracownicy szpitala są zajęci. Wrzucam do automatu odpowiednią ilość drobnych, aby zakupić kawę. Nie reaguje, więc zaciskam usta w irytacji.

Od Naffa Cd Milo

Nagły pocałunek mnie mocno zaskoczył. Dodatkowo nie miałem, jakiej kol wiek kontroli nad dłońmi, które zostały unieruchomione. Ale jego usta, cholera były przyjemne. Oddałem pocałunek, pozwalając mu na chwile zagłębienia się. No jak na jego pierwsze całowanie to nie było najgorzej tak? Kiedy odsunął się i wypowiedział swoje mądre słowa, wybuchłem śmiechem. Usiadłem na podłodze i po prostu kwiczałem. Moje ciało było chyba za bardzo zszokowane i zdziwione, żeby zareagować inaczej. Kiedy wreszcie udało mi się złapać stabilny oddech, dotarło do mnie, że od dzisiaj muszę być dla niego miły. Trzy dni. Jezu. Ale mogło być gorzej! Przynajmniej się z kimś po długim czasie przylizałem! Nie ważne, że to Milo! Nie widziałem go, wiec mogłem sobie wmawiać, że to jakiś inny przystojniak.

19 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Zakład był nieco dziwny, ale nie miałem żadnych skrupułów, miałem zamiar to wygrać. W końcu pocałowanie kogoś nie może być takie trudne, prawda? Ludzie ciągle to robią, łączą usta, dodają do tego język i jest piękny, romantyczny buziak. Nic trudnego. Wystarczyło tylko znaleźć ofiarę, a w końcu brzydki nie byłem. Na pewno ktoś się znajdzie, a wtedy przeżyje fantastyczne trzy dni, podczas których Naff będzie musiał mi dosłownie usługiwać; znaczy w pewnym stopniu, w końcu nie jestem pewien, czy ślepy upiecze ciasto lub coś podobnego. Byłem też zadowolony z myśli, że jego pies zyska więcej miłości, a bardzo mi na tym zależało, pod tym względem, że kochałem wszystkie zwierzęta.

Od Lucille C.D Gabriela

     Lucille otwiera drzwi od samochodu i z gracją wychodzi z niego, jakby przed chwilą wcale nie rozmawiała o swoim porwaniu. Zamykając je posyła kierowcy wymowne spojrzenie, które jest tylko przykrywką, maską ukrywającą strach rodzący się w jej wnętrzu. Porwanie brzmi absurdalnie, podobnie zresztą, jak cała ta sytuacja. Kto by pomyślał, iż sprawy mogą nabrać takiego obrotu? Dziewczyna próbuje się uspokoić i trafić kluczem w zamek do drzwi, co skutecznie uniemożliwiają jej drgające dłonie. Myśli Cille kręcą się wokół jednej istotnej rzeczy. Nie boi się tej całej transakcji ani nawet pobytu u handlarzy, już nie mówiąc o kupieniu jej przez Gabriela. Chodzi o porwanie. Ileż razy widziała w filmach ten moment, kiedy do twarzy ofiary podsuwana jest szmatka, ona mdleje, a później zostaje przetransportowana. Ileż razy widziała brutalną scenę, gdzie rozemocjonowana osoba stara się wyrwać z rąk porywaczy, przy czym rani się w wielu miejscach. Dziewczyna bierze oddech i przymyka oczy. Powinna się uspokoić. Poprawka, powinna nie igrać z ciemną stroną Avenley River. I spróbować zrozumieć chłopaka, który stara się jej pomóc. Z drugiej strony, nie może dać sobą pomiatać, pomimo tego, iż ten mężczyzna sam zaproponował inne wyjście. Przecież mógł ją zostawić bez słowa. To nie jego życie i nie jego sprawa. Kolejnym faktem jest to, że zapewne będzie chciał jakiejś zapłaty. Nietrudno odgadnąć, iż Lucille ma wygodne życie i niemało pieniędzy. Właściwie te pieniądze ma jej rodzina, uszczuplając, Cecilia, Samuel i po części też Zoe. Co miałaby mu dać? Na pewno nie pieniądze, które odkłada sobie na własne mieszkanie. Dopiero po kilku minutach zdaje sobie sprawę z pewnej rzeczy. Drzwi nie otwierają się, gdyż próbuje otworzyć je kluczem do pomieszczenia gospodarczego za domem. A co za tym idzie, wcale nie wzięła kluczy do niego. Łapie za telefon i wybiera numer matki. Cecilia oznajmia, iż wraz z Samem są na bankiecie, Zoe pojechała do rodziców jej partnera, a o Bennym nie wspomina słowem. Lucille opiera się głową o drzwi i próbuje przypomnieć, czy jej brat mówił cokolwiek na temat swojej całodziennej nieobecności. Stajnia. Wzdycha, kiedy dochodzi do niej kolejna sprawa — będzie tam do naprawdę, naprawdę późna. Automatycznie rozgląda się po okolicy. Gdy zauważa, że przed jej domem wciąż stoi mustang tego chłopaka, mruży lekko oczy, zdziwiona.