31 sty 2020

Prudence Henderson

Źródło: Instagram, Kristen Hancher
Motto: Każdy umiera, lecz nie każdy żyje.
Imię: Prudence, w skrócie Prue bądź Prudy
Nazwisko: Henderson
Wiek: 20 lat
Data urodzenia: 17 maja
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Prudence mieszka sama, w sporym, piętrowym apartamencie na obrzeżach miasta. Pokoje są rozległe, utrzymane w nowoczesnym, skandynawskim stylu i jasnych kolorach. Nie brakuje też okien z ładnym widokiem na miasto. Oczywiście nie mogło zabraknąć tu garderoby, która pomimo dużej powierzchni i tak jest wypełniona po brzegi.
Orientacja: Heteroseksualna
Praca: Architekt wnętrz
Charakter: Prudence jest otwartą na nowe znajomości, wesołą dziewczyną. Dla niej dzień spędzony samotnie to dzień stracony. Nie oznacza to jednak, że może spędzać czas z byle kim. Wręcz przeciwnie. Lubi osoby głośne i gadatliwe, wiedzące czego chcą i nie bojące się mieć własne zdanie. W zasadzie wszystkimi tymi cechami można opisać również ją. Prue nie cierpi siedzieć cicho. Bardzo lubi mówić i przyciągać dużo uwagi. Zawsze wie czego chce i nie boi się o to zawalczyć. Jeśli coś idzie nie po jej myśli potrafi strzelić focha, ale nie na długo. Dziewczyna nie boi się kontrowersji i jest otwarta na nowe wyzwania. Jeśli chodzi o jej podejście do związków, ma słabość do facetów o silnej osobowości. Lubi kiedy jej partner wie czego chce. Jeśli wda się w związek z taką osobą, bardzo łatwo jej ulega i porzuca swoje zdanie szybciej niż zazwyczaj. Nie oznacza to oczywiście, że go nie ma i że nie potrafi zawalczyć o swoje. Po prostu łatwiej nią wtedy manipulować. Prudence jest zdecydowanie typem imprezowiczki. Tydzień bez kilku takich wyjść jest dla niej tygodniem straconym. Uwielbia też wychodzić z koleżankami, a zakupy to jej drugie imię.
Hobby: Jeżeli chodzenie na imprezy to hobby to z pewnością można je tu wpisać.
Aparycja|
- wzrost: 170cm
- waga: 55kg
- opis wyglądu: Cera Prue jest gładka i z natury dość jasna, ale za sprawą jej zamiłowania do opalania, w zasadzie zawsze przybiera ciemniejszy odcień. Usta dziewczyny są dość duże i pełne, a jej oczy są koloru brązowego. Jest ona szczupła i wysportowana, ale posiada kształty tam gdzie trzeba. Jest klepsydrą i nie trudno dostrzec u niej wcięcie w talii. Jeśli chodzi o styl ubioru to różni się on zależnie od humoru i sytuacji, lecz zazwyczaj jest on sportowy i dość luźny. Prudence posiada również długie, lekko falowane włosy w kolorze ciemnobrązowym.
- pozostałe informacje: --
- głos: Connie Talbot
Historia: Prudence od małego mieszkała niedaleko Avenley River, razem z rodzicami w wielkiej willi z basenem. Ci nie poświęcali jej zbyt dużo uwagi, co przerodziło się w późniejszy bunt dziewczyny. Często unikała ona szkoły, chodziła na imprezy i zadawała się z niezbyt odpowiednim towarzystwem. Rzuciła szkołę jak najszybciej mogła. Jej rodzice nie chcąc, aby córka przyniosła im wstyd, załatwili jej pracę jako architekt wnętrz. Mimo braku stosownego wykształcenia już od początku szło jej bardzo dobrze i szybko dorobiła się dużych pieniędzy. Jak najszybciej przeprowadziła się do Avenley River, gdzie rozpoczęła nowe, niekoniecznie bardziej ułożone, życie. Mieszka tam już od roku.
Rodzina:
Margaret i Christopher Henderson - rodzice - Gdy dziewczyna była młodsza nie poświęcali jej dużo czasu, ze względu na pracę, co sprawiło, że nie łączy ich z nią jakaś szczególna relacja.
Partner: Miała już wielu partnerów, ale jakimś cudem w chwili obecnej jest wolna.
Potomstwo: Nawet zwierzakiem ciężko by jej było się zająć, co tu mówić o dzieciach.
Ciekawostki:
Prudence ma sporą kolekcję peruk i nosi je bardzo często.
Inne zdjęcia: x x x
Zwierzęta: Prue uwielbia pieski, ale uważa, i z resztą ma całkowitą rację, że jest to dla niej za duża odpowiedzialność
Pojazd: Biała Tesla S 90D
Kontakt: julka20502 (howrse)

Od Camerona C.D Brianne

     Nie to, że związki są trudne, nie mogę wcielić się w rolę recenzenta relacji międzyludzkich po jednym dniu oficjalnego trzymania się za rękę w miejscu publicznym. To w dalszym ciągu moje pierwsze, poważniejsze, że tak powiem, zbliżenie, i jakkolwiek głupio i naiwnie by to nie brzmiało, to ma znaczenie. Pewne znaczenie. Kontynuując, sam nie wiem, czego oczekiwałem i wciąż nie mam pojęcia, czego oczekuję. Co robi się w związku? Trzyma za ręce? Całuje regularnie? Uprawia seks? Tak, zdecydowanie każdą z wymienionych rzeczy, może nawet jednocześnie. Kiedy byłem młodym, niespecjalnie inteligentnym licealistą, miałem, rzecz jasna, jakieś dziewczyny. Jakieś to słowo-klucz, bo odkąd tylko szkołę średnią opuściłem, wszystkie zebrane nazwiska wyparowały mi z głowy i dotąd nie mogę dojść, czy umawiałem się z Lorie czy Laurą z trzeciej klasy. Miałem starsze, młodsze, w moim wieku, prawdę mówiąc, to wtedy nie grało większej roli. W dodatku wpajałem wszystkim dookoła, że nie jestem prawiczkiem, a mojego życia seksualnego niejeden może pozazdrościć. Z perspektywy czasu brzmi to bardzo zabawnie, bo ten odważny, pewny siebie rudzielec zgubił się wpół drogi, dorósł i odszedł od tych przelotnych relacji, równocześnie stając się małą, nieporadną dziewczynką. Gdzieś w głębi duszy można by było dostrzec przebłyski romantyczności, ale, poważnie, trzeba zmrużyć oczy i się skupić, ponieważ jestem naprawdę, naprawdę beznadziejny w tych sprawach.
     Ale mam dziewczynę, więc muszę wziąć się w garść (co jest trochę przerażające).

30 sty 2020

Od Candice C.D Cain

Na bycie niańką na pełen etat się nie pisałam. Wytrzymuję ledwo parę godzin, góra pół doby, a co dopiero najprawdziwsza trasa koncertowa obejmująca cały, cholerny kontynent. Dwadzieścia cztery na siedem z tymi pomiotami Caina Hawthorne'a — z nim włącznie. Peszy mnie to, że każdy się na mnie gapi. Zaciskam usta w zastanowieniu, chociaż zapewne nawet nie mogę się nad tym zastanawiać, bo klamka zapadła. Wreszcie unoszę zmieszane spojrzenie na Savannah. Kobieta podaje mi dokument wraz z długopisem. Na końcu długiego, małego tekstu znajduje się miejsce na mój osobisty podpis, który przypieczętuje mój biedny los na dosyć spory okres czasu.
— Spokojnie, Snow — odzywa się Morissey z końca pokoju. — Nie każda może jeździć na koncerty i jeszcze dostawać za to hajs, za darmo słuchając każdego występu. Będzie fajnie. — Pociesza mnie, jednak w zamian odsyłam mu ironiczny uśmiech.

28 sty 2020

Od Theo C.D Louise

Dzieciaki były, są i zawsze będą okrutne. Można zabawić się w to, by odpowiednio ich szufladkować, ale w grupie każdy z osobna staje się pieprzonym zwierzęciem, prawie jak stado hien na sawannie. Głośne chichoty były ostatnim, co słyszałem przed niespodziewanym hukiem petardy, która oprócz tego, że solidnie mnie ogłuszyła, prawie spaliła mi zarost, to jeszcze zraniła mnie w piszczel. Wygląda to paskudnie — w poszarpanej wyrwie w spodniach sączy się krew. Syczę z bólu pod nosem, oglądam się na uciekające dzieciaki, które po raz pierwszy od dawna chyba ucichły. Pomimo bólu kontynuuję swoją podróż do Louise, bo, chcąc nie chcąc, jest ona w tym momencie jedyną deską ratunku, pomijając znienawidzony już przeze mnie szpital. Dziewczyna pcha mnie do środka. Wreszcie mogę złapać pełny oddech, gdyż wcześniej były to wyłącznie daremne, urwane  w połowie i zamknięte w płucach próby pochwycenia go.

Związek


CAMERON & BRIANNE

     – Pewnie wyobrażałaś to sobie inaczej, bardziej romantycznie, a zamiast rudego idioty miałaś w głowie obraz przystojnego szatyna z przyciągającym, niebieskim spojrzeniem i zajebiście wypasionym ośmiopakiem... – bierze nienaturalnie długi wdech. – Zostaniesz moją dziewczyną?
    – Nie wiem, czy się tego spodziewałam. I nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale to pytanie chyba boli cię fizycznie, więc oszczędzę ci już tego cierpienia – oplatam ramionami jego szyję. – I powiem, że tak.

27 sty 2020

Od Brianne C.D Camerona

     – Pewnie wyobrażałaś to sobie inaczej, bardziej romantycznie, a zamiast rudego idioty miałaś w głowie obraz przystojnego szatyna z przyciągającym, niebieskim spojrzeniem i zajebiście wypasionym ośmiopakiem... – bierze nienaturalnie długi wdech. – Zostaniesz moją dziewczyną?
    – Nie wiem, czy się tego spodziewałam. I nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale to pytanie chyba boli cię fizycznie, więc oszczędzę ci już tego cierpienia – oplatam ramionami jego szyję. – I powiem, że tak.
***
     Wkładam na siebie przylegający, czarny kombinezon na ramiączkach, na szyi zapinam mieniący się naszyjnik, wkładam kolczyki w uszy i ostatni raz przeciągając błyszczkiem usta, wychodzę z łazienki. Standardowo, Cameron siedzi na telefonie, całkowicie rozwalony na fotelu. Wiatr dostający się do pokoju przez otwarte okno rozwiewa mu gęste włosy i patrząc na niego, jestem w stanie powiedzieć, że cieszę się, że go poznałam i nie tylko - cieszę się także z naszej relacji i sytuacji, w jakiej się znajdujemy.

26 sty 2020

Od Ivana CD. Hermione

Mój wzrok pochłaniał sztuczność rodziny, w której się znalazłem. Dziewczyna z siłowni miała czerwony policzek, próbowała zakryć to włosami jednak znawca problemów rodzinnych i chorób psychicznych wiedziałam o co chodzi. Dziewczyna albo była bita przez ojczulka albo przez "lokaja" w sumie chuj wie kim on był. Jednak strzelam, że ojciec. Przy nim była czujna, wyprostowana i próbowała być dumą rodzinny. Oczywiście spełniała swoją role. Jednak robiła to w sposób jakby chciało udowodnić, że umie. Kątem oka spostrzegłem diabelny porządek. Nikt nigdy nie ma tak czystego domu chyba, że jest bogaczem lub prawie wcale nie ma w domu żadnego z członków rodziny. Obrazy, które wisiały na ścianie przedstawiały krajobrazy, zliczyłem zaledwie pięć zdjęć rodzinnych. Były raczej mniejszych formatów poustawiane na szafkach. Zapewne tylko z reguły. Próbowali mówić nimi: patrzcie jak bardzo kochającą rodziną jesteśmy! Jednak w moich oczach niestety nie mogli tak kłamać. Byli zbyt sztucznie w stosunku do siebie. Widziałem spięcie wśród nich. Babcia dziewczyny wydawała się być najbardziej zadowolona z mojej obecności. Widziałem na jej twarzy szeroki uśmiech, ale przede wszystkim szczery. Ojciec Arthur zachowywał minę zadowolonego ojca jednak widać było, że chodzi jedynie o interesy. Kiedy zająłem miejsce przy stolę uśmiechnąłem się lekko i opuściłem głowę dając im pokazać, że ich szanuje.

25 sty 2020

Od Kena C.D Siheon

Jezu, jakie to wszystko stało się porąbane.
Okazało się, że na „imprezę” przedostał się jeden z niechcianych typów, Siheon albo znał prawdziwe imię Mii, ale tą coś jebnęło i podała mu swoją skróconą formę i czemu kur*a śpię z nim w jednym pokoju.
Aaaaaa mam dość.
Jednak Siheonowi należą się jakieś wyjaśnienia. Westchnąłem, kładąc się na ziemi. Miałem obolałe mięśnie, ale zignorowałem to. Zacząłem opowiadać.

23 sty 2020

Od Louise C.D Theo

     Bywają sytuacje, gdzie jedyne, co masz w głowie to jedna wielka, bezkresna pustka. Dziwne echo odbija się od ścianek mózgu, czasami daje o sobie znać, a potem przepada, ustępując kolejnym informacjom, które mają dotrzeć do mojego umysłu. Jest jak pustynia, ciągle to samo, piach, piach i piach, okazjonalnie jakiś kamień albo dziwne, żółte zwierzątko. To nie tak, iż jestem szczególnie zaskoczona. W końcu każdemu zdarzają się błędy, niektórzy potkną się i wstaną, innym zajmuje to pewien czas. Poza tym, mam pewność, że do końca życia już nic więcej mnie nie zaskoczy, przynajmniej nie powinno, bo zbyt wiele szokujących chwil przeżyłam. Ale ta moja pewność zapewne okaże się zawodna, gdy wyląduję na bruku bez grosza, zdziwiona nagłym wyrzuceniem mnie z pracy. Theo ma wady, jak każdy, poza tym, jego sytuacja najwyraźniej była bardzo słaba, a ten okres dojrzewania wraz z buzującymi hormonami tylko pogarszał sprawę — nastolatkowie w jego wieku popełniają błędy. Tylko najgorsze są te kosztem innych. Mimo licznych argumentów na usprawiedliwienie przyjaciela, nie chcę zapominać o tym, co przeżywała ta dziewczyna. Musiała czuć się strasznie. Gnębiona przez chłopaków, na pewno silniejszych, starszych. Co prawda nigdy nie doświadczyłam tego typu znęcania się psychicznego, jednak jestem w stanie to sobie wyobrazić, szczególnie, kiedy mowa o szkole średniej, jaką niedawno skończyłam. Gdy byłam jeszcze uczennicą, takie akcje były na porządku dziennym, intensywne bardziej lub mniej, smutniejsze, bardziej dramatyczne. Pamiętam, jak kobieta prowadząca prelekcję na temat nierównego traktowania innych opowiadała nam masę historii na temat samobójstw ofiar lub poważnych uszczerbkach na zdrowiu spowodowanych właśnie tym wytykaniem. Nie wiem, czy wiecie, ale jako obiekt drwin bardzo łatwo zachorować na chorobę ściśle związaną z emocjami i psychiką — słyszałam i o takich przypadkach.

Od Charlie C.D Brooke

     Na nagich skrawkach skóry poczułam charakterystyczny chłód lipcowego poranka. W cienkiej, gdzieniegdzie prześwitującej piżamie z dawnych lat wynurzyłam się za drzwi niczym zjawa zbudzona z wiekowego snu, z podkrążonymi oczami, zamglonym spojrzeniem i niemałym bałaganem na głowie — dosłownie i w przenośni. Dopiero w tamtej chwili, kiedy bosą stopą nastąpiłam na chropowatą, zimną kostkę, dotarły do mnie wszystkie istniejące bodźce. Nie mniej zdezorientowana rozejrzałam się dookoła — zerknęłam na dom sąsiadów, na zaniedbane tuje nieopodal naszego płotu, w głąb korytarza, zagraconego pudełkami po jedzeniu i niewyniesionymi butelkami wina, finalnie przeniosłam spojrzenie na oczekującą mnie Brooke. Poczułam znajomą woń, mieszankę wszystkich zapachów dochodzącą z wnętrza mojego lokum, a kiedy w całej okazałości przekroczyłam próg, doszedł mnie także zapach trawy, rosy, otoczenia, spotęgowany deszczowymi rewelacjami, które miały miejsce tej nocy. Wzięłam głęboki wdech, otrzepałam krótkie spodenki z niewidzialnego kurzu i, przysięgam, to wszystko trwało lata, a nie zaledwie parę sekund, jakie oddzielało nas od nadchodzącej porażki. Instynktownie złapałam za włosy, potrząsnęłam nimi, przywołałam do porządku. Fakt, iż Brooke widzi mnie w takim stanie, powodował u mnie co najmniej skręt żołądka, ponieważ, bądź co bądź, niewiele się zmieniło od naszej wyprawy nad jezioro i w dalszym ciągu nie byłam przekonana do pokazywania swoich nóg w pełni. Odsunęłam się o krok — na mojej drodze stanęła ściana, więc odbiłam się od niej, wydając z siebie niepożądany dźwięk przypominający pokraczne stęknięcie.

22 sty 2020

Od Candice C.D Izzy

Ostatnie najwyraźniejsze wspomnienie z pamiętnej imprezy urodzinowej Izzy to słowa w mojej (swoją drogą pulsującej teraz bólem) głowie „nie piję dużo”. Bądźmy ze sobą szczerzy. Dużo nigdy nie piję. Świętem jest zobaczyć mnie w takim stanie, jak wczoraj, ale mieliśmy praktycznie wszyscy bardzo ważne święto, więc czuję się duchowo usprawiedliwiona. Wystarczy tylko przeżyć ten dzień bez poznawania nowych szczegółów tamtego wieczoru i bez większych skutków wypicia alkoholu. To co miało się wydarzyć najgorszego, już się wydarzyło o poranku. Teraz zostaje woda z cytryną i krople miętowe, które zabiją w moim gardle odruchy wymiotne, gdy tylko pomyślę sobie o drinku.
— Po prostu nie wracajmy do tego, co było wczoraj... właściwie dzisiaj. — Masuję sobie zbolałe skronie. — Wiem, organizuję najlepsze imprezy.

Od Camerona C.D Brianne

     Jak w amoku obserwuję wszechobecny rozgardiasz, mimowolnie, z każdym wdechem, dopuszczam do siebie kolejne zapachy, które powodują u mnie niemały skręt żołądka – alkohol, pot, papierosy, jeszcze więcej alkoholu. Jestem po paru drinkach, po shocie, który zaliczyłem z jakimś typem przy barze, a mimo to nie czuję się tragicznie. Prędzej nieswojo, ponieważ siedząca obok mnie Brianne ma zdecydowanie słabszą głowę, a wypiła nie mniej, niż ja. Muzyka dudni mi w uszach, różowo-zielone światła reflektorów, choć skierowane na parkiet, rażą mnie i wywołują dziwne epizody utraty świadomości, nie trwające dłużej, niż ułamek sekundy. Rozglądam się dookoła, przyglądam ludziom, odwzajemniam spojrzenia, kiwnięcia głową (pijanym wydaje się, że mnie znają). Na boku mówię coś do szatynki, jednak mam wrażenie, że tylko kiwa głową, choć mało co rozumie. Swój wzrok skupia na czarnowłosej dziewczynie, która przed momentem posłała mi szeroki uśmiech. Odwzajemniłem go, co prawda, ale tylko przelotnie, ot, jak każdy inny. Zamroczony umysł Brianne odebrał ten sygnał błędnie, ponieważ, gdyby nie to, nie zdecydowałaby się na tak odważny gest. Huczy mi w głowie, jestem niezaprzeczalnie wstawiony bardziej czy mniej, więc nawet nie protestuję, kiedy jednym ruchem wsuwa się na moje kolana i, zwrócona twarzą do mnie, najwyraźniej oczekuje na kolejny gest z mojej strony. Albo i nie, bo kiedy ten nietrzeźwy umysł przyswaja co niektóre informacje, zawczas przesyła informację o zadaniu do wykonania – układam dłonie na jej talii. Mam tę świadomość, iż to co wyprawiamy, jest co najmniej głupie i następnego dnia będziemy tego żałować, ale żadne z nas nie przewiduje czasu przeznaczonego na rozmyślanie i analizowanie każdej potencjalnie możliwej czynności – to się po prostu dzieje, w szybkim tempie, winą procentów we krwi, ale dzieje. Kątem oka zerkam na tamtę dziewczynę, która, o dziwo, przygląda nam się z jeszcze szerszym, kpiącym uśmiechem. Parskam bezgłośnie, delikatnie, niezauważalnie dla Brianne kręcąc głową z politowaniem. Później przenoszę spojrzenie z powrotem na przyjaciółkę, jakiej wyraźnie znudziło się czekanie. Przysuwa swoją twarz do mojej i, nawet nie wiem, kiedy, ale zaczynamy się całować. Wszystkie myśli i poprzednie zawahania odchodzą w pamięć, bo, hej, stało się, a ja mam czyste sumienie, ponieważ to jej wina. Nie, żartuję, w porządku, jeżeli mamy żałować, to oboje. Błądzi dłońmi po mojej szyi, ja z kolei, pochłonięty jej ustami, osuwam dłonie, zatrzymując się na biodrach. W pamięci liczę, który to już raz – trzeci. Instynktownie otwieram oczy, co trwa krócej, niż sekundę i, o dziwo, dostrzegam czarnowłosą żywo zainteresowaną swoim kolegą w ten sam sposób, jaki właśnie praktykuje Brianne. Cholera, jeżeli tak mają wyglądać imprezy, będziemy chodzić na nie codziennie.

Od Brianne C.D Camerona

     Dni mijają nam leniwie. Przyznaję, że jest trochę za gorąco i duszno, tak więc jedyny odpoczynek, jaki rzeczywiście przynosi oczekiwany skutek - czyli rozluźnienie, to przesiadywanie w wodzie, ewentualnie leżenie na plaży w przyjemnym cieniu, jednak ile tak można? Okazuje się, że i to na dłuższą metę jest męczące. Ostatki okresu wyczerpują wszystkie moje siły, te witalne i nie, przez co jedyne, na co mam ochotę, to tkwienie na leżaku i popijanie zimnej oranżady, ale koniec końców i ona sprawia, że ostatecznie chce mi się rzygać. Cameron nie daje mi chwili wytchnienia, tylko ciąga po mieście. A to tu, a to tu, i nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba, ale czuję się przybita z kompletnie niewiadomego mi powodu. Z tej samej racji leżę w dresowych spodenkach i luźnej, poplamionej bluzce, z włosami zebranymi w koka na czubku głowy, jedząc chipsy, kiedy do pokoju wchodzi Cameron. Lustruje mnie wzrokiem, ja lustruję jego i zauważam konkretną różnicę. On wygląda jak z okładki magazynu modowego, a ja tak, jakbym przed chwilą szukała konserw turystycznych w lokalnych śmietniskach. Dlaczego połączenie „Cameron+Brianne” jeszcze funkcjonuje? W pierwszym momencie, kiedy rzuca to swoje „zbieraj się”, patrzę na niego jak na idiotę. Przecież nie planowaliśmy nic na dzisiejszy wieczór, miał być tak samo męczący i przygnębiający, jak każdy wcześniejszy, więc o co może chodzić? Kiedy dorzuca swoje trzy grosze w postaci krótkiego „już”, dochodzę do wniosku, że musi mieć nierówno pod sufitem albo po prostu był za długo na słońcu. Nie daje za wygraną, więc zdezorientowana, ściągam z siebie kołdrę, która przez ten jeden wieczór widziała więcej okruszków z chipsów o smaku cebulki, niż ja przez całe życie. Staję przed nim ze zmarszczonym czołem, zakładając ręce na piersi. Muszę wyglądać na skonsternowaną, ale plama na mojej bluzce, pewnie po soku z pomarańczy skutecznie odciąga moją uwagę.

Od Jaydena C.D Amy

     Nie chciało mi się tu siedzieć, ale odkąd Eva zachorowała (nawet, jeśli to nie było nic groźnego), na powrót zacząłem doceniać każdą pojedynczą chwilę, którą z nią spędzałem. W tym czasie nawet SMS o kradzieży mojego samochodu na niewiele by się zdał, bo spotkanie było dla mnie ważniejsze i to żadna nowość, nigdy nie byłem materialistą. A przynajmniej nie aż takim, jakim mógłbym być w aktualnych czasach. Bywali gorsi.
     Eva namówiła mnie na jakiś sernik, który zaproponowała nam różowowłosa kelnerka. I niech szlag go trafi, ale dobrze, że jest bez rodzynek, bo inaczej bym go nie przełknął. Nie lubię ciast, a kobieta doskonale wie, jak owinąć mnie wokół palca. Takim sposobem moje kolejne pieniądze przepadają w eter, na coś, czego nawet nie lubię, ale czego nie robi się z miłości?
     – Idę do łazienki – mówi w którymś momencie, biorąc swoją torbę pod pachę. – Szminka mi się rozmazała – odłożyła łyżkę na stolik, w której to minutę wcześniej się przeglądała. Przytaknąłem leniwym kiwnięciem głowy, nadal nie odwracając wzroku od scenerii za oknem. Było chłodno, ale klimat szalał, więc zamiast minus siedemnastu stopni było siedem, więc to i tak dużo, jak na połowę stycznia. Miałem na sobie czarną, puchową kurtkę, a siedząc przy grzejniku dopiero odczułem, jak bardzo gorąco było w pomieszczeniu. Zdjąłem ją, zawieszając na oparciu, kiedy do stolika podeszła ta sama kelnerka, co wcześniej. Zlustrowałem ją od stóp do głów, oceniając to i owo, ale nie dałem nic po sobie poznać, przecież nie byłbym sobą, gdybym to zrobił.
     – Proszę bardzo, pańskie zamówienie – zaczęła, wykładając w między czasie jedzenie z tacy wprost na nasze talerze. Evy dalej nie było, więc różowowłosa chyba zmieszała się na chwilę, dziś był taki ruch, że musiało najpierw dojść do niej, czy wręczyła nam prawidłowe zamówienie. Po chwili odzyskała rezon, stawiając przede mną mój napój.
     Gdyby nie Eva, która w tym samym momencie zjawiła się z powrotem, zajmując swoje miejsce, dziewczyna pewnie nie usłyszałaby nawet „dziękuję”, bo ostatnie, na co miałem ochotę, to bezcelowe, puste słowa. Po bezsennej nocy i poranku bez kawy nawet wypowiadanie prostych sformułowań graniczyło z cudem i było naprawdę wymagające, a przynajmniej dla mnie. Zaczęliśmy jeść w ciszy przerywanej jedynie stukotem widelców. Wokół nas panował gwar rozmów innych ludzi, który jednocześnie przyprawiał mnie o ból głowy, więc nie pogarszałem swojej sytuacji, rozmawiając. Eva na szczęście była zbyt zaaferowana pysznym, według niej jedzeniem, i zwierzętami, które coraz do niej przychodziły, aby zagaić jakikolwiek temat i, może to złe, ale bardzo się z tego powodu cieszyłem. Była w trakcie głaskania jakiegoś psa (nie wiem nawet którego z kolei, ale mniejsza), kiedy dwa stoliki od naszego rosły mężczyzna zaczął się awanturować o jakąś bzdurę. I o ile na początku myślałem, że sprawa rozejdzie się po kościach, tak z każdą chwilą wydawał się być coraz bardziej zaangażowany w walkę o swoje racje. Miałem ochotę po prostu nałożyć kaptur i nie zajmować swoich myśli tępymi ludźmi, których jedyną rozrywką jest odmierzanie centymetrów bitej śmietany na kawie, ale kiedy wstał i pochylił się nad bogu ducha winną dziewczyną, doszedłem do wniosku, że mogło chodzić o coś poważniejszego, niż nierównomierne rozmieszczenie pieprzonych składników. W momencie, kiedy zacząłem wstawać, zastanawiałem się dlaczego to robię i co mnie popchnęło, ale nie ma co walczyć z własnym charakterem. Może to tak, że brakuje mi rozrywki w życiu, więc w związku z tym wplątuję się w bez sensowną bójkę? Tak, chyba tak, bo kiedy podszedłem do mężczyzny, jego reakcja była jak: „spierdalaj, z tobą nie rozmawiam”. Westchnąłem ciężko, dwoma palcami chwytając się u nasady nosa.
     – Niektórzy przyszli tu z myślą, że to spokojne miejsce – odezwałem się. – Więc nie chciałbym zmienić zdania o tej kawiarni, bo jakiś podrzędny koleś ma pragnienie wykłócać się z dwa razy mniejszą od niego kelnerką, która chuja wie o tym, co zrobiła źle.
     Jego twarz zrobiła się nienaturalnie czerwona, kiedy skończyłem mówić, a w przypływie złości wyciągnął przed siebie ręce. Zderzyły się one z moimi ramionami, mężczyzna odepchnął mnie do tyłu, ale to na szczęście nie było nic, na co nie byłbym przygotowany i bardzo dobrze, bo gdyby coś mi się stało, to Eva prawdopodobnie dostałaby zawału na miejscu i wynieśliby ją stąd w worku, a tego byśmy nie chcieli. Wystarczy zaledwie mój jeden krok w tył, żebym odzyskał równowagę, kiedy widzę kątem oka zmierzającego w naszą stronę faceta. Poważnie wyglądającego, jakby był tutaj kimś ważnym. Nie da się ukryć, że z głupiej obiadokolacji zrobiło się niemałe widowisko. Jeszcze tylko brakowało, żebym dostał zakaz na zbliżanie się do tej kawiarni, tylko dlatego, że zachciało mi się stawać w czyjejś obronie. W obu przypadkach serce Eve pękłoby bezpowrotnie na dwie części.

21 sty 2020

Od Camerona C.D Brianne

     Jako dzieciak nienawidziłem plaży. Nie to, że często na niej bywałem, po prostu, kiedy już zaszła taka konieczność, ograniczałem swój czas na niej do pobytu. O ile pływać uwielbiałem, wymigiwałem się od tego non stop, bo przecież nie ma niczego gorszego, niż mokre, oblepione w piasku ciało. Chociaż, wróć, jest, mokre od potu, a nie wody ciało, które pokrywa gruba warstwa tego gówna rozniesionego po całym brzegu. Kiedy zagonili mnie do wody, nie wychodziłem z niej ani na moment. W pewnym momencie mojego życia przeprowadziliśmy się niedaleko oceanu, do miejsca oddalonego o paręnaście kilometrów od mojego rodzinnego miasta. Chciało mi się płakać, gdy cała grupa moich znajomych nalegała, żeby iść na plażę, a ja kręciłem głową. Zresztą, jestem tak blady, że nawet gdybym spędził na ręczniku cały tydzień, moja skóra przybrałaby, zamiast ciemniejszego brązu, cholerny kolor czerwony.

Od Siheona cd Ken

Uśmiechnąłem się na jego komplement. Chociaż gdy poszedł, mogłem odebrać telefon. Na wyświetlaczu, widziałem imię siostry i nasze wspólne zdjęcie. Po odebraniu mogłem z nią pogadać.
Przynajmniej tutaj mogłem pogadać z nią, bo w środku było za głośno. Zaczęła mi opowiadać, co u niej. Nawet jeśli miałem z nią rozmawiać przez dobre godziny, to przynajmniej mogę się jej wygadać o wszystkim. Powiedziałem jej o wszystkim, co mnie spotkało, o tym, co zrobiłem. Może to pochopna decyzja, co sama mi wyperswadowała. Mogła mieć racje, jednak ostatecznie skoro mi się spodobał, to czemu mam nie skorzystać z okazji, może się kolejny raz nie zdarzyć. Było więcej tych tematów, jednak końcowe było coś, co podniosło mi ciśnienie. Wspomniała o rodzicach i ich rozmowie z nią.. Maja zamiar wrócić, stać się dobrymi rodzicami, na co jest już raczej za późno, debile. Mieli swoje szansy, ale praca była dla nich ważniejsza niż dzieci. Ona to załatwi, ta prędzej czy później będę musiał się wtrącić, by się odczepili i wrócili tam, gdzie żyją.
Rodzicami są tylko na papierze.
Rozmowa z Hanbit ciągnęła się dalej, koniec końców udało mi się wyjść z imprezy niemalże pod koniec. Tyle zajęła mi rozmowa z nią. Nawet wcześniej wraca do domu, wiec podjadę po nią i przywiozę.

Od Brooke - CD. Charlie

          Nawet ucieczka przed porządnie wnerwionym ochroniarzem była dla mnie dobrą okazją do śmiechu i żartów, zwłaszcza, że po dniu z Charlie miałam wybitnie dobry humor. Na odchodne, po szybkim przedostaniu się z powrotem na drugą stronę ogrodzenia, pozdrowiłam pędzącego za nami mężczyznę środkowym palcem i głośno życzyłam mu miłego dnia. Przysięgam, przebiłam wtedy wszystkie swoje rekordy szybkości w biegach na kilkaset metrów. Naturalnie, udało nam się mu wywinąć, co pomimo zmęczenia i złapania niezłej zadyszki, gdy w końcu mogłyśmy się zatrzymać po szaleńczym biegu, wyrwało ze mnie długi, szczery śmiech.

Od Kena C.D Siheon

Zdziwiłem się, gdy rano, odpoczywając w łóżko po meczu i zajmując się pieszczotami Nutelli, dostałem wiadomość od siostry. To nic, ona napisała, że zaprasza mnie do siebie na imprezę. Znając ją, to po prostu było mieszkanie kogoś innego, które postanowiła wynająć, aby urządzić tą „imprezę”. Podejrzewałem, że to nawet nie wszystko, co Mia zaplanowała.
No ale nie miałem serca jej odmówić, więc musiałem iść. Ubrałem więc jakąś „lepszą” bluzę, zwykłe dżinsy, nawet wyczyściłem okulary i uczesałem włosy. Tak się wystroiłem.
A następnie wybyłem z domu, zostawiając Ellę w rękach Sky.

Od Brianne C.D Cameron

     Biorę pomidora w dwa palce, wyrzucając go z bułki. Nie uznaję tego świństwa pod każdą postacią, nieważne czy surowy, upieczony, a może suszony, zawsze jest tak samo paskudny. Upada na trawę za nami, siedzimy w parku na ławce, a osłania nas cień drzew. Jest ciepło i żałuję, że jeszcze się nie przebrałam w lżejsze ubrania. Koduję w głowie, że to następna rzecz, którą bezzwłocznie zrobię zaraz po zjedzeniu kebaba. A potem włożę swój kostium kąpielowy i pójdę na plażę, czy Cameron tego chce, czy nie. Nie dostaję nogami do ziemi, dlatego bujam nimi w powietrzu, wcinając ostatnie kęsy kebaba. Przenoszę wzrok na mojego towarzysza, który siedzi rozwalony na ławce, z odchyloną głową i rękoma założonymi za nią.
     – Zjadłam – mnę papier, w którym miałam swój niezdrowy, ale za to pyszny posiłek, a po chwili rzucam nim w stronę oddalonego o metr od nas kosza.
     – Gratuluję. Twoją nagrodą będą dodatkowe kilogramy i mdłości – uśmiecha się serdecznie, na co posyłam mu kuksańca w bok.
     – To się inaczej nazywa – mówię sceptycznie, ale ten na to nie odpowiada. A szkoda, bo nawet nie dowie się, na jaki genialny tekst wpadłam. Nikt się nie dowie, przetrzymam go na kolejny raz, dokładnie tak, jak zawsze, pewnie wymyślę coś jeszcze pod prysznicem, kiedy mój zmęczony umysł będzie przetwarzał sytuację i analizował ją po raz setny. Czyli zupełnie tak, jak zawsze. Nie to, że na co dzień brakuje mi języka w gębie, bo nie, nie brakuje nigdy. Zawsze doskonale wiem co powiedzieć i nawet, jeśli komuś może wydawać się, że czasem przesadzę, to nigdy nie żałuję tego, co już wyszło z moich ust.

20 sty 2020

Od Siheona do Kena

Przerwałem na chwilę grę, gdy usłyszałem telefon. Wziąłem go do dłoni, by zobaczyć, co dokładnie przyszło. Jedna wiadomość od siostry oraz powiadomienie.
Najpierw otworzyłem SMS od Hanbit "Wrócę po południu, wybacz. Musimy przełożyć nasze plany". Rozumiem to, chociaż też wiem ile praca, dla niej znaczy. Ostatnio mało czasu spędzamy w swoim towarzystwie. Gdy jestem w domu, jej nie ma. Gdy ona jest to najczęściej, je albo śpi. Może teraz tak ma, później będzie nieco luźniej. Cóż plany nie uciekną. Odpisałem jej "Zjedz coś i baw się dobrze w pracy". Może nieco zwyczajna ta odpowiedz. Wiem, że spowoduje uśmiech na jej twarzy. Sam także się uśmiechnąłem, a następnie spojrzałem na powiadomienie. Akurat miałem zapisane je w kalendarzu. Po kliknięciu wyświetliła mi się notka.
"Mia Rakson, tatuaże — talia, brzuch. Spotkać się mam u niej w domu — zaproszenie na imprezę jest"
Przeanalizowałem to ponownie, po czym zablokowałem telefon i wróciłem do gry, nie obchodziło mnie, że jest po czwartej rano, a ja siedzę i gram w gry. Nie mam i tak nic innego do roboty, więc mogę pograć. Lepiej jest robić to, co się lubi, niż to, czego się nie lubi.

Pograłem do dziewiątej trzydzieści z przerwami. Gdy przerwałem grę, zacząłem wszystko przyszykowywać. Nie chciałem, robić nic w biegu. Sprawdziłem szafkę, a następnie zajrzałem na półkę. To tam znalazłem maszynkę do robienia tatuaży. Po chwili przypomniało mi się, gdzie jest reszta. Schowałem je do małej czarnej walizki na kółkach. Mam tam wszystko, co może się przydać w każdych warunkach i sytuacjach, jakie mogą mieć miejsce.
Tuż przed wyjściem wziąłem prysznic i się przyszykowałem, by jakoś się prezentować.
***
Dojechałem autem na miejsce. Zaparkowałem, a gdy zakluczyłem pojazd, uprzednio wyjmując walizkę. Mogłem udać się, by nareszcie zrealizować plany. Dokładniej to zrobić tatuaże lasce. Może ktoś jeszcze będzie chętny. Dziewczyna czekała przed domem, po przywitaniu się z nią, mogliśmy wchodzić do środka. Obok niej zjawił się jakiś chłopak. Zaprowadziła nas w miejsce, gdzie będziemy mogli, zając się tym po co tu jestem. Po drodze zgłosiło się jeszcze kilka osób, nawet mieli ze sobą pieniądze, co ułatwi robotę.
Dziewczyna ułożyła się na łóżku, gdy wszystko przyszykowałem, po czym powiedziała, co chce.
- To mój brat Ken, będzie nam towarzyszyć. - powiedziała, tuż przed włączeniem maszynki.
- Miło mi, Siheon. Trzymaj ją i zagaduj, niech ma zajęcie. - powiedziałem. Podwinąłem rękawy, po czym włączyłem maszynkę, by zacząć działać.
Po jakiejś godzinie zrobiłem przerwę, tatuaż nabierał kształtów, musiałem sprawdzić, czy skóra się nie zmienia, by móc wrócić do pracy.
***
Kolejne godziny spędziłem na kończeniu ich, trochę się zeszło, by je skończyć. Przetarłem je i zakryłem, by się nic do nich nie przedostało.
- Po dwóch tygodniach, nałóż tę maść i potem codziennie przez parę dni, końcowy efekt powinien cię usatysfakcjonować. - powiedziałem. Zacząłem powoli chować swoje rzeczy, chyba wole się z resztą umówić w innym terminie. Dostałem zapłatę. Dziewczyna wstała z łóżka i poszła obejrzeć tatuaże. Skoro chłopak został, wykorzystam to.
Podszedłem do niego, ułożyłem dłoń na jego policzku. Ona przesunęła się na kark Kena. Moje wargi złączyły się z jego, a po chwili wszedł też język. Nie chciałem przerywać przyjemności, dlatego też pogłębiłem tę pieszczotę. W końcu dziewczyna wróciła. Odsunąłem się i przejechałem językiem po wargach.
- Co to miało być? - spytał zdziwiony chłopak.
- Mała nagroda dla mnie. Z chęcią to powtórzę. - powiedziałem do niego.
Gdy wszystko spakowałem, zacząłem się kierować do wyjścia z domu, jednak zostałem zatrzymany. Skoro już jestem na imprezie, to mogę trochę się na niej zabawić. Zaniosłem do auta walizkę, a gdy wróciłem, zacząłem poszukiwać chłopaka. Dobrze, że choć mam kolczyk w języku, przynajmniej doznania będą lepsze.

Ken? 

19 sty 2020

Od Amy Do Jaydena

- Cezar, nie wolno! - krzyczę i podbiegam do kanapy znajdującej się praktycznie po drugiej stronie lokalu. Szczeniak zaczął bawić się ogonem jakiegoś wilczura. Skakał na niego i próbował chwycić w zęby. Stanęłam nad psami i zgarnęłam swojego pupila, łapiąc go za boki. Czym prędzej się oddaliłam, kątem oka zerkając na Bell pod moimi nogami i Ginger, która ponownie łasiła się do jakiś klientów.
Nim odstawiłam Cezara z powrotem na ziemię, pacnęłam go w głowę, mając nadzieję, że już nie pobiegnie do tamtego psa. Był całkiem niezły gabarytowo. Na szczęście szczeniak pobiegł w drugą stronę, do innego szczenięcia, z którym przyszła kolejna klientka.

18 sty 2020

Hanbit SeoHeon

Źródło: Pinterest, Kim Seohyun [Hanbit]
Motto: Precyzja i skupienie to podstawa, której powinno się trzymać.
Imię: Hanbit
Nazwisko: SeoHeon
Wiek: 25 lata
Data urodzenia: 30. Kwietnia
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Na obrzeżach miasta. Willa może nie tak ogromną, jak niekiedy mówią, jest przestronna, oraz przyjemna dla oka, oraz przytulna. Posiada basen, jacuzzi, wiele bajerów ona ma. Rodzice nie żałowali pieniędzy. Mieszka wraz z rodzicami, których wiecznie nie ma, oraz z młodszym bratem.
Orientacja: Biseksualny
Praca: Chirurg
Charakter: Hanbit jest nadzwyczaj spokojną, opanowaną i rozsądną młodą dorosłą. Niekiedy też jest naiwna, dlatego też dostaje po głowie od brata, za swoją głupotę. Przykłada się do pracy, ma w tym precyzje oraz jakiegoś rodzaju fascynacje ludzkim ciałem. Jest swego rodzaju emocjonalna, ale też wredna. Targają nią różne emocje, dopóki się nie uspokoi, albo też nie wyjdzie z siebie, by ocenić to, jak się zachowuje — jest dość dziwna. Gdy robi to, co uwielbia, jest skupiona, szczęśliwa, oraz to ją uspokaja, chroni przed zepsucie reszty dnia. Rzecz naturalna jest to ta, która powoduje kiepskie nastroje, brak chęci oraz swego rodzaju powód, który cokolwiek dotknie — owa czynność się psuje, doprowadza ją to do złości, dlatego też, by się odreagować pali.
Wie, jakie mogą być konsekwencje, tego, co jej nie pójdzie, przykładowo praca — mimo iż jest znakomitą chirurg, wszędzie jej pełno i jest lubiana, to wie, że jeśli popełni błąd, ktoś może umrzeć. Dlatego, gdy nadchodzi czas na bycie chirurgiem, musi być perfekcyjna, stara się, a przed tym ogromnym wydarzeniem, analizuje i wszystkiego próbuje na hologramach/próbach wirtualnych/3D/technologicznych urządzeniach etc.
Często mówi pod nosem, dokładniej to powtarzając różne zagadnienia, czy też, gdy czyta jakieś książki. Szybciej zapamiętuje oraz to jest jej swego rodzaju mantra. Od dziecka, interesowała się człowiekiem, a dokładniej jego budową.
Wzorowa uczennica, zawsze przykładała się do nauki i robiła to dokładnie, by potem wszystko wyszło, tak jak ona tego chciała, a nie ktoś inny. Oczywiście była dzieciarnia, która jej dokuczała, naśmiewali się z niej, oraz twierdzili, że się wywyższa. Ta jednak puszczała to mimo uszu, choć słowa jej "pseudo znajomych" raniły. Niejednokrotnie płakała w pokoju — tutaj trzeba, wspomnieć o jej młodszym bracie, który przychodził i ją wspierał, pomagał oraz bronił. Nawet czasem chciał wpaść do szkoły, by spuścić łomot, tym którzy ranili jego siostrę, a potem przybiegali z pomocą (chamstwo). Hanbit, nie odmawiała pomocy, jednakże czasem się zdarzyło, że ignorowała i była w stosunku do nich dość chłodna. "Skoro brak ci szacunku, do mnie. To jak mam ciebie szanować?" - Takie pytania im zadawała, ale brakowało, niektórym odpowiedz, albo obwiniali ją o to, że im się nie udało. Tak działa to wszystko, jedno nakręca drugie i tak po kolei.
Wracając do charakteru Hanbit. Najbliżej jest z bratem, rodziców praktycznie nie było w domu. Chociaż jak bywali to rzadko i wciąż tak jest. Ich obecność, to brak tej obecności. Mimo pieniędzy, prezentów i zdawkowych rozmów, jest czasem tak, że nawet nie dadzą znaku życia twierdząc "wybacz kochanie, nie było czasu." Przestała już się tym interesować, oboje z bratem są dorośli, pracują, mają własne życia i wspólne. Są kowalami swego losu.
Hobby: Szyje ubrania | Robi paznokcie | Rapuje piosenki, które napisze jej brat. | Tańczy | Grywa z bratem | Robi zdjęcia | Grywa w szachy z bratem | ciało człowieka, a dokładniej to z czego jest zbudowany — lubi się uczyć o człowieku | Ma smykałkę do nauki |
Aparycja|
- wzrost: 167 cm
- waga: 48 kg
- opis wyglądu: Szczupła twarz, owalna. Półśredniej wielkości nos. Duże oczy, proporcjonalne wraz z resztą twarzy. Do tego wargi, które z chęcią skuszą nie jednego smakosza. Widnieje na niej pomadka, czasem może się wydawać, że widać na wargach jakieś malutkie migocące elementy. Włosy ich kolor i długość bywa przeróżna. Jednakże Hanbit lubi krótkie włosy i tego zazwyczaj się trzyma. Ich ułożeni też jest różne, zależy od wielu czynników. Dziewczyna ma jedno oko sztuczne, jest to wynik tego, że podczas zabawy przypadkiem je sobie uszkodziła, wówczas jej brat naprawdę pomógł, a szybka interwencja rodziców uratowała ją, ale jej oka już nie. Dlatego też jedno jest sztuczne, jej barwa się zmienia, jest też swego rodzaju mechaniczne, można powiedzieć, że dzięki rodzicom, może widzieć, mimo że nie ma swojego prawdziwego oka. Barwa drugiego oka jest coś na pograniczu brązu, a szarości — zależy od padającego światła.
Styl ubierania jest zróżnicowany, zależny od pogody, mody, czy też własnego widzimisię. Występują tu berety, czapki, czy też inne okrycia głowy, jakieś maski na twarz, gdy zajdzie taka potrzeba, rękawiczki na dłonie. Podkolanówki/zakolanówki, okulary czy też inne dodatki. Spodnie, spodenki, legginsy, koszule, bluzy etc... Naprawdę wiele tego jest. Figurę ma szczupła, można określić ją klepsydrą, choć jest nieco szczuplejsza od niej. Czasem może wydawać się wychudzona, ale to jest bardzo mylne. Znaczy w przeszłości, miała problemy z metabolizmem, nadal a, ale nieco ustabilizowane.
- pozostałe informacje: Kolczyki w uszach — w lewym 4 dziurki, w prawym 2. Ma też w brwi, ale zdarza jej się, go ściągać. W pępku także ma. Co do tatuaży to na łopatkach ma, nadgarstku, karku oraz na podbrzuszu.
- głos: [MV] YEZI(예지) _ Cider(사이다)
Historia: Od dziecka, wykazywała się czymś w rodzaju intelektem i zainteresowaniem, ludzkim ciałem, budową i swego rodzaju, już szukała i planowała, być kimś. W młodym wieku straciła lewe oko, a dokładniej je sobie wydłubała, przez zabawę, czysty przypadek. Płakała, ale zachowała spokój, co było dość nietypowe i dziwaczne. Brat i rodzice pomogli, ale ostatecznie dzięki rodzicom, dostała swego rodzaju mechaniczne/sztuczne oko. Potrafi nim widzieć, ale to też, może wykryć jakieś zmiany, w ciele drugiej osoby. Jej oko jest prototypem, nad którym pracują jej rodzice, oraz nad innymi częściami ciała, by niebawem wyszły na rynek i pomogły tym, którzy są w potrzebie. Z wiekiem zdecydowała się pójść w tym kierunku, jednakże nie chciała pracować z rodzicami, jedynie chciała zostać światowej klasy chirurgiem. Studia medyczne oraz wszelkie kursy, praktyki, chciała jak najszybciej urzeczywistnić swoje marzenia, by w końcu wziąć się za to, czego pragnie. W międzyczasie poznawała swoje hobby i zajmowała się nimi. Rodziców nie było, miała jedynie brata. I jak widać, radzą sobie naprawdę nieźle.
Rodzina:
- Renée i Andres SeoHeon — zapracowana para rodziców, których praktycznie nie ma w życiu ich dzieci. Przysyłają pieniądze, opłacają dom oraz wydatki w tym posyłają prezenty, ale ich nie ma.
- Siheon — jej młodszy brat. Żyją razem i są naprawdę ze sobą blisko, rozmawiają ze sobą o wszystkim. Jak to z rodzeństwem bywa, kłócą się, ale też w miarę szybko godzą.
Partner: Brak
Ciekawostki:
- Lewe oko dziewczyny jest sztuczne.
- Może szyć ubrania i robić paznokcie.
- Lubi też krótsze fryzury.
- Znak zodiaku: Byk.
- Pali okazyjnie.
- Pije alkohol czasem, ale bardziej to musi pilnować brata.
- Lubi rośliny.
- Musi mieć ciszę, inaczej nie potrafi się zbyt skupić.
- Potrafi spalić kuchnię przy trudniejszych daniach.
- Czasem miewa koszmary.
Inne zdjęcia:
- x
x
x
x
- x
Pojazdy:
- Hennessey Venom GT
Zwierzęta: Brak czasu.
Kontakt: [howrse] Zenddi [Gmail] lidzia1108@gmail.com

Siheon SeoHeon

Źródło: Pinterest, [Siheon] Kim Si Heon
Motto: Dobra zabawa i urzeczywistnienie tego, co kochasz to podstawa.
Imię: Siheon
Nazwisko: SeoHeon
Wiek: 23 lata
Data urodzenia: 23. Grudnia
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Na obrzeżach miasta. Willa może nie tak ogromną, jak niekiedy mówią, jest przestronna, oraz przyjemna dla oka, oraz przytulna. Posiada basen, jacuzzi, wiele bajerów ona ma. Rodzice nie żałowali pieniędzy. Mieszka wraz z rodzicami, których wiecznie nie ma, oraz ze starszą siostrą.
Orientacja: Panseksualny
Praca: Zawodowy gracz komputerowy oraz grafik. Czasem także dorabia jako tatuażysta oraz model.
Charakter: Na pierwszy rzut oka, można stwierdzić, że Siheon jest swego rodzaju pogrążony we własnych myślach — taki myśliciel. Oderwany od rzeczywistości oraz zanurzony w nietypowej wodzie, która zmienia się w zależności od niego samego. Są czynniki, które zmieniają się z chłodu na ciepło. Dlatego też, gdy jest chłodny, może, być swego rodzaju — wredny, ale też może być w tym chłodzie ziarenko ciepła, które odbierane zostaje jako sarkazm, czy też żart, tak samo działa, jak jest ciepły, występuje to podobnie do chłodu. Nie robi tego specjalnie, taki po prostu jest. Przywiązanie jest swego rodzaju więzieniem, miłość klatką, a rodzina ucieczką od bliskich. Tak odbiera to, co robią rodzice. Nawet jeśli to nie prawda, mogliby się zatrzymać i sprawdzić, co z ich dwójką dzieci, jednakże nie robią tego, postępując tak, jak to odczuwa. Praca, pracą — rodzina, rodziną.
Pisząc teksty piosenek, przelewa w nie, to jak się czuje, są swego rodzaju uwolnienie z więzów i tego więzienia, które czuje. Podobnie jest z rysowaniem, może przesiedzieć nad tym w ciszy/z muzyką/z ludźmi — nie przeszkadza mu hałas, to tylko dodatek do tego. Przynajmniej ma wtedy jakichś modelów do rysowania. Nie musi gotować, ma od tego służbę, ale lubi im pomagać i dziękować za to, że są.
Posiada uczucia, tylko przy obcych, je przymyka — zostawia w domu, tak jakby się obawiał, że stanie się podobnie jak z rodzicami. Ma swego rodzaju jakby problem, siostra jest, bo jest. Kocha, szanuje i stoi po jej stronie, ale gdy stracił głos, będąc w gimnazjum, a dokładniej kończąc je — siedział w szpitalu, a rodzice nie zjawili się, ani razu. Jedynie dzwonili, co dobiło go. Może ich nienawidzi, za to... Jest chłodny, obojętny w stosunku do rodziców. Woli z nimi nie rozmawiać, a jak już musi. To zrobi swoje i wychodzi. Ucieka, wraca do swojego świata bez nich. - Możesz stwierdzić, że jest dziecinny, nie dorósł.. Jednakże możesz mieć racje, jednakże przez większość czasu ich nie ma. Radzić sobie muszą sami.
W szkole zachowywał się jak łobuz i dość dorośle, dlatego był lubiany, szanowany i szydzili z niego. Oczywiście nie raz, był u dyrektora. Nawet się z nim zaprzyjaźnił, sekretarka, pedagog. Nauczyciele mieli z nim drobne problemy, ale jak już się przykładał do nauki, stawał się naprawdę mądry i inteligentny. Niekiedy, nawet nauczycieli poprawiał, co skutkowało, tym, że wielokrotnie się przenosił. Wpadał na dziwne pomysły, wianuszek dziewczyn i chłopaków. Przyciągał do siebie oraz spełniał swoje zachcianki seksualne.
Obrzydliwy, brutalny, sadystyczny — można wiele wymieniać, jednakże, gdy trzeba, ulec zrobi, to wypełni twoje życzenie, jeśli zrobisz to samo z jego. (tak uwielbia seks).
Można też wspomnieć o tym, że jest swego obrońcą. Gdy jesteś w potrzebie, możecie na niego liczyć. Pomaga, gdy może i jest ostrożny, byleby nie wpaść w jakieś bagno, tak jest wygodniej, oraz to swego rodzaju zabezpieczenie. Może nie wygląda, ale potrafi zaskoczyć. Może okazać się też oazą spokoju i lubi się bawić w towarzystwie.
Hobby: Pisze teksty piosenek | Gra na instrumentach: fortepian, bębny, saksofon oraz na lutni | Tańczy | Miesza drinki | Gotuje | Gra w gry komputerowe | Rysuje to jego pasja, poświęca na to wiele czasu | Kupowanie butów i ubrań - ogólnie zakupy | Grywa w szachy z siostrą najczęściej. | Sztuki walki | Sporty - najczęściej wirtualne, ale też realnie strzela z łuku, czasem grywa w koszykówkę uliczną, baseball | modeling | Moda | Lubi jeździć swoimi pojazdami | Grafficiarz
Aparycja|
- wzrost: 177 cm
- waga: 56 kg
- opis wyglądu: Standardowo, opis twarzy, włosów, styl ubierania się, figura.
Jak już wspomniane zostało, lubi modę. Także jest stylowy. Pełno dodatków. Niezła kolekcja butów to też lubi. Jakieś naszyjniki, bransoletki, czasem podbiera siostrze, albo ona jemu. Szczupłą ma sylwetkę, do tego jest też umięśniony i przystojny. Zdarza malować mu się paznokcie. Ma ciemną barwę oczu, podobny nos do siostry. Charakterystyczne są u niego brwi, są między nimi dwie przerwy. Przez to można zauważyć dwa trójkąty, które się utworzyły. Wydawać, by się mogło, że podkreśla kreską oczy, toż to mylne jest. Choć czasami rzeczywiście to robi. Jednakże mimo wszystko jego rzęsy są gęste i dlatego można mieć takie wrażenie.
Siheon ma krótkie włosy, ale też są stylowo obcinane i farbowane na rozmaite kolory, niekiedy nawet jest ich kilka, ale są tak zrobione, że pod wpływem słońca, czy też wody, zmieniają swą barwę i ułożenie.
- pozostałe informacje: W uszach - w prawym ma trzy dziurki, w lewym dwie. Ma także kolczyk w języku, który bardzo lubi. Ma też septum, ale rzadko go zakłada. Co do tatuaży ma ich kilka. Na karku, podobnie jak siostra. Lewym ramieniu, przewija się przez łopatki do drugiego ramienia. - Dobrze jest wspomnieć, że część tatuażu widnieje w świetle UV.
Ma też mały na kostce na prawej nodze.
- głos: TAEMIN 태민 'MOVE' #1 MV
Historia: Od dziecka sprawiał liczne problemy, bójki, łobuz jakich mało. Do tego często się obijał i uciekał z lekcji. Jednakże, gdy się przykładał, był nie do zatrzymania. Od młodych lat matka zabierała go na sesje zdjęciowe, czy też pokazy - by się w to drążył. Pragnął, by Siheon stał się modelem. Natomiast ojciec pragnął, by wszedł do firmy, on jednak zajął się grafiką komputerową. Robił to, co lubi. Rysowanie jego pasja, mógł to wykorzystać, by stwarzać tatuaże, oraz pokazywać poprzez graffiti, czy też zachować dla siebie. Kolejną rzeczą, którą uwielbia, to obijanie się i granie w gry, dlatego i zdecydował się iść w tym kierunku. Tak też i pozostało. Rodzice nie byli zbyt dumni, ale ich przecież brakowało w życiu ich dzieci, więc mogli robić to, co chcą, w końcu i tak nie mają już do tego zdania. To nie jest ich interes.
Rodzina:
- Renee i Andres SeoHeon - zapracowana para rodziców, których praktycznie nie ma w życiu ich dzieci. Przyswaja pieniądze, opłacają dom oraz wydatki w tym posyłają prezenty, ale ich nie ma.
- Hanbit - jego starsza siostra. Żyją razem i są naprawdę ze sobą blisko, rozmawiają ze sobą o wszystkim. Jak to z rodzeństwem bywa, kłócą się, ale też w miarę szybko godzą.
Partner: Brak
Ciekawostki:
- Stracił głos. Dokładniej: raz w zimę na dworze przed domem swojego chłopaka śpiewał, nagle jego stracił głos, a następnie wylądował w szpitalu, miał oszczędzać struny głosowe, jednakże chciał zaśpiewać dla swojej siostry i rodziców i wtedy go stracił.
- Nie lubi przypraw.
- Lubi modę, lody i buty.
- Nie lubi przeszkadzać podczas snu.
- Znak zodiaku: Koziorożec
- Nie może zbytnio krzyczeć, przez struny głosowe.
- Alkohol, ma mocną głowę.
- Ma dobrego cela, a co do broni to ma pojęcie o nich, jednakże woli ich nie tykać, dopóki nie musi.
- Częściej je pałeczkami niż sztućcami.
- Lubi zwierzęta.
Inne zdjęcia:
x
x
x
x
- x
Pojazdy:
- lamborghini aventador
- Honda CBR 1000RR Fireblade
- yamaha r6
Zwierzęta: Brak czasu.
Kontakt: [howrse] Zenddi [Gmail] lidzia1108@gmail.com

Od Caina cd. Candice

Na swoją obronię muszę zaznaczyć, że Ozzy Osborne wciągał mrówki, a Keith Richards prochy swojego ojca zmieszane z kokainą, więc w porównaniu z nimi wcale nie byłem taki szalony.
Mimo to wszyscy myśleli, że mi kompletnie odbiło.
Nawet nie starałem się uniknąć konfrontacji, która była nieunikniona. Bardzo dobrze mógłbym wejść do pokoju Erica i powiedzieć, że już może zacząć się na mnie wydzierać. Ten jednak ma wbudowany radar, bo drzwi otwierają się szeroko i staje przede mną sylwetka wściekłego menadżera.
Nie muszę chyba wyjaśniać, że moje samopoczucie zajmowało miejsce w skali poniżej zera, a szumienie w głowie tylko to nasilało. Wolałem mieć to za sobą, jak każdą kłótnię, której byłem przyczyną. Było mi to tak obojętne, że to aż straszne, czasem myślałem, że cierpię na specyficznego rodzaju depresję, ale szybko uświadomiłem sobie, że po prostu obojętność była mi wpajana, a wszystko, co wokół mnie się działo, tylko to nasilało.
- Co ty do cholery jasnej wyprawiasz!? - ledwo przekraczam próg jego pokoju, a głos mężczyzny roznosi się po całym pomieszczeniu. Odwracam się twarzą do niego i chowam ręce w kieszenie.
Po prostu wzruszam ramionami.

Od Camerona C.D Brianne

     Z komory uprzednio odnalezionej walizki wyciągam rzecz na przebranie i delikatnie łapię za fragmenty materiału, w obawie, że gdybym położył je na zlewie, wszystkie karaluchy, pchły i robactwa siedzące w pociągowych pseudokanałach zeszłyby się jak na wezwanie, by z dziecięcą radością przemierzyć każdy skrawek moich ubrań. Cokolwiek nie zastanę w Calor, wiem jedno – jestem kompletnie nieprzygotowany. Pomijając fakt, iż koszulki z krótkim rękawem mogę zliczyć na palcach jednej ręki, golf, który ściskam w dłoni, jest moim ostatnim czystym (ten drugi mam na sobie, niech to mówi wszystko). Z westchnieniem ściągam z siebie górną część odzieży, marszcząc nos, kiedy wąski golf ściska moją twarz i mierzwi włosy, które, swoją drogą, wyglądają straszniem. Przerażony wizją zdejmowania butów, nawet nie dotykam spodni – po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że nie są tak mokre, jak mogłyby się wydawać. Zasuwam walizkę do końca, a zanim to, wyjmuję z jej wnętrza mój telefon. Jakie ja mam kurewskie szczęście, iż go nie zgubiłem, przecież następny kosztowałby nas zamieszkaniem na ulicy, spaniem w kartonach i zaprzyjaźnieniem się z bezdomnymi zwierzątkami, co tak właściwie… nie jest takie złe. Ciągnąc bagaż za sobą, wracam do naszego przedziału. Przekroczywszy próg, otwieram już usta, żeby wydobyć z siebie kolejną historyjkę bardziej czy mniej interesującą, jednak kiedy zauważam, że Brianne ma zamknięte oczy, natychmiast się zamykam i, już nieco ciszej, idę na swoje miejsce. Skubana, skazuje mnie na nudną, spędzoną w samotności podróż.

17 sty 2020

Odejście

Żegnamy Hyolyn!

16 sty 2020

Od Brianne C.D Camerona

    Tym razem decyduję się na niewielki plecak. Zamierzam wziąć mniej rzeczy, niż ostatnim razem, tak więc nie potrzebuję już mojej dużej torby. Pierwsze, co wkładam na spód plecaka, to kremowy, dwuczęściowy i fikuśnie wiązany strój kąpielowy. Jest cudowny i kupiony na przecenach, a jak na złość - nadal z metką, bo jeszcze nie miałam okazji go ubrać. Kilka bluzek, dwie pary spodni, bielizna, jakaś bluza i krótkie ubrania na wypadek, gdybyśmy dotarli pod Calor i gdyby okazało się, że faktycznie jest tam gorąco. Z ubrań to tyle, pozostaje mi spakować kosmetyki i leki oraz przygotować trochę kanapek. Nawet nie zamierzam brać ze sobą czegoś w stylu baterii, zapałek, latarki, kompasu, czy czegokolwiek innego, co pomogło by nam w przetrwaniu. W końcu jestem dziewczyną i nawet mapa nie pomoże mi, gdy mam słabą orientację w terenie. Sprawy czysto survivalowe zostawiam Cameronowi, bo... bo tak.

15 sty 2020

Od Camerona C.D Brianne

     Przywykłem do tego. Żadnego wrażenia nie robi więc tępy ból w czaszce, wszechogarniające zdezorientowanie i nienaturalnie nachalne światło, które dociera do moich oczu ze zdwojoną siłą – żadne z nas nie wpadło na pomysł, żeby od gadającego mieszkania zażądać zasunięcia rolet. Nie mówię ani słowa, czując straszną suchość w gardle, nie odchrząkuję, po prostu leżę, zaciskam powieki, sporadycznie przecieram je dosłownie jednym palcem, nie mam siły przerzucić drugiego ramienia zza pleców. Wzrokiem błądzę między stojącymi w pokoju szafkami, na żadnej nie ma praktycznie niczego, Brianne ciągle się nie rozpakowała. Swoją drogą, no tak, jestem w mieszkaniu Brianne i jeżeli ktoś zapytałby mnie, w jaki sposób tam trafiłem, bez krzty zawahania odpowiedziałbym, iż nie mam pojęcia. Pamiętam zaledwie fragmenty, moje wspomnienia obejmują pojedyncze ujęcia z dzisiejszej nocy – byliśmy w domu Waldorffów, trochę wypiliśmy, a zanim to, utknęliśmy w piwnicy. Albo odwrotnie, najpierw wypiliśmy, później utknęliśmy. Mniejsza z tym. To są te najwyraźniejsze. Nieco gorzej z tymi późniejszymi, z którymi, prawdę mówiąc, mam jeszcze większy kłopot. Brianne zraniła się z dłoń i… to tyle. Mam nadzieję, że przynajmniej ona rozświetli mój umysł. Póki co, odpoczynek wydaje się najrozsądniejszą opcją.
     Otóż nie, nie do końca.

14 sty 2020

Od Althei C.D Bellami

Oczywiście, że byłam spanikowana. Odkąd poczułam swoje dolegliwości i powiązałam je z czymś, czego niesamowicie się wystrzegałam, świat wirował mi w głowie. Otaczały mnie dołujące, złe myśl, a liczba rozwiązań, na jakie byłoby mnie stać finansowo i mentalnie — zero.
Nie chcę odwracać tego testu i oglądać wynik. Jeśli to będzie to, co myślę, załamię się jeszcze bardziej i przestanę powstrzymywać łzy, które od dłuższego czasu, wywołane wyłącznie strachem i obawami, leją mi się z lekko opuchniętych oczu. Dobra, Althea, jesteś ponad to. Przygryzam dolną wargę tak mocno, że niemal czuję metaliczny posmak krwi w ustach. Podmuchy gorącego powietrza uderzają w moją głowę od każdej strony. Cholera, przecież nie pozwolę sobie zemdleć. Ciąża to nie byłaby tragedia i droga bez wyjścia. Byłaby. Korzystając z natłoku swoich myśli, znoszę spojrzenie w dół i wreszcie wpatruję się w odwrócony wynikiem do mnie test.

Od Koyori C.D Ivana

- No weeeź, Koko! - odsunęłam od siebie telefon, chcąc zachować swój słuch na dłużej, gdy Shane zaczął krzyczeć i marudzić.
Tym razem mojemu współlokatorowi zachciało się przyprowadzić jutro swojego mentora do nas na obiad. I oczywiście to ja miałam gotować, no bo kto inny. Tego fajtłapę to nawet do kuchni bym nie wpuściła. Spaliłby wodę lub skończył bez palców. Tak zgaduję.
Wymarzył sobie, abym przygotowała jakąś przystawkę, pierwsze i drugie danie, a na końcu deser. No błagam! Bo ja mam czas, żeby cały dzień siedzieć i gotować dla niego. On może sobie być wolnym strzelcem, „panem wszystkiego” i robić tylko swoje ubrania, ale ja jednak mam studia i ostatnio doszło mi sporo nauki, na której wolałabym się skupić.

13 sty 2020

Od Jaydena do Amy

     Odkurzam biurko z pozostałości po białym proszku, uważając na zafoliowany, odpowiednio zważony i rozdzielony towar. Pięć niewielkich woreczków spokojnie zapewni mi pieniądze na utrzymanie się przez kolejny miesiąc, z czego niezmiernie się cieszę. Odkąd Eva zachorowała, a jej leki są drogie, z kasą bywa cienko - kryzys w kasynie dotyka każdego gracza, bo właściciel nie ma z czego organizować kolejnych rozgrywek, ja nie chcę przez kolejne dwa tygodnie ryzykować organizowaniem wyścigów głównie przez wzmożone, nocne patrole policyjne, a w warsztacie chwilowo nie ma żadnego samochodu, z którego przychód wystarczył by mi na wszystko. Wolę nie podbierać pieniędzy z tych odłożonych, przez co teraz każdy banknot się dla mnie liczy.
     O piętnastej wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu, temat chowam pod siedzenie i wyjeżdżam z garażu, po chwili włączając się do ruchu. Telefon zaczyna brzęczeć w kieszeni, więc przykładam go do ucha.
     – Słucham? – mówię, skręcając jednocześnie w prawo.
     – Jayden! Tak długo się nie odzywasz – słyszę zadowolony głosy Evy. – Co u ciebie?
     – W porządku – odpowiadam. – Jadę po leki i przyjadę do ciebie. Może pójdziemy na herbatę?
     Mój głos przybiera troskliwy ton, jak zawsze, gdy rozmawiam z moją matką adopcyjną. To pierwsza i pewnie ostatnia osoba w moim życiu, która okazała mi swoje wielkie serce. A że kawy nie może, to napijemy się herbaty. Tak zdrowiej.
     – Dobrze wiesz, że sama mogłabym sobie je kupić.
     – Wiem też, że nie miałabyś na to pieniędzy – mamrocze coś pod nosem na moje słowa, a ja w tym samym czasie zjeżdżam na podjazd, gdzie ma czekać mój potencjalny klient. Jeszcze go nie ma, więc mam chwilę na rozmowę.
     – O której będziesz? – pyta mnie.
     – Za godzinę. Możesz się już zbierać.
     Po krótkim pożegnaniu odkładam telefon z powrotem do kieszeni czarnej, puchowej kurtki, wychodząc z samochodu. Gdy to robię, pod mój podjeżdża jeszcze inny - czerwony, z przyciemnianymi szybami. Nakładamy kaptury na głowy, kiwając sobie na przywitanie.
     – Masz? – słyszę, na co przytakuję.
      – Ja bym nie miał? Czy od dwóch lat ktoś inny, niż ja, miał to, co chciałeś? – mówię z nutą ironii. Jego gały są ogromne, jest na głodzie. Jest moim stałym przychodem, gdyż gości u mnie średnio raz na miesiąc. Towar u niego schodzi bardzo szybko.
     – Ile masz? – pyta, a ja szybko zaglądam do samochodu, wyciągając przedmiot sprzedaży.
     – Dwanaście gramów czystej. Wszystko tak, jak zawsze – wyciągam rękę po zwitek banknotów, który przyszykował sobie już dawno. I tak powinno być. Szybko, dyskretnie i skutecznie. Wręczam mu towar wtedy, kiedy on mi pieniądze. I jest po sprawie. Zawija się w mgnieniu oka, szybciej odjeżdża, niż przyjechał i tyle go widziałem.
     Wracając z apteki wstępuję po Evę. Zatrzymuję się przed jej ładnym, schludnym domkiem z dwoma balkonami i kamiennym tarasem, a z wnętrza budynku, po jakichś pięciu minutach w końcu wychodzi i ona. To kobieta po pięćdziesiątce, chorująca na zaawansowaną astmę. Jej leki są dość drogie i to ja pokrywam ich koszty, więc muszę liczyć się z pieniędzmi. Eva uśmiecha się do mnie promiennie, ukazując swoje zmarszczki. Mimo to, dalej wygląda jakby była w kwiecie wieku.
     – Proszę – podaję jej przezroczystą siateczkę z lekami, kiedy w końcu wchodzi do samochodu.
     – Bardzo dziękuję, Jay – całuje mnie w policzek. – Ruszajmy. Postawię ci dzisiaj twoją ulubioną, mleczną kawę – parskam na jej słowa, wyjeżdżając na główną ulicę. Mieszka w centrum, więc dosłownie wszystko jest pod nosem. Równie dobrze moglibyśmy się po prostu przejść, ale samochodem jest zawsze wygodniej. I szybciej, choć nie mam innych planów na dzisiaj.
     – Gdzie chcesz jechać? – pytam.
     – Do kawiarni. To takie cudne miejsce – zachwyca się nagle, poprawiając szalik. – Można tam wprowadzać zwierzęta – mówi, a ja automatycznie przewracam oczami na jej słowa. Jeszcze tego mi brakowało.
     – I może jeszcze powiesz, że tam śmierdzi? – dogryzam, na co uderza mnie płaską dłonią w rękę.
     – To tam! – wskazuje na budynek, a ja zjeżdżam na odpowiedni zjazd. Kiedy znajduję wolne miejsce parkingowe, wychodzimy ze sportowego auta i kierujemy się do budynku. W środku jest miło i przyjemnie, tak na pierwszy rzut oka, ale nie jestem osobą, która zachwyca się pomieszczeniami. Dla mnie jest albo ładnie, albo brzydko, a tutaj akurat - ładnie. Nawet. Zajmujemy wolny stolik przy oknie, a Eva bierze do ręki granatowe menu.

Od Jaydena do Hermione

     – Dobrze rozumiem? – prycha rozeźlony Basil, kiedy oboje siedzimy na salonowej kanapie. Zakładam rękę za jej oparcie, obserwując go ze skonsternowaną miną. – Możesz pójść siedzieć, ale wolisz zarobić nic nieznaczący tysiąc?
     Kręci głową ze zrezygnowaniem, a ja jedynie wzruszam bezwiednie ramionami. W czym problem? Mój najdroższy przyjaciel, współlokator i pomocnik w jednym chyba widzi go tam, gdzie go nie ma. Tysiąc nie zrobił by mi różnicy, owszem, ale pieniądz do pieniądza i będzie widać jego brak. Nie można rezygnować z przychodu ot tak.
     – A widzisz? – zagajam. – Nie sprzedajemy bułek, Basil. Od początku było wiadomo, że to nielegalne. I że nie będzie jak w bajce.
     – Tym razem nie polecą na kaucję. Dobrze wiedzą, że to ty organizujesz te wyścigi.
     – Ale dopóki nie mają dowodów, to nic nie mogą mi zrobić – uśmiecham się szeroko.
     Prawda jest taka, że każdy policjant w Avenley River doskonale wie co i ile mam za uszami, jednak moja kartoteka od zawsze pozostaje czysta. Bez konkretnych dowodów nic nie mogą zrobić, jedynie przetrzymać na komisariacie dopóki ktoś nie wpłaci odpowiedniej sumy, abym mógł wyjść. Koniec końców, wszystkie zarzucone mi rzeczy odejdą w niepamięć, ku wyraźnemu niezadowoleniu służby.
     – Będzie dobrze – klepię się w kolana, wstając. – Nie mamy czasu na roztrząsanie spraw, które nie ziszczą się w bliskiej przyszłości.
     – O dwunastej jest kolejna rozgrywka. Wpisowe to dwieście, stawka to tysiąc dwieście plus to, co ugrasz. Mam cię zapisywać? – pyta, na co kiwam automatycznie głową. Nie, żebym był zachłanny, po prostu wolę się zabezpieczyć. Niewiadomo kiedy będą mi potrzebne pieniądze i w jakiej ilości. Lepiej mieć więcej, niż mniej.
     – Roześlij wiadomość do tych co zawsze o wyścigu, równo za tydzień, pierwsza w nocy, pieniądze spóźnialskich przepadają. Mam mieć pięćset do przedednia, do północy od każdego – mówię, wkładając paczkę papierosów, portfel oraz klucze do kieszeni, a Basil zapisuje wszystko w notatniku roboczego telefonu. Pomaga mi na tyle, że sam nie wyrobiłbym z obowiązkami i jestem mu za to wdzięczny. Wkrótce żegnamy się, a ja wychodzę z mieszkania, z nadzieją, że nie zrobi z niego śmietnika podczas mojej nieobecności. Jest świadomy, że może mieć burdel tylko w swoim pokoju i łazience. Nie chcę, aby ewentualne robaki w kuchni ewoluowały do tego stopnia, aby wyganiały mnie zanim umyję ręce, a wiem, że mieszkając z Basilem, to jak najbardziej możliwe.
     O szesnastej parkuję białego Range Rovera przed siłownią. Rutynowo, wolę załatwić trening przed pracą, wiedząc że po niej dźwiganie ciężarów to jedyne, na co będę miał ochotę. Dzisiejsza, a właściwie to już jutrzejsza rozgrywka w żadnym stopniu nie pomaga mi w rozplanowaniu swoich obowiązków, ale na szczęście część z nich przejdzie na Basila. Biorę sportową torbę z siedzenia, wychodzę z auta i zamykam go za sobą, przechodząc zaraz przez próg szaro-białego budynku. Witam się kiwnięciem głowy z recepcjonistką, która pracuje tu od dawien dawna. Przytykam kciuk do czytnika linii papilarnych, a drzwi automatycznie otwierają się, gdy mój palec zostaje odczytany. Moje pierwsze kroki kieruję nigdzie indziej, jak do białej, magnesowej tablicy z rezerwacjami. Marszczę czoło, gdy widzę, że sala, którą rezerwowałem na dzisiaj, jest zajęta przez niejaką Hermione. Irytuję się wewnątrz, w końcu nie po to płaciłem, aby zachodziły jakieś pomyłki. W duszy już wymyślam stek argumentów, dla których będzie musiała znaleźć sobie inne miejsce na trening, kiedy z biura wychodzi Laurent - miejscowy ochroniarz. Znamy się całkiem dobrze, dlatego też zagaduję.
     – Kto spisywał rezerwacje na ten tydzień? – pytam, a ten przenosi na mnie swój zdezorientowany wzrok. Ma na wąsach resztki lukru z babeczki, krzywię się nieznacznie, spoglądając na jego ogromny brzuch.
     – Mariah – mruczy. – Ale było jakieś zamieszanie – dodaje, na co odpowiadam pod nosem „widzę”, odchodząc. Skręcam w wąski korytarz, pukając do mahoniowych drzwi ze złotym napisem J. Mariah. Zza drewnianej powłoki dochodzą do mnie głosy, a spośród nich wyłapuję jedno, głośniejsze, damskie „proszę!”. Kiedy otwieram drzwi i wchodzę do wnętrza pokoju, w moje oczy rzuca się jedna nieznajoma mi dziewczyna, Mariah oraz Stan, stały bywalec.
     – Przyszedłem wytłumaczyć jedną rzecz. Siema, Stan – drugą część wypowiedzi rzucam do podburzonego mężczyzny. – Rezerwowałem salę na szesnastą trzydzieści, tymczasem przejął ją ktoś inny.
     – Mamy ten sam problem! – mój znajomy wskazuje na blondwłosą kobietę stojącą obok, a mina Mariah jest coraz bardziej zagubiona, kiedy marszczę brwi.

Hermione?

12 sty 2020

Od Candice C.D Cain

Tamtego wieczoru po tym, jak dziecko zasnęło w moim pokoju, rozmawiałam ze swoją przyjaciółką jeszcze trochę czasu przy herbacie. Choć dokładnie opisywałam jej każdy, no prawie każdy szczegół mojej wymagającej pracy, to dalej nie łapała powagi sytuacji. Jej twarz wykrzywiała się w głupich uśmieszkach kryjących mnóstwo podtekstów. Przysięgam, że jeśli oni kiedykolwiek będą chcieli się poznać, zaprotestuję, bo to oznaczałoby ostateczną zagładę ludzkości.
Około dziewiątej rano wybudzam się już ze snu. Co jak co, ale będąc pod jednym dachem z Hawthornem, nie można nacieszyć się spokojnym, nienaruszonym snem. Plecy bolą mnie od twardej kanapy — całą noc spędziłam właśnie na niej, przewracając się z jednego boku do drugiego. Nie wiem, jak wybrnąć z tego, co wczoraj się wydarzyło, jak w ogóle wyjaśnić brak Caina w jego własnym apartamencie, by jednocześnie uniknąć rozpowiadania o jego nieciekawym stanie — zaszkodzi to i mnie, i jemu. Jeżeli w grę wejdzie Savannah, nie ma takiej siły, żeby wszyscy wyszli z tego cało.
A więc miło było cię poznać, Hawthrone.
Taki żart.

Powrót


Źródło: Nie mogłem nigdzie znaleźć, czyj jest ten wizerunek. Zaś samo zdjęcie znalazłem na Pintereście. 
Motto: "Człowiek jest jak świnia, do wszystkiego jest w stanie się przyzwyczaić"
Imię: Carney. W pracy mówią na niego "Zimny".
Nazwisko: Uvarov-Zimnicki
Wiek: 28 lat
Data urodzenia: 22 sierpnia
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Razem z żoną mieszka w apartamencie, mieszczącym się na trzydziestym czwartym piętrze jednego z wieżowców, mieszczących się w dzielnicy Nashleen. Mieszkanie jest całkiem spore, a przy tym umeblowane w taki sposób, by wszędzie odnosiło się wrażenie wygody i dużej przestrzeni. Urządzone jest w nowoczesnym stylu, jasnoszare ściany kontrastują z czarnymi meblami w większości pokojów. Całe lokum ma dwa poziomy oraz składa się z dużej łazienki, korytarza z szerokimi białymi schodami na wyższe piętro, przestronnego salonu połączonego z kuchnią szklanymi drzwiami, sypialni, garderoby oraz dwóch gabinetów. Większość została zdominowana przez gust żony Zimnego, co wyjaśnia czemu na każdej ścianie wiszą co najmniej trzy tandetne obrazki, a w każdym kącie stoją metrowe rośliny. Jedyny wyróżniający się pokój jest gabinetem Cara. Zwyczajne ściany zostały zastąpione tam cegłą, a jedyną ozdobą jest (oczywiście sztuczny) kaktus postawiony na biurku. 
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Tutaj sprawy zaczynają się komplikować. Oficjalnie Zimnicki jest prokuratorem, choć na lewo napędza tak zwaną "Karuzelę Vatowską", co daje dosyć ciekawą mieszankę. 
Charakter: Zawsze był nieco zagadkowy, jego charakter jest nadzwyczaj złożony i trudny do rozgryzienia. Prawdopodobnie nie jest całkowicie zrównoważony psychicznie, a przynajmniej tak się wydawało wszystkim w jego otoczeniu. Z pozoru sympatyczny i miły mężczyzna, z wysoką kulturą osobistą i dobrym poczuciem humoru. Na pierwszy rzut oka budzi zaufanie, roztaczając wokół siebie aurę ciepła i zrozumienia, sprawia wrażenie osoby, która nie skrzywdziłaby nawet muchy. Bardziej naiwni otwierają się przed nim w niesamowicie szybkim tempie, strzelając sobie przy tym w stopę. 
Pozory jednak mylą, a w tym przypadku bardzo.  Jeśli poznasz go lepiej, cała ta otoczka dobrego przyjaciela zniknie w kilka chwil. Czasami wystarczy spojrzeć jedynie w jego oczy, aby rozwiały się wszelkie złudzenia dotyczące jego osoby. 
W rzeczywistości jest surowy oraz dumny, posiada nieco sardoniczne poczucie humoru, które niekoniecznie jest zrozumiałe dla innych jednostek. Jest raczej samotnikiem, nie przepada za tłumami. Często przebywa na uboczu, stroniąc od ludzi i w samotności myśląc nad swoimi sprawami. Mimo to, od czasu do czasu lubi się porządnie rozerwać, co jest jedynym sposobem na jakikolwiek odpoczynek. Sam jest cichy i tajemniczy, unika mówienia o sobie i nie przepada za byciem w centrum uwagi. Nie obchodzi go zbytnio życie innych ludzi, podobnie puste pogawędki o niczym. Czasami potrafi jednak udawać, że jest tym niesamowicie zainteresowany, jednak wtedy zawsze ma jakiś ukryty cel. Mimo wszystko, nie jest aż tak sztywny by powstrzymać się od idiotycznych uwag czy żartów. Co więcej, zdzieranie gardła na teksty najbardziej znienawidzonych przez społeczeństwo piosenek jest jego ulubioną rozrywką. 
Jednak jeśli ogół miałby określić go w trzech słowach: twardy, skryty, skuteczny. I te cechy czynią z niego dobrego prokuratora... oraz dobrą głowę zorganizowanej grupy przestępczej. Za nic nie potrafi przegrywać, co szczerze mówiąc nie zdarza się mu zbyt często. Jest metodyczny i sprytny, zawsze otrzymuje to co chce. Jeśli coś sobie postanowi, osiągnie to za wszelką cenę i nie będzie zważał na to, jakie środki musi podjąć. 
Jest on cierpliwy, cholernie inteligentny i przenikliwy. Czyta z ludzi jak z otwartej księgi, nic nie umyka jego uwadze. Jest świetnym obserwatorem i słuchaczem, co z zestawieniem z jego pamięcią i pozorną postawą budzącą zaufanie jest dosyć nieprzyjemną mieszanką dla wszystkich, którzy przypadkiem powiedzą mu kilka słów za dużo. Bowiem Carney jest wspaniałym manipulatorem. Potrafi omamić człowieka w ten sposób, że ten nawet nie zdąży dostrzec, że właśnie wykorzystał go do swoich celów. Będzie mu jeszcze za to wdzięczny, płacząc i skacząc z radości. Jest wyrachowany, każdą myśl doprowadza do końca. Umiejętność chłodnej kalkulacji, nieprzewidywalność i skrytość skutecznie czynią z niego obraz człowieka zimnego, nieczułego i niedostępnego. I jest w tym nieco racji. Nie dopuszcza do siebie byle kogo, nie ukazuje swoich prawdziwych uczuć nawet przy najbliższych. 
Ma otwarty umysł, wciąż pragnie uczyć się nowych rzeczy i doskonalić się w dyscyplinach, które już opanował. 
Mimo, że wiele rzeczy spływa po nim jak po kaczce, nie da sobie w kaszkę dmuchać. Wszystkie obelgi czy inne przejawy braku szacunku zdecydowanie nie są wskazane. Jeśli się go zirytuje, zmieni się w człowieka tak szorstkiego i nieprzyjemnego, że lepiej omijać go szerokim łukiem. Nigdy nie wiadomo, co wtedy wpadnie mu do głowy. A kiedy jest wściekły, praktycznie nic nie jest w stanie sprowadzić go na ziemię. Jest niezwykle pamiętliwy, a przy tym mściwy, więc nic nie ujdzie ci przy nim na sucho. Rzadko kiedy wybacza. 
W towarzystwie udaje nadzwyczaj próżnego i zapatrzonego w siebie. Pozory jakie tworzy sprawiły, że znajomi z pracy odnaleźli w nim archetyp prawdziwego sukinkota, co swoją drogą wcale mu nie przeszkadza. Jest niezwykle obowiązkowy i przykładny, można go postrzegać jako podręcznikowy wzór pracoholika. Całkowicie oddaje się swojej pracy, harując jak wół niemal każdego dnia, nie widzi poza tym świata. Ale nie ma nic poza tym. Głęboko w sobie kryje cierpiącą duszę, zniszczoną przez jego życie miłosne oraz presję związaną z jego podwójną pracą. Dlatego tak często rzuca się w wir pracy, starając się zapomnieć o swoich wszystkich problemach i skupić się na innych rzeczach. 
I tak można pokrótce opisać Carneya, jednak nie jest jedynie naszpikowany złymi cechami. W istocie, bywa chłodny i trudny w obejściu, jednak jeżeli już komuś zaufa i nieco się przed nim otworzy, jest w stanie przerodzić się w delikatnego i troskliwego towarzysza, który mógłby skoczyć za przyjaciela w ogień. 
Hobby: Jako dzieciak miał zdecydowanie więcej zainteresowań. 
Jego największym hobby w latach dziecięcych było rysowanie. Zaczęło się od prostych bazgrołów z zeszytach, a skończyło się na tym, że w czasach studenckich potrafił przesiadywać w swoim pokoju całymi dniami i malować. Teraz rysuje sporadycznie, gdyż prawie w ogóle nie ma na to czasu.
Oprócz tego interesował się również żeglugą, wszelakimi sportami i poezją. W swoim domu dalej ma zeszyty ze swoimi "dziełami". Uwielbiał również czytać, potrafił ślęczeć w bibliotece godzinami, brnąc przez kolejne księgi. 
Obecnie jego największą pasją jest praca, której poświęca się całkowicie. Okazjonalnie znajdzie przerwę na przeczytanie krótkiej książki. 
Aparycja|
- wzrost: 197 centymetrów
- waga: 89 kilogramów
- opis wyglądu: Zawsze wyróżnia się z tłumu, choć dobiera do swego otoczenia osoby pod pewnymi aspektami mu podobne. Jego wzrost zwykle wykracza poza normę, dodatkowo ze względu na aparycję wydaje się wyższy. Jego sylwetka jest typowo męska, umięśnienie ma mocno widoczne. Na lewym nadgarstku widnieje niewielka, poprzeczna blizna niewiadomego pochodzenia. Jego karnacja jest śniada, trudno mu nabrać zdrowszego koloru, a jeśli już się to uda, to zaledwie o ton czy dwa. Twarz pociągła, o ostrych rysach, jest łatwa do zapamiętania, a wcale nie szpeci oblicza tego człowieka. Jedynie nadaje mu charakter osoby uważającej się za lepszą od innych – niejednokrotnie było to przyczyną konfliktu. Z powodu braku czasu i czystego lenistwa nie zawsze ma ochotę się ogolić, dlatego na jego twarzy przeważnie gości jednodniowy zarost. Ma mocno zarysowane kości policzkowe i nieco zapadnięte oczodoły. Spod długich rzęs spoglądają lodowate, szafirowe oczy. Nos jest smukły i nieznacznie zadarty do góry. Usta w kolorze popielatego różu nie są zanadto pełne, ale i nie cienkie, w sam raz. Na dolnej wardze ma malutką bliznę, która jest widoczna jako drobny ubytek kolorytu – zamiast barwy ust kolor skóry. Jego twarz zawsze jest obojętna i znudzona, co zdecydowanie nie ociepla jego wizerunku. W uśmiechu może ukazać swoje śnieżnobiałe zęby, które nadawałyby się do jakiejś reklamy pasty do zębów. Gęste włosy to istna mieszanina różnych odcieni brązu i czerni. Jego codzienny strój składa się przeważnie z nudnego, prostego garnituru szytego na miarę. Okazjonalnie zamienia to na czarną koszulę i ciemne dżinsy. 
- pozostałe informacje: Posiada dwa tatuaże. Pierwszy, przedstawiający węża, umieszczony jest na jego kości biodrowej. Drugi, nieco mniejszy i w kształcie jeleniego poroża wytatuowany jest po wewnętrznej stronie nadgarstka. Drugi tatuaż musi zakrywać do pracy i zazwyczaj robi to zegarkiem lub podkładem swojej żony. 
- głos: Jego głos jest bardzo niski, a przy tym głęboki i donośny. Może i chłodny, ale mistrzowsko przez niego modulowany staje się świetnym narzędziem przekazu.
Historia: Urodził się poza Avenley River, jego dzieciństwo było całkiem zwyczajne, pomijając ciągłe rewolucje w jego rodzinie. W szkole był stosunkowo dobrym uczniem, wciąż osiągającym najwyższe wyniki w nauce, aczkolwiek notorycznie pakował się w jakieś tarapaty. W pierwszej klasie gimnazjum nauczyciele doszli do wniosku, że jest zbyt dobry w nauce i w połowie semestru przerzucili go klasę wyżej. Skończył liceum w wieku osiemnastu lat i przeprowadził się do Avenley River. Od razu udał się na studia prawnicze, na których poznał Melissę . Wzięli ślub cywilny na drugim roku. Studia ukończył z wyróżnieniem i podjął dalszą ścieżkę rozwoju jako prokurator. Mając dwadzieścia sześć lat wpadł na pomysł rozkręcenia karuzeli Vatowskiej. Mniej więcej w tym samym czasie chciał rozwieść się ze swoją żoną, jednak jej załamanie nerwowe i choroba psychiczna zmieniły jego plany.
I tyle, jego życie nigdy nie było zbyt ciekawe. 
Rodzina: 
- Robert Zimnicki - ojciec. Sześćdziesięcioletni właściciel domu maklerskiego, hobbystycznie zajmujący się własną winnicą. Jest eleganckim i nieco szorstkim człowiekiem, zawsze zachowującym się nieco zbyt oficjalnie. Mimo wieku jest niesamowicie aktywnym człowiekiem, znany jest ze swoich częstych bankietów i spotkań towarzyskich, organizowanych nieco zbyt często. Miał trzy żony, pierwszą z nich była matka Carneya i Evana- Rachel. Następną była Monica, z którą miał również dwójkę dzieci. Ostatnią i obecną jest Sarah, która urodziła mu jedno dziecko. Rachel oraz Monica dalej istnieją w jego życiu, po rozwodach pozostali bliskimi przyjaciółmi. 
- Rachel Bennett - matka. Pięćdziesięcioczteroletnia architekt, która zaprojektowała obecny dom swojego byłego męża. Ciepła i dobroduszna, chociaż tak samo jak Robert, nieco zbyt oficjalna. Po ślubie z pierwszym mężem nie zmieniła swojego pierwotnego nazwiska, co tłumaczy, czemu jej synowie mają je podwójne. Po rozwodzie z Robertem wyszła za działacza społecznego Franka Benneta. Urodziła Frankowi dwójkę dzieci- Chase'a i Giselle.
- Evan Uvarov-Zimnicki - brat z "czystej krwi". Młodszy o dwa lata, przyszły chirurg. Bardzo sympatyczny i ciepły człowiek, oddany swoim pasjom. Mimo tego, że jest z tej samej krwi, nigdy nie dogadywał się najlepiej z Carneyem. Zawsze miał za złe rodzicom, że rozwiedli się kiedy był tak młody.
- Scott Zimnicki - przyszywany brat. Syn drugiej żony Roberta, dwudziestotrzyletni mężczyzna o obiecującej karierze pilota. Z reguły poważny i nieco sztywny, chociaż nikt nie zaprzeczy, że posiada całkiem niezłe poczucie humoru. Nie jest aż tak energiczny jak swoja siostra, jednak razem potrafią rozkręcić nawet najgorsze towarzystwo.
- Tara Morgan - przyszywana siostra. Bliźniaczka Scotta, oddająca się karierze inżyniera naftowego. Dusza towarzystwa, wiecznie rozbawiona i wesoła. Ze swoim arsenałem sucharów i energii pierwsza rozkręca każdą zabawę, inicjuję każdą rozmowę. W wieku dwudziestu dwóch lat wyszła za Jacoba Morgana, którego poznała na studiach.
- Chase Bennett - przyszywany brat. Syn Rachel z drugiego małżeństwa. Dwudziestodwuletni skurczybyk, nikt nie wie czym tak naprawdę się zajmuje. Początkowo mówiono, że posiada agencję modelingową, jednak nikt nie bardzo w to wierzy. Zapatrzony w siebie, rozpieszczony playboy. Żadne z rodzeństwa nie jest z nim specjalnie mocno związane. 
- Giselle Bennet - przyszywana siostra. Córka Rachel z drugiego małżeństwa. Dwudziestoletnia studentka historii sztuki, pisarka książek fantastycznych. Bardzo otwarta i przyjazna. To ona jest spoiwem całego pokręconego rodzeństwa, na siłę zmuszając wszystkich do imprez rodzinnych. Ma najlepszy kontakt z ojcem. 
- Max Robertson - przyszywany brat. Osiemnastoletni syn Monici z drugiego małżeństwa. Co prawda, nie jest z nikim spokrewniony, jednak całe rodzeństwo traktuje go tak samo, jakby był z ich krwi. Jeszcze szuka swojego powołania, siedząc na profilu humanistycznym w liceum. Jest typowym buntownikiem, ma gdzieś system i zasady. I przez ten jego zadziorny charakterek przyjęli cała rodzinka przyjęła go z otwartymi ramionami.
- Lisa Zimnicka - kolejna przyszywana siostra. Najmłodsza z całego rodzeństwa, szesnastoletnia córka obecnej żony Roberta. Jest niesamowicie kochaną i uroczą istotką, która mimo swojego nastoletniego wieku, dalej zachowała w sobie całkiem sporą część dziecięcej naiwności. Nadzwyczaj ciekawska, kochająca wtrącać się w nie swoje sprawy. Mimo to i tak wszyscy ją uwielbiają. 
Partner: Melissa Zimnicka
Potomstwo: Brak, chociaż żona coraz mocniej na niego naciska w tej kwestii.
Ciekawostki:
- Jego ulubionym napojem alkoholowym jest whisky. Nie przepada za winem. Jego ulubionym napojem tak w ogóle jest sok ananasowy.
- W ogóle nie pije kawy i energetyków, gdyż i tak nie dodaje mu to energii. Po papierosy za to sięga bardzo rzadko- albo wypali jednego na miesiąc czy dwa, albo całe opakowanie w godzinę. 
- Lubi ćwiczyć. Nie nazwałby siebie kulturystą, po prostu lubi być w formie.
- Ma niesamowicie dobrą pamięć fotograficzną. 
- Bardzo często zdradza swoją żonę. 
- Oprócz apartamentu w którym mieszka z żoną, wynajmuje również inne mieszkanie, do którego zabiera swoje partnerki na jedną noc. Mieszkanie to umieszczone jest w dzielnicy Laville. Ma tam również swoje dawne studio, w którym niegdyś malował. 
- Nie jest na nic uczulony. 
- Oprócz prawa jazdy, ma również patent kapitana jachtowego oraz licencję pilota samolotowego (LAPL(A)).
- Jest w stanie ususzyć dosłownie każdą roślinę. Zupełnie nie ma do nich ręki.
Inne zdjęcia: Brak. 
Zwierzęta: Kocynder, jak sama nazwa wskazuje, jest niesamowicie energicznym sierściuchem rasy Nebelung. Jest jeszcze młody, ma z pół roku. Do jego ulubionych rozrywek należy jedzenie, spanie, zabawa i irytowanie Carneya. Jest bardzo mocno przywiązany do swojego właściciela, mimo iż zakupiony został dla jego żony. Jest raczej łagodny, łasi się do wszystkich, którzy przekroczą próg mieszkania. Kocynder znany jest dla postronnych jako NDW (Naczelny Domowy Wpier****cz), co z grubsza oznacza, że ta mała kula żre na umór, wciąż domagając się jedzenia. I to nie byle jakiego, Kocynder jest okropnie wybredny i jeśli nie dasz mu jego ulubionej karmy, zmieszanej z jego ulubioną ilością ulubionej mięsnej saszetki, zwróci swój wczorajszy obiad na kanapę, tym samym wyrażając swoją pogardę żywioną względem karmiącego. Wszyscy zgodzicie się więc, że Kocynder aka NDW jest niesamowicie uroczym kotkiem.
Pojazd: 
Kontakt: madebilitate@gmail.com [gmail]|| Coregatio#5165 [discord]

Jayden Harvey Benett

Źródło: Instagram – Nick Pervak (@nick_pervak)
Motto: Do not judge my story by the chapter you walked in on.
Imię: Podczas narodzin rodzice, a właściwie ojciec, który w ostatniej chwili zapomniał jak miał nazwać syna, nadał mu imię Weston. W wieku dziewiętnastu lat chłopak zmienił je na Jayden, nosząc od tamtej pory imię po zmarłym bracie. Jedyną pamiątką po rodzinie pozostało jego drugie imię - Harvey.
Nazwisko: Także zmienił, z Roy na Bennett. Po matce.
Wiek: Dwadzieścia pięć długich, mozolnie przeżytych lat. Jak dla samego zainteresowanego, zdecydowanie za dużo.
Data urodzenia: Mroźny, dziesiąty stycznia. Za oknami padał gruby śnieg, poziom rtęci w termometrze wskazywał dwadzieścia stopni na minusie, a pośród nocy, bo o godzinie trzeciej nad ranem, rozległ się płacz małego chłopca.
Płeć: Niby na świecie jest pięćdziesiąt osiem płci, ale Jayden ma to szczęście i zaszczyt, że jest mężczyzną.
Miejsce zamieszkania: Kiedy wchodzi się do mieszkania Jaydena ma się wrażenie, że całkowicie nikt w nim nie mieszka. Wszystko jest zawsze na swoim miejscu, panuje porządek na pierwszy rzut oka, jak i głębiej, w szafkach, ale taki już urok perfekcjonisty.    Przechodząc przez próg drzwi wejściowych witają cię ściany w kolorze brudnej bieli ze zdobionymi listwami, brązowe, błyszczące i ogrzewane płytki oraz skromny mebel - szafa z lustrem i wieszakami na ubrania wierzchnie. Pod nią ustawiona jest komoda na buty, zwykle otwarta dla wygody mieszkańców. Łuk oddzielający pomieszczenia prowadzi do salonu sąsiadującego z przedpokojem. Biała, skórzana kanapa z puchatą narzutą w kolorze kawy z mlekiem, obok fotel do kompletu, a pomiędzy nimi, na dywanie, bialutki, prostokątny stolik z miską pełną przeterminowanych cukierków z zeszłego roku. Naprzeciwko, na ścianie powieszony został plazmowy telewizor o dość dużych rozmiarach, z wieżą i głośnikami zamontowanymi ponad komodą. Wszystko jest raczej minimalistyczne i schludne, przyjemne dla oka. Kuchnia w mieszkaniu mężczyzny jest... biedna. Po prostu. Zimna, bez wyposażenia, a w lodówce nie ma nawet światła. Wszelkie ślady jego życia w tym mieszkaniu są zatarte do tego stopnia, że zlew od nowości ma nawet naklejkę z ceną. Na środku kuchni znajduje się wyspa kuchenna z lampami ponad nią i wysokimi stołkami barowymi, a blaty ustawione są w poziomą literę L, pod szerokimi oknami okutymi w beżowe zasłony.
     Idąc dalej są dwa pokoje - Jaydena oraz jego współlokatora, Basila. Mężczyzna całkowicie nie ingeruje w cztery kąty swojego kolegi, zjawia się tam tylko wtedy, kiedy musi, gdyż w pomieszczeniu panuje bałagan, żeby nie powiedzieć niegrzecznie, że burdel. Gdyby tam wszedł, nie wyszedł by na własnych siłach, wyniosłyby go robaki na opakowaniu z zapleśniałą pizzą. Z tego powodu chłopak unika wchodzenia do jaskini lwa, wiedząc, że wołając „Basil!” odpowiedziałyby mu roztocza, a nie sam Basil.
     W swoim pokoju ma, rzecz jasna, porządek. Na środku, na wielkim dywanie stoi łóżko z białą, zdobioną ramą. Wysoki, miękki materac, jedna poduszka, kołdra i koc. Ot, tyle. Przy ścianie stoi szafa z komodą, ponad którą jest okno, a na przeciwległej - biurko z krzesłem i pufą obok. Szuflady są zamknięte na cztery spusty, a blat biurka czysty i bez ani jednej rzeczy na nim.
Orientacja: Heteroseksualny.
Praca: Jayden swoje największe pieniądze zarabia w kasynie. Jest jednym z najlepszych grających tam w pokera, a po godzinach handluje narkotykami i bronią. Jest organizatorem nielegalnych wyścigów samochodowych oraz przyjmuje wszystkie zakłady za niezłą sumę pieniędzy. Mimo jego wystarczającego przychodu, w urzędzie jest zarejestrowany jako właściciel warsztatu samochodowego. I tej wersji się trzymajmy.
Charakter: Jest twardy. Bo jaki może być, mając za sobą burzliwą przeszłość, obracając się w nielegalnym środowisku? Wszystko to ukształtowało go na silnego psychicznie i fizycznie, również dzięki wrodzonemu poczuciu moralności.
     Po pierwsze - jest skuteczny w swoich działaniach. Dąży do celu po trupach, stara się, aby wszystko szło po jego myśli i nie załamuje się, kiedy coś mu się nie udaje. Większość stara się po prostu obrócić w żart, kierując się podejściem w stylu „mówi się trudno i żyje się dalej”. Uczy się na błędach i nie popełnia tych samych dwa razy, przez co jest coraz bardziej doświadczony z każdą życiową sytuacją, z jaką się napotka.
     Można rzec, że jest rozrywkowy, chociaż wszystko z umiarem. Nie pije, bo nie może, za to dobrze się bawi nawet bez używek wszelkiego rodzaju, w podzięce za jego dobry humor i jego poczucie, którym to został obdarzony.
     W stosunku do obcych jest małomówny i zamknięty w sobie, wie, że nie może ufać każdemu, kogo napotka na swojej drodze. Nie pozwala wniknąć losowym ludziom do swojego małego półświatka, dokładnie przewiercając najpierw ich wnętrze, cele, tym, czym się kierują, a także poznaje ich motywy. Bez tego nie wyobraża sobie jakiejkolwiek znajomości, bo jest nieufny - nie może być łatwowierny, jednocześnie zajmując się czymś, co jest skrajnie nielegalne.
     Jest spokojny i opanowany. Nie wybucha bez przyczyny, wszystko przyjmuje na zimno i rozkłada to racjonalnie na czynniki pierwsze, nim cokolwiek powie lub zrobi. Poker nauczył go kantowania i cierpliwości. Co do pierwszego - rzadko kiedy ma jakiekolwiek wyrzuty sumienia, dba o siebie i o osoby, które są dla niego ważne - czyli jedynie o Basila i Evę. Co do drugiego - wie, że nie może oczekiwać rezultatów natychmiast. Potrafi czekać długo na coś, co bardzo chce dostać, jest także wytrwały w swoich działaniach i nie zwykł poddawać się po pierwszej porażce. Ani drugiej, trzeciej i czwartej. No, a po piątej, może dopadłyby go ewentualne wątpliwości.
     Czymś, co bez wątpienia wyróżnia go w tłumie innych gangsterów jest opiekuńczość - potrafi dbać o innych, jednak nie do przesady. Rzadko kiedy chce mu się przejmować problemami nieznajomych, najczęściej podobne sytuacje omija szerokim łukiem. Kiedy jednak ktoś bliski potrzebuje wsparcia, on jest w stanie je dać. Może niezbyt konkretne i pomocne, ale to wciąż wsparcie, tylko na jego własny sposób. Potrafi się zamartwiać, potrafi być czuły, jednak nigdy nikt nie sprawił, aby taki był.
     Jest bardziej rozsądny i praktyczny, twardo stąpa po ziemi i jasno wie, czego chce i wymaga od życia. Bardzo pomaga mu to w codzienności, bo nie jest bezczynnym marzycielem, który potrafi tylko narzekać.
Hobby: Od walki wręcz, przez siłownię, gry karciane w kasynie, po samochody i motocykle. Wszechstronny chłopak.
Aparycja|
- wzrost: metr osiemdziesiąt cztery.
- waga: siedemdziesiąt pięć kilogramów.
- opis wyglądu: Jayden to najprzystojniejszy mężczyzna, z jakim możesz się spotkać. A przynajmniej on sam tak o sobie myśli. Lubi swoją aparycję, uważa, że jest miła dla oka, nawet jeśli to tylko złudne wrażenie. Ma symetryczny kształt głowy, mocno uwydatnione kości policzkowe, żuchwę i raczej ostre rysy twarzy. Jego oczy zwykle pozostają spokojne i owiane nutką tajemnicy, lekko niebieskie tęczówki stają się ciemniejsze w zależności od padającego słońca. Krzaczaste brwi, spod których zerka, są kształtne i ciemne, w kolorze burzy włosów na jego głowie. Nieduży nos, uwydatniony łuk ponad pełnymi ustami i na końcu - mocno zarysowana broda. Cały on. Jest dobrze zbudowany, z szerokimi ramionami i zarysowanymi mięśniami, wysoki.
- pozostałe informacje: Jego prawe ramię w całości pokryte jest tatuażami, które ciągną się przez bark, obojczyk, prawą łopatkę i zanikają w połowie pleców. Ponad lewym biodrem pojawiają się kolejne - aż po żebra. Za czasów młodości zrobił wiele kolczyków na twarzy oraz w sutku, czego niezmiernie się wstydzi. Teraz, po tylu latach, jedyne miejsce, które nie zarosło, znajduje się w wardze. Od czasu do czasu wkłada tam srebrny, cienki kolczyk w kształcie półksiężyca.
- głos: Niski i najczęściej lekko zachrypnięty. Po prostu męski, taki, jakich wiele.
Historia: Amanda była uroczą dziewiętnastolatką w klasie prawniczej, kiedy poznała czarującego Setha z oddziału sportowego. Pierwsza ich prawdziwa miłość okazała się jedyną, bo zostali ze sobą aż do śmierci. Na początku chłopak wydawał się jej istnym ideałem - opiekuńczy, kochany, charyzmatyczny i towarzyski. Miał cudowną powłokę i zepsute wnętrze, był zniszczony przez demony przyszłości, które przejęły nad nim kontrolę, kiedy wybierali wspólnie mieszkanie. Stał się zaborczy, agresywny i toksyczny w każdej sprawie, która dotyczyła Amandy. Nie potrzebował dużo czasu, aby ją w końcu uderzyć - najpierw raz, drugi, aż wszystko to stało się rutyną. Ta za bardzo go kochała, mimo że dusiła się w związku. Uważała, że ciąża ochroni ją przed własnym, niebezpiecznym mężem - i tak się stało. Na świat przyszedł Jayden, uroczy chłopiec. Cztery lata później - Weston. Przy drugim dziecku wszystko się zawaliło. Nielegalne interesy prowadzone przez tyle lat sprawiły, że w wieku szesnastu lat ciężarówka z premedytacją wjechała w samochód osobowy, którym jechała cała rodzina Roy. Chcąc nie chcąc, dla Amandy śmierć była wybawieniem i ucieczką od toksycznego męża. Wszyscy zmarli, wyłączając Westona, który trafił do domu dziecka. Tam adoptowała go samotna kobieta z dwójką kotów, która zawsze chciała mieć dziecko. Była po pięćdziesiątce, więc zdecydowała się na szesnastolatka mimo, że wszyscy pracownicy jej odradzali. Po mozolnym staraniu się o chłopaka i rozprawie, w końcu przyjęła go pod swój dach. Po osiemnastym roku życia chłopak zmienił imię, z tęsknoty przyjmując to po swoim młodszym, ukochanym bracie, a także nazwisko - po matce. Początki w nowym domu były dla obojga pełne cierpienia - kłótnie, sprzeczki, przykre słowa, ucieczki z domu, wzywania do szkoły, nieustanne kary i kaucje w miejscowym komisariacie. Mimo to, Eva nigdy nie żałowała, że zaadoptowała (wtedy) Westona. Po roku chłopak zrozumiał, że kobieta nie chce dla niego źle - dotarli się na swój sposób.
Rodzina: 
Amanda Bennett-Roy i Seth Roy - rodzice. Zmarli.
Jayden Roy - drugi syn i brat aktualnego Jaydena, a niegdyś Westona. Także zmarły.
Eva Santos - adopcyjna matka, która stała się najważniejszą osobą w jego życiu (mimo burzliwego początku).
Oprócz nich chłopak ma niewielu krewnych, choć żadnego nie zna. Nie mieszkają w Avenley River, ani w państwie graniczącym; Jay nie wie co się z nimi stało.
Partner: Definitywny brak.
Potomstwo: Kiedyś jakaś obca dziewczyna przyszła do niego, w ręce ściskając pozytywny test ciążowy, jednocześnie żądając pieniędzy. Dał jej trochę banknotów, wychodząc z założenia, że nie zbiednieje. Od tamtego momentu zniknęła na dobre, on więcej jej nie widział, a także nie wie nadal, czy ma dziecko, czy nie. Ale oby nie.
Ciekawostki:
Odziedziczył po ojcu tor wyścigowy, jednak przez własne zaniedbanie został wykluczony z użycia. Jayden z lenistwa nie wykładał na niego pieniędzy, tor zatrzymał i zaczął na nim organizować nielegalne wyścigi samochodowe i motocyklowe.
Basil jest, potocznie, jego sekretarzem i pomocnikiem we wszystkich rzeczach legalnych i tych mniej.
Nie pije, głównie przez chorą wątrobę.
Zwierzęta: Mysz o imieniu Robert zimująca w łazience.
Pojazd: x x
Kontakt: elemele#6443, justynaxx76@gmail.com, w razie potrzeby mogę podać howrse, gg i co tam jeszcze tylko mam.