20 mar 2019

Od Camerona cd. Raven

     Firanka delikatnie faluje na wietrze, a dzięki promieniom słońca wpadającym do pokoju, zauważam niezliczone ilości kurzu latającego gdzieś w powietrzu. Przesuwam wzrokiem po białej ścianie, telewizorze, aby po chwili spojrzeć na stół wciąż zapełniony jedzeniem, na boku stoją, a właściwie leżą dwa kieliszki i butelka po winie, sam nie wiem, czy pusta. Unoszę głowę i spoglądam w stronę kuchni, która, na całe szczęście, jest całkiem wysprzątana i nie wymaga ratunku. Leniwie wracam spojrzeniem w stronę okna, a kiedy zauważam rudą kulkę leżącą w moich nogach, wzdycham ociężale, choć zwierzę jest naprawdę urocze. Sam nie wiem, czy ma jakieś imię, więc jedynie cmokam, lecz nic to nie daje. Śpi dalej. Mija kilka niesamowicie długich sekund, zanim kot reaguje na moje zaczepki i kieruje pyszczek ku mojej twarzy. Chwilę później już znajduje sobie miejsce obok mojej klatki piersiowej, pomrukując cicho. Głaszczę go po łebku.
     Ile zajmuje mi zorientowanie się, iż mam zdrętwiałą rękę? Nie wiem, ale właśnie w tym momencie zdaję sobie sprawę z tego faktu. Próbując nieco ją rozruszać, napotykam się z małą przeszkodą. Automatycznie obracam się na prawy bok, a to, co okazuje się być przyczyną niezbyt przyjemnego uczucia, szokuje mnie bardziej, niż bym podejrzewał. Żałosne miauczenie rudego zbywam, kiedy ktoś zrzuca na mnie kilkutonowe zdezorientowanie połączone z poczuciem winy. Czarnowłosa dziewczyna wciąż śpi, dłonie ułożone ma gdzieś w gąszczu kudłów. Ostatnią rzeczą, którą zauważam, jest to, iż oboje jesteśmy nadzy. W pierwszej chwili ogarnia mnie paraliż i uzasadniona bezradność. Mogę czekać, aż wstanie, aby jej nie obudzić. Mogę wstać, przebrać się i wyjść na miasto. Mogę iść do łazienki i wziąć kilkugodzinną kąpiel, byleby nie patrzeć jej w twarz. Druga część mnie chce wiedzieć, co się wydarzyło, choć wewnątrz jestem niemalże pewien, że nie pamięta więcej ode mnie. Dlaczego, do cholery, nie zdziwił mnie ten widok z rana?
     Może dlatego, że ja praktycznie zamieszkałem na kanapie i taki obraz nie wywiera na mnie większego wrażenia? Tak, to zdecydowanie dlatego.


     Korzystając z tego, iż Raven wciąż śpi, jak najciszej wymykam się z łóżka, nie omijając rudego kociaka, który padł moją ofiarą i spadł z niewysokiej sofy. Nie bacząc na jego obecność, przemykam do sypialni Raven, gdzie pochowane są również moje ubrania. Wybieram je dosłownie na ślepo, nie dbając o to, czy pasują, czy też nie. Pomimo tylu emocji, staram się nie hałasować, sam dobrze wiem, jak to jest zostać niechcianie rozbudzonym. Łazienka czeka na mnie z otwartymi drzwiami, więc jak najprędzej staram się dostać do jej wnętrza. Kiedy muskam pieprzonymi opuszkami klamkę, słyszę długie i zdecydowanie zbyt głośne “miaaau”. W myślach przeklinam się za to, że nie kupiłem jej zestawu rybek i spoglądam na zwierzaka spod przymrużonych powiek. Skubany jest jeszcze młody, ale jego miauk jest niesamowicie irytujący.
     — Czego chcesz, rudy? — pytam, opierając się o drewniane drzwi. — Pić? Jeść? A, sikać? Hm?
     Kot podchodzi do mnie i drze pyszczek jeszcze głośniej. Zmuszony jestem go uciszyć i, wbrew pozorom, wcale nie przykładam mu dłoni do łebka, jak zrobiłby to zawodowiec. Podchodzę do lodówki i szukam niezbyt dużego kawałka szynki, idealnego dla małego kociaka. Kładę jedzenie na podłodze, a ruda istotka niemalże połyka je w całości. Później drugi, trzeci, czwarty kawałek, aż stwierdzam, że maluchowi wystarczy, choć ten jadłby jeszcze więcej i więcej, dopóki nie zacząłby się toczyć po podłodze. Przejeżdżam palcem po miniaturowej główce i tym razem naprawdę idę do łazienki, a między moimi nogami przemyka się nie kto inny, jak nasz nowy domownik. Wzdycham po raz kolejny, naprawdę zaczynam go ignorować, po prostu idę pod prysznic i w myślach błagam, żeby Raven się nie budziła.
     Udaje mi się — zanim Raven otwiera oczy, mnie już nie ma w mieszkaniu. Idę szerokim chodnikiem po ulicy ośnieżonego Avenley River. Jest koło dziesiątej, lecz ruch na drogach jest, o dziwo, niezbyt duży. Uświadamiam sobie, że ludzie odpoczywają po świętach, odpuszczając wszelaką pracę, niektórzy wracają od rodziny, inni spędzają czas przygotowując smaczne śniadanie.
     Odwiedzam bankomat, by wypłacić trochę pieniędzy. Moim dzisiejszym celem jest market — powoli brakuje nam jedzenia, a kot nie może żyć na samej szynce. Pomimo tego, że większość sklepów jest dziś zamknięta, jedna sieć w mieście, na całe szczęście, działa dziś do piętnastej. Wchodzę do sklepu cały w gęsiej skórce, a w samym pomieszczeniu temperatura jest o niebo wyższa. Przechodzę między bramkami i biorę wózek, w drugiej dłoni ściskając prowizoryczną listę zakupów.

Pieczywo
Warzywo do kanapki
Szynka
Ser
Konserwa
Groszek, kukurydza w puszce (po co)
Makaron
Eem… mięso (zapytasz jakie pani poleca)
Pieczarki
Ser x2
Spanko
Karma dla małego kota
Kuweta, żwirek
Miseczka
Jakaś zabawka
Zapas napojów
Ciastka
Chipsy

     To z pewnością nie są najzdrowsze produkty na świecie, bo nie dość, że to sama chemia, to na dodatek jest w nich więcej chemii, są dobre, a zapiekanka makaronowa wychodzi mi naprawdę dobrze. Ze wszystkich sił staram się odpędzić od siebie myśli i domysły na temat poprzedniej nocy, co wychodzi mi dość nieudolnie, lecz pomimo tego idę ze wzrokiem wbitym w pogniecioną karteczkę. Błądzę między alejkami, pakując do koszyka wszystko z listy oraz to, co mi się spodoba i będzie wyglądać smacznie. Moje umiejętności dotyczące gotowania są na dość wysokim szczeblu, dzięki czemu wiem, co się z czym je. Hej, nie da się ukryć, że jestem bardzo niedoceniany, pracując na zmywaku. Wyobrażacie sobie mnie jako kucharza? Ja też, rzecz jasna, byłbym cudownym najlepiej szefem kuchni i każdy by się zachwycał. Jednakże nie mogę na to liczyć, pozostaje mi praca na magazynach i mycie talerzy, sztućców, szklanek i bóg wie czego jeszcze.
     Do mieszkania wracam o jedenastej, odpuszczając sobie odwiedzanie innych miejsc, w końcu rozpuści mi się jogurt. Siatki z jedzeniem układam w kącie, aby swobodnie zdjąć buty oraz kurtkę. Już tutaj słyszę miauk kota, choć zagłusza go muzyka płynąca z głośnika telewizoru. Pozostawiam zakupy w kuchni i wchodzę do salonu. Patrzę na Raven, opierając się o ścianę.
     — Więc? — Unoszę brew, kiedy krzyżujemy spojrzenia.
     Dziewczyna przenosi wzrok na kota.
     — Raven — wypowiadam jej imię nieco ciszej. — Spójrz na mnie i powiedz, że jesteś w stanie powiedzieć mi o wczorajszej nocy cokolwiek. Cokolwiek.
     Milczy.
     — Cholera. Masz pomysł na imię dla kota? — pytam, zmieniając temat. — Proponuję Rudy, Z Którym Nie Spałam. — To złe posunięcie. Naprawdę, naprawdę złe posunięcie. Raven nie jest niczemu winna. A nawet jeżeli, siedzimy w tym razem. — Nie, przepraszam, nie to miałem na myśli. Nie bierz tego do siebie. To moja wina.

RAVEN?
Wiem, czego oczekiwałaś. Mam nadzieję, że pominięcie tej sceny nic nie zmieni.

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz