17 mar 2019

Od Rafaela cd. Anastazji

Ta noc z pewnością na wieki pozostanie w moim umyśle. Najpierw jej zgoda, potem zaproszenie na noc... Cóż, mogę jedynie stwierdzić, że nowy rok zaczął się dużo lepiej, niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać. Oczekując na jej ponowne przybycia, rozsiadłem się na wygodnej kanapie, na której o mało nie zasnąłem. Nadmiar wrażeń robi swoje - pomyślałem, czując na swoim policzku aksamitną dłoń mojej ukochanej. Mrucząc cicho na ten gest, bardzo powoli uniosłem swoją głowę, aby zajrzeć w głąb jej roześmianych oczu.
- Idź się umyj tygrysie i do łóżka - zarządziła, wskazując ruchem dłoni dębowe drzwi, mające za zadanie wprowadzać człowieka do krainy pełnej ciepłej wody oraz białej piany morskiej. Nie chcąc jej denerwować, podniosłem się z wygodnego mebla, żeby następnie powłóczyć się do kafelkowego pomieszczenia. Bez żadnego obijania się, ściągnąłem z siebie galowy garnitur, który po kilku minutach został zastąpiony niebieską piżamą. Czując pod stopami zabójczy chłód, zgasiłem szybko światła, a po chwili, niczym Usain Bolt, wbiegłem do jasnozielonej sypialni, gdzie moim celem, jak szło się domyślić, okazało się ogromne, kolorowe łóżko - Nie za wygodnie ci? - słodki, kobiecy głos wdarł się do moich uszu, powstrzymując mnie tym samym przed nagłym zaśnięciem.
- Jest idealnie - wyrzekłem półsennie, przyciągając do siebie jej drobne ciało - Kocham cię skarbie - pocałowałem ją delikatnie w kark, wdychając przy tym zapach jej skóry.
- Też cię kocham - wtuliła swoją rudą głowę w moją klatkę piersiową, aby chwilę później zasnąć.
- Dobranoc - wyszeptałem do jej ucha, po czym sam podążyłem jej przykładem, i odpłynąłem do magicznej krainy morfeusza, która dzięki Bogu, była usłana jedynie dobrymi snami.
⚜⚜⚜⚜⚜
Następnego dnia wstałem dopiero koło godzin dziewiątej. Chcąc zrobić dobre wrażenie na swojej lubej, wyplątałem się delikatnie z jej objęć, co było pierwszym krokiem do zrobienia jej jakiegoś śniadania. Myśląc przez chwilę co mogę wyczarować, ostatecznie postanowiłem na naleśniki, w nieco odmienionej formie. Mąka, jajka, mleko, oliwa z oliwek, cukier wanilinowy i proszek do pieczenia - wyliczałem w myślach, przeglądając w ciszy całą lodówkę oraz szafki kuchenne. Dzięki tym poszukiwaniom, odnalazłem również masło, sól i cenne dla mnie jabłka. W końcu to one miały tu być magicznym składnikiem nie? Uważając, żeby nie narobić żadnego hałasu, zacząłem dodawać po kolei wszystkie składniki do miski, aby następnie wymieszać je na gładką masę. Ostatnim kłopotem okazało się ścieranie jabłek na grubych oczkach tarki. Oprócz ładnego efektu końcowego, jestem pewien, iż moje palce na pewno będą potrzebowały kilku dni solidnej regeneracji. Anastazja pewnie by się ze mnie śmiała - pomyślałem, rozprowadzając po patelni kapkę oliwy, która szybko barwiła odłamek papierowego ręcznika. Gdy wszystko było już gotowe, zabrałem się za smażenie placuszków, które tak, jak w moim zamyśle, wyszły bardzo puszyste. Po rozłożeniu wszystkiego na niebiesko-białych talerzach, obsypałem całość niewielką ilością cukru pudru. Nie przejmując się dodatkowymi kaloriami, dorobiłem nam dwa kubki owocowej herbaty, która dzisiejszego dnia parowała jak wściekła. Zostawiając zestaw śniadaniowy na okrągłym, brązowym stole, ruszyłem powolnym krokiem w stronę pokoju, w którym ponownie zastałem śpiącą Nastkę.
- Kochanie, budzimy się - szepnąłem jej na ucho, wplatając przy tym prawą dłoń w jej bujne, roztrzepane włosy - Mamy nowy rok, a śniadanko czeka - ciągnąłem, wsłuchując się w jej pomruki niezadowolenia, które po kilku sekundach zastąpiło głośne, radosne westchnięcie.
- Mówi pan, że pora zwlec się z łóżka? - oplotła rękami mój kark, mówiąc mi tym samym, iż jak na razie, nigdzie się stąd nie rusz.
- Pora, pora - uśmiechnąłem się szczerze, łącząc nasze usta w głębokim pocałunku - No chyba, że lubi pani zimne śniadanko, które źle wpłynie na pani brzuch - połaskotałem ją, we wspomnianym przed chwilą miejscu, co poskutkowało naszym głośnym śmiechem. Nigdy wcześniej nie sądziłem, iż budzenie się przy drugiej osobie, może przynieść mi tyle radosnych emocji. Czułem się taki szczęśliwy, spełniony, ale i jednocześnie zatroskany o jej zdrowie oraz samopoczucie, które w każdej chwili mogło się zmienić.
- No dobrze - przytrzymała się mojego ramienia, żeby unieść się do pozycji siedzącej, z której dużo łatwiej można było zerwać się na równe nogi. Uważając na jej senne kroki, zaprowadziłem ją do znajomej kuchni, gdzie z dużym zdziwieniem zaczęła wpatrywać się w przygotowany przeze mnie posiłek - Ty to wszystko zrobiłeś? - zasiadła na jednym z miejsc, uważnie przyglądając się dobrze wysmażonym placką.
- Taaaaak - odgarnąłem z jej twarzy niesforne, rude kosmyki, które z ogromną chęcią, wypadłyby jej do jedzenia - Wbrew pozorom, jeszcze coś umiem upichcić. Smacznego słonko, wcinaj puki ciepłe - nieco się spóźniłem z tymi słowami, gdyż w momencie zaczynania drugiego zdania, kobieta wgryzła się w jeden z naleśników, robiąc przy tym rozmarzone oczka. Przewracając na to oczami, również zająłem się pochłanianiem letniego już dania, które w szybkim tempie znikało w naszych, burczących brzuchach. Po zmieceniu wszystkiego z talerzy, postanowiliśmy zrobić sobie mały maraton serialowy z zbrodniarzami w roli głównej. W końcu mieliśmy dzień wolny, a do domu jakiegoś szczególnie mi się nie spieszyło. Pewnie niektórzy z was zapytają się, a co z moimi psami? Przecież one mogą roznieść mi dom co do kawałka! Spokojnie... Mają dobrą opiekę pani Marry, która już od wielu lat zagląda do nich kiedy przesiaduję w pracy, lub jestem na jakiś służbowych wyjazdach. Była bardzo złotą kobietą, chociaż czasami bardzo, ale to bardzo przesadzała. Może to przez nią Camelot wygląda jak istna beczka? Oj! Ten to w nadchodzącym roku stanowczo przejdzie na wyczerpującą go dietę.
- Patrz się na telewizor, a nie na telefon - burknęła, pacając mnie po rękach - No chyba, że mam się na ciebie obrazić - zrobiła minkę niewinnego kociaka, który przed kilkoma sekundami stłukł jakiś wazon.
- A co by moją kocice wtedy udobruchało? - uniosłem w geście zapytania jedną brew, co teoretycznie miało wymóc na niej szybszą odpowiedź.
- Lodyyyyy! Domowe lodyyyy! - wypaliła jak torpeda, poprawiając swój fioletowy szlafroczek - Takie malinowe... Albo truskawkowe - z każdym słowem, coraz to mocniej wbijała się nosem w moje ramie, co nie sprawiało mi o dziwo żadnego dyskomfortu.
- W takim razie idź się ubrać, a ja zrobię ci nagrodę - pocałowałem ją w czoło, co jeszcze bardziej ją ucieszyło. Zatrzymując Dom Z Papieru, na wskazanej przez siebie sekundzie, wstałem powoli z kanapy, uważając przy tym, aby nie zderzyć się z biegnącą w stronę sypialni niewiastą. Kręcąc na to z niedowierzaniem głową, zacząłem otwierać kolejno szafki w poszukiwaniu magicznego urządzenia zwanego blenderem. Miałem już niemal wspominamy przedmiot w rękach, gdy rozległ się donośny odgłos dzwonka do drzwi - Otworzę - rzuciłem machinalnie, kierując swoje kroki w stronę zamkniętej bariery, oddzielającej nas od reszty świata. W tamtym momencie kompletnie zapomniałem o swoim ubiorze, który był ogromnym zaskoczeniem dla nieznajomej, stojącej kilka kroków przede mną.
- Jest Anastazja? - spytała, nie wiedząc czy ma się wycofać.

Anastazja? :3
Diana przyjechała! xd

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz