31 mar 2019

Podsumowanie marca

Podsumowanie marca
Niczym Linkiewicz obalająca Godlewską, my obalamy jeden z cięższych, a przynajmniej według nas, miesiąc, jakim jest marzec. Tym żałosnym jak żarty Makarewicza sucharem witam wszystkich w comiesięcznym podsumowania. Oficjalnie chowamy grube kurtki do szafy, a na wieszakach zawieszamy płaszcze oraz inne, cieńsze okrycie. Wydaje nam się, że nie tylko my toczyłyśmy walkę przez całe trzydzieści jeden dni, więc, jak to mamy w zwyczaju, chcemy serdecznie podziękować wszystkim za miniony marzec. Pod koniec podsumowania, standardowo, obiecujemy nagrody. Choć nie trafią w one w dłonie każdego, nie martwcie się, już za kilka chwil startujemy z najnowszą zabawą. Gorąco zachęcamy do brania udziału! Ale wróćmy do tematu głównego, czyli tego przeklętego podsumowania, które piszę zaraz po powrocie ze szkoły w czwartek. Mam nadzieję, że nawet się nie łudziliście, iż piszę to w ostatni dzień miesiąca, prawda?
Mamy dziś prima aprilis, więc życzę wszystkim ogromnego poczucia humoru, dystansu i dobrych żartów, które nie urażą nikogo.
Psst, to sekret, nie mówcie nikomu, ale żarty pokroju "masz pająka na głowie" nie są już takie śmieszne, nikt się nie nabierze!
Podsumowanie
Świetnie rozpoczęty marzec miał swoje gorsze dni w środku miesiąca, aby na sam finał znów pokazać się od najlepszej strony. Szczerze mówiąc, możemy się już do tego przyzwyczaić, takie zawirowania to bardzo częsta rzecz na Avenley River. Mimo wszystko, wspólnymi siłami osiągnęliśmy ładną liczbę — 173 opublikowane posty, przewyższając ich liczbę w lutym. Jak się okazuje, wśród nich było dziesięć postów informacyjnych (dwa podsumowania miesiąca, podsumowanie eventu, dwa urodzinowe, dwa związki i jedno zerwanie, czystka oraz event). Skoro już zahaczyliśmy o temat związków, w pokoju par powitaliśmy Anastazję, Rafaela, Oliego oraz Thomasa, pożegnaliśmy Daniela i Idę, którzy po dość burzliwej akcji zdecydowali się rozstać. Przybyło nam niemalże 8.000 wyświetleń (a aktualnie jest ich łącznie nieco ponad 120.000). Najchętniej odwiedzają nas użytkownicy Portugalii oraz Rosji, o ile blogger nie kłamie, w co nie do końca wierzę. Wracając, formularz Sarah O'Hara został wyświetlony najwięcej razy, bo ponad 70, a najczęściej otwieraną zakładką byli, jak co miesiąc, Mieszkańcy, figurując z liczbą 270. Marzec przywiał do nas zaledwie cztery nowe postacie (2♂ | 2♀). Urodziny świętowali Samuel i Kitty, a w następnym miesiącu, w kwietniu, zobaczymy posty dla Lauren (05.04), Felixa (19.04), Katfrin (24.04), a także Nivana (28.04).
Para marca
Wybór marcowej pary, jeżeli mamy być szczere, był naprawdę prosty, co jest naprawdę zadziwiające. Każdy zasłużył i nawet nie ukrywamy faktu, że jesteśmy wdzięczne za całkiem ładną liczbę postów, jednakże, jak to zazwyczaj, pojawiły się te dwie osoby, które zasłużyły na ten zaszczytny tytuł. Ogłaszamy, iż miss oraz misterem trzeciego miesiąca zostaje...
Victoria dołączyła do nas stosunkowo niedawno, ponieważ dwudziestego szóstego lutego, co widocznie nie stało na przeszkodzie do zdobycia tytułu miss marca. Jej wątek z misterem, Nivanem, otworzył jej wrota do ścieżki po wygraną, a sukces dopełniło kilka innych mini-serii. Wracając do Nivana, on, że tak powiem, starał się o ten tytuł od jakiegoś czasu. Czy starał, czy nie, to wszystko leży w dłoniach jego autorki, jednakże wiemy jedno — uzyskuje go dziś.
 Mamy okazję wręczyć również kilka wyróżnień, a dokładnie to równe cztery.
Skoro kręcimy się w temacie Nivana i Victorii, ich wątkowy towarzysz, Antoni, okazał się być godnym przeciwnikiem do uzyskania tytułu mężczyzny miesiąca w Avenley River. Stety, niestety, ale tym razem się to nie udało, co nie zmienia faktu, iż również Tobie należy się swego rodzaju nagroda. Otrzymujesz 80PD w podziękowaniu za aktywność na blogu.
Nie tylko Antek, ale również Wanda wykazała się dość dużym zaangażowaniem, a chęci są najważniejsze, więc i dla Ciebie mamy coś w zanadrzu — 50PD.
Wydawałoby się, że to już koniec, jednak... mamy coś jeszcze! Kitty oraz Michael mogą poszczycić się naprawdę dobrymi i długimi opowiadaniami (choć niewielką ich ilością, nie ograniczajmy się do jednego kryterium). Uważamy, że to wystarczający powód do zaklaskania i wręczenia Wam po czeku na 40PD.
Król rankingu
Nareszcie udało nam się zaktualizować ranking! Z przyjemnością oznajmiam, iż tytuł Króla Rankingu Marca 2019 uzyskuje Althea! Na drugim i trzecim miejscu możemy dostrzec Lucię oraz Chloe, zaś czwarte i piąte miejsce zajmuje Katfrin i Louise, potocznie nazywana mną. Oto poszczególne nagrody, które znalazły się tutaj za pomocą cudownego kopiuj-wklej.
ALTHEA: 200 PD, sześć miejsc rezerwacjach do dowolnego zagospodarowania (sześć imion, trzy imiona-trzy głosy, dwa imiona-dwa głosy-dwa wizerunki itp., wedle uznania) na okres sześciu miesięcy, dwa poziomy w górę,  możliwość zamieszczenia ogłoszeń/ogłoszenia na stronie głównej bez konieczności zapłaty, dziesięć bonów, nieograniczone zmiany w formularzu przez nadchodzące dwa miesiące.
LUCIA&CHLOE: 175/150 PD (kolejno drugie/trzecie), sześć miejsc w rezerwacjach do dowolnego zagospodarowania (sześć imion, trzy imiona-trzy głosy, dwa imiona-dwa głosy-dwa wizerunki itp., wedle uznania) na okres trzech miesięcy, jeden poziom w górę, możliwość zamieszczenia ogłoszeń/ogłoszenia na stronie głównej bez konieczności zapłaty, pięć bonów, nieograniczone zmiany w formularzu przez nadchodzący miesiąc.
KATFRIN&LOUISE: po 100 PD, cztery miejsca w rezerwacjach na okres dwóch miesięcy, trzy bony, jedna zmiana w formularzu.
Zmiana(y)
Od niedawnego czasu wprowadziłyśmy dość istotną zmianę, czyli nową regułę w regulaminie:
Opowiadania powyżej ośmiuset słów mają być zwijane, począwszy od dowolnego fragmentu poniżej trzystu słów.
Upraszamy się o stosowanie do powyżej zasady.
Przypominajka
Przypominam również, iż zaczynamy serię one-shotów, czyli pojedynczych misji od administracji. Bądźcie gotowi, bo ogłoszenie może pojawić się w każdej chwili. Równocześnie zachęcam do zgłoszenia się na organizatora eventu, a cytując moją wiadomość z Discorda:
[...] Chcemy, aby była to osoba pomysłowa z niebanalnym planem. Nasze uznanie zyska autor, który zaplanuje przebieg wydarzenia i nie zatrzyma się na jednej konkurencji pokroju "opisz swój dzień w takiej sytuacji". Chętny/a musi być siłą rzeczy osobą całkiem profesjonalną (nie, nie mówię tu o jakimś doświadczeniu, a o poprawności językowej). Termin eventu: od 14.04 do 31.08, więc mnóstwo czasu na planowanie, autor wybiera okres samodzielnie. Ogłaszamy to teraz, ponieważ wolimy, aby osoba miała czas na rozplanowanie sobie tego. Zgłoszenie polega na mniej więcej opisaniu swojego pomysłu [...].
Zapraszamy także do wzięcia udziału w najnowszym quizie dotyczącym wątków na Avenley River. Nie martwcie się, kiedy Waszego wątku nie będzie — kto wie, może zrobimy drugą turę, o ile pierwsza pójdzie Wam dobrze? Zresztą, nieistotne, po prostu życzę dobrej zabawy w szukaniu!

Ostatnią rzeczą jest dość istotna nowość, o której wspominałam już w aktualizacji grudniowej. Mianowicie, administracja, na czele z naszą kochaną Altheą, pracuje nad stworzeniem świeżutkiej gazetki blogowej. Na czym to będzie mniej więcej polegać? W przeciągu tego kwartału opublikujemy pierwsze jej wydanie, w którym znajdziecie przede wszystkim plotki na temat danych postaci, ważne wydarzenia opisane w obszernych artykułach, a to wszystko doprawione kilkoma zagadkami i zabawami. Wyczekujcie jej obowiązkowo!

Już teraz, w marcu, możemy wyjawić pewien istotny fakt — kochani, administracja będzie potrzebowała małej pomocy na okres wakacyjny, rozpoczynając go już na początku czerwca. Póki co nieoficjalnie, jednak ogłaszamy, iż planujemy nabór na wakacyjnego pomocnika, którego obowiązki będą zbliżone do naszych — wstawianie opowiadań, postaci, aktualizacja zakładek, etykiet, rezerwacje i inne drobnostki. Jeżeli ktoś się nie zorientował, taka osoba będzie nam potrzebna ze względu na to, iż lato jest okresem wyjazdów i spotkań, gdzie mało kto bywa na blogu 24/h w przeciwieństwie do pewnych osób w zeszłe wakacje.


Na dziś to wszystko, miłego dnia, słonka!

Czystka marcowa

Marcowa czystka

postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 15.02-31.02 zostają na blogu,
postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 14.01-14.02 dostają upomnienie,
postacie, które nie wykazały żadnej aktywności do 13.01, zostają wydalone
trzy upomnienia — wyrzucenie
mężczyźni
AARON
ADAM
ANTONI
AXEL
BELLAMI
BILLY JOE
CALEB
CAMERON
CHARLES
CONRAD
DAMIEN
DANIEL
EBENEZER
ED
ELIAS
EVAN
FELIX
FRANCISZEK
GARED
HANGAGOG
IVAN
JACOB
JULIEN
KEN
MICHAEL
NICOLAS
NIVAN
NOAH
OLI
PARKER
RAFAEL
SAMUEL
THEO
THOMAS
TYLER
kobiety
ALTHEA
AMY
ANASTASIA
ANASTAZJA
ANGELICA
ANTONELLA
ASHLEY
AURORA
BRIDGET
CATNISS
CHARISSE
CHARLIE
CHERYL
CHLOE
CRYSTAL
DEARDEN
DIANTHE
FLORENCE
HAILEE
HARPER
IDA
ISABELLE
J.C.
JACQUINE
KATFRIN
KEHLANI
KITTY
KOYORI
LAURENE
LOUISE
LUCIA
ODETTE
ODEYA
OPHELIA
PELAGONIJA
RAVEN
ROSE
ROXANNE
SANAE
SARAH
SYBIL
TAYLOR
TIM LY
TOVE
VICTORIA
WANDA

Od Axela cd. Taylor

Muzyka dudni mi w uszach, a alkohol nawet w tak niewielkiej ilości, krążący w mojej krwi, wcale nie czyni tego efektu mniej uciążliwym. Mam dosłowne wrażenie, jakbym stał przy basie, jednak mimo to nie zamierzam przerywać dobrej zabawy. Jutro będę trzeźwieć i myśleć nad swoją przyszłością, teraz mogę spokojnie oddać się chwili. W tłumie obcych ciał, tańczących w pijackim amoku zauważam jedną jakby lepiej znaną, a co najmniej już spotkaną dziewczynę, która bezczelnie śmieje się z jej drinka już znajdującego się na włosach jakiejś innej, biednej dziewczyny. Dopiero, kiedy do mnie podchodzi i mówi do mnie jakieś średnie zrozumiałe dla mnie słowa o trawce i jakimś Ianie, powoli mi świta fakt, że spotkałem ją w łazience. Kilka dłuższych chwil później przypominam sobie duszący zapach skrętów od tamtych chłopaków, których również tam spotkałem. Kręcę głową i śmieję się, zarazem łapiąc ją i sprowadzając do pionu, kiedy nieco zbyt energicznie odchyla głowę do tyłu, chcąc wypić resztę swojego drinka, przez co straciła równowagę. Pochylam się do niej, pomimo że próbuje odepchnąć moje stabilizujące ją ręce od siebie.
- Ja nie palę, chociaż pewnie i tak nie uwierzysz, że znalazłem się tam całkowicie przypadkowo - dopiero wtedy ją puszczam, ponieważ mam wrażenie, że jeśli nie zrobię tego teraz, to zaraz mnie ugryzie, albo zrobi coś gorszego.
Widać do niej jak alkohol kompletnie kłębi jej myśli i w głębi serca trochę mnie to obrzydza, a trochę szkoda mi tej dziewczyny. Nigdy bardzo nie przywiązywałem do kogoś tego pokroju uwagi, jednak w dziwny sposób doceniam jej próbę, pewnego rodzaju ostrzeżenia mnie, chociaż z drugiej strony ponownie mnie obrzydza to, że wie takie rzeczy, jak cena trawki od tej, czy innej osoby. Próbuje utrzymać jakiś rytm w jej tańcu, jednak po jednym z wielu jej obrotów, po jej oczach i postawie widzę, że chyba granica jej wytrzymałości na nudności zostanie zaraz przerwana. Wtedy w pewnym sensie się nad nią lituję. Poznałem w taki sam sposób Dominica i nadal pamiętam jak bardzo źle się z samym sobą czułem. Takie wewnętrzne obrzydzenie do samego siebie, potęgowane obrzydzeniem drugiej, obcej osoby, która próbuje ci pomóc. Łapię ją za ramię, drugą rękę układam na biodrze i prowadzę ją przed sobą, wypychając ją właściwie z tego pomieszczenia w kierunku korytarza i dalej schodów na górę. Tutaj dziewczyna już całkowicie się zapiera, więc ją podnoszę i siłą wsadzam do łazienki na piętrze, gdzie już jest znacząco ciszej.

Od Bellamiego CD. Victorii

- To nic. Bellami Jon Salvadore - powiedziałem i podałem dziewczynie dłoń, która najwidoczniej była dość zmieszana obecną sytuacją. To dobrze. Lubię to robić.
- Victoria Chuptyś - powiedziała i także podała mi dłoń. Uśmiechnąłem się lekko puszczając jej w porównaniu do mojej małą rączkę. Victoria zagryzła lekko wargę co sprawiło, że byłem jeszcze bardziej zadowolony z tego,że jest onieśmielona.
- Niestety muszę zostawić damę tutaj ale nałóg wzywa - powiedziałem i mrugnąłem do niej. Schowałem telefon do kieszeni spodni i wszedłem do sklepu od razu podchodząc do kasy. Kupiłem dwie paczki papierosów i wyszedłem na zewnątrz. Zauważyłem, że dziewczyna dalej jest na stacji. Rozmawiała z kimś przez telefon. Podszedłem do niej, a ja z upływu emocji zaczęła wymachiwać dłonią na bok przez co prawie mnie uderzyła. Jednak z ostatniej chwili złapałem jej rękę przez co spojrzała na mnie zdziwiona.
- Zaraz będę, nie wkurwiaj się już - powiedziała i rozłączyła się, a ja puściłem jej dłoń.
- Przepraszam, już po raz drugi dziś to nie jest do mnie podobne - rzekła, a ja uśmiechnąłem się i wyjąłem jedną paczkę.
- Palisz? - zapytałem otwierając ją, a oczywiście durne folie i papiery wyrzuciłem na ziemię.
- Oczywiście - odpowiedziała, a moje kąciku ust znów poleciały do góry.
- To dobrze, bo lepiej pali się w towarzystwie - rzekłem i wyciągnąłem w jej stronę paczkę, wzięła jedno i wsadziła go do ust, to samo zrobiłem i ja. Wyjąłem zapalniczkę, a paczkę schowałem. Odpaliłem jej papierosa, oczywiście sobie także. Zaciągnąłem się porządnie i pozwoliłem by dym przeszył moje płuca. Uczucie spokoju, które powodowała nikotyna jest niesamowita. Choć to nie tylko ona powoduje spokój. Ale to nie jest ważne.
- Ładnie jeździsz, ale jeśli nie masz znajomości nie radzę ci tak robić. Mogą ci dać porządny mandat. Nie wypłacisz się, nawet patrząc na to, że nie jeździsz byle czym - rzekłem, a ona zmarszczyła czoło i spojrzała na mój motor.
- Sugerujesz, że ty masz znajomości? - zapytała, a ja włożyłem filtr papierosa do ust i zaciągnąłem się. Mój oddech powoli normował się, a ja byłem coraz bardziej spokojny.
- Ja nie sugeruje, ja mówię, że je ma - odpowiedziałem i wyrzuciłem peta na ziemię przydeptując go. Wyjąłem telefon patrząc na godzinę, która wskazywała 14.23. Powinienem być już w domu. No cóż zejdzie się jeszcze trochę. Wyjąłem znów paczkę i wyjąłem kolejnego papierosa. Dziewczyna jeszcze nawet nie spaliła pierwszego, a ja już odpalałem drugiego. No niestety tak bywa.
- Nie za dużo? - zapytała, a ja wzruszyłem ramionami.
- Ludzie, którzy palą częstą mówią, że muszą na coś umrzeć, ja mówię, że chce dla czegoś życz, ale muszę mu dawać więcej czasu niż innym - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się wypuszczając dym w ust.
- Mądrala - powiedziała, a ja prychnąłem i spojrzałem na nią.
- Po prostu mówię co myślę - odpowiedziałem, a ona wywróciła oczami.
- Mało jest takich osób. Są to tylko wyjątki - rzekła, a ja uśmiechnąłem się.
- No właśnie. A ja jestem wyjątkowy - powiedziałem mówiąc wyraźnie ostatnie słowo.
- A teraz muszę uciekać, chyba, że chcesz wpaść na drinka. Jeśli tak to jedź za mną - rzekłem, a ostatnie słowo wyszeptałem jej do ucha nachylając się nad nią. Odszedłem w kierunku swojego motoru, a po drodze założyłem kask i wyrzuciłem peta, którego oczywiście zdeptałem.

Victoria?

Od Bellamiego CD. Althei

Kiedy odłożyłem talerze do zmywarki usłyszałem warczenie psa. Spojrzałem pod nogi, Jena stała tuż obok mnie i patrzyła na drzwi. Pierwsze co zrobiłem to podszedłem do kąta kuchni i uklęknąłem. Odkręciłem śrubki od wentylacji, które były ledwo co przykręcone i wyjąłem stamtąd glocka. Sprawdziłem czy magazynek jest pełny i właśnie wtedy usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Schowałem broń wkładając ją za pasek spodni i opuściłem koszulkę. - Siat, spokój - powiedziałem cicho do psa i wskazałem jej kąt pokoju by tam się schowała. Suka wykonała polecenie i siedziała cicho w miejscu. Tylko uszy i nos psa wykonywały jakikolwiek ruch. Do kuchni weszły dwie osoby. Nie więcej, choć nie miałem pewności czy może nie ma kogoś na zewnątrz. Jeden z mężczyzn wymierzył w moją stronę broń. Zły ruch kolego.
- Ty stój w miejscu, kutasie, inaczej przestrzelę ci łeb. A ja nie chybiam - powiedział do mnie, a ja wywróciłem oczami. Chybić może każdy, a w szczególności w ruchomy cel. Uśmiechnąłem się lekko i opuściłem głowę. Czułem się jak w jakimś horrorze. Szkoda, że ofiara wymierzała do mnie broń.
- Sprawdź górę, Shawn - znów się odezwał. A ja kątek oka zauważyłem nogi dziewczyny na schodach. Shawn miał bardzo charakterystyczny tatuaż na karku, który wskazywał, że należy on do Neila Hertona. Dość ciężki przeciwnik. Ciekawe czemu akurat ja? Chyba nie przez to, że ostatnio wydałem im policji jak na tacy? Nie no chyba nie. Ale w sumie? To dobre pytanie.
- A więc to ty jesteś Bellami? - zapytał, a ja uniosłem na niego wzrok.
- Tak, tak ja jestem sławny, ale niestety ty nie więc proszę przedstaw się - odpowiedziałem i prychnąłem. Mężczyzna zmarszczył czoło jakby zdziwiony moją reakcją. Pierwszy raz w takim położeniu? Osoba, do której wymierzasz broń się nie boi. Zaprawdę dziwny przypadek czyż nie? Mój uśmiech nie schodził z moich ust. Kątem okaz spojrzałem na Jene, która dalej siedziała w miejscu niewidocznym przez mężczyznę.
- Nie jest ci to do niczego potrzebne. Ręce do góry - powiedział, a mój uśmiech poszerzył się. Mała pomyłka. Zauważyłem jak Shawn znosi Alt, która zwisała mu przez ramię. Widać, że sprawiła mały opór. Jego skroń krwawiła, jego usta także były we krwi. pewnie pod wpływem uderzenia przyciął sobie język lub policzek od wewnątrz.
- Ręce do góry! - krzyknął na mnie, a ja odwróciłem wzrok od krwi i spojrzałam na mężczyznę.
- Odniosę ją do samochodu - powiedział Shawn. Dokładnie, idź na dwór. Zostaw mnie z nim sam w domu. Idź stąd. Kiedy usłyszałem zamykane drzwi uniosłem głowę, na której widać było uśmiech.
- Bierz go - rzekłem, a Jena od razu wskoczyła na blat w kuchni i rzuciła się na mężczyznę chwytając za jego szyje. On był zdezorientowany, a ja wykorzystałem to i zabrałem jego broń. Suka odeszła na bok gdy mężczyzna upadł na ziemię. Ja wymierzyłem mu cios w twarz, a on zemdlał. Jego szyja była na tyle rozwalona, że wykrwawi się w przeciągu dwóch minut. Ruszyłem w stronę drzwi, które lekko uchyliłem i wyjrzałem zza nie. Suka stanęła za mną, a ja zauważyłem samochód, w którym już była Alt. Zauważyłem kierowce i Shawna, który właśnie zamykał drzwi od auta. Wyjąłem swoją broń i załadowałem ją. Otworzyłem drzwi szerzej i wymierzyłem bronią w Shawna, który zdążył na mnie spojrzeć i wykrzyknąć:
- Spierdalaj stąd! - mój palec znalazł się na języku spustowym, a przyciśnięcie spowodowało wystrzał. Shawn schylił się i przez to oberwał tylko w ramię, zdążył otworzyć znów drzwi. Kolejny wystrzał padł w prawy bark. Mężczyzna wsiadł do samochodu i w tym samym momencie ruszyli. Kolejne strzały padały w opony tak by nie skrzywdzić dziewczyny. Kiedy zniknęli za bramą naboje w magazynku skończyły się. Rzuciłem broń na ziemię zły. Jena spojrzała na mnie zdezorientowana, nie wydanie polecenia wiązało się z tym iż suka nie może nic zrobić. Pogłaskałem ją pomiędzy uszami mówiąc jej tym samym, że wszystko jest dobrze. Wróciłem z nią do domu zabierając wcześniej broń. Zapewne dostał się do niej piasek. trzeba będzie ją wyczyścić. Tak jak i burdel w kuchni. Mężczyzna wykrwawił się, jego oczy patrzyły pusto w sufit, a ja uklęknąłem obok ciała. Pogrzebałem w kurtce i znalazłem portfel. Nial Dolly. Znalazłem też trochę pieniędzy i oczywiście kartę. Uśmiechnąłem się lekko i położyłem portfel na blacie. Przeciągnąłem mężczyznę do garażu i wziąłem siekierę. Odrąbałem mu kończyny, a resztę podzieliłem na kawałki. Psy będą wreszcie miały jakiś porządny posiłek. Kiedy skończyłem przyniosłem wszystkie miski psów i włożyłem do nich Niala. A raczej jego szczątki. Kości oczywiście także dostały prócz zębów. To będzie trzeba wyrzucić najlepiej do jakiegoś prywatnego jeziora. Albo morza. Zależy od sytuacji. Teraz trzeba jeszcze umyć garaż i zakupić coś z karty Niala na drugim końcu miasta. I powtarzać tą czynność mniej więcej co dwa dni przez tydzień, dopiero wtedy można będzie się jej pozbyć. Niech myślą, że Nial zginął dużo później. Kiedy już nie będą w stanie znaleźć niczego co po nim pozostało.

Alt?

Od Victorii cd. Antoniego

Oczy otworzyły mi się powoli, a co dopiero, żeby zobaczyć wyraźny obraz. Nagle zobaczyłam Antoniego, który był zupełnie pochylony nade mną. Nie zdziwiłabym się jakby wewnętrznie się śmiał. A może nie. Nie mam pojęcia. Rzuciło mi się w oczy to, że miał dość dużego siniaka na policzku. On się z kimś bił? Dziwne. Znam go o wiele za krótko, abym mogła stwierdzić, czy jest do tego zdolny. Próbowałam się jakoś podnieść, ale poczułam przerażający ból. Spojrzałam na mój brzuch. Owinięty cały bandażem, a moja twarz wyglądała pewnie, jak po każdej walce. Tylko szkoda, że tym razem była nie równa. Tylko troszeczkę, ale to nie istotne. Czułam szwy, którymi miałam związaną ranę. Albo źle to zaszyli, albo tak ma to wyglądać. Przekręciłam głowę w stronę przybysza.
- Cóż to się stało? - zapytałam i znowu odwróciłam wzrok. Jednak nie na długo, bo spotkałam się z ostrym światłem. Zwróciłam wzrok w lewą stronę i zauważyłam leżącą na stoliku torebkę. Była przezroczysta, jednak nie widziałam jeszcze zbyt dobrze. Przekręciłam się ledwo w stronę zamierzonego celu i sięgnęłam przedmiot. Przetarłam oczy i przyjrzałam się dokładniej. W środku znajdował się dość długi z ładną rękojeścią nóż.
- I że niby to miałam w brzuchu. - może nie zapytałam, a stwierdziłam.
Skrzywiłam się nieco, kiedy zauważyłam, że ostrze nadal jest w jakimś stopniu we krwi. No trudno. Bywa, jak to mówią.
- To ty wezwałeś policję? - zapytałam nagle patrząc się na Antoniego, który też jakoś dziwnie przyglądał się narzędziu.
- Tak. I dodatkowo jeszcze oberwałem.
- Od kogo?
- Raz od tego twojego porywacza, a drugi raz od twojego współlokatora.
- Płacić ci odszkodowanie? A i odpowiedz proszę na pytanie cóż się stało, że tu jesteś?
Antoni?

Od Bridget do Charlie

     Irma powinna zostać pozbawiona połączenia z internetem. Albo przynajmniej dostać blokadę na wszystkie informacje na temat wydarzeń, na które mogłaby mnie zaciągnąć. Miałam o wiele lepsze zajęcia od szlajania się po mieście. Dodatkowo płatna zmiana w restauracji, zrobienie jakiegoś ciekawego rysunku, analiza konceptu otrzymanego od klienta, czy nawet drzemka z Orchideą gdzieś przy moich stopach. Można powiedzieć, że jestem wolnym człowiekiem i nie muszę się na nic zgadzać – dopóki nie zna się Irmy i jej umiejętności skutecznej perswazji. Jej magicznego “proszę!”.
     — Bridget, chodź tuuutaj — zawołała z głośnym ziewnięciem w środku “tutaj”. Była w swoim pokoju. Długa droga.
     — Jeśli czegoś chcesz, to ty przychodzisz do mnie. Pamiętasz? — Bo taka była umowa. Znudziło mi się chodzenie w tę i z powrotem.
     — O nie moja droga, to ja mam sprawić, byś ty czegoś chciała — odpowiedziała tajemniczo z cichym chichotem. — Nie daj się prosić. Kicia jest u mnie.
     Miała mocny argument. Mogłam zobaczyć jak miewa się kotka. Nie podważałam zaangażowania Sivan w życie domowe, ale powiedzmy sobie szczerze, że częściej patrzyła na nowe wiadomości na Rivenley, niż na to, co działo się poza ekranem, więc to przede wszystkim ja doglądałam naszego pupila. Zwlokłam się z łóżka z sapnięciem. Właściwie to nie do końca łóżka, a materaca, który znajdował się na niskiej, drewnianej konstrukcji. Mimo to, był wygodny i nie bałam się, że Orchidea sobie coś zrobi przy zeskakiwaniu z niego. Nawet nie patrząc się na podłogę, lecz w okno, odszukałam stopami kroksy. Tak, chodziłam w kroksach po domu. Na moje białe, puchate kapcie, została wylana kawa, którą Irma chyba próbowała zaleczyć efekty jakiejś sobotniej imprezy... Przy uchylaniu drzwi od swojego pokoju, natrafiłam na coś twardego. I to coś głośno zamiauczało.
     — Nie masz u siebie kota, kłamczucho — sarknęłam, zatrzymując się w miejscu. Jeśli go tam nie było, to po co miałam tam iść?
     — Ale miałam. Skoro już wstałaś, to chodź. Nie pożałujesz, obiecuję.
     — Żałuję każdej spędzonej z tobą minuty — odpowiedziałam śmiertelnie poważnie. Tak, jakbym mówiła to na serio. Irma często mówiła, że musi być wyjątkowo cierpliwa, bo zawsze akceptuje moje nieśmieszne żarty, które w gruncie rzeczy mogłyby nie być żartami. Wychodzi na to, że mój ton głosu rzeczywiście był bardzo monotonny.
     Nie otrzymałam odpowiedzi, więc (znów) westchnęłam i tym razem całkiem bezpiecznie dotarłam do pokoju. Scrollowała coś. Na laptopie. Usiadłam obok i zajrzałam jej przez ramię.
     — Nie ma tak — krzyknęła, momentalnie zgaszając ekran. — Co lubisz robić zaraz po rysowaniu?
     — Gotować — odparłam lakonicznie, nawet na nią nie patrząc, tylko drapiąc za uszami Orchideę, która właśnie do nas dołączyła.
     — No a co gotować?
     — Coś, co nie wymaga ode mnie wydawania połowy swoich oszczędności.
     — Jaką lubisz kuchnię? Oprócz orientalnej?
     — Lubię cukiernictwo.
     — Znalazłam ci super festiwal, na którym pogadasz sobie z takimi świrusami jak ty — powiedziała cichutko, dotykając mojej dłoni. Chyba udawała, że się o mnie troszczy.
     — Nie pójdę tam — pokręciłam głową. Uśmiechnęłam się blado. — Poza tym nie bardzo mam czas.
     — Kruczku, proszę. Może poznasz jakiegoś przystojnego szefa kuchni. Albo piekarza. Albo cukiernika. — Irma zaśmiała się tak głośno, że przestraszona Orchidea wybiegła w podskokach z pomieszczenia.
     Może nie chciałam poznać przystojnego szefa kuchni, ale po obejrzeniu galerii zdjęć i programu, który miał zostać przeprowadzony na festiwalu, nie mogłam odmówić. Poza tym trwał kilka dni i nie mogłam potwierdzić, że każdego dnia będę zajęta. Przecież nie mogłoby być aż tak źle.

***

     Starannie złożyłam swoją białą koszulę. Na czarne spodnie chłopak od zmywaka wylał mi resztkę zupy pomidorowej. Były już w pralni, przechodziłam w nich resztę zmiany, choć zapasowe były na miejscu. Złota plakietka z moim nazwiskiem odbijała światło starej, żółtej lampy. Zamknęłam swoją szafkę, po czym upewniłam się, że zrobiłam to dobrze. Mogłam spokojnie opuścić restaurację i udać się prosto do domu. Ignorowałam ciągłe brzęczenie mojego telefonu, bo charakterystyczny dźwięk rechotania żaby rozbrzmiewał tylko wtedy, gdy wypisywał do mnie jeden konkretny numer. Należał on do Irmy. Brzmiało to całkiem śmiesznie, zwłaszcza w komunikacji miejskiej. A ja właśnie wsiadałam do autobusu bez wcześniejszego wyciszenia telefonu lub odczytania choć jednej wiadomości.

     — Zajrzy pani do tego telefonu, czy mam to zrobić za panią? — burknął jakiś nastoletni rudzielec siedzący obok mnie. Okulary zsuwały mu się z nosa, gdy grał w jakąś grę na swoim własnym urządzeniu.

     Chrząknęłam nieco nerwowo i sięgnęłam po komórkę. Pięćdziesiąt dwie wiadomości, z czego większość prawdopodobnie była powtórzeniem poprzednich. Mimo to, powoli zaczęłam czytać jedną po drugiej. I wtedy to do mnie dotarło. Miałam jechać na festiwal prosto po pracy, a ona jeszcze mi o tym przypominała! Najwidoczniej naprawdę zależało jej na poznaniu włoskiego ciacha. Bez podskakiwania i z opanowaniem wstałam ze swojego miejsca, aby popatrzeć na tablicę, na której wyświetlały się kolejne przystanki linii. Nie pamiętałam dokładnego adresu, ale mogłam być prawie pewna, że przewinął się gdzieś w SMS-ach od Sivan. Nazwa ulicy była mi kompletnie nieznana, więc spytałam o nią kierowcę na najbliższym postoju. Ten odburknął coś o przesiadce na Penelope Ave i śmierci chomika córki siostry, więc żeby nie zawracać mu głowy, sprawdziłam gdzie to jest i kiedy powinnam wysiąść, aby się tam dostać (bo po co nazywać przystanek tak jak ulicę, na której się znajduje).

     W końcu niezbyt szczęśliwa wygramoliłam się z pojazdu, nieco poluźniając mój szalik. Kwiecień pozwolił cieszyć się mieszkańcom ciepłą, słoneczną pogodą, sprzyjającą wyjściom do parku i rodzinnym piknikom na świeżym powietrzu. Wystarczył jednak jeden podmuch wiatru, aby zaserwować sobie chorobę na następny tydzień. O ile uczniowie mogli chcieć ominąć szkołę, tak ja nie posiadałam wystarczająco dużo płatnego urlopu i nie zamierzałam zbijać bąków, już nie mówiąc o tym, że… lubiłam swoje zajęcia. Bycie kelnerką trochę mniej od bycia grafikiem, ale przecież to też był potrzebny zawód, choć oblegany głównie przez osoby młode, ze średnim wyczuciem czasu. Bardzo dawało mi się to we znaki, bo nie raz pracowałam nie tylko na swojej zmianie – zgarniałam również te po swoich kolegach i koleżankach.

     Wkroczyłam do zatłoczonego centrum handlowego. Nie spodziewałam się niczego innego w piątkowy wieczór, a tym bardziej w TOLI. Festiwal miał trwać przez cały weekend, a ja postanowiłam sobie przychodzenie każdego dnia, o ile rzeczywiście będzie to tak fajne i kolorowe, jak przedstawiali to na ulotkach. Odgarnęłam włosy za ucho i przekroczyłam przez próg ruchomych drzwi. O mało co nie zostałam do nich przyciśnięta, bo do środka wpakowała się jeszcze banda dzieciaków. Westchnęłam cicho, nie siląc się na skomentowanie bluźnierstw, jakie wypadały z ich ust. Nie mogły mieć więcej, niż trzynaście lat, więc wyglądało to dość komicznie. Obok mnie stała zdecydowanie od nich starsza, ale młodsza ode mnie, o ciemnej cerze z kontrastującymi jasnymi włosami nastolatka. Na twarzy miała bezwiedny uśmiech i zdawała się być zamyślona. Już już miałyśmy obie uwolnić się z tej zgrai smarkaczy, gdy coś się zacięło. Zacięło się, ruszyło gwałtownie i znów zacięło. Jedno z dzieci miało w ręku porzeczkowy sok, sprzedawany w budce przed wejściem. Cała jego zawartość wylądowała na koszulce nieznajomej, której przed chwilą się przyglądałam.

     — O mój Boże… — mruknęłam, od razu przechodząc do szukania chusteczek w torebce. A cielaki dodatkowo się cieszyły i chichotały. — Co was tak bawi? Pośmiejmy się razem.

     Choć wciąż na gębach miały szelmowskie półuśmieszki, umilkły. A wszyscy wciąż byliśmy uwięzieni w przejściu.

     — Proszę. — Podałam dziewczynie chusteczkę, kątem oka obserwując sprawcę zdarzenia, który zdawał się być najbardziej zadowolony ze wszystkich. — Jestem pewna, że zaraz się stąd wydostaniemy i przemyjesz bluzkę…

     Przechylałam głowę to w jedną, to w drugą stronę, żeby zobaczyć przez szybę, czy coś się dzieje. Na razie ludzie tylko patrzyli się na nas jak na rybki w akwarium.

<Grahameczko, Pisaneczko, Pierniczku mój???>

+10 PD

Od Victorii cd. Nivana

- Tu są, mówiłam. - powiedziała czarnowłosa baba, która zdenerwowała mnie już w stu procentach. Do środka wbiegli policjanci. Jeden z nich krzyknął abym rzuciła broń. No dobra niech będzie. Chciałam już się wytłumaczyć, że magazynek jest zupełnie pusty, ale pewnie i tak chuja by to dało. Kiedy już wreszcie rzuciłam nieszczęsny przedmiot na ziemię, jeden z nich próbował założyć mi kajdanki. Tak samo jak Garedowi z resztą. Mi zakładała je jakaś tępa pizda, która cackała się ze mną jakbym miała się zaraz odwrócić i wywalić jej lepę na ryj. Wreszcie założył te narzędzie tortur na moje nadgarstki. Zeszliśmy ze schodów. Oczywiście nie obeszło się bez tych przenikających spojrzeń. Włożyli mnie do radiowozu. No tak nie do końca.
- Nie mam przy sobie dowodu. Muszę wrócić do środka. - zrobiłam jeszcze wredną minę w stronę tej niedoedukowanej suki. Wprowadziła mnie z powrotem do środka. Otworzyła drzwi kluczem, który cały czas nosiłam przy sobie. Weszłyśmy do środka.
- A może by mnie pani rozkuła? Inaczej nie znajdę dokumentów.
Babka posłuchał. Boże teraźniejsza policja jest co najmniej do dupy. Weszłam szybko do swojej sypialni i wzięłam potrzebne rzeczy. Kuchnia była połączona z moim pokojem jednym wejściem. Właśnie w nim stała dziewczyna. Odwróciła się, gdy powiedziałam jej, że przydałoby mi się przebrać ze szlafroka. No i później wszystko poszło gładko. Na ławie znalazłam resztkę papieru wraz z chloroformem. Zrobiłam małe combo. Złapałam dodatkowo za sznurek. Kiedy policjantka niczego się nie spodziewała postanowiłam zawiązać jej sznur na szyi. Niestety to nie podziałało tak dobrze jak chciałam, więc złapałam za szmatkę z chloroformem i przyłożyłam do jej ust. Zasnęła. Bez problemu zciągnęłam z niej mundur i założyłam na siebie. W takich momentach bardzo przydają się peruki, które chowam w szafie. Dosłownie każdy kolor. Założyłam na głowę czarną. Ze względu na to, że mimo blond włosów, mam naturalnie czarne brwi. Na prawej części klatki piersiowej w mundurze widniało nazwisko Natalia Winiarska. Złapałam za krótkofalówkę.
- Mamy problem. Dziewczyna uciekła oknem. Raczej nic jej nie jest. Uciekła w stronę ulicy Kwiatowej. - powiedziałam i szybko wyszłam z budynku. W kieszeni był kluczyk od radiowozu. Weszłam za kierownicę i odpaliłam dość nową beemkę. Kiedy wszyscy udali się w stronę lewą w pogoni za niewidzialną dziewczyną, ja wraz z Garedem pojechałam w prawo. Nikt nic nie podejrzewał. Przecież mam mundur i wyglądam identycznie jak starszy posterunkowy Winiarska. Zostawiłam radiowóz przed jakimś w ogóle nie znanym mi budynkiem. Dirge nadal nie wiedział z kim jedzie. Wyprowadziłam go i skręciliśmy w jakąś boczną uliczkę. Rozpięłam jego kajdanki. No ale przecież nie obyło się bez problemów. No akurat tak się złożyło, że Nivan wyszedł sobie na fajka.
Nivan?

Od Wandy CD Nivana

Łkaliśmy, ściskając drugiego człowieka, przyciągając siebie jak najbliżej, dusząc niemiłosiernie i głaszcząc cudze włosy. Pozostawało tylko zastanawiać się, jak długo w nas to siedziało.
Jak długo po prostu nie ryczeliśmy, wtulając się w to ukochane słoneczko zajmujące jakieś specjalne miejsce w serduszku, nawet jeżeli nie do końca określone. Jak długo nie czuliśmy tego charakterystycznego ciepła (i wcale nie mam na myśli po prostu zgrzanego i spoconego Nivana, bo tutaj też dużo się nie zmieniło), cudzej dłoni na plecach, poklepującej i wspierającej, oświadczającej jakoś to będzie.
Odsunęłam się odrobinkę, spoglądając w końcu na jego twarz. Prawdopodobnie z niezwykłymi oczami pandy, bo przecież cały tusz spłynął mi na policzki. W końcu po co mi wodoodporny, no po co, sportowiec ze mnie marny, nie pocę się litrami, cera sucha, to nie ma opcji, by się rozmazać. A jednak.
— Cieszę się, że w końcu się znaleźliśmy — oświadczyłam, uśmiechając się szeroko, nadal przez łzy. — Nawet jeżeli zrobiliśmy to przypadkiem i nawet jeżeli szukanie się zajęło nam odrobinę za długo.
Teraz pozostawało tylko nadrabiać stracone lata. Przy herbatce, przy psie leżącym na dywanie i nadal czujnie obserwującym biednego Oakleya, w pasiastych skarpetach i może ciasteczkach owsianych zamiast prażynek krewetkowych, choć i te znalazłyby się w jednej z szafek. Taka relacja, 12/10.
A herbatka smakowała jeszcze lepiej, niż zazwyczaj, przysięgam.

Od Antoniego CD Victorii

Policja została powiadomiona, panowie w mundurach przyrzekli, że zrobią, to co się da zrobić (więc prawdopodobnie i niestety nic, choć wolałbym, aby jednak ruszyli swe tłuste tyłki). Pozostało więc czekać, ładnie się uśmiechać i dalej ślęczeć nad tymi nieszczęsnymi sprawdzianami, zielonym długopisem zaznaczając błędy biednych uczniów, którzy zdążyli się chyba zmęczyć życiem bardziej ode mnie.
Oczywiście uprzednio, zanim wróciłem do domu, powiadomiłem kolegę Victorii o całej sytuacji, bo przecież wypadało, aby wiedział.
I szkoda tylko, że ponownie dostałem lepę na ryj i miałem wrażenie, że następnego dnia, zamiast do szkoły i na lekcje, wyląduję u lekarza, modląc się o L4, bo z siniakiem na całą twarz do pracy bym się nie wybierał. Dzięki Stwórcy, że przynajmniej nie skończyłem ze złamanym nosem, a jedynie trochę brudnym płaszczem, tyłkiem, no i guzem. Tyle dobrego we wszystkim złym.
Potarłem dłońmi czoło, w końcu padając na biurko, krzywiąc się niemiłosiernie. I nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem.
Za to momentalnie zareagowałem, gdy tylko zadzwonił telefon. Że dziewczyna żyje, że znalazła się, może cała, ale niezbyt zdrowa, że leży w szpitalu.
Szkoda jedynie, że nawet nie byłem dla niej nikim bliskim, kimś, kto niezbyt przejmował się całym jej jestestwem, a na zegarze widniała już zdecydowanie dziwna godzina. Westchnąłem, chwyciłem za płaszcz i nadal rozczochrany, nieumyty i niewystrojony wyszedłem z domu.
By w końcu trafić do szpitala, by jakimś cudem zostać przepuszczonym w drzwiach przez zbyt podejrzliwe pielęgniarki. Urok osobisty, te sprawy, dobra gadana i tak dalej.
Stanąłem ostatecznie nad dziewczyną, stwierdzając ostatecznie, że nawet dobrze, że się tu znalazłem.
L4 samo się nie załatwi, a w nocy zawsze były mniejsze kolejki.

Od Nivana cd Victorii

Policja zeszła. Podobnie, jak Yamir, ten jednak raczej na zawał, niż po schodach, głównie ze względu na Renee, która po prostu wybuchła i brzęcząc coś o niekompetencji psów, poszła za nimi, mając na celu jedynie zawrócenie zidiociałych stróżów prawa, byle sąsiedztwo zapoznało się ze smakiem kary za przewinienia.
Westchnąłem cicho, zerkając na przerażonego Kumara, który stwierdził, że jest na to wszystko za stary, że zawsze był i on nie wie, co jest z nami nie tak.
Odpowiedź, że równowaga wszechświata musi zostać zachowana, jedynie bardziej go rozjuszyła i sprawiła, że fuknął, bąknął i poleciał na kanapę, sycząc coś w hindi. Wyróżniłem kilka bardziej znanych przekleństw, ale cała reszta dalej była dla mnie jednym, niezrozumiałym bełkotem.
A później ktoś bezpardonowo wparował mi do mieszkania, znowu, przez co znowu miałem ochotę wziąć krzesło w obroty i tym razem zdziałać, bez zbędnego udziału Illene, której coś długo schodziło na tych jej sprawach z policją.
Oczywiście, znowu upośledzeni sąsiedzi.
Ze spluwą w łapie.
Kumar już nawet się nie wychylał, jedynie patrzył, nieco przerażony.
— Dobra zacznijmy od początku... Dzięki Yamir. — Hindus zdawał się wszystko ignorować. Jedynie dalej zerkał, to na mnie, to na dziewczynę i jej kolegę. Zmarszczyłem brwi. — Nivan, Gared chciałby ci coś powiedzieć.
— Że ja mam go przepraszać?!
Wręcz warknąłem, widząc, jak wykręca mu rękę.
Dłoń na nadgarstku. Karcący wzrok Hindusa.
Nie wybuchaj, Nivan. Pożar strawił już zbyt wiele.
Daj światu się zregenerować.
— Wy... Wybacz.
— Tu są, mówiłam. — Ponownie. Cholerna wybawicielka się znalazła. Jadowite spojrzenie padło na włamywaczy. Grupa ludzi weszła do mieszkania, a widząc pistolet w dłoni dziewczyny, najwyraźniej nie mieli nawet zamiaru certolić się w tangu. Poleciały krótkie polecenia, szybka akcja, ręce do góry, rzucić broń, na kolana.
Yamir zaciskał palce coraz mocniej, coraz bardziej wbijał się paznokciami w moją skórę, a ja jedynie uśmiechałem się pod nosem, widząc, że kolega nie wyrósł ze swoich zachowań.
Teraz przynajmniej nie darł się, że to nieporozumienie.
Głównie dlatego, że wyjątkowo, aresztowali kogoś innego, niż mnie.
Kajdanki na nadgarstkach. Moje krótkie sklecenie relacji, gdy dwójkę zamknęli w radiowozie.
Oburzona Renee, powtarzająca później przez pół dnia, że coraz gorzej szkolą tę policję.
A ja znowu chciałem po prostu zniknąć na te kilka lat.
Bo najwyraźniej miałem talent do sprowadzania nieszczęść.

Od Nivana cd Antoniego

Zaczął piorunować mnie błękitnym spojrzeniem, na co miałem ochotę zareagować jedynie dość głośnym śmiechem. Bo wszystko zawsze brał tak poważnie, tak śmiertelnie poważnie i zawsze był gotów do walki. Wystarczyło słówko, a stroszył te swoje piórka, cały się nafukiwał i łypał na ciebie wzrokiem mówiącym jasno, zabije cię, jeśli będzie taka potrzeba.
— To jest, kurwa, Merlin — odparł. Wróć, wręcz warknął, broniąc marnej jakości rysunku, jak skarbu narodowego, na którego nawet nachuchać nie można było, bo szło zarobić mocnego kuksańca w bok, albo ostrzegawcze trzepnięcie w potylicę.
Odpowiadałem marszczeniem czoła i cichym prychnięciem.
— Zrobiłem go po pijaku, ok? — rzucił, wystrzelił, tak szybko, jak potrafił, byle słowa szybko wyszły i szybko odeszły, wręcz przeminęły z wiatrem. — Chociaż uważam, że nie jest najgorszy. Taki o, mały, inteligentny strażnik. I jeszcze ma czapkę czarodzieja! — rzucił z uśmiechem, trącił palcem rysunek, a ja mogłem jedynie westchnąć, może wzruszyć ramionami i koniec końców, pociągnąć mężczyznę na swoje kolana. Całkiem ignorując poprzednią rozmowę, bo należała do kolejnych, małych akcentów, które należało jedynie zapamiętać i odpuścić sobie dodatkowych zmartwień.
Może dlatego od razu zaatakowałem usta ustami, może dlatego zacząłem wędrować palcami po boczkach, nieco bardziej miękkich, niż kiedyś, może dlatego zacząłem przyszczypywać skórę na biodrach mężczyzny.
Wystarczyło jedno spojrzenie.
— No dobrze, jest nawet ok, starczy? — rzuciłem z aktorskim oburzeniem, bo czasami obaj mocno przesadzaliśmy.
Ale on bardziej.

Od Victorii cd. Nivana

Pukanie do drzwi okazało się być stworzone przez policję. Uznałam, że lepiej będzie jeżeli ja otworzę, a ten pojeb się po prostu schowa. Co mu strzeliło do głowy? Mam nadzieję, że Nivan mu coś zrobił, bo jeżeli tak to ja z chęcią go dobiję. Nie dość, że użył pieprzonego chloroformu to dodatkowo zaatakował osobę, która sobie na to nie zasłużyła. Gareda wystarczy tylko trzepnąć w łeb. Albo był w jakimś szoku po "bójce", bo bez problemu zaczęłam go dusić, mimo tego, że nadal byłam pod delikatnym wpływem chemicznej substancji. Ledwo dotarłam do drzwi po drodze jeszcze potykając się o kapcie, które zgarnęłam na jakiejś wyprzedaży. Zawinęłam się po drodze w szlafrok i otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry. O co chodzi? - zapytałam z lekkim, udawanym zdziwieniem na twarzy. Dodatkowo roztrzepałam włosy i wtedy wyglądało to już w ogóle jakbym dopiero wstała.
- Dzień dobry. Gerrit Heinemann jest w domu?
- A to nie ten blok. Pan Gerrit mieszka na przeciwko tego budynku.
- A to przepraszamy. Miłego dnia!
- Do widzenia. - powiedziałam i zatrzasnęłam drzwi. Zamknęłam je dwoma kluczami i otworzyłam szafę, w której ukrył się mój współlokatorek. Wyciągnęłam go z wnętrza biednego mebla i rzuciłam na łóżko. Z daleka mogło to wyglądać jak jakaś dziwna scena z ,,Pięćdziesiąt Twarzy Greya'', jednak moje zamiary były zupełnie inne. Po prostu wyjęłam z szafki przy łóżku mały rewolwer i celowałam w Gareda.
- Ty pierdolona gnido! Po pierwsze to załatwiasz mi leki na uspokojenie, bo przez Ciebie mam ochotę strzelić, po drugie po jaką cholerę mnie uśpiłeś, a po trzecie... co ci strzeliło do twojego pieprzniętego łba, żeby atakować Nivana?!
- Boże kobieto ogarnij się! - krzyknął, a ja pociągnęłam za spust. Skulił się jak nigdy. Dobrze wiedziałam, że magazynek jest pusty. Raczej nie spodziewał się, że byłabym do tego zdolna. A jednak potrafię zaskoczyć, szczególnie, jeżeli jestem zupełnie wyprowadzona z równowagi.
- Najpierw dowiedz się o co poszło i czyja jest wina, a dopiero później wymierzaj kary. Chociaż nie masz predyspozycji do robienia tego.
Mężczyzna nadal leżał zwinięty w kłębek, a ja czułam się jak jakiś pieprzony pedofil. Nie zwracając uwagi oczywiście na to, że Gared jest ode mnie starszy. Złapałam go za przedramię i wyprowadziłam z mieszkania. Nie zauważyłam dość istotnej rzeczy... A mianowicie nie zostawiłam rewolweru, tylko paradowałam z pistoletem przez korytarz. Weszłam w końcu do mieszkania Nivana.
- Dobra zacznijmy od początku... Dzięki Yamir. - zaczęłam nie zważając na dość przerażone miny - Nivan, Gared chciałby ci coś powiedzieć. - ścisnęłam rękę faceta mocniej.
- Że ja mam go przepraszać?! - zdenerwował mnie już zupełnie. Wykręciłam mu ramię i czekałam, aż ustąpi.
- Wy... Wybacz. - powiedział wreszcie pomiędzy jękami i skręceniem z bólu. Nigdy chyba nie miałam na tyle siły, aby wykręcić mu łapę. Emocje działały.
Nivan?

Od Antoniego CD Nivana

Zlustrował całe ciało widniejące przed nim swoim ciemnoniebieskim spojrzeniem, od samego czubka głowy do koniuszków palców u stóp. Poruszył dłonią, zachęcając, bym podszedł bliżej, a jednak nie pozwolił siebie przygnieść, nie pozwolił, bym wgniótł go w materac i zajął się już tym, czym mieliśmy zająć się od dobrych kilkunastu minut.
Zamiast tego ucałował punkt witalny, sam splot słoneczny, a, przysięgam, w odpowiedzi zamruczała sama dusza. Przymknąłem oczy, prawie rozpłynąłem się, tak jak stałem...
A następnie strzelił mnie mocnymi palcami prosto w prawą stronę żeber, prosto w tatuaż, w samego Merlinka. Podskoczyłem, drgnąłem i skrzywiłem się, podskakując, tak jak stałem. Zgromiłem mężczyznę wzrokiem, czekając na wytłumaczenie.
— Co to, kurwa, jest — prychnął, odpowiadając mi podobnym spojrzeniem.
Zabijaliśmy się wzrokiem o jeden tatuaż.
A ja nie miałem zamiaru przegrać tego pojedynku.
– To jest, kurwa, Merlin — odpowiedziałem w podobnej formie, zawarczałem nieprzyjemnie, nawet jeżeli z tyłu głowy czaiła się myśl, że to tylko głupie przepychanki, igraszki nadal w sercu małych chłopców.
Nivan podniósł brwi, zmarszczył czoło, a ja w końcu westchnąłem ciężko.
— Zrobiłem go po pijaku, ok? — mruknąłem cichutko, bo jednak przyznawanie się do błędów często szło mi źle. — Chociaż uważam, że nie jest najgorszy — dodałem jeszcze, wzruszając ramionami i wplatając palce we włosy Nivana. — Taki o, mały, inteligentny strażnik. I jeszcze ma czapkę czarodzieja! — powiedziałem i ostatecznie uśmiechnąłem się, gdy palcem musnąłem nakrycie głowy zwierzątka.

Od Nivana cd Victorii

Gdybym był naiwny albo co gorsza, głupi i nie znał Kumara, pomyślałbym, że może wrócił już z krótkiej wycieczki do mieszkania Illene.
Jednak żadne z powyższych się nie zgadzało i może dlatego odwróciłem się prawie od razu po usłyszeniu, jak ktoś wpada do mieszkania. Bo Yamir pukał. Zawsze i wszędzie, nie bacząc na to, czy właściwie wypada.
Zastałem rozwścieczonego współlokatora Victorii, któremu już chyba całkiem klepek brakło, jeśli wchodził na moje terytorium z ewidentną chęcią mordu w oczach.
Czy oni wszyscy musieli mieć charaktery powyciągane żywcem z jakiegoś słabego fanfika o bad boyach, gangach motocyklowych i upośledzonych emocjach, zakrapianych toksycznymi relacjami i seksem na pogodzenie po kłótni? Czy oni byli naprawdę aż tak wyrwani z rzeczywistości, że nie wiedzieli, jak wygląda prawdziwe, normalne życie?
Czy ja byłem jebanym bohaterem jebanego fanficzka na wattpadzie?
— Wyjdź stąd — rzuciłem stanowczo, ściągając brwi i zakładając ręce na piersi. Wszystko na lekko ugiętych nogach.
Oni wszyscy nadawali się tylko i wyłącznie na leczenie psychiatryczne.
Prośba nie podziałała.
— Powiedziałem, że masz stąd wyjść — kontynuowałem, łypiąc na niego groźnie. Jakkolwiek to brzmi.
Dalej nic, null, zero, brak reakcji. No, nie licząc tego, że zaczął się zbliżać.
A gdy wrzaśnięcie krótkiego, ale jakże tłumaczącego „wykurwiaj stąd” nie pomogło, a przeciwnik zaczął znacząco nacierać, po prostu chwyciłem za oparcie krzesła (chwała Ikei, nie za lekkie, a i tak dobrze się spisują) i łupnąłem, nie, wróć, pierdolnąłem meblem prosto w bok mężczyzny, kodując przy okazji, gdzie wylądował, za ile wstanie i gdzie, do cholery, dałem nóż.
Szkoda mi było knykci, tak długo były ładne i zagojone.
Przebiegnięcie wokół stołu i chwycenie za ufajdany sokiem z ogórków sztuciec, bo miałem zrobić mizerię, bo wszystko miało być miło i ładnie.
Poprawiłem jeszcze palcem serdecznym okulary i już miałem ponownie nakazać wyjście, gdy znany, damski głos głośno wypowiedział moje imię.
— Zostawić was na, kurwa, chwilę. — Czarne, długie kudły zawitały w pokoju, za chwilę po nich reszta sylwetki. Przenikliwe, jadowicie zielone oczy zdawały się sztyletować napastnika. — Wypierdalasz w podskokach albo dzwonię po policję, chyba że wolisz tę gorszą opcję i dostaniesz taką lepę na ryj, że przez tydzień się nie podniesiesz.
— Zawsze musisz kraść moją kwestię? — warknąłem, zerkając na Renee z czystym oburzeniem w oczach.
— Też cię miło widzieć, Oakley, ale pysk. — Przewróciłem oczami. Pieprzona wiedźma.
— Kochani, ile my mamy lat, trzydzieści, czy dalej osiemnaście? — spytał w pewnym momencie Kumar, który zajmował się Victorią. Nieprzytomną Victorią, którą zdołał unieść i stanąć w progu.
Czy on naprawdę był aż tak pokurwiony, żeby pozbawiać świadomości własną współlokatorkę?
Chyba dopiero fakt, że ktoś śmiał tknąć blondynkę, zadziałał na Gareda, który w mgnieniu oka wręcz wyrwał dziewuchę hindusowi, a gdy to nastało, Renee wciągnęła Yamira do środka, drugiego mężczyznę całkiem wypchnęła z mieszkania i zamknęła drzwi na cztery spusty.
— Dałbym radę! — fuknąłem nieco oburzony, że kobieta ponownie odebrała całą frajdę.
— Zrób znowu szpagat i kopnij coś z wyskoku, wtedy pogadamy — warknęła, otrzepując ręce, które chwilę temu dotykały mężczyzny. — A się czuję, kurwa, brudna teraz — fuknęła. — Gdzie była łazienka?
— Drugie drzwi po lewo — westchnąłem, a zielone oczy zniknęły na chwilę z pola widzenia. Odłożyłem nóż na miejsce i westchnąłem, podchodząc do krzesła, które, na szczęście, było całe i zdrowe.
— Co teraz? — spytał hindus, marszcząc czoło.
— Jak to co? — parsknąłem, wyciągając telefon. Mężczyzna zerknął na mnie, a później na kobietę, która opuszczała pomieszczenie, strzepując kropelki wody na wszystkie strony, bo chyba wciąż nie wyznawała ręczników. Wystukałem kilka liczb na ekranie, nucąc pod nosem „Ten numer to kłopoty”.

— Zawsze trafiasz do jakiejś popieprzonej dzielnicy, Oakley, jak ty to robisz? — spytała kobieta, widząc, jak policja wspina się piętro wyżej. Usłyszeć się dało pukanie do drzwi.
— Swój do swego ciągnie, tak myślę — parsknąłem cicho, kręcąc głową.

Od Taylor do Axela

Piątek, 15:37
     Z ramion zrzucam płaszcz, wpierw odkładając ciężką torbę na komodę. Koniec tygodnia. Koniec pieprzonej tułaczki z tej sali do tamtej, żeby tylko nie daj boże spóźnić się na chemię. Albo matematykę. Albo cokolwiek innego, to nieistotne. Piątek zazwyczaj równa się z nawałem prac domowych i nauki na kolejny tydzień, a wszyscy uczniowie zaczynają biegać jak poparzeni, albo, o, ironio, jakby karą miała być kąpiel w wannie z lodem. To akurat ta gorsza część szkoły. Nieco sprytniejsi omijają ten chlew szerokim łukiem i wolą wybrać się gdziekolwiek indziej. Przysięgam, że zrobiłabym to samo, gdyby nie pewna swego rodzaju groźba — powtarzanie klasy. O zgrozo, nie wytrzymałabym z młodszym rocznikiem. Powracając, rzucam płaszcz na łóżko i podchodzę do lustra, delikatnie poprawiając potargane przez wiatr włosy. Kątem oka zerkam na biurko i zauważam fioletową karteczkę leżącą gdzieś w gąszczu innych papierów. Nie używam kolorowych karteczek, są zbyt kolorowe. Ale kto je uwielbia?
     — Ethan?
     Echo odbija się od ścian pustego korytarza. Podchodzę do białych drzwi oddzielających mnie od jego pokoju. Panuje w nim cisza, jakby nikogo tam nie było. Nie fatyguję się i nie pukam, po prostu otwieram je na oścież i odruchowo opieram się o ramę. Podczas rozmów z nim zazwyczaj przybieram taką pozę. Skanuję całe pomieszczenie, lecz ani śladu po szatynie. W dłoni ściskam papierek, kiedy zaglądam do każdego pokoju po kolei. Cały sekret moich poszukiwań tkwi w tym, iż on zawsze tutaj jest o tej godzinie i zawsze odpowiada, gdy go wołam. I nie wchodzi do mojej sypialni podczas mojej nieobecności, a na pewno nie zostawia tam swoich pilnie strzeżonych rzeczy, tak jak przykładowo kolorowe karteczki. To jest, kolorowa karteczka. Jedna. Dodatkowo coś na niej napisał, ale jego cholernie nieczytelne pismo utrudniało mi rozczytanie się niemiłosiernie. I co? Nie doczytałam się, a skądże.

Od Nivana cd Antoniego

Drażnił i kusił niemiłosiernie, wręcz irytował tym swoim jestestwem, swoimi gestami i ruchami. Tym niby przypadkowym zahaczeniem o niektóre części ciała. Tym dziwnym wyginaniem ręki. Tym ostatnim pocałunkiem.
Tym absolutnie absurdalnie wyglądającym trzęsieniem dupska, gdy próbował pozbyć się spodni. Skacząc, jakby grał w klasy, próbując przy okazji utrzymać równowagę, co rzadko się udawało. Kończył, leżąc na wyrku, na co tylko przewracałem oczami, sam pozbywając się swoich ciasnych rurek w mgnieniu oka, bo jednak po tylu latach noszenia tego, człowiek dochodzi do wprawy i zsunięcie ich z tyłka nie należało już do problemów.
Dlatego tylko siedziałem po turecku, przyglądając się wyczynom mężczyzny. Raz na jakiś czas poprawiając własne bokserki, czy drapiąc się po szyi, bo swędziała po jego wyczynach.
I w końcu pozbył się tych swoich spodni w kancik, w końcu rozłożył ramiona i zaprezentował się w całej okazałości.
— Oto i ja — rzucił, szczerząc się od ucha do ucha, na co jedynie przewróciłem oczami i dość głęboko westchnąłem, obserwując dokładnie całego mężczyznę. Od stóp do głów. Zauważając jakiś niuans, którego wcześniej nie było.
I był paskudniejszy, niż moja własna blizna, po kilku operacjach, a to należało już do jakiegoś wyjątkowego stanu zaniedbania.
Ale przywołałem go do siebie, a gdy stał tuż przede mną, nie pozwalałem, by uwalił się na mnie jak kłoda, a jedynie ucałowałem splot słoneczny i pstryknąłem szczura na prawym żebrze.
— Co to, kurwa, jest — parsknąłem, zerkając na niego z dołu.

Od Nivana cd Wandy

Nie wiem, czy powiedziałem coś nie tak. Czy zrobiłem coś nie tak? Zawsze miałem problem.
Z tym.
Z tym miejscem w emocjach, tymi działaniami, których nigdy zrozumieć w stanie nie byłem. Szczególnie u Przewalskiej.
Tak często nie rozumiałem, dlaczego płakała, dlaczego reagowała tak, a nie inaczej, chociaż przecież tak często działałem identycznie, co ona.
Zawsze mówili mi, że za dużo obserwuję. Że za dużo myślę.
Podczas gdy w rzeczywistości nic nie widziałem i niczego nie rozumiałem, zamykając się w błędnym kole poszukiwań, które zawsze kończyły się po prostu źle.
Drgnąłem, czując ręce na karku. Drgnąłem, czując twarz dziewczyny przy szyi. Drgnąłem, czując, jak sama robi to samo.
Odetchnąłem głębiej, słysząc słowa, które momentalnie zrzuciły na wątłe serce ogromne obciążenie. Tak ciche, a tak głośne, tak niewyraźne, a tak proste do zrozumienia.
Może dlatego oddałem uścisk, może dlatego przyciągnąłem ją jeszcze mocniej i może też właśnie dlatego załkałem żałośnie, powtarzając, że wiem i że też tęskniłem.
Że wszystkiego żałuję.
Bo zgrzeszyłem. Mową, myślą, uczynkiem i zaniedbaniem.
Chyba zawsze tak kończyliśmy. Razem, zamykając się w ukochanych ramionach tej drugiej osoby, wspólnie rycząc, wspólnie wylewając żale i licząc na to, że oboje wyjdziemy z tego cało.
Brakowało tylko skarpetek reniferów i tych obrzydliwych, krewetkowych prażynek. Brakowało tylko cofnięcia czasu i naprawienia wszystkich błędów przeszłości. Brakowało nieco mądrzejszego Oakleya.

30 mar 2019

Julia Arabella Montclarie

Źródło: Pinterest (na zdjęciu widnieje nieznana mi osoba)
Motto: Ludzie często uważają jakieś słowa za na tyle ważne, że powinni według nich żyć. Inni mają potrzebę określenia swojego życia, w pewien sposób podsumowania go jednym cytatem. Julia nie miała takiej potrzeby, ponieważ nie lubi określać. Nic nie jest tylko czarne lub tylko białe. Jednak jeśli mówimy o jakiś wyznacznikach szybkiej drogi do osiągnięcia celu, to tak, można takie coś znaleźć w jej pokoju. Wspomnijmy o trzech najważniejszych:
"You gotta be so cold, to make it in this world"
"I see it, I like it, I want it, I GET IT"
"Underestimate me. That will be fun"
Każdy z nich przypomina jej o tym, jak świat jest zbudowany i jak się w nim odnaleźć, a cóż będąc jedyną ukochaną kobietą w domu prosto było się przystosować do takiej, a nie innej roli.
Imię: Kiedy jej matka dostała w swoje spracowane, drżące ramiona małą, kruchą dziewczynkę, która patrzyła na nią dużymi, przestraszonymi oczami, poczuła, że powinna się ona nazywać Julia. Dla niej oznaczało to wstydliwa, mimoza. Samej dziewczynie za to zawsze odpowiadała bardziej interpretacja jako burza, podobało się jej również potężne pochodzenie tego imienia. Ojciec jednak miał całkowicie inne zdanie. Chciał ją nazwać Arabella, jednak bez większego przywiązania do znaczenia. Ot po prostu mu się podobało. Dopiero po namowach dziadka dziewczynki, jej matka zgodziła się nadać jej to imię dopiero jako drugie.
Od tych imion powstało sporo zdrobnień, jednak sama dziewczyna nie lubi, kiedy ktokolwiek ich używa względem niej, ponieważ uważa, że wystarczająco urosła i wydoroślała, żeby zauważyć, że nie jest już małą dziewczynką w dwóch francuskich warkoczykach. Czy jednak jakikolwiek z jej 7 braci czy ojciec się tym przejmują? Otóż nie. Nazywają ją każdym możliwym zdrobnieniem, jednak każdy z nich ma swoje ulubione, wspominając kilka: doll, princess, honey, sweety, kitten i wiele innych, a co do zdrobnień imiona: Jully, Ari, BellaJuly.
Nazwisko: Montclarie. Nazwisko znane z ciężkiej pracy i cenione, trudne nazwisko. Rodzina kobiet - prawników, ludzi sukcesu... właściwie mężczyzn sukcesu. Julia nie chciała być prawnikiem, nie chciała mieć firmy, starsi ludzie z rodu Montclarie uważają ją za czarną owcę, ale za nią stoi mur sukcesu i mur obrony złożony z jej braci, w końcu nikt nie ruszy ich siostrzyczki.
Wiek: Mentalny, czy ten wyznaczany przez zegar biologiczny? Właściwie ma 21 lat, jednak każdy, kto z nią rozmawia, spotyka ją, uznaje ją za o dobre kilka lat starszą i to bynajmniej nie z powodu jej wyglądu.
Data urodzenia: To był piękny dzień rozpoczynający przedwiośnie, pierwszy marca.
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: To jeden z tych apartamentowców, który ciężko określić. Teoretycznie to miejsce pełne luksusowych mieszkań, a z drugiej strony pełne imprezujących studentów, których nie jest stać na tak ogromne luksusy. Mieszkanie Julii, które dzieli z dwiema dziewczynami w jej wieku znajduje się na czwartym piętrze, dzięki czemu dziewczyny nie mają już wyrzutów sumienia z korzystania z windy. Po samym wejściu wita nas dosyć krótki przedpokój, za którym widać już sporą otwartą przestrzeń, która łączy w sobie kuchnię oraz salon. Wcześniej w samym przedpokoju i jego przedłużeniu przed samą kuchnią znajdziemy na prawo drzwi do pokoju Julii, za to na lewo kolejno drzwi do pokoju Candice, do łazienki i na końcu do pokoju Izzy. Sama kuchnia to pomieszczenia wydzielone od jasnobrązowych paneli, które zostały tutaj zastąpione przez jasnoszare, niemalże białe płytki. Możemy tutaj znaleźć zabudowę kuchenną łączącą drewno z czernią, a została ustawiona w kształcie litery L przed którą znajduje się również w kolorze jasnego brązu, drewniana wyspa z czterema wysokimi krzesełkami, na których Julia uwielbia spędzać poranki powolnie sącząc kawę przed paniką, ponieważ za dużo spędziła na tym czasu. Salon to pomieszczenie połączone z kuchnią i przedzielone ścianką z półkami, na których znajdziemy poza książkami telewizor, przed którym na ustawionych w tej części kanapach wszystkie trzy dziewczyny kochają spędzać leniwe wieczory. Tutaj również znajduje się wyjście na balkon, gdzie możemy znaleźć również stolik i drewniane ławy oraz trochę kwiatów. W salonie, za wspomnianą wcześniej ścianką znajdują się regały pełne książek, a przy samym oknie, zamiast parapetu przygotowano siedzisko, aby można było tam spokojnie zająć się lekturą. Warto również wspomnieć o łazience, w której mimo wszystko dziewczęta spędzają dużo czasu i z którego to powodu wbudowano tam trzy toaletki, z czego przy dwóch znajdują się umywalki, a co znajduje się po lewej stronie od wejścia ułożone również w literę L. Na prawo od wejścia możemy znaleźć wikliniane kosze na pranie, a zaraz obok specjalne półki, dzięki czemu na dole znajdziemy pralkę, a na górze suszarkę. Dalej za prawno znajduje się duży prysznic, gdzie według Julii spokojnie zmieszczą się trzy osoby, a czego jej współlokatorki jakoś nie chcą z nią sprawdzić. Naprzeciwko wejścia do prysznica, czyli w najdalszym kącie od wejścia obok toaletek i półek na ich wszelkie rzeczy znajduje się spora wanna, w której Julia osobiście uwielbia brać długie kąpiele... naprawdę długie. Wszystko utrzymane jest w jasnych kolorach, przełamanych również jasną szarością. Jeśli jednak mówimy o sypialni Julii, to w kwestii kolorów niewiele się zmienia. Naprzeciwko wejścia znajdziemy bardzo duże okna, które Julia kocha zostawiać niezasłonięte. W końcu nie ma się czego wstydzić i wcale nie uważa, że ktokolwiek by ją zauważył. Na lewo wejścia znajdziemy ogromne łoże, przykryte zawsze i wyłącznie jasną pościelą, najlepiej białą, a dalej ogromną szafę mieszczącą całą kolekcję ubrań, akcesoriów i butów Julii. Za to na prawo od wejścia znajdziemy długi blat z krzesłem przy nim, gdzie Julia pracuje, a nad którym znajduje się tablica korkowa pełna notatek, rysunków i pomysłów. Obok na ścianie przy samych drzwiach znajduje się komoda pełne jej przyborów do rysowania, a na niej stoją jej zdjęcia z braćmi i ojcem. Warto zauważyć, że centralnie naprzeciwko wejścia stoi najczęściej sztaluga, a obok niej znajduje się fotel w kształcie muszli w kolorze kości słoniowej, w który dziewczyna kocha przesiadywać. Należy również wspomnieć o jednej ciekawej rzeczy, mianowicie centralnie nad jej łóżkiem zostało zamontowane lustro, dzięki czemu leżąc na nim Julia widzi cały obszar łóżka.
Kolejną ważną informacją przy opisie miejsca zamieszkania Julii jest to, że potrafi pomieszkiwać w swoim rodzinnym domu, który ojciec kupił już po dorobieniu się pokaźnej kwoty na koncie dzięki domu mody, który prowadzi. To ten sam dom, w którym Julia i jej rodzeństwo się wychowali, a gdzie aktualnie mieszka oprócz Milesa i Miguela, który właściwie tylko pomieszkuje tutaj, ponieważ ma swoje mieszkanie, które wynajmuje ze znajomymi ze studiów, ojciec Milesa z jego partnerką - Georgią oraz dwójka najmłodszego rodzeństwa w tym domu, czyli Adrien i Alexander.
Sama posiadłość, ponieważ ciężko jest inaczej nazwać posiadany przez nich teren oraz znajdujący się na nim budynek domu, znajduje się nieco za miastem w stronę jeziora Danau, do którego mimo wszystko zostaje dosyć spory kawałek do przejścia. Cały teren został dokładnie ogrodzony dosyć wysokim płotem, dzięki czemu nikt niechciany nie ma możliwości zajrzenia do środka. Budynek to całkiem pokaźna willa, która posiada oprócz parteru jedno piętro i została zaprojektowana w nowoczesnym, bardzo minimalistycznym stylu, za to wykończona w kolorach brązu, beżu i czerni. Poza budynkiem domu w całej konstrukcji zawiera się garaż, na którego dachu został wykonany jeden z wielu tarasów, taras na parterze połączony z basenem, za to nieco z boku działki, a właściwie w najdalszym jej zakątku względem domu można znaleźć drewnianą altanę z dwoma wiklinowymi krzesłami oraz niewielkim stolikiem. Parter jest o wiele bardziej rozległy względem piętra, na którym znajdują się właściwie przede wszystkim sypialnie. Natomiast na parterze znajdziemy szeroką gamę różnorodnych pomieszczeń, czyli od wejścia z poboczną garderobą, przez kuchnię, jadalnię, salon, bibliotekę, gabinety ojca Milesa i Georgii, ich sypialnię do dwóch łazienek, wyjścia do garażu i popularnego składziku na wszystko. Piętro jednak to już całkiem inna historia, można je nazwać sypialnią tego domu. Przy takiej ilości pokoi, każda z łazienek na tym piętrze jest wspólna dla dwóch z nich, co okazywało się zawsze ogromnym uproszczeniem przy tak dużej rodzinie. Warto wspomnieć jeszcze o jednym pomieszczeniu, o którym właściwie większość mieszkańców nie pamięta. Jest to jedyne pomieszczenie na piętrze, które zostało usytuowane tak, aby nie miało wyjścia na taras. Jest to w pewnym sensie pokój muzyczny, a przynajmniej prawdopodobnie takie było jego pierwotne przeznaczenie. W pomieszczeniu tym można znaleźć oprócz czterech ścian z kolorze jasnego beżu przypominającego piasek, wyłącznie czarny fortepian stojący na środku wyłożonej płytkami przypominającymi biały marmur podłogi. Obok fortepianu stoi niewielki stolik z czarnego drewna, na którym stoi srebrna tacka, a na niej stoi prosty szklany wazon z kilkoma zawsze świeżymi czerwonymi różami, butelka whisky oraz jedna odpowiednia szklanka do niej. Nic poza tym.
Ma również małe mieszkanie, o którym wiemowa niewiele osób... właściwe wiedzą o tym trzy osoby łącznie z nią. Te osoby to Francisco, który kupił dla niej to mieszkanie oraz oczywiście Miles. Jest to niewielki apartament, który dzieli się na dwie części: kuchnię z pracownią i czymś na kształt salonu i dodatkową toaletą oraz drugą sypialnię z łazienką.
Orientacja: Właściwie ciężko powiedzieć. Sama Julia nigdy nie przyznała się, do tego, ale zdarza się jej wędrować wzrokiem za kobietą, jednak tak naprawdę między nią, a inną kobietą w życiu do niczego nie doszło. Ogólnie więc twierdzi, że jest heteroseksualna, chociaż ciężko jej we własnym umyśle to sobie w taki właśnie sposób zaszufladkować.
Praca: studentka grafiki na Akademii Sztuk Pięknych, poza tym projektantka ubrań w domu mody jej ojca.
Charakter: Jeśli dałoby się wszystko uprościć do samej surowej struktury i odczytać z niej tą najgłębszą prawdę to Julia prawdopodobnie byłaby bardzo przejmującą się opinią innych słodką, dobrą dziewczyną. Nikt nie miałby wątpliwości czy rozmowa z nią to najlepsze wyjścia, a czy przy propozycji wspólnego wyjścia nie zostanie się przypadkiem ośmieszonym. Nikomu nie łamałaby serca, znalazłaby miłość życia i miała czwórkę dzieci. Jednak to nie jest takie proste, a Julia wcale nie stała się taka, bo jakiś niedobry chłopczyk złamał jej serduszko i teraz cierpi niczym jak w sztuce teatralnej. Ona wybrała to jaką chce być i nigdy nie cofnęła swojego zdania, ponieważ jej pogląd jest bardzo jasny. Według niej spokój życia i esencję jego prostoty mogą dać jej tylko:
Szczerość.
"Shhh. No one cares" 
Ona się nie przejmuję tym, czy jej opinia kogoś urazi. To jest jej opinia, jeśli masz się za to na nią obrazić, czy poczuć się nią urażony, to po prostu nie pytaj, ponieważ ona nie ma interesu w ranieniu ludzi... przynajmniej zazwyczaj. W jej interesie jest powiedzenie ludziom prawdy, ponieważ wie, że ludzie potrafią dowiedzieć się wszystkiego, a przez co może stracić twarz, po co więc kłamać skoro można się przyznać i nadal wygrać?
"Yeah I'm a bitch. Just not yours"
Kłamstwo uważa za coś bezużytecznego, powodującego zamęt i zmuszającego ją do jakiegoś wielkiego wysiłku w celu wyjaśnienia jakieś sytuacji, kiedy można było po prostu powiedzieć prawdę. Jednak ludziom to przeszkadza, uważają to za niewłaściwe, za niegrzeczne, a ona wzrusza tylko ramieniem, chcesz żyć w swojej obłudzie, to proszę bardzo, ale ona wytknie ci każdy błąd.
Ludzie pytają, czy sprawia jej to jakąś satysfakcję. Można powiedzieć, że w pewnym sensie tak, ponieważ ona lubi odsłaniać ludzkie słabości i uderzać w nie. To trochę jakby posypywała ranę solą, ofiara miota się i krzyczy, ale łamie ją to, a Julia otrzymuje to co chce, biznes się zgadza, idziemy do kolejnej osoby, robimy to samo, osiągamy kolejny cel. Co zmieni powiedzenie komuś w oczy, że jutro o trzynastej dwadzieścia siedem niszczę ci życie? Nic, jeśli chce to to zrobisz, a świadomość tej osoby nic jej nie pomoże. Więc Julia mówi wszystko prosto w oczy, w końcu i tak wyjdzie na jej, prędzej czy później.
"I'm sorry did I roll my eyes out loud?"

Dominacja
Dom pełen mężczyzn i ona mała kobietka, która nigdy nie miała kobiecego wzorca, a mimo to wyrosła na kokietkę, doskonale znającą swoje możliwości. Prawda jest taka, że musiała się nauczyć dominować, ale zostać zdominowaną. Wybrała to pierwsze, a później powoli, stopniowo zaczęła wychodzić z tym z okręgu zacisza domowego, aby stać się taką dla każdego faceta, który kiedykolwiek zawiesił na niej swój wzrok.
"I heard you are a player. Nice to meet you, I'm the coach"
Pewność siebie i pewność bycia zabezpieczaną przez ośmiu rosłych mężczyzn spowodowała, że bawienie się mężczyznami, czy innymi ludźmi stało się dla niej czymś bardzo prostym. Nie mówimy tutaj tylko o niewinnym stawianiu drinków w barze, czy spełnianie wszystkiego, o co tylko poprosi, to raczej wewnętrzna wojna z każdym o władzę, ponieważ to bardzo uzależniające uczucia, a Julia nauczyła się to kochać. Lubi być wyżej, lubi przewidywać i wiedzieć, a to daje jej nie tylko wygląd, lecz przede wszystkim inteligencja, ponieważ musi być na tyle inteligentna, żeby wiedzieć jak coś osiągnąć, jak zagrać, jak kogoś pokonać. To trochę jak dobra gra, od której nie lubisz odchodzić póki wygrywasz... a ona zawsze wygrywa.
"Shut up. I wear heels bigger than your dick"

Umiejętność dostosowania się do sytuacji.
"I love to smile. I'm a happy little fucker."
Sztuczny uśmiech? Da się zrobić. Łzy na zawołanie? Da się zrobić. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy to zrobić. Czasem trzeba być towarzyską, czasem lepiej przemilczeć, raz musisz krzyczeć, a później udawać, że jesteś najbardziej niewinną osobą na świecie. Nie do końca jesteś w stanie coś na to poradzić. Mogłoby się to wydawać niemalże sprzeczne z jej szczerością, jednak to w jaki sposób się ona zachowuje i dostosowuje swoje słowa i zachowanie do sytuacji nie uważa za kłamstwo. To tylko przystosowanie się, sprawienie, że wydaje się być o wiele bardziej przekonywującą w tym co robi i powoduje, że w pewien sposób może uniknąć ranienia ludzi i bycia zranioną. Nienawidzi bycia stawianą w niezręcznych sytuacjach i bycia konfrontowaną, więc czemu by tego nie uniknąć przed odpowiednie ustawienie się w sytuacji i wyjścia z niej obronną ręką?
"I choose to play stupid but trust me I know everything you think I don't."
Wielu było takich, którzy uważali ją za głupiutką dziewczynę, która potrafi tylko kokietować, a nie potrafi myśleć. Nie wszystkich Julia wyprowadzała z ich błędu, ponieważ nie zawsze uważała to za konieczne. W końcu przyjdzie czas, że zrozumieją swój błąd, a jeśli nie przyjdzie taki moment to po co utrudniać sprawę sobie i innym? Ona ma swój bagaż doświadczenia i bagaż wspomnień. Jakiś chłopak myślący, że jest głupią, łatwą laską nie spowoduje, że jej świat rozpadnie się na kawałki. Julia stoi zbyt pewnie na nogach, żeby taki chłopiec, których jest miliony na świecie mógł nią zachwiać. To jej rolą jest, aby wytrącić go z równowagi.
"Behind every bad bitch is a sweet girl who got tried of everyones bullshit"
Hobby: Oczywiście największym hobby, a właściwie jej największą pasją jest gra na gitarze elektrycznej, jak również elektrycznej czy basowej. Od dzieciństwa uwielbiała również grę na pianinie oraz próbowała uczyć się gry na skrzypcach, co jednak nigdy nie doszło do pożądanego skutku. Do tego przy takiej pracy oczywiste jest chyba, że musi kochać rysować, tworzyć nowe wzory. Pomaga jej w tym słuchanie muzyki, która jak widać jest ważnym elementem jej życia.
Aparycja|
- wzrost: 158 cm, co daje jej wzrost w kategoriach niższych kobiet, jednak to nie jest jeszcze niezręczne, nikt nie porównuje jej do dziecka, czy zasmuca ją z tego powodu.
- waga: 48 kilogramów, czyli tak naprawdę idealna waga przy jej wzroście, która daje jej pewność swojego ciała, przy jednoczesnym niesprawianiu wrażenia, że Julia jest za chuda.
- opis wyglądu: Wyprostowana młoda kobieta, z wiecznie wysoko uniesioną głową, jakby myśląca, że jest ważniejsza od innych, niczym grecka bogini wśród ludzkiego miotu. Owszem to właśnie Julia.
Proste plecy, odważny koci chód, naturalne piękno i naturalna piękność siebie, wrodzony wdzięk czynią ją mimo niewielkiego wzrostu bardzo silną kobietą i przede wszystkim bardzo władczą w jej niezwykłej świadomości własnego ciała i jego wpływu na inne osoby. Nie oznacza to u niej jednak sprzedawania swojego ciała, raczej wykorzystanie sytuacji jeśli się takowa nadarzy... chyba że ją samą to obrzydza. Jeśli chodzi o jej figurę, to jest ona bardzo smukła, czego wrażenie tylko wzmacniają wąskie biodra dziewczyny i równie wąskie ramiona, a także wyraźne zarysowane - choć jeszcze nie rażące oczu - obojczyki. Na szczęście jednak matka natura nie była tak skąpa w kwestii ładnej pupy, co zdecydowanie podoba się Julii, niestety kosztem biustu.
Sama twarz dziewczyny, okolona jest ciemnymi włosami, których kolor można opisać jako kruczoczarny. Poza pracą - gdzie związuje je w niski, ścisły kok lub kucyk - są praktycznie zawsze puszczone luzem. Naturalnie opadają jej one tuż za piersi, łagodnymi, miękkimi falami, które Julia często zakręca na palcach, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawia. Jej szczupła twarz o mimo wszystko dziewczęcych a mimo to wyraźnych rysach oraz delikatnie bladej, nieco mlecznej cerze, ma wiecznie świeży wyraz, co sama dziewczyna zazwyczaj podkreśla delikatnym makijażem. Ma ona niewielki, prosty nos, lekko zadarty na końcu, w którym zawsze chciała mieć kolczyk, jednak szybko zostało to jej wybite z głowy. Jej duże usta, o pełnych jasnoróżowych wargach bardzo często są delikatnie rozchylone lub ich kąciki są niemalże niewyraźnie uniesione w dziwnym uśmieszku, który przyciąga do siebie zainteresowanie szczególnie mężczyzn. Często umalowane czerwoną szminką pokazują wiele, z jej emocji. Mimo to chyba jednak najbardziej intensywną, rzucającą się w oczy cechą fizyczną Julii są jej oczy. Duże, uważnie obserwujące wszystko oczy, o tęczówkach w kolorze pięknego brązu, jednak nie takiego jasnego piwnego, ale przeciwnie niezwykle mocnej, gorzkiej czekolady, przez co czasami ciężko jest powiedzieć gdzie kończy się tęczówka, a zaczyna źrenica. Te same oczy są niczym oddzielny organizm, w ciągłym ruchu, wodzące za innymi i skrywającymi wszystko, co kłębi się wewnątrz ich właścicielki, jakby chciały oddać tylko to, co jest jej na rękę. Potrafią niemal niespodziewanie wybuchnąć tysiącami iskier złości lub iskier pasji, jednak tylko wprawne oko potrafi to zauważyć.
Warto również wspomnieć o dwóch ważnych elementach wyglądu Julii. Są to ręce oraz nogi. Pierwsze to chude, delikatne dłonie, o długich smukłych placach. Wydają się one nienaturalnie długie względem całego niewielkiego ciała Julii. Często nazywane dłońmi stworzonymi do gry na pianinie, co zresztą ich właścicielka uwielbia robić. Również nogi są u niej zaskakująco długie, co nie raz przynosiło jej problemy z zakupem odpowiednich spodni, przy jej niewielkiej posturze, pomimo ich naturalnej smukłości. Co dziwne, widząc ją w sukience i obcasach, dokładnie można palcem prześledzić każdy mięsień jej nóg, które wyglądają jakby przeszły tysiące kilometrów w swoim życiu, a jednak to tylko wrodzona skłonność.
Za to sposób ubierania się Julii jest bardzo trudny do określenia. Jednego dnia potrafi ubrać się całościowo na czarno, z elementami punkowymi, czy rockowymi, za to następnego dnia czy tego samego dnia wieczorem nagle przychodzi ubrana jak artystka, a właściwie jak projektantka mody, który dosłownie przed chwilą uciekła z prestiżowego pokazu mody. Tak więc może on być prosty i swobodny, ale również potrafi być wyszukany, elegancki, najważniejsze jednak żeby był praktyczny i nie przeszkadzał Julii w pracy.
- pozostałe informacje: Julia kocha okulary przeciwsłoneczne i ma ich bardzo liczną kolekcję. Każda z par jest pod jakimś względem inna od pozostałych, różna kształtem, ciemnością szkiełek, wyróżniająca się niezwykłym kolorem, ciekawym stylem, znaną marką czy godnym zapamiętania miejscem zakupu. Warto również wspomnieć, że zawsze rano zakłada na jeden z palców prawej ręki złoty, dosyć prostu pierścionek, który dostała od swojego bliźniaka na ich osiemnaste urodziny, obaj jej bliźniacy noszą swoje, identyczne na szyi. Chociaż Miles nie ma problemu z noszeniem go na placu... Poza tym dosyć szczególnym znakiem na ciele Julii jest mała blizna na  prawym biodrze, która powstała jako wynik przedzierania się przez śliwki. Posiada również dwa tatuaże, pierwszy zrobiła sobie w swoje dziewiętnaste urodziny i jest to liść laurowy wokół jej lewym biodrze, drugi za to powstał już rok później i jest to niewielki rogal księżyca, który znalazł się na karku Julii.
- głos: Au/Ra: kobiecy, wysoki oraz delikatny głos, którego ton zmienia się praktycznie co sekundę. Za to w chwilach wybuchów, które  są tak naprawdę dosyć częste u niej, jej głos bardzo się zniża, aż zaczyna chrypieć.
Historia: Rodzina jej ojca pochodzi z Calor, a sama Julia urodziła się już w Avenley, gdzie wtedy jeszcze mieszkali jej rodzice. Z tego co wie poznali się na jednej z tamtejszych pięknych plaż i podobno zakochali się w sobie do szaleństwa. Francisco wspominając młode lata swojego dzieciństwa uważa, że wyglądali na całkiem zdrowe pełne miłości małżeństwo. Przynajmniej co czasu trojaczków, czyli Julii, Milesa i Miguela. Przed samą informacją o kolejnej ciąży postanowili się przenieść tutaj, ponieważ Peter dostał propozycję przejęcia domu mody Montclarie, którym jeszcze wtedy zarządzał brat jego ojca, a który ze względu na wiek i problemy ze zdrowiem postanowił zmniejszyć swoje obowiązki. Oznaczało to więc szybkie i wysokie zarobki, które dla małżeństwa z już wtedy trójką dzieci były potrzebne. Decyzja została podjęta, a w międzyczasie wyszło na jaw, że Jasmine po raz kolejny zaszła w ciążę. Ciężko powiedzieć co się wtedy stało, ale jak wspomina ojciec można było wyczuć zmianę w jej zachowaniu. Stała się o wiele dalsza, jakby nie chciała, aby ją dotykał. Powoli małżeństwo coraz gorzej się dogadywało ze sobą, coraz mniej rozmawiało, jednak po jakimś czasie, kiedy Julia i jej bracia mieli już trzy latka można było uznać, że wszystko wróciło do normy. Jasmine cieszyła się z bycia matkom, kochała wszystkie swoje dzieci równo, a sam Peter gdyby mógł to nieba by jej uchylił. Nie wyobrażał sobie życia bez niej i bez któregokolwiek ze swoich dzieci. Jego żona nigdy też nie myślała i nie mówiła o tym, czy taka ilość dzieci to dla niej za dużo czy za mało, nigdy nie narzekała. A kiedy wpadli z mężem i zaszła w kolejną ciążę, śmiała się z tego w głos. Za to pół roku po narodzinach Alexandra i Adriena zniknęła. Zostawiła tylko karteczkę z wiadomością, że ma dosyć bycia maszyną do robienia dzieci i bycia traktowaną jak służącą i wyjeżdża ze swoim nowym mężczyzną. Podobno znalazła go niedługo po urodzeniu bliźniaków. Podobno traktował ją lepiej od Petera, chociaż nikt w to nie wierzy, a przynajmniej nikt to widział jak bardzo ta informacja o zdradzi go zraniła. Nigdy go nie zatrzymała, nigdy nie powiedziała, nie chcę, on sam oddałby jej wszystko, w ogień za nią by wskoczył, a ona go zdradziła i odeszła. Odtąd mężczyzna robił wszystko, aby w miarę możliwości przejąć jej rolę, jednak nigdy się nie oszukiwał, że wystarczy swoim dzieciom za dwoje. Jego dzieci właściwie pogodziły się już z myślą, że pozostanie on prawdopodobnie sam do końca swoich dni, jednak zmieniło się to podczas jednego z czerwcowych koncertów, które co tydzień odbywają się w parku. Tam poznał Georgię i początkowo starali się wprowadzać ją do życia rodziny możliwie najwolniej, jednak widząc akceptację Georgii przez swoje dzieci, oboje nieco się rozluźnili i zajęli sobą. W końcu to i tak nie zmieniło pozycji Julii w tym domostwie, równowaga nie została zachwiana. Sama Georgia raczej nie nocuje u Petera, więc jego 8 dzieci może spokojnie się do jej obecności przyzwyczajać. W tym czasie dzieci się rozwijały, dorastały, każde wybrało nieco inną drogę. Sama Julia przejęła za to miłość do mody i rysunku, co podobno płynie w ich krwi, a co sama dziewczyna uważa za kompletną bzdurę, ponieważ ojciec tylko przypadkiem przejął dom mody Montclarie, będąc ulubionym bratankiem ówczesnego jego właściciela, który sam miał tylko córki, a twierdził, że chce przekazać swój dobytek mężczyźnie.
Rodzina: Całkiem pokaźna, pełna mężczyzn.... zdecydowanie za dużo mężczyzn znajduje się w tym domu i to przede wszystkim z tego powodu chciała za wszelką cenę wyprowadzić się do samodzielnego mieszkania. Jednak zacznijmy od początku i od najstarszych do najmłodszych.
Peter Montclarie - właściciel domu mody Montclarie - 54 letni wysoki mężczyzna o cerze bardzo podobnej do Julii. Jedyną różnicą jest kolor włosów, który u Peter jest czekoladowy oraz zielony oczu. To bardzo odpowiedzialny człowiek, mimo wszystko twardo stąpający po ziemi, który z drugiej strony potrafi być ciepłym człowiekiem, z którym można porozmawiać na każdy temat i który zawsze wysłucha cię do końca.... A później tylko przebije twoje argumenty swoimi, znajdzie najsłabsze punkty twojego pomysłu, wytka błędy, przewidzi skutki i odprawi cię z kwitkiem. Jako samotny ojciec ósemki dzieci musiał się nauczyć mówić "nie".
Francisco - jeden z dyrektorów i współwłaścicieli korporacji sprzedającej kosmetyki - 29 letni równie wysoki mężczyzna co jego ojciec, o czekoladowych włosach i zielonych oczach ojca. Człowiek, który ciężką pracą bardzo szybko się dorobił. Wie jak znaleźć okazję i ją wykorzystać, a jego ogromny upór, surowość wobec siebie i innych oraz niezwykle wysoka ambicja pozwala mu na wszystko. To taka osoba, której lepiej nie wchodzić w drogę, ponieważ może się wydawać najspokojniejszym, najbardziej opiekuńczym starszym bratem, ale nie zawaha się niszczyć kogoś, kto wejdzie mu w interesy, albo co gorsza zbliży się do jego siostry, która jest oczkiem w jego głowie.
Anthony - właściciel hotelu na wybrzeżu - 27 letni mężczyzna o identycznej posturze i wyglądzie co ojciec. Spokojny człowiek o jasnych zasadach, powoli, ale skutecznie dążący do celu, który potrafi wmówić rozsądek nawet w swojego starszego brata, u którego sumienia zaciemnia mu jego skłonność do dominacji. Anthony nie wykazuje takich skłonności, on w swojej małomówności potrafi być silniejszy niż jakikolwiek krzyk czy jakakolwiek groźba Francisco.
Benjamin - student inżynierii dźwięku - czyli 23 letnia kulka optymizmu i radości z życia. Wysoki o czarnych włosach i równie ciemnych brązowych oczach, które tryskają radością. To ten rodzaj brata, do którego idziesz kiedy masz najgorszy dzień na świecie, a on w kilka minut sprawi, że będziesz płakać ze śmiechu. Kochający muzykę, oddający wszystkiemu co robi całe swoje serce. Poza tym czujący wielką odpowiedzialność za siostrę i jej bezpieczeństwo, chociaż nie przejmujący się tym tak obsesyjnie jak Francisco.
Miles i Miguel - studenci prawa - czyli najgorsza para 21-latków jaką możecie sobie wyobrazić. Bliźniacy Julii z biegiem lat stali się jeszcze bardziej pyskaci, aroganccy i pewni siebie niż ona. Oczywiście, nie zawsze tacy są, jest w nich pełno ambicji i pokory dla nauki i tego co chcą robić w życiu, jednak trochę wredoty i gry słownej z rodzeństwem nigdy nie zawadzi. Miękcy tylko w sytuacjach związanych z Julią, której nie potrafią odmówić.
Alexander i Adrien - uczniowie - jak zwariować w szybkim tempie? Zabrać do domu oto takich dwóch 16-latków. Irytujący, pewni siebie, aż czasami wydawałoby się, że zbyt pewni siebie. Flirt mają w żyłach, podryw to zabawa dla dzieci, a pokora to coś zbyt odległego. Wydawałoby się, że jedyną kobietą jaką w pełni szanują i nie mają zboczonych myśli o niej, to właśnie ich siostra, a najgorsze jest to, że im całkowicie to nie przeszkadza, a nikogo innego i tak się nie posłuchają.
To cała najbliższa rodzina Julii, ponieważ z matką i jej rodziną nie utrzymują kontaktu, a dziadkowie od strony ojca, czyli rodzice Petera mieszkają na tyle daleko, że przez utrudniony kontakt dziewczyna nie uważa ich właściwie za najbliższą rodzinę. Warto jednak jeszcze wspomnieć o jednej osobie i jest nią niejaka Georgia Kelly.
Georgia Kelly - pani prawnik pracująca w jednej z najlepszych kancelarii prawniczych w tym mieście - czyli 45 letnia zgrabna kobieta o jasnych, wręcz platynowych włosach, niebieskich oczach i cerze przeciwnej do całej rodziny. Bardzo elegancka, zasadnicza kobieta nie bojąca się wyrazić własnego zdania, a mimo to bardzo nie ingerująca w życie tej rodziny. Sprawiała ona, że Peter zaczął się uśmiechać, co było niezwykłe odkąd jego żona odeszła. Czyni go szczęśliwym, nie próbuje stać się dla jego dzieci matką, nie stara się być ważniejszą od Julii, ponieważ wie, że to ich oczko w głowie. Ona po prostu jest. Doradzi, poleci dobry film, czy książkę, ugotuje dobry obiad, pójdzie na zakupy z Julią czy doradzi chłopcom w sprawach sercowych i tyle, co bardzo odpowiada obu stronom, a ta zgoda i akceptacja czyni Petera jeszcze szczęśliwszym.
Partner: Cóż nie posiada, właściwie to nigdy nie myślała nad tym, żeby związać się z kim na dłużej, ponieważ tak naprawdę to świat, w którym się wychowała, pomimo że nadawał jej wrażenie, że mogłoby to być jej bardzo potrzebne, to sprawił, że wychodzą u niej z tego tylko nieszczęścia i zazwyczaj jej złamane serce, z tego powodu postanowiła zmienić swoje dotychczasowe podejście do spraw miłosnych.
Potomstwo: Ona się chyba do tego całkowicie nie nadaje, ponieważ nawet opieka nad młodszym rodzeństwem potrafi doprowadzić ją do białej gorączki... a przecież jej bracia są młodsi o tylko 5 lat.
Ciekawostki:
- Potrafi grać na bardzo niskim poziomie na perkusji czego nauczył ją grać przyjaciel jeszcze ze szkoły, który mieszkał kilka domów dalej i zawsze był tym zafascynowany. Julia jednak nigdy tak bardzo nie zainteresowała się tym, ponieważ pasja jej brata do gitary wpłynęła na nią o wiele bardziej.
- Wspomniany wyżej przyjaciel to niejaki Andy Jones, z którym niestety posiada coraz gorszy kontakt. Wszystko za sprawą coraz większych różnic między nimi. Andy jest pięć lat starszy od niej i właściwie zawsze traktował Julie jako swoją młodszą siostrę. Sam już jest ustatkowany, po ślubie ze swoją długoletnią dziewczyną Nathalie i ma małą córeczkę Jennifer.
- Kocha wszystko co jest miętowe od samej parzonej mięty, przez gumy do czekoladek z nadzieniem miętowym, za to nie znosi smaku malin, jak samych owoców, których małe pesteczki tylko pogarszają ich sytuację.
- Można powiedzieć, na podstawie jej ojca, którego nieustannie można zauważyć w mieszkaniu ze szklanką whisky w dłoni, że Julia ma potencjał do uzależnienia się. Aktualnie ma kilka rzeczy, bez których nie może żyć, jak wydaje się jej organizmowi. Przede wszystkim to papierosy, które wręcz namiętnie pali. Początkowo pomagały jej w sytuacjach stresujących, teraz w czasie złego dnia potrafi palić jednego papierosa na pięć minut. Dodatkowo nie wyobraża sobie dnia bez co najmniej trzech kaw, tak statystycznie jedna do posiłku. Nie liczy również ilości wypitego alkoholu szczególnie podczas imprez oraz wyjść na miasto, co często powoduje różne dziwne sytuacje w jej życiu.
- Ma bardzo silną więź z jednym ze swoich bliźniaków - Milesem. Właściwie to bliźniaki, czy trojaczki zawsze mają silniejszą więź między sobą od zwykłego rodzeństwa, ale między tą dwójką jest coś więcej, coś niemalże budzącego lęk.
- W szkole wbrew pozorom była o wiele lepsza z przedmiotów ścisłych niż humanistycznych czy plastyki. Przede wszystkim najbardziej interesowała ją fizyka, z której wiedza Julie zaskakiwała nawet nauczycieli.
- Przez dosyć długi okres czasu kilka razy w tygodniu odwiedzała psychiatrę, który miał jej pomóc ustabilizować się emocjonalnie, ponieważ Julia miała po odejściu matki ogromne problemy z odbieraniem emocji, które u niej były o wiele bardziej intensywnie przeżywane i wyrażane niż przez zwykłego człowieka.
- Jeśli zapytasz się Julie czego się boi, to właściwie powie, że niczego. Czy to prawda, ciężko wiedzieć. Warto jednak wspomnieć, że ona irracjonalnie mocno kocha burze. Potrafi bez wzdrygnięcia stać w otwartych drzwiach balkonu, kiedy na zewnątrz szaleje burza i podziwiać przerywane przez błyskawicę niebo. Sama jednak nie wie, skąd ta fascynacja oprócz ogólnego zainteresowania fizyką się wzięła.
Inne zdjęcia: -
Zwierzęta: Szczerze mówiąc to nigdy nie zastanawiała się nad opieką nad zwierzęciem. Oczywiście jako dziecko, prawdopodobnie jak większość z nas w tak młodym wieku, chciała mieć pupila, a szczególnie słodkiego pieseczka i rybki. Jej marzenie jednak nigdy się nie spełniło, ponieważ ojciec twierdził, że nie zamierza męczyć się ze zwierzęciem w domu, którym Julia w końcu by się znudziła. Później, kiedy myśl o kupnie psa wracała do niej, obawiała się, że jej ciągła nieobecność nie wpłynie dobrze na niego. Tak więc została sama.
Pojazd: Zazwyczaj do przemieszczania się po mieście używa najzwyczajniej metra, jednak w wyjątkowych sytuacjach, dla zabezpieczenia się kupiła samochód swoich marzeń, czyli pięknego matowo-czarnego Range Rovera.
Kontakt: anne.harondale@gmail.