27 mar 2019

Od Wandy CD Nivana

Prychał, przewracał oczami, a mi pozostawało tylko uśmiechać się pod nosem wraz z parującą herbatką pomarańczową w dłoniach. Nic a nic się nie zmienił, oj nie.
— Uznajmy, że nasze energie życiowe nie są zgrane — mruknął, przy okazji sięgając po kawę, upijając łyk, no i oczywiście wzdychając ciężko, bo tylko tego brakowało do świętej trójcy Oakleyowskiej. — Długo tu mieszkasz? — zapytał w końcu, marszcząc brewki.
A jednak była czwórca.
Pokręciłam głową, sama ściągając czoło, bo nawet nie zastanawiałam się, ile do końca już w tej dziurze siedziałam. Dwa miesiące? Trzy? A może...
— Chyba niecały rok — stwierdziłam, odkładając kubek na stoliczek, by wolną dłonią móc przełożyć te niesforne pasma włosów przez ucho. W moim przypadku też wiele się nie zmieniło. — Kwiaciarnię mam dosłownie od kilku miesięcy, wydaje mi się, że nie więcej niż sześć, zakładałam ją pod koniec lipca, gdy tylko ogarnęłam się — przerwałam na chwilę, gestem ogarniając całe otaczające nas pomieszczenie — o tutaj. Wiesz, malowanie, wciąganie mebli z Fomą i Saszą... — mruknęłam, uśmiechając się jeszcze szerzej na wspomnienie próby przeniesienia nieszczęsnego fotela przez małą klatkę schodową.
No i same drzwi wejściowe, gdy pierwszy etap udało się przejść pomyślnie.
— A ty? W ogóle jak tutaj trafiłeś, opowiadaj, w końcu nie widzieliśmy się tak długo... — zapytałam, by po chwili westchnąć ciężko.
Zdecydowanie za długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz