30 mar 2019

Od Antoniego CD Nivana

— Jak sobie pan życzy — odparł.
Złożył ostatni pocałunek na spierzchniętych już wargach, po czym podniósł się. Powoli, powolutku, niezwykle sensualnie. Uśmiechnąłem się, oderwałem jedną z dłoni od jego bioder, palcem zahaczyłem o obojczyk. A później zjechałem w dół.
Odrobinę.
I jeszcze trochę.
Zahaczyłem o sutek, by w końcu, po chwili, samemu podnieść się trochę, wystarczająco, by zahaczyć nosem o ten jego, skraść jeszcze jeden pocałunek po tym, który miał być ostatnim. W końcu obaj zdecydowaliśmy się na wstanie, bo wyciąganie drugiego mężczyzny z chinosów na materacu było zdecydowanie rzeczą niewykonalną, zadaniem jedynie dla legendarnych bohaterów, ostatecznym questem w całej naszej zabawie, nawet jeżeli dopiero się zaczynała.
I co z tego, że kilka razy prawie poleciałem prosto na twarz czy na plecy, potykając się o nogawki, o ubrania, sam nie wiem, czy swoje, czy jego. Ale przy tym wszystkim bawiłem się naprawdę doskonale i kto by pomyślał, że może się tak dziać, przy takiej czynności. Że będę cały czas parskać śmiechem, że będę się wyjątkowo szeroko uśmiechać, a oczy będą błyszczeć.
Ostatecznie rozłożyłem ręce w bok, prostując się i spoglądając na mężczyznę, jakby chcąc ukazać się w całej swojej okazałości, nawet z tatuażem i nawet jeżeli pasiaste bokserki były nadal na swoim miejscu.
— Oto i ja — oświadczyłem teatralnie, pokazując zęby w uśmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz