23 mar 2019

Od Antoniego do Victorii

Palce świerzbiły okropnie, drżały i nie mogły się uspokoić, nie znając zupełnie litości. I sam nie wiedziałem, czy to z za małej ilości nikotyny we krwi, z chwilowego braku drugiego mężczyzny, jego oddechu na skórze oraz ciepłego ciała obok w nocy, a może z czystej złości, bo przede mną jeszcze była masa sprawdzianów do sprawdzenia, jak i przygotowania. I po co ja im to wszystko zapowiadałem, no po co.
Westchnąłem głośno, odchylając się na krześle i odrobinę odpychając nogami. A mama mówiła przecież, że nie wolno, bo jeszcze się w główkę uderzę, łuk brwiowy rozoram.
I może trzeba była rozwalić sobie ten zakuty łeb jeszcze przed tym wszystkim, każdemu, kto mnie poznał wyszłoby na dobre, a i ja pewnie długo bym nie cierpiał.
Przejechałem palcami przez włosy, zastukałem paznokciami o nieposprzątane nadal biurko, po czym podjąłem decyzję, klamka zapadła i odwrotu już nie było.
Nie, nie miałem zamiaru podwieszać się o lampę na suficie z nadzieją, że wszystko w ten sposób wywróci się dookoła nogami (choć w pewnym sensie tak by się stało). Zamiast tego, jak każdy człowiek z nikotynowym głodem, po prostu wstałem, chwyciłem za płaszcz z paczką papierosów w kieszeni i klucze, po czym po prostu wynurzyłem się ze swojej nory.
I szkoda, że gdy już stopy przekroczyły próg drzwi wyjściowych, że gdy już miałem papierosa pomiędzy wargami i miałem zaciągać się pierwszym dymem... zabrakło ognia. Po prostu, różowa zapalniczka nie działała i co mi po natrętnym tarciu małego kółeczka, gdy iskra się nie pojawiała. Jęknąłem, warknąłem wyjątkowo głośno, bo to nie tak miało być.
Pozostawało więc podejść do losowej osóbki na ulicy, która choć troszkę wyglądała na osobę palącą. Trafiło na wysoką blondynkę, przechodzącą obok mimochodem.
— Miała by panienka użyczyć ognia? — zapytałem, uśmiechając się nieporadnie i przeczesując włosy dłonią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz