27 mar 2019

Od Evana cd. Theo

Czułem się nieswojo ze świadomością, że facet, który najwidoczniej ledwo wiąże koniec z końcem, oddał mi swój dzienny zarobek. Jednak przez ten natłok myśli, zdołało mi się przebić do świadomości ostatnie zdanie Theo.
-Poczekaj chwileczkę! - Podbiegłem do nowego znajomego. - Jakie ruiny? O czym ty mówisz?
-Jeszcze nie wiem jakie. - Uśmiechnął się. - Dużo ich jest w tym mieście.
-Chcesz mi powiedzieć, że jesteś bezdomny? - Zdziwiłem się.
-Wolałbym tego nie mówić, ale jednak taki jest stan rzeczy. - Wzruszył ramionami.
-Nie wyglądasz. - Zbadałem go uważniej wzrokiem. Faktycznie jego ubrania nie wyglądały najlepiej, ale nie aż tak tragicznie, żebym od razu stwierdził, że żyje na ulicy. Zerknąłem przez ramię na Thora, którego mina była co najmniej zaskoczona. 
-Jesteś miły dzieciaku, ale czas się zbierać. - Podrapał się lekko skrępowany po skroni. - Do jutra!
-Czekaj. - Zatrzymałem go po raz drugi. - Może chcesz wpaść do mnie na kolację?
-Co? Ale jak? - Niebieskooki spojrzał na mnie zdumiony. - Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko temu?
-Są raczej wyrozumiali, a poza tym nie będę im od razu mówił, że jesteś bezdomny. - Posłałem mu przepraszające spojrzenie. - Chyba sam rozumiesz dlaczego?
-Taa... Mało kto by chciał obcego kolesia z ulicy pod własnym dachem. - Posłał mi smutny uśmiech.
-No dobra. - Zatarłem ręce. - Thor idziesz z nami?
-A nie przesadzimy z ilością tych gości? - Zmarszczył brwi.
-Spokojnie, moja mama zawsze robi za dużo jedzenia. - Machnąłem ręką. - Jak będziesz i ty, to mniej skupią się na Theo.


-Niech będzie. - Westchnął. Nigdy nie lubił kombinować. - Dam znać tylko mamie, że będę później.
-Jasne. - Ruszyliśmy powoli w stronę przystanku. Thor rozmawiał przez telefon ze swoją rodzicielką, a ja gawędziłem z nowym znajomym z pracy.
-Dużą masz rodzinę? - Zapytał zaciekawiony. - Nie wiem po prostu na co się szykować mentalnie.
-Jestem tylko ja, moja młodsza siostra i rodzice. - Uśmiechnąłem się. - Nic strasznego. No... może poza Alycią, która pewnie weźmie cię w ogień pytań.
-Taka jest ciekawska? - Zmarszczył brwi.
-Raczej upierdliwa. - Parsknąłem. Dotarliśmy na przystanek i nie czekając zbyt długo, powitały nas jasne reflektory autobusu. Wsiedliśmy i nadal rozmawiając o wszystkim i niczym, dojechaliśmy na miejsce. Zaprowadziłem moich gości do domu, gdzie w kuchni krzątała się mama, a między nogami plątała jej się Alycia. Na nasz widok mama uniosła zdziwione brwi, a moja siostra podleciała do nas, żeby uściskać Thora, który był jej ulubieńcem.
-Hej mała, jak tam? - Mój kumpel dobrotliwie poklepał małą po głowie.
-Super! A kto to? - Wskazała na Theo.
-To nasz nowy kolega z pracy. - Chłopak wytłumaczył młodej, a ja tymczasem podszedłem do mamy.
-Hmm... Przyprowadziłem ich na kolację. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? - Zrobiłem słodkie oczka.
-Nie, skądże. - Potrząsnęła głową.- Tylko kim jest ten chłopak? Wygląda na starszego od was.
-Bo jest. Poznaliśmy się dzisiaj na budowie. Theo bardzo mi pomógł, więc chciałem się jakoś odwdzięczyć. - Wyjaśniłem swoją fałszywą motywację. Znaczy po części prawdziwą. Prawdą jest, że chcę się odwdzięczyć, ale równocześnie po prostu chciałem pomóc.
-Chyba, że tak... - Moja rodzicielka nadal nie była przekonana do tego pomysłu.
-Zabawnie pan wygląda! - Usłyszałem szczebiot mojej młodszej siostry.
-Dlaczego? - Theo udawał poważnego.
-Bo jest pan zabawny. - Alycia odpowiedziała to takim tonem, jakby nie było na świecie bardziej oczywistej sprawy niż ta.
-Kolacja już gotowa. - Mama przyniosła do stołu różnego rodzaju przysmaki. Pomogłem jej z ogarnięciem tego wszystkiego. Młoda w najlepsze zabawiała się z nowo poznanym gościem. Thor siedział trochę na uboczu, jednak nie wyglądał na zawiedzionego.
-Taty nie ma? - Szepnąłem do najlepszej kucharki na świecie.
-Musi zostać do późna w pracy. Mnóstwo papierkowej roboty. - Wywróciła oczyma, jakby to był specjalny wymysł ojca.
-Znowu? - Mruknąłem niechętnie.
-Niestety. - Przytaknęła.- Zapraszam do jedzenia.
-Ale tego dużo. - Thor nie mógł wyjść z podziwu.
-To jest jeszcze nic... Na święta zawsze jest tego dwa razy tyle. - Zaśmiałem się.
-Prawda! - Alycia musiała wtrącić swoje marne 5 groszy. Zaczęliśmy jeść.
-Pyszne! Dziękuję, że pozwoliła mi pani zostać. - Theo uśmiechnął się z wdzięcznością.
-Jedz, jedz. Wyglądasz na takiego, co potrzebuje trochę więcej jedzonka. Mizerny strasznie jesteś. - Stwierdziła zatroskanym głosem.
-Ja tak zawsze mam na zimę. Mało słońca, te sprawy...- Skwitował krótko.
-Faktycznie słoneczka jak na lekarstwo. - Przytaknęła. Ciekawe co by powiedziała, gdyby się dowiedziała, że Theo jest bezdomny? Jednak wolałem pominąć ten fakt. Kolacja upływała nam w spokoju, każdy z zadowoleniem pochłaniał kolejne kęsy.
-Dzisiaj w pracy było naprawdę super. - Zacząłem.
-Oho, zaczyna się. - Thor mruknął i skupił się na jedzeniu, a mój nowy znajomy rzucił mu niezrozumiałe spojrzenie.
-Braciszku, znowu zaczynasz swoje opowiadanie? - Młoda spojrzała na mnie zachwycona.
-Pomagałem takiemu jednemu przy pracy, a on jak się okazało był pod wpływem alkoholu i nie dokręcił dokładnie paru rzeczy przez co prawie spadłem na druty zbrojeniowe wystające z fundamentów, ale Theo mnie w porę złapał. - Wyszczerzyłem się, jednak nikt poza mną nie miał uśmiechu na ustach.
-Nie powinieneś tam pracować. - Moja mama odparła poważnie.
-Czy braciszkowi mogło się coś stać? Jakieś kuku? - Alycia spojrzała na mnie zmartwiona.
-Tak i to duże. - Dodała moja rodzicielka.
-Proszę pani, to był jednorazowy wypadek. - Theo uniósł dłonie w uspokajającym geście. - Najważniejsze, że nic się nie stało. A chłopak niech ma możliwość jakiegoś zarobku.
-Jednak nie rozumiem, jak można dopuścić by pracownik budowy był pod wpływem alkoholu... - Sceptycznie spojrzała na starszego kolegę.
-To norma niestety. Mam trochę doświadczenia w tej branży i nie pierwszy raz widzę takiego człowieka. - Wzruszył ramionami.
-To chyba nie pomaga. - Thor szepnął.
-Póki nie zarobię potrzebnych pieniędzy i tak będę tam pracował. - Prychnąłem i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
-Dobrze. - Mama tylko skinęła głową, ale widziałem, że była niezadowolona.
-Porozmawiamy o tym później. - Wysłałem w jej kierunku pojednawczy uśmiech.
-Zobaczymy. - Chyba się trochę obraziła. Później będę kombinować. Reszta posiłku upłynęła we względnym spokoju. Na koniec zaprosiłem jeszcze na chwilę moich kolegów do pokoju.
-Ładnie tutaj masz. - Theo z podziwem spoglądał na moje cztery kąty.
-Dzięki. - Podrapałem się niezręcznie po ramieniu. Pogadaliśmy jeszcze chwilę o głupotach, po czym mężczyzna wstał i spojrzał na nas z uśmiechem.
-Chłopaki, dzięki za wszystko, ja się będę zbierał. - Podążył w kierunku drabinki.
-Masz gdzie spać? - Spojrzałem na niego niepewnie.
-Jasne, zawsze coś się znajdzie. - Odparł z udawaną wesołością. Jednak nie naciskałem.
-To do zobaczenia jutro! - Podaliśmy sobie dłonie.
-Ja też się będę zwijał. - Thor dodał i ruszył za Theo. Odprowadziłem ich do drzwi. Następnie udałem się do salonu, gdzie mama oglądała jakiś serial.
-Martwi mnie to, że może ci się coś stać na tej budowie. - Powiedziała do mnie zatroskanym głosem. Po złości nie było nawet najmniejszego śladu.
-Wiem, ale tak naprawdę to wszędzie może mi się coś stać. - Odparłem po prostu. Drzwi wejściowe cicho trzasnęły. Po chwili w progu salonu pojawił się tata.
-Nareszcie w domu. - Westchnął. - Myślałem, że dzisiaj nie wyjdę z tej pracy.
-Kolację masz w lodówce. -Mama wskazała na kuchnię.
-Dziękuję kochanie. - Podszedł do niej i cmoknął w policzek. Trochę dziwnie się na to patrzy, jako dziecko. Postanowiłem pójść wziąć prysznic. Kiedy wychodziłem z łazienki usłyszałem głośne przekleństwo. Zbiegłem na dół po schodach.
-Nie mogę znaleźć swojego zegarka. - Ojciec był delikatnie mówiąc wpieniony.
-Nigdzie go nie odłożyłeś? - Mama zmarszczyła brwi.
-Nie, zawsze go zostawiałem na stoliku w przedpokoju. Dzisiaj zapomniałem go założyć, ale powinien tam leżeć. - Pomasował swoje zmęczone oczy.
-Na pewno nigdzie go nie ma? - Zmarszczyłem brwi.
-Nie, wszędzie już sprawdziłem. - Westchnął.
-A może to któryś z chłopców go zabrał? - Moja mama spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Thor nigdy! - Uderzyłem się w pierś.
-A ten drugi? Przecież nie znasz go zbyt długo... - Zmarszczyła brwi.
-Theo?- Mój głos był przesiąknięty niepewnością. W sumie był bezdomny...
                             

Theo?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz