26 mar 2019

Od Nivana cd Victorii

Mieliśmy rzucić to wszystko w Bieszczady i uciec w stronę pewnej kwiaciarni, gdzie pracowała dobrze znana nam dziewczyna... Kobieta, raczej. Tak. Już tak.
Nieszczęsna blondynka została prędko zabrana przez swojego, raczej wątłej postury, kolegę, a raczej ledwo co wciągnięta do środka, gdy my mogliśmy po prostu odetchnąć z ulgą.
Znaczy się, prawie, bo przecież w tym wszystkim trzeba było jeszcze znaleźć na tłumaczenia, których definitywnie oczekiwał Yamir. Cięte, złote spojrzenie mówiło samo za siebie.
Wiedziałem, że wzruszenie ramionami nie wystarczało, nie w tym wszystkim, ale jednak i tak zdobyłem się tylko na to, licząc szczerze, że tym razem ta odpowiedź go ukontentuje.
Jak zawsze, myliłem się.
— Co to było? — spytał, wciskając ręce w kieszenie swoich grafitowych szarawarów. Powtórzyłem gest, decydując się na postawienie pierwszego kroku. Cicho mając nadzieję, że ruszy za mną, bez zbędnego pierdolenia.
Oczywiście, znowu byłem w błędzie. — Nivan.
— Yamir, co to było? — rzuciłem, nieco zbyt agresywnie. Odwróciłem się równie dynamicznie, łypiąc spojrzeniem, raczej niespokojnym. — Nie wiem, co to było, do cholery jasnej. — Aktorka jak ta twoja, z motywacją gorszą od Przewalskiej. Co mam ci tutaj powiedzieć? Świergotać, że spokojnie, że normalne to wszystko?
Złote oczy wpatrywały się we mnie beznamiętnie. Zawsze tak ciepłe, tak plastyczne. Nagle przeszył je parszywy chłód, przebijający ciało na wylot.
Co ta ruska dziwka z nim zrobiła. Jak oni wszyscy go potraktowali.
Jak obdarli z godności...?
Uśmiech.
Moje zmarszczenie brwi, bo nie rozumiałem, co się dzieje.
— Zapomniałem portfela, możemy wrócić do mieszkania? — spytał nagle, tak prędko zmieniając temat, tak szybko uciekając od tego wszystkiego. Przytaknąłem. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się za jego brak dokumentu w razie „w”.
— Przypomina mi ciebie — parsknął, gdy wchodziliśmy do mieszkania.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru tego komentować.
Cios poniżej pasa.
— Ja chciałam tylko porozmawiać. Mam nadzieję, że przeszkadzać nie będę.
A mieliśmy już wychodzić. Już dobić do celu podróży. W końcu naprawić pewne błędy przeszłości. Wzbudzić szybsze bicie serca.
Kumar wystawił ciekawski łeb przez moje ramię.
Droga Wando, twojemu szczęściu chyba nie będzie dane przybyć.
— To ja pojadę do Renee, co ty na to? — spytał hindus, pozwalając kilku sprężynkom opaść na czoło. Ściągnąłem brwi, zerkając na niego podejrzliwie. Tym razem to on wzruszył ramionami.
— Do zobaczenia — rzucił w stronę dziewczyny i opuścił pomieszczenie, by skierować się w stronę schodów.
Westchnąłem, możliwe, że dość ciężko.
— Więc? O czym chcesz... Porozmawiać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz