31 mar 2020

Poszukiwania jajek

     Wielkanoc, ach, Wielkanoc. Z mojej perspektywy, te święta skrajnie różnią się od Bożego Narodzenia tym, że sklepy przypominają sobie o nich stosunkowo późno, a nie, jak w przypadku tych drugich, dwa miesiące przed. Baranki, jajka, koszyki pojawiają się w marketach dopiero na przełomie marca i kwietnia, tak samo reklamy, temat przewija dosyć rzadko, a to… zaraz, chwila, nie przemyślałam jednego. No tak, kompletnie zapomniałam o koronawirusie. Niemniej odnoszę wrażenie, że Wielkanoc jest nieco bardziej zapomnianym świętem, niżeli Boże Narodzenie. Między nami mówiąc, moja siostra bardziej oczekuje swoich urodzin, niż Wielkanocy. Nikogo jednak nie winię, wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja na świecie, że całą tę świąteczną aurę przyćmiewa nieprzyjemny temat rozprzestrzeniającego się koronawirusa, że ludzie, zamiast wielkanocnych dekoracji, chętniej kupują maseczki, płyny dezynfekujące i rękawiczki. Nie oznacza to, że Wielkanoc omija Avenley River, co to, to nie, moi drodzy.
     Lou do głosu wolno dopuścić raz w roku, Lou swoją szansę wykorzystała, więc teraz przejdźmy do oficjalnej części eventu wielkanocnego. Podobnie, jak w przypadku wydarzenia bożonarodzeniowego, tegoroczny event nie będzie miał na celu wyciśnięcia z Was ostatnich potów i zmuszenia do napisania dziesięciu opowiadań (co najmniej!), wiemy, że taka forma niczym nie owocuje i jest najzwyczajniej w świecie bezcelowa, bo na cóż komu opowiadania pisane pod przymusem? Z tego względu, dzięki sporego zainteresowania grudniowym eventem, i wielkanocne wydarzenie nie obędzie się bez tradycyjnego poszukiwania jaj!
     Przygotujcie swoje koszyki (kokardki i inne ozdoby dostępne na stoisku), włóżcie najlepsze buty antypoślizgowe i biegnijcie, dopóki Was nie gonię (żart, moja kondycja jest beznadziejna), a z jajek nie wykluły się pisklęta (moje żarty też nie są najwyższych lotów). A, i nie zapomnijcie o maseczkach!

Podsumowanie marca

     Panie i panowie, zwierzęta i bakterie, a także wszystkie inne magiczne stworzenia, po dłuższej przerwie witamy w naszych skromnych progach. Na końcu tego zdania powinnam postawić wykrzyknik, ale spójrzmy prawdzie w oczy — szkoła i całe to zdalne nauczanie wysysa z nas wszystkich resztki energii i nie pozostawia nic na entuzjastyczne powitanie moich ulubionych autorów w tak ważnym poście z gatunku informacyjnych. Jak tam Wasz zegar biologiczny? Doszczętnie rozwalony? Nie martwcie się nasze też nie mają się najlepiej. Świetne nastroje skutecznie zniwelował nawał materiału, pod oczami większości pojawiają się wory, bo noce, zamiast na spaniu, spędzamy na pisaniu referatów, prezentacji i w ogóle. Za pasem wybory, na blogu poruszać spraw politycznych nie zamierzam, ale myślę, że większość z nas ciekawi się, czy takowe się odbędą. Jak dobrze, że w Avenley River jest cisza i spokój, wszyscy żyją swoim życiem, na zewnątrz wychodzą bez maseczek, spotykają się w pięcioosobowych grupach i, cóż, są szczęśliwi. Przynajmniej powinni, nie chcę wnikać w to, co z nimi robicie. Z tej strony Wasz ulubiony matematyczny duet Louisa i Candice aka Althea (aka nikt nie wie, jak do niej mówić) i zapraszamy wszystkich na podsumowanie koronamarca.

     Marzec, co by tu o nim powiedzieć? O marcu, jak o imieninach babci, często się zapomina, właściwie nikt nie wie, po co on jest i mało kto się w marcu rodzi, znacie kogoś takiego? Jeżeli się rodzi, musi być naprawdę fajną osobą, bo znam tylko jedną i naprawdę nie ma na co narzekać. Marzec przyniósł nam największą liczbę postów w tym roku, zasługujemy na grupowe gratulacje, zbijmy sobie piąteczki, no wiecie, jak w filmach, kiedy coś komuś wychodzi. Łącznie napisaliśmy 77 postów, włącznie z informacyjnymi wszelkiej maści — to niemalże tyle, ile w styczniu i lutym razem wziętych. Dołączyło lub wróciło do nas kilka, dokładnie dziewięć postaci (dużo, prawda?), odeszło zaś, niestety, aż dwanaście. Tegoroczny marzec z pewnością wygrywa zmagania o puchar miesiąca z największą liczbą odejść, ponieważ poza tą dwunastką, wraz z czystką pożegnaliśmy kolejne sześć postaci, co daje łączną sumę osiemnastu pożegnanych członków. Bloga wyświetlono cztery tysiące razy, największym zainteresowaniem cieszył się post o odejściu Alisz, zakładka, jak to tradycja głosi, dotycząca mieszkańców Avenley River. Urodzinowa tradycja została zaniedbana, jednakże chcemy przypomnieć, iż już dwudziestego czwartego kwietnia będziemy świętować urodziny naszej drogiej Katfrin, członka starego jak świat, który na blogu spędza swój już drugi rok! Imprezy ci nie zorganizujemy, ale możesz liczyć na mały prezent w postaci postu i kreatywnych życzeń od administracji i całego bloga. W marcu zmieniliśmy szablon na bardziej wiosenny (kochamy Cię, Alth!). Kwiecień przyniesie nam nowy event, tym razem wielkanocny, dostępny jest już od dziś, więc zachęcamy do zapoznania się z jego treścią.
     Gratulujemy parze marca — Oliemu i Candice!
     Jak zawsze, decyzja była ciężka, głównie ze względu na to, iż goniliście za sobą łeb w łeb (kiedy miałyśmy faworyta, bum, ktoś napisał opowiadanie i wszystko się zmieniło). Nagroda wynosi 100 PD, standardowo. Nie na tym kończymy! Z racji, że większości z Was było do naszych zwycięzców bardzo blisko, wybrane osoby pozstanowiłyśmy wyróżnić i nagrodzić skromnymi 30 PD, a mowa tu o Angeline, Milo i Katfrin. Gratulujemy i mamy nadzieję, że w przyszłym miesiącu zobaczymy tutaj jeszcze więcej imion!

     Na zakończenie przypominamy o nowych zasadach związanych z postarzaniem. Informacje na jej temat możecie znaleźć w zakładce FAQ. Zapraszamy także do najświeższego eventu wielkanocnego i życzymy wesołych świąt!

my

Czystka

postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 15.02-31.03 zostają na blogu,
postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 14.01-14.02 dostają upomnienie,
postacie, które nie wykazały żadnej aktywności do 13.11, zostają wydalone

ANDREA
ANGELINE
BETTY
BRIANNE
BROOKE
CANDICE
CHARLIE
DEARDEN
HANBIT
HERMIONE
IRIS
IZZY
KATFRIN
KEYA
LOUISE
LUCILLE
MALLORY
MICHAELA
NOELIA
PRUDENCE
TAYLOR
VERONICA
AARON
ARCHIBALD
ASHTON
BELLAMI
CAIN
CAMERON
CARNEY
CONRAD
DYMITR
IVAN
JAYDEN
JONATHAN
JULIEN
KAI
LIAM
MICHAEL
MILO
NOAH
OLI
SIHEON
TRACE

Podsumowując dzisiejszą czystkę — żegnamy szóstkę postaci, w tym jedną odchodzącą z decyzji autora (zaznaczona kolorem zielonym Keya). Upomnienia zyskało pięć postaci.


administracja

29 mar 2020

Od Jonathana - CD. Michaeli

          Wrodzona pewność siebie z góry nakazywała mi myśleć, że wygram ten wyścig, dlatego też nie byłem ani trochę zaskoczony, gdy moje fantazje przerodziły się w rzeczywistość. Wszak takie zawody to dla mnie nie pierwszyzna, choć dzisiaj miałem debiutować po raz pierwszy od pewnego czasu.

Od Bellamiego CD. Oliego

Wszedłem do kuchni i tam wyjąłem jakieś chipsy, precelki, miałem nawet paluszki! Sprawdziłem czy mam jakiś popcorn, chuj wie co tam jest w tych szafkach. Może jednak zrobię pierw kanapki? Jestem dość głodny. Zresztą jak zawsze gdy wypije więc to wydawało się najbardziej słusznym rozwiązaniem jakie mogło być w tej chwili. Wyjąłem więc sobie pieczywo, miałem nawet masło czosnkowe, które wczoraj robiłem! Zrezygnowałem więc z kanapek, a postanowiłem zrobić grzanki. Posmarowałem pieczywo masłem czosnkowym z ziołami prowansalskimi i nałożyłem na to ser. Wsadziłem do opiekacza, a w miedzy czasie wsypałem czipsy i precelki do miseczek. Przez Kat nauczyłem się tego, że należy przyjmować gości jak najlepiej można. Wszystko musi być eleganckie i cacy git malina. Kiedy grzaneczki się zrobiły wyjąłem je na talerz i napawałem się zapachem. Kocham te szybkie "danie" w sumie bardziej przekąska... ale chuj go wie. To nie ważne. Po prostu potrzebuje coś zjeść, a to jest dobre i szybko się robi. Wyszedłem z kuchni by zanieść talerz pełen smakołyków jednak kiedy zauważyłem chłopaka otoczonego trzema psami trochę się przestraszyłem.
- Oli? - zapytałem i próbowałem dojrzeć wśród psów czy wydawane odgłosy ciągnięcia nosem należą do niego.

Od Katfrin CD. Liama

- Nic nie znaleźliśmy. - powiedział Silver, a ja wyrzuciłam papierosa do kosza i zaczęłam kierować się w stronę samochodu.
- Nic nie powiesz? - zapytał, a ja zaśmiałam się tylko i odwróciłam na pięcie przez co chłopak zdziwiony prawie na mnie wpadł. Widział jak bardzo zdenerwowana jestem, prawdę mówiąc nie tylko tym, że spałam bardzo mało, ale i tym, że kurwa Howell uważa, że wszystko mu wolno i jest niezniszczalny. Takie osoby denerwowały mnie najbardziej. Zbyt pewne siebie i swoich poczynań. Takim zwykle chce podetrzeć się nosa i sprawić by przestali w siebie wierzyć.
- Wiedziałam, że nic nie znajdziemy. - odpowiedziałam na jego pytanie oraz minę, która była oczywiście w szoku. Jak to mogłam to wiedzieć?! No przecież to jest niejasne. Pokręciłam tylko z niedowierzania głową i wyjęłam kolejnego papierosa z paczki, która kurwa już się kończyła! Miałam osiem papierosów! Osiem jebanych fajków. Dobrze, że kupiłam dwie paczki.

27 mar 2020

Od Charlie

     Powietrze z charakterystycznym świstem wydostało się spomiędzy moich warg, jednocześnie wprawiając w ruch jeżynową gałązkę uschniętej rośliny. Opierając się dłońmi o własne uda, ze wszystkim sił starałam się uspokoić stargane nerwy, nierówny oddech, doprowadzić do porządku skołatane serce i pozbyć się tego nieznośnego bólu w pachwinach, miarowo wciągając i wypuszczając powietrze z płuc. Przymrużone oczy, narzucony na głowę kaptur i słuchawki w uszach bez dwóch zdań nie wyostrzały moich zmysłów. Rytmicznie wygrywana na perkusji melodie zagłuszana była przez szum krwi, a kiedy zerkałam w dół, na swoje stopy, z trudem odróżniałam kamienie od piachu, a piach od koloru własnych butów. Raz po raz łapałam się to za głowę, to za czoło, za policzki i za brodę — uciążliwe kręcenie nie ustawało, miałam nieodparte wrażenie, że świat przedstawiał mi jeden z tańców latynoskich, tym samym grając mi i mojemu błędnikowi na nosie. Czułam, jakby ktoś wwiercał mi się w brzuch, odsysał jego zawartość, a właściwie pozostałości, resztki posiłku ze wczoraj. Przełyk desperacko domagał się nawilżenia, a ja biłam się w pierś, że i tym razem zostawiłam butelkę wody w domu, zamiast wziąć ze sobą. Każda możliwa myśl krążyła wokół tematu głodu. Byłam niezdolna do ruchu, mimo to cały czas biegłam, stopniowo zatracając się w jednostajnym ruchu moich nóg. Prawa, lewa, prawa, lewa. Wkrótce zaczęłam robić to odruchowo, nie wpływałam na to, byłam widzem, biernym obserwatorem. Prawa, lewa, dopóki nie wybiegłam z lasu. Myśl o krótkiej przerwie porzuciłam z chwilą przekroczenia linii oddzielającej piaskową ścieżkę od asfaltowej drogi. Ostatnia prosta, uparcie przekonywałam się do biegu pomiędzy seriami ciężkich oddechów z otchłani płuc. Zbywałam rozwiązane sznurówki, plączące się nogi, na horyzoncie widziałam mój dom i zaczęłam szczerze zastanawiać się, czy nie powtórzyć serii. Jak na rozkaz, żołądek wydał z siebie odgłos burczenia, w głowie zakręciło mi się o stokroć mocniej niż dotychczas, a obraz przypominał prędzej plamę, niż jakikolwiek wyraźny widok. Całym ciałem opadłam na siatkę ogradzającą działkę, chudymi palcami otaczając ostre pręty na jej końcach.

Od Brianne C.D Camerona

     Ostatnie, co przyszłoby mi do głowy to fakt, iż komuś może przeszkadzać mój byt w tym miejscu. I o ile uwierzyłabym w historię, że rzekomo komuś podpadłam zajmując jego miejsce parkingowe pod blokiem, tak niestety nie może być to prawdą, bo nie jeżdżę samochodem. Tak samo nie ma żadnego znaku mojego pobytu tutaj, jestem po prostu mieszkanką jakich pełno, wieżowca, których w Avenley River także jest pełno. Nikt nie miał powodu, aby mi grozić, nękać, czy nachodzić, a mimo wszystko krew w moich żyłach automatycznie stężała, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Gorsze w tym było chyba tylko to, że Cameron je otworzył, zachowując się tak lekkomyślnie, jakby przed chwilą wcale nie znalazł podejrzanego listu o nieznanej nam jeszcze treści. Dlaczego ja z nim jestem?

Od Katfrin CD. Conrada

Obudziłam się dość wcześnie mimo iż wczoraj w ogóle nie spałam. Rozciągnęłam się zadowolona, bolała mnie trochę głową jednak wiedziałam, że szybko można to zaradzić. Wstałam z łóżka trochę jak trup i skierowałam się do łazienki. Szybko rozebrałam się z wczorajszego ubrania i weszłam pod prysznic. Szybko się ogarnęłam i wyszłam z kabiny. Umycie zębów i rozczesanie włosów, zrobiłam sobie wysokiego kucyka i ubrałam się. Wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół, oczywiście po drodze sprawdziłam czy Daphne nadal śpi. Leżała przytulona do wielkiego miśka i spokojnie oddychała. Miała zamknięte powieki dlatego stwierdziłam, że nadal śpi. Zeszłam na dół, a tam Conrad spał tak jak zasnął. Na kanapie w salonie. Pokręciłam głową z niedowierzania. Skierowałam się do kuchni i tam zrobiłam to samo śniadanie co wczoraj. Naleśniki z nutellą, bananami, truskawkami i oczywiście bitą śmietaną. Jednak to ostatnie przygotuje kiedy reszta wstanie ponieważ może ona opaść. Usmażyłam naleśników i pokroiłam owoce. Zajęło mi to niecałe trzydzieści minut, a do tego czasu nikt jeszcze nie wstał dlatego stwierdziłam, że wyjdę wypuścić konie na pastwisko. Wyszłam z domu i podbiegły do mnie od razu jak codziennie moje psy. Veron i Niala oczywiście ruszyły za mną by pomóc mi z końmi. Weszłam do stajni i usłyszałam miłe dla ucha rżenie.

Od Oliego CD Bellamiego

Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem głowę o podgłówek.
-Piłem mniej, może ja poprowadzę?
-Wątpisz w moje zdolności?
-Nie, ale jak cię zatrzyma policja to...
-Kto powiedział, ze mnie zatrzyma?- Odpalił samochód i ruszył. Prychnąłem pod nosem i sięgnąłem do radia. W samochodzie ryknęła jakaś muzyka, a ja podskoczyłem i w panice zakręciłem głośność. Powoli skierowałem wzrok na chłopaka i zamarłem, widząc jak się śmieje pod nosem. Westchnąłem i odkręciłem muzykę. Przeskakiwałem stacje, aż trafiłem na Abbę-Dancing queen. Kręciłem głowa i rękoma w rytm muzyki. Bellami po chwili podniósł jedną rękę i też, na swój sposób, zaczął tańczyć za kierownicą. Kiedy piosenka się skończyła, zjechaliśmy z głównej drogi i zaparkowaliśmy pod dużym domem. Wychyliłem się przez okno. Dom był, wielki. Naprawdę wielki. Jezu ile ten facet miał hajsu? W sumie, czemu ja o to pytam? Sam nie byłem biedny, ale nie potrafiłem się rozstać z moim mieszkankiem. Złapałem za klamkę i zawiesiłem się na zapiętych nadal pasach bezpieczeństwa. Wypiąłem się i wyskoczyłem z auta. Czekałem na Bellamiego przy samochodzie. Podszedł do mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-Mam psy- Okay, psy. Pewno jakiś labrador albo dwa tak?
-I mam się bać?- Mruknąłem i spojrzałem mu w oczy.
-Poprawka, mam dużo psów- Uniósł brew. Kiwnąłem głowa i ruszałem za nim. Co mi po czterech labradorach? Kiedy zza drzwi wydobyły się odgłosy psich szczeków, zamarłem. Brzmiało jak więcej niż cztery psy. Stanąłem za chłopakiem, kiedy ten, otwierał drzwi i gotowałem się na wszystko. Za drzwiami pojawiła się szara masa psich stworzeń. Patrzyłem, jak wszystkie wracają na swoje miejsce i czekają na swojego pana. Bellami przy okazji wystawił rękę i zdecydowanym głosem coś powiedział. Okay, nie wiem, co jest ze mną, aktualnie nie tak, ale to było ... Hot.? Halo! ZIEMIA DO OLIEGO! Nie sypiamy z klientami! Przynajmniej nie póki nie mają skończonej pracy. Zagryzłem wargę i spojrzałem na psy. Miały obwisłe pyski, ale wyglądały na mordercze bestie. Bell odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
-Trochę psów?- Zapytałem z udawaną irytacją w głosie.
-Nie gryzą, jak im nie pozwolę- Puścił mi oczko, a ja w odpowiedzi wykręciłem oczami.
-To gdzie ten alkohol?- Spytałem i wystąpiłem do przodu. Zaprowadził mnie do salonu i poszedł do kuchni po obiecany trunek. Rozejrzałem się i mój wzrok przykuł pies w progu. Siedział i patrzył na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Podniosłem brew i wyprostowałem się. Piesek. Dobry piesek. Bell wrócił z alkoholem i kieliszkami. Nalał nam i złapał kieliszek w dłoń.
-Nasze zdrowie
-Nasze!- Przełknąłem alkohol i oparłem się lekko o fotel. Boże jak ten dom wyglądał. Wysoki sufit, piękne parapety. Prawie idealnie.
-Więc Oli. Co robisz poza tatuowaniem?
-Zabijam ludzi, ale spokojnie, nie tych, co mają psy -Puściłem mu zaczepnie oczko. Mój głos dosłownie ociekał ironią.
-Nie powiesz?-Uśmiechnął się i nalał mi kolejną porcję.
-Nie chcesz mnie chyba upić? Nie jestem, aż tak łatwy- Prychnąłem i wypiłem kolejnego szota.
-Niczego nie mówiłem, sam wypił kolejną porcję.
-Ale tak poważnie, to niewiele? Gotowałem kiedyś dużo, teraz nie mam dla kogo. Mam kota, ale go nie lubię- Postawiłem kieliszek na stoliku i strzeliłem z karku. Popatrzyłem na próg, gdzie aktualnie siedziały już trzy psy. Moja głowa powoli stawała się przyjemnie lekka. Kolejne shoty wlewały się w moje gardło, a ja powoli czułem, jak zaczynam się upijać, tak na poważnie. Tak jak kiedyś. Ręka Bella znalazła się na moim kolanie, a rozmowa dalej się toczyła. Dopiero kiedy butelka zaczęła się kończyć, doszło do mnie, jak bardzo jestem wstawiony. Zdecydowanie zapomniałem, czym jest umiar.
-Hm... Daj mi chwile, pójdę po coś do jedzenia- Podniósł się i wyszedł do kuchni. Klepnąłem kolano i nagle trzy psy były obok mnie. Zjechałem na podłogę i zacząłem głaskać jednego po głowie. Kolejny podsunął się więc i jego głaskałem. Problem się pojawił, kiedy trzeci zaczął przypominać o swojej obecności. Nie miałem, tylu rąk. Co ja mam? To nie fair, że ten nie będzie głaskany. Nie wiedząc skąd, z oczu pociekły mi łzy. Boże, co ze mną nie tak? Bellami wrócił do pokoju i zamarł, trzymając w dłoni talerz z jakimś jedzeniem.
-Oli?
-Nie mam tylu rąk, nie mam jak ich wszystkich głaskać! Brakuje mi rąk!- Pociągnąłem nosem.

Nabór na administratora


NABÓR NA ADMINISTRATORA
(gdyby ktoś nie zauważył tytułu)

     Dobry wieczór, moi drodzy towarzysze kwarantanny. W obliczu zagrożenia epidemiologicznego siedzimy w domach, tak, to wie każdy. Myjemy ręce, owoce, dbamy o higienę, na spacery tylko z psem, znacie zasady, prawda? Pewnie, że znacie. Toniemy pod nadmiarem materiału, cały czas piszemy rozprawki, referaty (na przykład o Piastach, serdecznie pozdrawiamy Katfrin), robimy dziwaczne zadania z matematyki (pozdrawiamy Brooke), płaczemy nad książkami z chemii, fizyki, a nawet wstajemy o siódmej, byleby zdążyć na sprawdzanie obecności — niech żyje nauka. A tak poważnie, do czego dążę, pamiętacie, kto odszedł od nas na początku miesiąca, prawda? Bingo, pożegnałyśmy jedną trzecią składu administracji, czyli blogową emerytkę, Alisz, dzięki czemu zostałyśmy we dwie. Powiedzmy, że radę sobie dajemy, ale kto powiedział, że nie przyda nam się trzecia ręka?
     Z tego tytułu otwieramy nabór na administratora wspaniałego bloga Avenley River, już któryś w naszej historii. Zachęcamy wszystkich, administracja nie jest taka zła, na jaką wygląda, przynajmniej według naszej propagandy, którą szerzymy w środowisku potencjalnych kandydatów. Ogólnie rzecz biorąc, w takich postach zazwyczaj pisze się, czego wymaga jedna strona od drugiej, a także co od siebie oferuje. Szukamy kogoś, kto, przede wszystkim, potrafi wywiązywać się ze swoich obowiązków i przyjmować na klatę cały ciężar, który na niego zrzucamy (tak serio, podzielimy się zadaniami, nie martwcie się). Doceniamy ludzi znających podstawowe zasady języka polskiego. Administrator, którego poszukujemy, powinien mieć dużo chęci do życia prowadzenia bloga, szukamy świeżej krwi — kogoś, kto wprowadzi trochę życia do naszego smutnego kółeczka. Nie wymagamy umiejętności graficznych, jednego specjalistę już mamy, więc obowiązki ograniczać się będą do spraw czysto blogowych, takich jak rezerwacje, aktualizowania podstron, wstawiania opowiadań, postaci, pisania postów informacyjnych. Nic strasznego, prawda? Miłym dodatkiem jest odznaczający się kolor nicku na Discordzie.
     Od siebie gwarantujemy dostęp do tajnego kanału dla administracji i… na tym kończą się plusy bycia w administracji. Możecie też banować, a podczas kłótni pokazywać swoją odznakę. Nawet nie udajemy, że to przyniesie Wam jakiekolwiek zyski, z dopiskiem “admin na blogu” w CV mało kto będzie chciał Was przyjąć, ale może to być szansa na udowodnienie rodzicom, że Wasza pasja to coś więcej, niż kilka literek regularnie wybijanych na klawiaturze komputera.
     Pomimo dosyć żartobliwej formy posta, nabór prowadzimy, jest w stu procentach prawdziwy. Wasze zgłoszenia przyjmujemy do 05.05.2020r., czyli do przyszłej niedzieli. Liczymy na to, że ktoś się zgłosi.

formularz zgłoszeniowy:
nick: (którym się posługujesz)
postacie:
twoje mocne strony: (związane z pełnieniem funkcji administratora)
twoje słabe strony: (związane z pełnieniem funkcji administratora, to też musimy wiedzieć)
dlaczego ty?: (no właśnie, dlaczego?)

my

Od Milo cd. Taylor

Przyznam, teraz to mi zaimponowała. Większość dziewczyn, z jakimi miałem do czynienia, po prostu by się posikała ze strachu, żadna by nie walczyła, tym bardziej nie grała na czas. Ta mniejsza część dziewczyn, które znałem i które by się nie bały, prawdopodobnie by się tu nie znalazły, bo albo by uciekły przy pierwszej lepszej okazji, same, albo zeszły na zawał jeszcze przed wepchnięciem do auta. Taylor była całkiem inna, chociaż w jednym była taka sama, jak reszta: grała na uczuciach, a to potrafiła większa część tych „twardszych” kobiet. Mimo wszystko urzekła mnie jej gadanina, od której chciałem wybuchnąć śmiechem i powiedzieć „No nie mówcie, że to na was działa?” Szczerze powiedziawszy, gdyby to mój ojciec lub siedział za kierownicą, strzeliłby jej w łeb od razu, za korzystanie z imienia córki, siostry, ale to nie moja rodzina była tutaj porywaczami, tylko obca mafia, o której będę musiał porozmawiać z ojcem. Tak nie może być, że sobie włażą, porywają i się cieszą. Trzeba ukrócić tę samowolkę.
Mój plan był prosty, kiedy tylko dziewczyna opuści furgonetkę, ruszam za nią i biegiem znikam im z oczu. Mimo wiedzieć, że mieli na mnie zlecenie, w sumie co tu się dziwić, kiedy jeden z nich przeze mnie leży w szpitalu? Gdyby nie pchał tych swoich brudnych łap do…
Nagle brunetka po mnie wróciła. Łapiąc za rękę, wyciągnęła z pojazdu i ruszyliśmy biegiem przed siebie. Po chwili pociągnąłem ją na bok, kiedy zdałem sobie sprawę, że wyjechaliśmy z miasta i na tak pustej przestrzeni jakiej był tylko wyłożony asfalt, pole i las po drugiej, bardzo łatwo zestrzelić takie uciekające ofiary, jakimi byliśmy, i biegliśmy blisko lasu. Normalnie z tyłu trwałby pościg, ale kłótnia między zniszczonym emocjonalnie kierowcą, a jego wkurzonymi kolegami uniemożliwiła im to. 
- A no, wyskoczyłbym zaraz po tobie – stwierdziłem. - I nie ma sprawy, uwielbiam jak ludzie się nawzajem niszczą psychicznie – powiedziałem z uśmiechem. Kiedyś to samo powiedziałem mojemu terapeucie, który stwierdził, że mam w sobie za dużo nienawiści do świata i traktuje ludzi jak przedmioty, czy coś takiego. Szczerze powiedziawszy, uwielbiałem używać sformułowania, że ludzie są bezużyteczni, a bezużyteczne są rzekomo tylko przedmioty, więc… tak, niektórzy ludzie nie są więcej warci niż taka potencjalna sofa wyrzucona na śmietnik.
Zatrzymaliśmy się po dobrych pięciu minutach biegu, dopiero wtedy dziewczyna mnie puściła, a ja się zaniosłem głuchym śmiechem i długo nie mogłem się opanować. Ta spojrzała na mnie ze ściągniętymi brwiami i uśmieszkiem, mówiącym „poważnie?”. Kiedy przestałem się śmiać, wzruszyłem tylko ramionami.
- No co, to było ciekawe – wytłumaczyłem się, po czym ruszyłem poboczem, w stronę miasta. Dziewczyna do mnie dołączyła.
- Szkoda, że tamten nie strzelił, dopiero wtedy byłoby zabawnie – odparła poważnie, kończąc parsknięciem, na co przewróciłem oczami. „Rany, bawić się nie umie”, pomyślałem znudzony i nic nie odpowiedziałem.
Przez chwilę szliśmy w ciszy. Droga nie wydawała się kończyć, było późno, ja zostawiłem telefon w pokoju i jak na złość, okazało się, że dziewczynie telefon się rozładował. Czyżby wisiało nad nami jakieś fatum?
- Ej, to o co chodziło z tą twoją siostrą i tym facetem? - zapytała jakby od niechcenia. Zerknąłem na nią katem oka.
- Już ci mówiłem.
- Jakoś do mnie nie dotarło – wytłumaczyła. „Oj, po prostu nie słuchałaś i tyle.”.
- Zostawiłem ją na chwilę, by wypłacić kasę z banku. Kate poleciała pewnie za jakimś psem czy czymś innym, jak to ma w zwyczaju, a potem usłyszałem jak krzyczy i znalazłem ją w zaułku, jak jakiś facet chciał ją zgwałcić. Nerwy same puściły – powiedziałem to spokojnie. Terapeuta w takim momencie zapytałby, czy żałuje pobicia go, a ja bym pewny siebie pokręcił głową i dodał, że z chęcią bym mu jaja urwał, ale czasu mi zabrakło.
- Nie zrobiłabym tego samego dla mojego brata, ale rozumiem, siostrzeńcza miłość – przewróciła oczami i westchnęła. Zmarszczyłem czoło.
- Wiem, nie wszystkich ludzi stać na coś, co wykracza poza ich własny nos i egoizm, nie martw się, nie jesteś sama – powiedziałem spokojnie.
- W przeciwieństwie do mnie, Ethan doniósł na ciebie policji – spojrzałem na nią. Czyżby to nie ona na mnie doniosła? Dalej jej nie wierzyłem.
- Przecież to ty mnie widziałaś – powiedziałem już lekko zirytowany. Prawie zapomniałem o tej aferze, a teraz na nowo miałem ochotę ją wrzucić do lasu i zwołać wilki.
- Co nie znaczy, że nie podzieliłam się tą wiedzą – pokręciłem głową zrezygnowany.
- No tak, ploteczki ploteczkami – nic nie odpowiedziała. Czy każda dziewczyna musiała plotkować ze znajomymi o wszystkim, co ją spotkało danego dnia? Nie nudzi im się to? - Nie ważne, teraz łap stopa – rozkazałem jej. Popatrzyła na mnie.
- Dlaczego ja?
- Bo o tej porze jeździ więcej mężczyzn i zboczeńców – wytłumaczyłem. Ta nic nie odpowiadając i przewracając oczami, po prostu odwróciła się do tyłu i wystawiła rękę, gdy nadjeżdżał samochód.

<Tay? Sorki, trochę mi weny zabrakło>

Od Bellamiego CD. Oliego

Poprowadziłem chłopaka w stronę baru gdzie zamówiłem nam po dwa shoty by zaspokoić pragnienie. Zabrałem dłoń z biodra chłopaka i chwyciłem kieliszek by wypić alkohol. Oli wziął do dłoni swój. Szybko wypiliśmy zawartość obu naczyń.
- Dziękuje za taniec. Jednak teraz zapraszam na fajka. - przekrzyczałem muzykę i delikatnie nachyliłem się nad chłopakiem by mnie usłyszał. Skinął głową, a na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. W jego oczach pojawiła się iskierka, która mówiła, że albo jest bardzo zadowolony albo alkohol już na niego wpłynął, a może obydwa te punkty? Nie ważne teraz liczy się papieros. Zaciągnąłem chłopaka na "palarnie" i wyciągnąłem swoje papierosy częstując i Oliego.

26 mar 2020

Od Mallory - CD. Carneya

          Siedziałam w eleganckim, czarnym, skórzanym fotelu, maksymalnie wyginając jego oparcie do tyłu. Trzymając ręce za głową, leniwie balansowałam swoim ciałem, nie chcąc wylądować jego tylną częścią na marmurowej podłodze pode mną. Nogi odziane w wysokie, czerwone kozaki oparłam o biurko i kąem oka obserwowałam kłótnię dwójki moich wspólników, którzy nie mogli dojść do porozumienia w sprawie skontaktowania się z szefem całej operacji. Tylko czekałam, aż któreś z nich nie wytrzyma, wyciągnie pistolet i strzeli drugiemu w głowę.

Od Trace'a C.D Noelia

Jego ucieczka trwała znacznie krócej, niż mógł sobie to wyobrazić. Targały nim pełne sprzeczności myśli, jakie nie dawały mu koniecznego spokoju do napełnienia pełnych sił do dalszego życia. Mile spędził cały tydzień w domu swoich przybranych rodziców, wspominając o swoich gorszych i lepszych chwilach. Jakie było jego zdziwienie, jak wraz z przekroczeniem progu swojego rodzinnego domu, ojciec niemal chciał go udusić w swoich ramionach. Jak na swój starszy wiek, nadal mógł się pochwalić dobrą budową ciała oraz siłą. Nigdy on nie był wylewny w uczucia do swoich dzieci, będąc zapamiętany jako ten najbardziej poważny, rzucający pół słówkami do wszystkich. Jednak każdy wiedział, że tak naprawdę to nie praca była dla niego najważniejsza. Zaś bezpieczeństwo i dobro ich małej rodzinki, gdzie każdy jej członek mógł sobie ufać i mówić o swoich problemach. Trace mógł przyznać szczerze, że brakowało mu tego. Ciepłych słów matki, siedzenia wraz z ojcem w garażu nad starym samochodem, czy wspólne spacery z sunią zwolnioną z zasług dla kraju.

25 mar 2020

Od Candice C.D Cain

Muszę mocno zaciskać wargi, żeby nie wybuchnąć potokiem emocji, słów, które potem mogą się odbić na mnie bardziej niż tylko negatywnie. Idąc wzdłuż długiego holu, czułam, jak ściany korytarza stają się jeszcze węższe i węższe, aż tracę oddech. Napięta jak struna wchodzę do przestronniej windy, która, na szczęście, stabilizuje moje dotąd niestwierdzone lęki klaustrofobiczne. Nie mam nic pod ręką, oprócz torebki, bo wszystkie walizki i bagaże podręczne zostaną dostarczone następną windą przez kamerdynerów, byśmy nie musieli ich nosić. Bogaty hotel. Pięciogwiazdkowy. Z pewnością pokoje muszą być wyposażone w coś takiego, jak kanapa, a jeśli nie to przysięgam, uznam to za kolejny powód, dla którego nie powinno mnie tu być.

Od Ivana CD. Angeline

- Dzień dobry. Kawę jak zawsze poproszę. - powiedziałem wchodząc do swojego azylu. Sekretarka o imieniu Violett przywitała się i od razu wstała by zrobić mi kawę. Grzeczna dziewczynka. Wszedłem do biura i i od razu zająłem swoje miejsce przez biurkiem. Zadowolony odpaliłem laptopa i czekałem na kawę, którą ma mi zrobić brunetka. Wziąłem do swojej dłoni telefon i odczytałem krótkiego SMS od Jacka, który zniszczył mi dzień.
J: Impreza wypaliła jednak możliwe iż na stronię baru pojawią się ciekawe zdjęcia i filmiki.
I: Co rzeście odwalili?
J: Aj nic po prostu jakaś dziewczyna jak zobaczyła pijanego Urlicka zaczęła uciekać, a ten pijany ją gonił przewalając się cały czas.
I: Haha mam nadzieje, że zdjęcia nie trafią do baru, ale chyba pokażesz mi je gdy przyjedziesz do mnie?
J: Ja też i oczywiście, że pokaże. Zaraz jadę to załatwić.

Od Oliego Cd Angeline

Dojechałem do domu i wyładowałem się z samochodu. Wróciłem po chwili po wino i usłyszałem ciche wibrowanie. Coś dzwoniło. Stuknąłem się po kieszeni i czując, swój telefon zmarszczyłem brwi. Otworzyłem przednie drzwi i zamarłem, torebka. Damska torebka. Byłem gejem, ale, nie aż tak stereotypowym. Torebki nie były w moim guście. Sięgnąłem i podniosłem ją. Telefon w środku przestał dzwonić. Zajrzałem do środka i szybko wyłowiłem komórkę. Telefon znów zadzwonił. Patrzyłem w ciszy, jak na ekranie wyświetla się imię i zdjęcie.
-Halo?- W końcu odebrałem.
-Hej! Oli! Masz moją torebkę!
-Najwyraźniej, odwiozę ci za godzinę, teraz chciałem zjeść- Mruknąłem w słuchawkę.
-Ja mogę podejść po nią!- Zaoferowała.
-Gruczna 43, mieszkanie 4.- Rzuciłem i rozłączyłem się. Ruszyłem ponownie do siebie, ale w połowie zawróciłem. W samochodzie nadal było moje wino. Szybko je wyłowiłem z bagażnika i z damską torebką na ręku, butelką wina i zmęczeniem na twarzy poszedłem do siebie. Kotka stała już pod drzwiami i darła się cały czas, jak otwierałem drzwi. Jak wszedłem, to zaczęła ocierać się o nogi i ciągle mruczeć.
- Spadaj- Mruknąłem w odpowiedzi i postawiłem wszystko na blacie w kuchni. Schyliłem się i podniosłem futrzastą istotkę na ręce.
-I co? Tego chciałaś?- Pogłaskałem małą głowę i przytuliłem lekko. Zaczęła mruczeć w odpowiedzi. Westchnąłem i wsadziłem ją pod pachę a drugą ręką. Wyjąłem z szafki puszkę z karmą, a mały pomiot szatana momentalnie zaczął się wyrywać do jedzenia. Odstawiłem ja na blat i wyłożyłem jej porcje na talerzyk. To teraz pora na mnie. Zajrzałem do lodówki i westchnąłem. Ketchup, sos pomidorowy i trochę mrożonych warzyw. No to robimy... Warzywa w sosie pomidorowym z keczupem. Muszę iść jutro na zakupy. Wywaliłem warzywa na patelnię i mieszałem znudzony. Kiedyś potrafiłem spędzić godziny nad garnkami. Do dziś pamiętam, jak zrobiłem mu steak z ziemniakami i warzywami. Chyba trzy razy mnie potem błagał o ponowienie tego dania. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Jutro zrobię tak ku pamięci- Obiecałem powietrzu w mieszkaniu i wróciłem myślami na ziemię. Dzwonek zadzwonił. Podszedłem pod drzwi i uchyliłem. Angeline stała z niepewnym uśmiechem na wycieraczce.

24 mar 2020

Od Taylor C.D Milo

     Rovgothon zwymiotował prosto na kolana osiłka i nie zdziwiło mnie to wcale, bo wyglądał na takiego, co w rzyganiu po kątach się lubuje. Skutek wypicia zbyt dużych ilości procentów wspomógł dwoma palcami, wszystkie jego wnętrzności (te zdolne do ruchu wnętrze-zewnątrz) wyleciały. Widok był okropny, jak to z wymiocinami bywało, niemniej wystarczyło wstrzymywać oddech co parę sekund, żeby odpuścić sobie wdychania kwaśnego odoru. Występek chłopaka zadziałał jak domino — mężczyzna obok niego zareagował relatywnie (co najmniej) źle, wywiązała się z tego bójka, sprowokowana przez Milo. Dołączyłam się do niej, od czasu do czasu kopiąc kogoś to w piszczel, to w udo, a czasami, kiedy udawało mi się zadrzeć nogę wystarczająco wysoko, i w brzuch. Tkwienie z tamtymi bandziorami figurowało na ostatnich miejscach mojej listy rzeczy do zrobienia tego dnia, wyprzedzając spoufalanie się z Ethanem, komplementowanie Ethana i przebaczenie Ethanowi. I wczesne pójście spać, jednak na to nie było już najmniejszych szans.

Od Camerona C.D Brianne

     Kiedy otwieram oczy, Brianne wciąż śpi. Jej klatka piersiowa periodycznie unosi się, opada, i to, że przyglądam jej się w ten sposób, mogłoby wydawać się nieco niepokojące (w końcu tak samo patrzą na swoje ofiary mordercy, a wszyscy pamiętamy, iż za takiego mnie brała), jednak tak błogi widok przywraca mi swojego rodzaju spokój, szczególnie po tylu dniach niewidzenia Waldorff i tylu dniach spędzonych w towarzystwie dwuletnich poczwar. Dwuletnim poczwarom wydaje się, że tatuś to robot i jest w stanie bezustannie skakać wokół nich, bawić lalkami Raven i chronić farbki przez Isaac. W duchu dziękuję Jane za to, że bierze je chociaż raz w tygodniu. I że żłóbki istnieją, w przeciwnym wypadku musiałbym latorośle brać ze sobą do pracy, co skończyłoby się makabrycznie. Wszyscy jesteśmy zadowoleni, prawda?

Od Liama C.D Katfrin

     Między nami, przez pewien czas prowadziłem osobliwy dzienniczek, nieduży, może szesnastokartkowy w rozmiarze A5, w kratkę, w skórzanym obiciu z wypalonym L. Howell na froncie. Zapisywałem w nim każdą datę niepożądanych kontroli i miejsca, w jakich się odbywały — ot, kiedy mundurowi zjawili się w kasynie na północy, dostawałem cynk i na paręnaście minut przed dotarciem na miejsce skrzętnie aktualizowałem dziennik, w odpowiedniej rubryce z lokalem w nagłówku pojawiała się tamtejsza data, nawet godzina, z krótką notatką zazwyczaj przeze mnie dodawaną — w jak wielkich opałach byłem. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek zarejestrował najwyższego stopnia zagrożenia. Dziennik należał do przeszłości, Margo zrobiła z niego podpałkę, niemniej gdybym tylko miał go w rękach, tamten dzień opisałbym jako “niezwykle stabilny”. Jedynym powodem do zmartwień były gorączkowość i nieopanowana umiejętność powściągliwości u pułkownika. Między wargami trzymała papierosa, co pewien czas odrywając go od ust. Dziadek, nałogowy zresztą palacz, zwykł mawiać, że to sposób palenia papierosa najwięcej mówi o człowieku. Salvadore robiła to z gracją i niezmąconym spokojem, dokładnie tak, jakby stanowiło to dla niej rutynę — miała w tym ewidentną wprawę. Silvera z kolei był gwałtowny, agresywny i gdyby tylko mógł, nabrałby w płuca trzykrotnie więcej i wpół spalonego papierosa wyrzucił na chodnik, przygniatając go podeszwą.

Od Dymitra Do Ivana


Klub cieszył się sporym zainteresowaniem tutejszej młodzieży. To był mój pierwszy, prawie legalny biznes. Na jego otwarcie przyszło chyba całe miasto, ludzie ledwo się mieścili, pomimo że był to największy klub w tym mieście. Zmęczony po poprzedniej nocy siedziałem ze szklanką rumu i oglądałem serial. To była moja godzina relaksu, po wczorajszych wydarzeniach. Pogrążony we własnych myślach, usiłowałem ulepszyć swoja działalność. Już dawno nikim nie, przehandlowałem, nawet największy złoczyńca potrzebuje wakacji, które nie trwają wiecznie. Nieświadomie już nie potrafiłem się doczekać, aż znowu wrócę do gry, pragnąłem to zrobić jak najszybciej a najlepiej dzisiaj. Każde miasto ma swoje grzechy, posiada grzeszników, jednym z nich byłem ja, ale musiało być ich więcej. Dopiłem rum, wstałem z kanapy i udałem się do auta. Mało mnie interesują przepisy oraz zakaz jazdy po alkoholu. Wsiadłem do środka i ruszyłem, postanowiłem poszukać inspiracji do swoich działań, jeżdżąc po mieście i odwiedzając różne miejsca. Moją uwagę przykuł budynek psychiatryku. Zatrzymałem auto chwile, patrzyłem na niego przez okno, po czym odjechałem. Gdy wróciłem do domu, usiadłem na kanapie i zacząłem intensywnie się zastanawiać. Coś mi świtało, jednak nie byłem pewny co takiego. Poszedłem po szklankę i nalałem sobie do niej trochę rumu, popijając. Rozkoszowałem się jego smakiem, miałem nadzieję, że to pomoże mi wymyślić plan. Biznes, jakiego mógłbym dokonać w tym mieście. Musiałem się zastanowić czy psychicznie hora osoba może przynieść mi zysk. Doszedł do wniosku, że jeśli będzie to młody facet i trafi w dobre ręce, bez problemu będzie można zrobić z niego płatnego zabójcę. Natomiast jeżeli to będzie, kobieta z depresją, nie powinno być problemu, aby stała się dobrą prostytutką. Najlepiej, gdyby trafiły się dzieci lub młodzież z takimi można zrobić wszystko. Upijałem kolejny łyk wybornej whisky. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem jeden z moich kontaktów. Po krótkich trzech sygnałach rozbrzmiał, męski głos w słuchawce.
- Dymitr, kopę lat co Ci potrzeba ?
- Jestem w Anvely River, potrzebuje namiaru na właściciela psychiatryka.
- Zaraz sprawdzę i oddzwonię. - Facet rozłączył się.
Zastanawiałem się, komu mógłbym opchnąć ten towar, jednak doszedłem do wniosku, że łatwiej będzie, gdy będę miał konkretne, propozycję, dla listy moich kupców. Nagle telefon zawirował, wziąłem go do ręki i odebrałem.
- Dobra, właścicielem jest niejaki Ivan Henry Jeson, mieszka na obrzeżach miasta w domku w środku lasu, niedaleko jeziora.
- Wiedziałem, że można na Ciebie liczyć.
- Nie musisz dziękować. Muszę kończyć, zaraz będzie u mnie ważny klient. - Facet ponownie się rozłączył.
W takim razie czekała mnie wycieczka do lasu. Podniosłem się z kanapy, sięgnąłem torbę z ciuchami na siłownię, po czym poszedłem do auta. Wsiadłem za kierownice, odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę lasu. Gdy dotarłem na miejsce, wysiadłem, rozejrzałem się do około i ruszyłem w głąb zarośli. Po kilku minutach moim oczom ukazała się dużą posiadłość, wszedłem więc na jej teren i udałem się w stronę domu. Stanąłem przed drzwiami i naścinałem dzwonek. Po chwili usłyszałem przekręcający się zamek, drzwi otworzył mi wysoki mężczyzna.
- Witam, czego pan tutaj szuka?
- Ivan Henry Jeson prawda ?
-Tak to ja kim, pan jest.
- Dymitr ... przyszedłem, gdyż mam interes.
- Proszę wejść.
Gdy przekroczyłem próg, rozejrzałem się do około. Widać facet był dziany. Gestem zaprosił mnie do salonu, usiedliśmy naprzeciw siebie.
-Chciałbym rozejrzeć się w pańskim psychiatryku.
- Po co ?- spojrzał na mnie zdziwiony i lekko zniesmaczony.
- To mój prywatny interes... ile byś sobie życzył za jakiegoś człowieka stamtąd ? Oczywiście płacę z góry.


Ivan?

Od Conrada CD Kafrin

Upijanie się u dziewczyny w domu nie było najlepszym z moich pomysłów. Ale tak dawno nie dawałem sobie luzu. Miałem taką przyjemną ciszę w głowie, było mi leciutko. Wreszcie się mogłem jakoś wyluzować. Kafrin patrzyła na mnie z uśmiechem i słuchała, jak gadam bez sensu.
-Mogę... Wszystko!- Obiecałem i uśmiechnąłem się, opadając głową na poduszkę na kanapie. Dziewczyna przekrzywiła głowę, patrząc na mnie. Miała ładne oczy. Pokręciłem gwałtownie głową.
-No to mów!
-Ale co? Pytaj...- Wydawało mi się to zabawne, więc zachichotałem. Boże jak dzieciak.
-Coś o sobie? Nie znam cię w sumie za dobrze- Upiła łyk wina i odchyliła się lekko do tyłu.
-Mam małą! Jest super... Nie mam nikogo poza nią. - Wzruszyłem ramionami i wziąłem duży łyk alkoholu. Szybko przełknąłem.
-Ale nikogo? Jak to? - Prychnęła w wino i podniosła głowę.
-No... Nikogo! Moi rodzice nie żyją... A i tak sobie żyję od zawsze sam!- Pokiwałem głową, jak bym sam sobie potwierdzał.
-Sam? Ale jak to sam?
-No... Dom dziecka to mało fajne miejsce, nie lubiłem tego -Wzruszyłem ramionami i wyprostowałem nogę, bo zdrętwiała. Nagle nabrałem ochotę na resztkę deseru która stała na stole. Wstałem i momentalnie wywaliłem się na ziemię. Nogi, a raczej ta jedna noga poddała się pod nagłym ciężarem i wylądowałem na ziemi. Głośno zakląłem. Szkło rozprysnęło się całe szczęście już poza moją dłonią. Oparłem się o podłogę i zamarłem.
-Żyjesz?- Kaf kucnęła obok mnie.
-A jak, ja bym nie żył? Co to za zabawa tak szybko się mnie pozbyć?- Uśmiechnąłem się i powoli podniosłem do pionu. Zawirowało mi lekko w głowie. Oparłem się o dziewczynę i odczekałem, aż krew dopłynie mi do głowy.
-Dobra, a teraz prowadź mnie ku swojemu zapasowi lodów- Mruknąłem i ruszyłem w kierunku kuchni dziewczyny. Zaśmiała się głośno i ruszyła za mną.

Obudził mnie cichy głos.
-Tato?- Otworzyłem oczy i szybko je zamknąłem. Jęknąłem i schowałem twarz w poduszkę.
-Tatoo?
-Mhm?
-Głodna jestem...
-Okay, wstaję- Jęknąłem i podniosłem się do pionu. Miałem w ustach niesmak po nieumyciu zębów. Głowa mi pulsowała, ale tak to nie było tak źle. Jak na abstynencję od 4 lat to nie znosiłem poranku po tak źle. Rozejrzałem się po pokoju i zamarłem, to był salon. Czekaj gdzie ja... Kafrin! Okay, byłem u niej w domu. Ruszyłem do kuchni i obsłużyłem młodą. Sam nalałem sobie wody z kranu i wypiłem duszkiem, czując, jak moje ciało powoli powraca do żywych. Nie było tak źle, moje ciało po prostu zapomniało, jak to jest mieć w sobie alkohol. Mała aktualnie zjadała dziewczynie zapas pierniczków, co mi po tym, niech ma święto. I tak nie je dużo słodyczy. Usiadłem przy stole i schowałem głowę w rękach.
-Wstałeś śpiąca księżniczko?- To właścicielka domu weszła do kuchni. Spojrzałem na nią i skrzywiłem się, była pełna życia i nie wyglądała na w żaden sposób jak by wczoraj piła.
-Jakim cudem ty tak dobrze wyglądasz i się czujesz?- Uniosłem brew i stęknąłem, czując, jak pies dziewczyny wbiega mi w kolana.
-Hej- Poklepałem głowę masywnego potwora i czekałem na odpowiedź.

Od Angeline C.D Oli

- Nie uwierzycie, co mi się dzisiaj przytrafiło! - krzyknęłam od progu do sióstr. Kiedy odstawiłam butelkę z winem na podłogę, szybko rozebrałam się z kurtki i zrzuciłam buty ze stóp. Wtedy jeszcze nie zauważyłam ciszy, która panowała w całym domu. Wpadłam do salono-kuchni i dopiero wtedy zorientowałam się, że w mieszkaniu nie ma nikogo, oprócz mnie. I pewnie Chudego, który prawdopodobnie gdzieś sobie leżał. Dla pewności zerknęłam nawet, czy są buty dziewczyn. Oczywiście leżały tylko moje adidasy. A to ci heca, wróciłam szybciej. W takim razie pierwszeństwo mają Żelki.
Ślizgając się po podłodze, wróciłam po telefon leżący w torbie obok drzwi, ale… nie było jej tam. Zerknęłam na wieszak, bo być może przypadkiem ją tam zawiesiłam. Ale oprócz mojej kurtki i dwóch parasolek niczego innego nie zauważyłam. Ze strachem w oczach powróciłam do salonu i uważnie go przejrzałam, po czym zwróciłam wzrok na kuchnię. Niestety był tam tylko Chudy, śpiący na wyspie kuchennej. Mojej torby nigdzie nie było. Nawet nie było sensu sprawdzać na górze, bo tam jeszcze nie wchodziłam.
Ale zaraz. Skoro mojej torebki nie było w domu, to gdzie ona…
Wtedy przed oczami mignął mi moment, jak umieściłam ją sobie pod nogami w… samochodzie Oliego. NIE MÓWCIE, ŻE JĄ TAM ZOSTAWIŁAM.
Zaczęłam panikować. Jak mam teraz odzyskać telefon? Przecież nie mam drugiego, żeby do niego zadzwonić!
Wtem usłyszałam zamek otwieranych drzwi wejściowych, a w mieszkaniu zaczęły po kolei pojawiać się moje siostry. WYBAWIENIE. Od razu podeszłam do pierwszej Caroline.
- Caro, pożycz mi swój telefon!
- Telefon? Ale po co ci?
- Aa, opowiem wam później! Szybko, to ważne!
Brunetka niechętnie i z obawą w oczach podała mi swoją komórkę. Szybko ją odblokowałam i weszłam w kontakty, szukając tego podpisanego moim imieniem. Od razu zadzwoniłam i czekałam.
Jeden sygnał, drugi, trzeci… czwarty. Jakieś piknięcie i już miałam zamiar się odezwać, gdy usłyszałam znienawidzony nagrany głos pani z telefonu. To musi być jakiś żart!

Oli?

23 mar 2020

Od Katfrin Do Conrada

- Kurwa Bell! - krzyknęłam na brata próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Mój brat mógł i mnie usłyszeć jednak jak zawsze w takich sytuacjach miał na to wyjebane. Trzymał właśnie jakiegoś chłopaka za ubranie, które już było zakrwawione. Złapałam go za ramię i pociągnęłam w swoją stronę jednak chłopak zaprał się mocno i nawet nie drgnął. Zacisnęłam mocno szczękę zdenerwowana daną sytuacją.
- Jak w tej chwili się nie ogarniesz przypierdolę ci w jaja. - rzekłam z lekkim uśmiechem na twarzy jednak mój wzrok przeszywał spojrzenie mojego brata. Ten spojrzał na mnie ukradkiem przez co chłopak, którego trzymał uderzył go prosto w nos. To ja nie dość, że chce go uratować, to on jeszcze takie rzeczy tutaj odpierdziela?! Bellami wrócił wzrokiem do blondyna, puścił go by za chwilę pchnąć go na ścianę. Usłyszałam jak chłopak jęknął z bólu. Strużka krwi która poleciała mojemu bratu po ustach sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. Może i on przesadził, ale nie wolno tak postępować! Próbowałam go ogarnąć, a blondyn tak wrednie to wykorzystał!

Od Archiego Do Angeline

Bella postanowiła, że nie da mi dzisiaj ani minuty dłużej pospać. Wskoczyła na łóżko, zaczęła lizać mnie po twarzy, nie miałem innej opcji. Musiałem otworzyć oczy, zepchnąłem suczkę z łóżka. Nienawidziłem, kiedy tak robiła, było to irytujące. Spojrzałem na nią karcącym wzrokiem, ona zaś tylko wlepiła we mnie swoje brązowe błyszczące oczy. Postanowiłem, nie komentować jej zachowania. Wstałem i poszedłem wypuścić ją do ogrodu, aby mieć chwilę spokoju. Poszedłem do łazienki, odkręciłem lodowata wodę i przemyłem twarz. Wziąłem piankę do golenia i maszynkę, dokładnie pozbyłem się zarostu. Sięgnąłem balsam po goleniu, wysmarowałem dokładnie twarz, aby nie była podrażniona. Udałem się do kuchni wyciągnąłem z lodówki cztery jajka oraz kawałek kiełbasy. Wyjąłem patelnie położyłem na nią masło, by dokładnie się rozpuściło. Do miseczki wrzuciłem jajka i wymieszałem, dodałem soli i pieprzu. Pokroiłem kiełbasę w kostkę, po czym wrzuciłem na patelnie, gdy się lekko podsmażyła dodałem jajka i po trzech minutach przemieszałem. Gotowa jajecznice wyłożyłem na talerz i polałem Ketchupem. Wyjąłem sztućce, usiadłem do stołu i zacząłem jeść. Po skończonym posiłku wstawiłem naczynia do zmywarki. Uzbierała się już prawie pełna, gdyż nie miałem w zwyczaju włączać jej codziennie, zazwyczaj czekałem aż skończą mi się naczynia. Ledwo ją domknąłem i ustawiłem zmywanie. Wróciłem się do łazienki, umyłem zęby i psiknąłem się dezodorantem. Poszedłem do pokoju wyjąłem z szuflady czysta bieliznę, szarą koszulkę, dresowe spodnie i granatową bluzę, po czym się ubrałem.Podszedłem do drzwi wyjściowych, wsunąłem adidasy na nogi. Otworzyłem drzwi i zawołałem Belle, ta radośnie podbiegła do mnie. Sunia już wiedziała, że idziemy na poranne bieganie. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem truchtem. Nasza trasa miała około pięciu kilometrów, pokonywaliśmy ją razem każdego poranka.Po powrocie napełniłem psia miskę woda i sięgnąłem z lodówki puszkę z mokra karmą wrzuciłem jej już resztkę. To była ostatnia puszka, co oznaczało, że czeka mnie dzisiaj wyprawa do sklepu. Udałem sie pod szybki prysznic, umyłem włosy, ale jak zawsze szkoda mi było czasu, aby je suszyć, a tym bardziej układać. Wyjąłem naczynia ze zmywarki i poukładałem. W pokoju czekała na mnie sterta ciuchów, tak oznaczało to zrobienie prania. Ładni je posegregowałem kolorami i wrzuciłem wszystkie białe rzeczy do pralki.Nie miałem jednak dzisiaj na nic ochoty, jako że naprawdę nie często zdarza mi się mieć tyle wolnego czasu. Ubrałem pierwsze lepsze ciuchy, jakie wpadły mi w ręce, po czym przejrzałem się w lustrze. Sięgnąłem po gitarę i zacząłem ją stroić, wpadłem na pomysł, aby po prostu iść na miasto siąść gdzieś i grać. kiedyś robiłem to prawie codziennie, ale teraz nie miałem na to zazwyczaj czasu. Jak pomyślałem tak zrobiłem, poszedłem do parku, usiadłem na jednej z ławek i zacząłem grać. Nie było zbyt wielu ludzi,dzięki czemu nie miałem tremy i spokojnie zacząłem sobie śpiewać. Gdy skończyłem swój utwór podeszła do mnie dziewczyna, nagrywała coś swoim telefonem.
Chodziła tutaj już wcześniej, wydawało się, że cały czas gada do telefonu, jednak nie zwracałem na to uwagi. Z uśmiechem podeszła do mnie.
- Cześć ...
- Cześć... - przywitałem się grzecznie.
- Przepraszam, czy ja jestem w cukierni, bo widzę niezłe ciacho.
Zmrużyłem oczy, nie bardzo wiedziałem, jak ma zareagować ani się zachować. Uśmiechnąłem się do niej i miło odpowiedziałem.
- Nie, ale jeśli chcesz, to mogę Cię tam zabrać.
Nieco zdziwiona dziewczyna, powiedziała coś do telefonu, jakby pożegnała się z kimś i skończyła nagrywanie.
- Nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Co właściwie robisz ?
- Nagrywam filmiki i wrzucam do internetu, byłeś moją ostatnią ofiarą, chyba nie masz nic przeciwko ?
- No nie wiem, jeśli nie pójdziesz ze mną na coś słodkiego, to się nie zgodzę.
- Czemu mnie zapraszasz ?
-Mam ochotę na kawę i ciastko, samemu głupio iść, ja stawiam to, jak ? - spytałem, chowając gitarę do pokrowca, podniosłem się z ławki, zarzucając instrument na ramię.
- Mam iść z nieznajomym ?
- No tak, Archibald, Archi Andrews-puściłem jej oczko
- Angeline Jelly
- No to skoro już się znamy, to jak idziesz ?

Angeline?

Od Oliego CD Bellamiego

Kiedy wyszedł, usiadłem do szkicownika. Wszystko składało się w ładną całość. Miałem dwie prace w głowie, jak mu się jedna spodoba, to drugą mogę sprzedać dalej. Albo mieć dla siebie, co mi po tym. Wydrukowałem przesłane przez chłopaka zdjęcia i usiadłem, podkulając jedną nogę pod siebie. Zarysy obu projektów dość szybko przepłynęły z mojej głowy na kartkę, a ja mogłem zebrać się do domu, bo wybiła szesnasta. Przy prostowaniu się usłyszałem, jak każda kostka w moim kręgosłupie wraca na miejsce. To samo zrobiłem z palcami,które były zmęczone od pracy.
-Musisz pamiętać o posturze Oli!- Głos łysego zaatakował mnie znienacka.
-Dobrze mamo...- Sarknąłem i podniosłem ręce do góry, ponownie wydobywając z siebie odgłosy strzelania.
-Wypomnisz mi na starość!- Pokręcił palcem w moim kierunku i oparł się o framugę, nadal się lekko uśmiechał, tylko teraz wydawał się... Nie wiem no, zaniepokojony?
-Mogę ci jakoś pomóc?- Uniosłem brew i wstałem z krzesła, zbierając przy tym swoje prace.
-Wiesz, że nie jesteś sam prawda?

Od Caina cd. Candice

Ze wszystkich możliwych rzeczy, które sprawdziła Savannah podczas rekrutacji, niczym szpieg doskonały, połączenie Johna Wicka z 007 i Jasona Bourne'a, akurat nie sprawdziła, czy jej przypadkowa ofiara nie boi się latać samolotem. Nie zamierzam rezygnować z tego środka transportu z powodu jakiejś dziewczyny, bo prywatny samolot to najlepsze udogodnienie, które miałem jako Cain Hawthorne i którym gardzę najmniej. Mogę robić tu, co tylko żywnie mi się podoba i nikt nie łazi za mną, przykuty jak bliźniak syjamski, bo w sumie nie mam jak uciec i gdzie uciec.
Tym bardziej obecnie, kiedy moje ramię służy dla głowy Candice za poduszkę. Wyciągam z kieszeni mój ulubiony i jedyny "uzależniacz", jakim jest paczka papierosów i wyjmuję jednego.
- Nie wolno palić w samolocie - podnoszę spojrzenie na Erica, jednocześnie pstrykając zapalniczką przed trzymanym w ustach papierosem. Zaciągam się, dopóki końcówka nie rozżarzy się do czerwoności.
Chowam zapalniczkę do kieszeni i wypuszczam dym z płuc.

Od Angeline do Ivana

- Ty naprawdę chcesz to zrobić?
- A dlaczego nie? Przecież się zgodziłaś – odpowiedziałam Poppy, łapiąc ją za dłoń. Nie byłam pewna, czy tego właśnie chciała, ale nie wiedziałam, w jaki sposób inaczej mogłabym dodać jej otuchy.
Była godzina dwudziesta, a my obie znajdowałyśmy się w lesie Iris za Avenley River. Szłyśmy ramię w ramię, teraz trzymając się za ręce. Poppy dużą latarką oświetlała nam drogę przed i pod nogami, żebyśmy przypadkiem nie zahaczyły o korzeń drzewa. Było strasznie ciemno. Nie bałam się, jak zwykle. Jednak czułam drżenie siostry i powoli zaczynałam żałować, że ją ze sobą wzięłam.
Rano, po porannym opowiedzeniu Żelkom mojego snu o domu dziecka i tym, że zostałam tam sama, któraś osoba o dźwięcznym nicku DodoDemon napisała mi pewną ciekawostkę. Otóż gdzieś za lasem Iris znajdowało się osiedle mieszkaniowe z blokami. Jednak ze względu na okropny dojazd, żeby dostać się do miasta, urządzono mieszkańcom eksmisję. I od paru lat tamtejsze budynki stoją puste. Oczywiście zaciekawiło mnie to i no… zachciało mi się tam pójść! Po zapytaniu Caroline, czy pójdzie ze mną, prawie dostałam w twarz. Esme tylko mnie wyśmiała, ale za to Poppy się zgodziła.
A więc teraz gramoliłyśmy się przez las, zaopatrzone w dwa plecaki z różnymi, niezbędnymi rzeczami. Były trochę ciężkie, ale dało się je nieść. No, a teraz pora nagrać coś dla Żelków.
Z kieszeni kurtki, wolną ręką wyjęłam telefon i go odblokowałam. Po chwili już miałam wystawiony przedmiot przed sobą i dotknęłam przycisk do nagrywania.
- Witajcie moje Żelki. Wybaczcie, że tak ciemno, ale… Właśnie znajdujemy się z Poppy w lesie Iris – zaczęłam, spokojnym głosem, żeby nikogo nie przestraszyć. Zaraz, „nikogo”, czyli kogo? Umówmy się, że zwierząt. - Poppy, przywitaj się.
- He-ej – usłyszałam jej trzęsący się głos. Oj, chyba wolałaby już wracać do domu.
- Jak słyszycie, Poppy jest prze szczęśliwa, że się tu znajdujemy. Ale co my tu robimy? Otóż użytkowniczka DodoDemon, której zresztą bardzo dziękuję i ją pozdrawiam, napisała mi o ciekawym opuszczonym osiedlu gdzieś niedaleko – a przynajmniej mam nadzieję, że niedaleko – i właśnie tam z Poppy zmierzamy – opowiedziałam, tylko co jakiś czas przenosząc wzrok spod nóg, na ekran telefonu. Wolę nie stracić gruntu z oczu, żeby się nie wywrócić.
- Mamy godzinę… dwudziestą trzydzieści i… - zaczęłam, ale przerwałam, bo właśnie z siostrą wyszłyśmy z lasu. I, jak można by się domyślić, trafiłyśmy. Znaczy, przynajmniej taką miałyśmy nadzieję. Urwałam nagrywanie i schowałam telefon do kieszeni, zasuwając ją.
Poszłyśmy dalej do przodu. Latarka ukazała nam plac zabaw z drabinkami w stylu mostu, piaskownicą i dwiema huśtawkami.
- Mamy atrakcje do zabawy – powiedziałam, przeskakując nad drewnianą ławką, która w środku skrywała dół z piaskiem. I kamykami. - Ulepimy zamek z piasku? - zaśmiałam się, kucając i zgarniając część bardzo zimnego piasku w dłoń. Następnie cisnęłam nim w Poppy nieopodal.
- Ej! - zawołała, na co tylko prychnęłam śmiechem. Wstałam i wyszłam do siostry, otrzepując z ubrań resztki ziarnek piasku. Minęłyśmy plac zabaw i ruszyłyśmy dalej. Na osiedlu było bardzo cicho, ale to w sumie nic dziwnego, skoro należało do opuszczonych miejsc. Na razie, nie było aż tak strasznie, jak myślałam. Nawet różowowłosa wyglądała na nieco spokojniejszą.
Doszłyśmy do popękanego chodnika, pomiędzy którym wystawały źdźbła trawy. Nieco dalej stały również brudne drewniane ławki z koszami na śmieci obok. Postawiłyśmy tam naszą latarkę i się nieco rozejrzałyśmy. Całkiem tu przyjemnie.
Wtem usłyszałam jakiś hałas, jakby huk. Wraz z Poppy odwróciłyśmy się w prawą stronę, gdzie znajdowało się wejście do klatek bloków. Rozległo się kilka dodatkowym uderzeń.
Siostra zgarnęła jeszcze latarkę i poświeciła w tamtą stronę.
- Co jest… - Zmrużyłam oczu, widząc w oddali jakiś ruch. Coś jakby wyszło z klatki, a potem zaczęło szybko przemieszczać się w naszym kierunku. Obie z Poppy stałyśmy niczym słupy soli, nie zamierzając się ruszyć z miejsca. Człowiek, bo na to wyglądało, sądząc po sylwetce i umiejętności mowy, zaczęło krzyczeć.
- Dzwońcie po policję! Szybko! Zaraz nas zabiją!
Światło z latarki zaczęło się trząść, więc spojrzałam na siostrę. Widziałam na jej twarzy przerażenie. Ja również dostałam pietra.
Usłyszałyśmy kolejny huk, tym razem lecący w naszą stronę. Osoba, która biegła i dzielił ją metr od naszych stóp, nagle upadła na chodnik. Gdy skierowałam na postać strumień światła, zobaczyłam splątane włosy i bordową plamę na plecach, która zaczęła się powoli powiększać. Krew? Poppy krzyknęła, ja tylko stałam nad ciałem i się w nie wpatrywałam. Wtedy poczułam gwałtowne szarpnięcie i zaczęłam biec z Poppy z powrotem w stronę lasu.

Ivan?

22 mar 2020

Conrad Mattias Greyhum

Źródło: Henry Cavill
Motto: Rodzina to nie krew. To ludzie, którzy cię kochają. Ludzie, którzy cię wspierają... No i to motto tkwi w sercu mężczyzny od zawsze.
Imię: Conrad Mattias. Imię Conrad o dziwo wyjątkowo pasuje do mężczyzny, oznacza ono bowiem kogoś silnego, kogoś kto sobie radzi.
Nazwisko: Greyhum
Wiek: 31 lat
Data urodzenia: 13.04.
Płeć: Facet
Miejsce zamieszkania: Mieszka w niewielkim domu na przedmieściach. Mały ogródek pomimo swojego rozmiaru jest zadbany i Conrad zawsze stara się znaleźć czas, aby zieleń była uporządkowana. Dom jest parterowy, dwie sypialnie, łazienka, kuchnia i salon.  Kuchnia ma połączenie z salonem i mieści w sobie lodówkę i piecyk. Do tego zmywarka i zwykłe brązowe szafki. Sypialnia Conrad roi się od niedokończonych prac i luźnych par skarpet które nigdy nie odnajdą swojej drugiej połówki. Sypialnia Daphne z drugiej strony to ideał każdej małej dziewczynki, kwiatki? Są. Koniki? Są. Kolor różowy? Jest. Tona zabawek, książek i innych dziewczęcych przedmiotów? Oczywiście, że jest.
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Aktualnie pracuje jako prezes w firmie marketingowej, ale po godzinach oddaje się pasji.
Charakter:  Conrad nie jest osobą cierpliwą.... No poza paroma wyjątkami jakie stanowią jego członkowie rodziny. Potrafi komuś dogadać i nie boi się konfrontacji. Fakt, ze nigdy nie miał rodziny ukształtował go w taki a nie inny sposób. Przez to bardzo bo się odrzucenia, zawsze pilnuje aby innym było lepiej niż jemu samemu. Jest zawzięty w tym co robi, wszystkie jego projekty są oddawane na czas( a nawet i przed czasem). Małe dziecko nauczyło go opanowania i cierpliwości której dość długo mu brakowało. Teraz stara się być oazą spokoju. Co nie oznacza, ze nie wydrze się czasem na kogoś jak mu za bardzo wejdzie za skórę. Jest ambitny, zawsze wie czego chce i nie zatrzyma się dopóki tego nie dostanie. Pomimo tego, jest jednak bardzo empatyczny. Rozumie emocje innych i nawet jak bardzo nie chciał by tego przyznać, szybko się przywiązuje do ludzi. Jeśli dostanie jakieś zlecenie to można mieć pewność, że zostanie ono zrobione najlepiej jak tylko się da. Jego zespół musi być specyficznie dobrany, ale jeśli będziesz pracować odpowiednio dzieżko to szybko spodobasz się Conradowi. Ma miękkie serce opakowane w tonę kamienia i folii ochronnej. Jeśli uda ci się zbliżyć do Conrada to możesz liczyć na ciepła troskliwa osobę która nie zawaha się przyjechać do ciebie w środku nocy aby posłuchać jak plączesz, albo odebrać cię z imprezy.  Conrad to introwertyk o duszy ekstrawertyka. Męczą go imprezy ale lubi się na nich pojawiać.
Hobby: Granie na gitarze, od zawsze kochał muzykę ale nie był w stanie nauczyć się grać na czymś poza gitarą. Od zawsze grywał na rogach ulic zbierając drobne na papierosy albo imprezy. Teraz gra dla siebie albo dla Daphne, kiedy dziewczynka ma problemy z uśnięciem albo po prostu, chce pośpiewać z tatą. Od niedawna zajmuje się czesaniem (ze względu na Daphne). Wykupił sobie kurs bo dziewczynka cały czas chodziła w bardzo źle uczesanym kucyku. Teraz, przynosi coraz to nowe zachcianki na warkocze i zmusza tatę do dalszego rozwoju w czesaniu. Conrad kocha rysować, zawsze go to fascynowało, nie posiada żadnego wykształcenia związanego ze sztuką ale uparcie bazgrze w swoim notesie.
Aparycja|
- wzrost: Wysoki, bo dobre 186 cm
- waga: 81 kg (ojcowski brzuszek zaczyna dawać się we znaki, ale Conrad dzielnie stara się zwalczać tłuszczyk)
- opis wyglądu: To dobrze zbudowany, wysoki, przystojny brunet. Ma kręcone włosy które na co dzień stara się zaczesać, na żel albo inną pastę do włosów. Jest umięśniony co przydaje mu się kiedy musi gonić wszędzie swoją córkę. Ma szaro- niebieskie oczy dookoła których powoli tworzą się zmarszczki od uśmiechu. Ale Conrad nie widzi w tym nic złego, skoro to dowód na to, że się uśmiecha to nie jest to mankament urody. Ćwiczy, aby utrzymać swoje ciało w dobrym stanie.
- pozostałe informacje: -
- głos: Yungblud
Historia: Życie Conrada nie było łatwe. Kiedy w wieku 4 lat stracił obojgu rodziców został wysłany do pierwszego domu dziecka. Tam doczekał się swojej pierwszej adopcji. Trafił do bogatej rodziny w której szybko zaczął sprawiać problemy. Został oddany i do 16 roku życia mieszkał w zastępczych domach. Nigdy nie potrafił znaleźć sobie miejsca, zawsze poszukiwał, uciekał. Dopiero kiedy poznał swoją pierwszą dziewczynę uspokoił się trochę. Jej rodzina stała się jego rodziną na parę miesięcy. Do momentu kiedy przestało się po prostu pomiędzy nimi układać. Znów był sam i znów szukał. Czego? Chyba swojego miejsca na ziemi. Kolejna dziewczyna zaszła w ciąże i urodziła mała dziewczynę pozostawiając Conrada sam na sam z problemem jakim było dziecko. O dziwo szybko odnalazł się w roli ojca. Uspokoił się, nauczył się zmieniać pieluchy i wreszcie miał kogoś kto kochał go bezgranicznie. Daphne wymusiła na Conradzie przemianę z Chłopaka na mężczyznę. To dziecko zmusiło Conrada do sięgnięcia po lepszą karierę, dla której zamieszkał w Avenley River.
Rodzina: Jego rodzice zmarli kiedy był bardzo młody. Od tamtego momentu szlajał się po placówkach państwowych w której nikt nie potrafił zapanować nad hormonalnym nastolatkiem.
Partner: Brak.
Potomstwo: Mała 7 letnia dziewczynka o imieniu Daphne, za którą mężczyzna oddał by życie. Jest jego oczkiem w głowie, ale pozwala jej na odkrywanie świata we własnym zakresie.
Ciekawostki: Ma problemy ze snem.
Jego córka jest wpadką. Matką dziewczynki jest była Conrada która oddała mu dziecko kiedy tylko się urodziło. Od tamtego momentu nie chciała kontaktu z dzieckiem, o dziwo  co miesiąc przesyła niewielkie alimenty.
Od małego chciał być malarzem.
Dobrze spełnia się w roli ojca i dzieci go lubią.
Uwielbia zwierzęta i jest wegetarianinem.
Inne zdjęcia: x x
Zwierzęta: To Terminator, w skrócie, Termin. Pies który nie miał szans na adopcję. Był psem uratowanym z ringu co widać po wielu szramach na ciele. Odnalazł się świetnie jako opiekun małej Daphne i stał się postrachem okolicy. Jest idealnym dodatkiem kiedy Conrad wyprowadza dziewczynę w wózku, nikt się do nich nie zbliży. Psiak pomimo swojego wyglądu i pochodzenia jest bardzo kochany, cierpliwy i posłuszny. Wielkie serce i jeszcze większy żołądek.
Pojazd: Firmowa RS6
Kontakt: Patryk123321 na hw albo przecinek na dc.

Od Bellamiego CD. Oliego

Zaciągnąłem się papierosem i ziewając wypuściłem dym. To zdecydowanie nie mój dzień. Był czwartek. Czyli wczoraj była środa. A wiecie, środa dzień loda i środek tygodnia to trzeba zabalować. Moją głowę przeszywał ostry ból i przede wszystkim chęć powrotu do łóżka. Jednak to nie był dobry pomysł by wrócić do snu. Wręcz to był bardzo zły pomysł. Do moich płuc znów dostał się dym, a moje przepalone już gardło zaczęło mnie drapać. Zdecydowanie za dużo papierosów spaliłem w ciągu nocy. Wyrzuciłem połowę papierosa do popielniczki i skierowałem się do kuchni by tam odgrzać sobie obiad z wczoraj. Powiedzmy sobie szerze była godzina dwunasta, a ja nadal było nie do życia. Plus posiadania swojej firmy. Nie zwolnią cię z pracy. Pożyteczna rzecz. Wyjąłem więc lasagne i wstawiłem ją do piekarnika by tam się podgrzała. Usiadłem przy stole i kątem oka spojrzałem na kalendarz. Było tam napisane dużymi literami PROJEKT TATUAŻU.

21 mar 2020

Od Archiego Do Izzy

Podszedłem do stołu w kuchni gdzie jeszcze chwile temu na talerzu leżała podsmażona kiełbaska.
Cicho westchnąłem po czym mój wzrok padł na suczkę która ze skruszoną miną patrzył na mnie udając, że to wcale nie ona zjadł moje śniadanie.
- Bella - powiedziałem do niej stanowczym i niezadowolonym głosem.
Psina tylko wstała podkuliła ogon pod siebie i wyszła z kuchni. Spokojnie przygotowałem sobie więc nową porcje i tym razem pilnowałem jej jak oczka w głowie. Po posiłku wstawiłem naczynia do zmywarki po czym przebrałem się w wygodne dresowe ciuchy.
- Bella idziemy - Oznajmiłem już milszym głosem.
Zadowolona suczka podeszła do mnie radośnie machając ogonem na lewo i prawo. Założyłem jej na szyje obroże po czym wyszliśmy z domu. Poranek nie był zbyt ciepły, ale świeże powietrze sprawiało, że od razu poczułem przypływ energii. Ruszyłem więc spokojnym truchtem przed siebie. Miałem swoją stałą pięciokilometrową trasę którą zazwyczaj biegałem słuchając sobie muzyki. W pewnym momencie zorientowałem się, że Bella za bardzo się ode mnie oddaliła
- Bella !! - zacząłem krzyczeć raz po raz jej imię.
W momencie zatrzymałem się i rozejrzałem do około, ale miałem wrażenie jakby po prostu się rozpłynęła. Nieco zboczyłem z trasy nerwowo się rozglądając i nawołując.
W końcu ujrzałem jak suczka biegnie prosto do mnie, ale nie była sama gonił ją jakiś pies. na początku myślałem, że ja atakuje ale już po sekundzie zorientowałem się, że po prostu się razem bawią. Biegały w dużej odległości w koło mnie jak i wzdłuż i wszerz. Bella totalnie mnie ignorowała, a schwytanie jej graniczyło z cudem.

Veronica Luna

Źródło: Pinterest na zdjęciu Camila Mendes.
Motto: “Ja nie mam zasad, ja je tworzę, a jak trzeba to je łamię"
Imię: Veronica, niektórzy skracają jej imię Vi albo Ronnie.
Nazwisko: Luna
Wiek: 21 lat
Data urodzenia: 24 luty
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Veronica mieszka na przedmieściach w małym nowoczesnym domu z trzema sypialniami, każda z łazienką, duża przestronna kuchnia i jadalnia, salon oraz jej biuro. W piwnicy natomiast znajduje się wytwórnia rumu. Jako, że kocha konie za domem wybudowała sobie ośrodek jeździecki w wyposażony w stajnie na dziesięć koni, hale, dwie ujeżdżalnie, parkour, karuzele dla koni, myjkę.Orientacja: Heteroseksualna
Praca: Właścicielka ośrodku jeździeckiego, trenerka III stopnia w skokach i ujedzeniu. Właścicielka jednoosobowej firmy produkującej rum "Lunavi"
Charakter: Veronica jest charyzmatyczną i pewną siebie młodą dziewczyną. Zanim przeprowadziła się do Avenley River była kapryśną, egoistą zaopatrzoną w siebie osóbką która uwielbiała mieszać innych z błotem. Zawsze uważała się za kogoś lepszego. Kilka dziewczyn z jej powodu zmieniło szkoły a nawet musiało zasięgnąć porad psychologa. Dobra passa nigdy nie trwa wiecznie, po tym jak ojciec zostawił ją i mamę przewrotny los obrócił się przeciwko niej do tego stopnia, że musiała zmienić swoje zachowanie i środowisko.Stała się bardziej empatyczne i dbała o innych, odchodząc od jej wcześniejszego życia zaczęła bardziej szanować innych, stała się miłą pomocną dziewczyną. Ronnie to prawdziwa feministka uważa, że kobiety mają takie samo prawo do głosu jak i prowadzenia biznesu jak faceci. Lubi mieć wszystko pod kontrolą,jest inteligentną, wyrafinowaną, pomysłową a zarazem przebiegłą dziewczyną z głową do interesów. Gdy zaczyna z kimś wojnę to musi ją dokończyć i wygrać. Jest uparta zawzięta i konsekwentna w swoich działaniach. Nie cierpi bałaganu wszystko musi być poukładane można powiedzieć, że jest lekko pedantyczna pod tym względem. Vi jest elegancka i czarująca, od wyczucia stylu do jej postawy. Uwielbia czytać i cytować różne teksty literatury. Wbrew pozorom to bardzo uczuciowa kobieta która potrzebuje znajdować się w centrum uwagi, jednak nie za wszelką cenne.
Hobby:
- Uwielbia śpiewać i tańczyć
- Czasami uprawia hazard
- Jazda konna
- Uwielbia czytać literaturę
Aparycja|
- wzrost: 175 om
- waga: 61 kg
- opis wyglądu: Veronica jest piękną, młodą, latynoską kobietą ze szczupłą sylwetką.Ma oliwkową cerę, proste, średniej długości, czarne włosy i ciemne brązowe oczy. Zawsze ubiera się elegancko a w jej garderobie można znaleźć ubrania od najlepszych marek i projektantów szyte na miarę. Jej outfity zazwyczaj dopełniają perły, które dostała od taty. Ma elegancki styl. Chociaż często można spotkać ją ubraną w luźne ciuchy. Uwielbia Jeansowe ubrania, ale jeszcze bardziej za duże męskie bluzy.
- pozostałe informacje: Posiada mały tatuaż jest to kropka która wygląda jak pieprzyk
- głos: Camila Mendes
Historia: Veronica dorastała w dużym mieście Dallas z jej rodzicami Hermione i Hiramem Lodge. Żyła jak prawdziwa księżniczka w dobrobycie idostatku. Nigdy niczego jej nie brakowało ją i jej rodziców było stać na spełnianie swoich wszystkich zachcianek. Uczęszczała do Spence School, gdzie była cheerleaderką i to tam rządziła całą szkoła będąc najbardziej popularna osobą. Jedynym motywem tyraństwa Ronnie i Loli był fakt, że Paige była nieprzystosowana, a one były ,,klasowymi sukami”. W grudniu Paige nie mogła dłużej wytrzymać, więc zmieniła szkołę i poszła na terapię. Ronnie często imprezowała brała narkotyki a w weekendy latała do ekskluzywnych kurortów lub letniskowego domku swoich rodziców gdzie zabierała znajomych. Gdy ukończyła 18 lat zrobiła wszystkie kwalifikacje i osiągnęła trenera III klasy w skokach i ujeżdżeniu. Jednakże to wszystko się zmieniło, gdy jej tata zostawił mamę dla innej kobiety. Veronica była postrzegana jako rozpieszczona, zepsuta przez pieniądze dziewczyna, co jej nie przeszkadzało, dopóki nie zdała sobie sprawy, że to prawda. Ona i jej mama opuściły Dallas i wyprowadziły się do Anvery River, żeby zacząć nowe życie się zmienić. Dla wszystkich sekretem pozostało, że Veronica była wredną chamską zołzą w Dallas. Jednak nie znaczyło to że pozbyła się wszystkiego z dawnego charakteru,czego czasem używała, ale umiała rozróżnić co jest dobre a co złe. Jej kochany tatuś ukrócił jej dostęp do kasy więc podjęła prace jako kelnerka w międzyczasie z oszczędności wybudowała sobie dom i ośrodek jeździecki. Ogromnym zdziwieniem dla Ronnie był fakt gdy matka przyjęła ojca ponownie z otwartymi ramionami a ten przywiózł im do domu swoją pierwszą córkę z poprzedniego małżeństwa o której istnieniu dziewczyna nie miała zielonego pojęcia. Konflikt między nimi zaszedł tak daleko, że wstąpiła z ojcem na ścieżkę wojenną, wyprowadziła się z domu i zmieniła nazwisko na Luna. Postanowiła założyć własną firmę produkującą rum i nie przyjmować od ojca ani grosza. Nadal jednak utrzymuje stały kontakt z rodzicami.
Rodzina: 
Hiriam Lodge - ojciec, biznesmen i mafiozo
Hermione Lodge - matka
Hermosa Lodge - przyrodnia siostra, której nienawidzi
Partner: Jeszcze nigdy nie byłą w trwałym związku
Potomstwo: Brak dzieci jak na tę chwilę
Ciekawostki: 
- Zawsze kłóci się z ojcem prowadzą razem zaciekłą wojnę
- Gdy się denerwuje za mocno, sięga po fajki.
- Produkuje swój własny rum "Lunavi"
- Posiada małą stajnie przy domu na sześć koni i wynajmuje boksy
- Jest trenerką III stopnia w ujeżdżeniu i skokach
- Posiada swój własny ośrodek jeździecki na swojej działce gdzie ma dom.
Inne zdjęcia: x x x x
Zwierzęta: Misso - to kot rasy Mainecoon dostała go w prezencie od ojca.. To dość niesforny zwierzak uprzykrzający jej życie. Uwielbia niszczyć i zrzucać wszystko co tylko się da potłuc.Jednak mimo to Vi lubi się czasami do niego przytulać gdy ma gorsze dni. Femke Suprise - klacz to pięcioletnia klacz, na której jeździ Ronnie i trenuje na niej skoki do 150cm. Jest sympatyczna i bardzo energiczna, jeszcze nie potrafi zbyt wiele jednak cały czas się uczy. Ekwador - doświadczony dwunastoletni wałach startujący w ujeżdżeniu klasy P. To właśnie na nim Ronnie wygrywała swoje pierwsze zawody.
Pojazd: Lamborgini
Kontakt: Syßir

Archibald Andrews

Źródło: Pinterest - wizerunek KJ Apa.
Motto: Zło nie przestaje istnieć tylko dlatego, że na jego widok zamykamy oczy. 
Imię: Archibald “Archie/Archiekins”
Nazwisko: Andrews
Wiek: 21 lat
Data urodzenia: 08.07
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Archie mieszka w małym drewnianym domku przy jednej z mniejszych ulic miasta. Dwa pokoje, kuchnia, jadalnia i jedna łazienka. To w zupełności mu wystarcza. Za domkiem jest malutka działka gdzie rosną jakieś kwiaty i krzaki. Stoi też tam duża drewniana Buda w której mieszka Bella.
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Właściciel klubu bokserskiego "Box Royal"
Charakter: Archie jest życzliwy i uczynny, bardzo chętnie pomoże jeśli jest taka potrzeba. Ma dobre serce jest uczciwy, po prostu nie potrafi kłamać.Wobec przyjaciół i bliskich jest lojalny zawsze trzyma ich stronę i nigdy nie pozwoliłby sobie na zdradę. Archie pragnie chronić swoich bliskich przed całym złem tego świata, to opiekuńczy chłopak. Jednak te cechy wcale nie odbierają mu jego męskości gdyż potrafi być arogancki i agresywny. Wcale nie jest tak ciężko nakłonić go do bójki ani ostrej wymiany zdań. Nigdy nie pozwala sobie wejść na głowę. Ma problemy z trzymaniem nerwów na wodzy czasami po prostu wybucha i najlepiej zostawić go wtedy samego.Najbardziej cierpi w obliczu bezradności kiedy widzi jak jego przyjaciele cierpią a on może tylko stać i patrzeć gdyż nie jest w stanie zrobić niczego co mogło by złagodzić ból. Niestety, mimo wszystko posiada niską samoocenę, czasami czuje, że nie jest wiele wart. Bywa naiwny do tego stopnia że przestaje odróżniać dobro od zła. Ulega autodestrukcyjnym pokusą,łatwo jest go zmanipulować.Nie potrafi zdecydować się co do swoich uczuć co wskazuje na to,że był w wielu związkach. Jet również osobą zmienną co do swoich pasji ma wiele talentów, dusze artysty jednak mimo to woli boks i walki w klatkach oraz futbol amerykański.
Hobby: Gra na gitarze * Śpiew * Majsterkowanie
Aparycja|
- wzrost: 185 cm
- waga: 73 kg
- opis wyglądu: Archie jest wysokim facetem o bladej karnacji. Ma rude włosy zazwyczaj niechlujnie roztrzepane gdyż nie chce mu się ich zazwyczaj układać.Jego oczy są brązowego koloru. Dużo czasu spędza ćwicząc co sprawiło, że stał się dość muskularny. Na jego prawym ramieniu znajduję się tatuaż w kształcie węża który utożsamia go z przynależnością do gangu
- pozostałe informacje: Posiada  tatuaż w kształcie węża na ramieniu. Nad prawą brwią ma szramę. Na  biodrze wypalone znamię, oraz na lewej piersi i ramieniu pociągnięte trzy spore sznyty pozostawione przez  niedźwiedzia.
- głos: KJ Apa - I’ll try
Historia: Archie wraz ze swoim ojcem mieszkał w małym miasteczku niedaleko Avenely River. To własnie tam uczęszczał do szkoły. Jego ojciec prowadził firmę budowlaną gdzie chłopak mu pomagał a w okresie wakacji pracował aby zarobić sobie trochę grosza na wymarzone auto. Był dość popularny w swoim liceum nie było osoby która by go nie kojarzyła. Zawsze chętnie pomagał innym i chociaż nie uczył się najlepiej to zawsze fartem zostawał przepuszczany dalej z klasy do klasy. Pewnego razu Archie pokłócił się ze swoim ojcem i zamienili kilka ostrych słów. Gdy obje nieco ochłonęli umówili się na kolacje w swoim ulubionym barze. Niestety w ten felery wieczór do baru wpadł mężczyzna z bronią który wycelował prosto w Archiego, jego ojciec bez wahania osłonił chłopaka i oberwał. Niestety nie udało się go uratować i chłopak został sam. Niedługo po tym do miasteczka przyjechała jego matka która postanowiła, że razem przeniosą się do innego miasta. Archie nie zgodził się jednak na tą propozycje. Niedługo po tym zajściu w mieście ponownie doszło do kolnych zabójstw. Nikogo nie zdziwiło, że Archie chciał dopaść mordercę swojego ojca niestety wplątał się w tak ogromne tarapaty, że trafił na rok do poprawczaka. Niestety nie był to zwykły zakład jako, że szybko odkryto potencjał chłopaka zaczęto zmuszać go do walk bokserskich. Początkowo stawiał opór ale później zrozumiał, że to jego jedyny sposób aby przetrwać. Dwa razy próbował uciekać, najpierw trafił do izolatki a za drugim razem wypalono mu znamię na biodrze. Jego mama nie próżnowała w tym czasie jako doświadczony adwokat wynajęła Panią detektyw  Betty Blossom. Wspólnymi siłami udało się im wyciągnąć Archiego, jednak ten musiał uciekać by nie stwarzać zagrożenia dla bliskich. Przez kolejne trzy miesiące mieszkał w lesie i ukrywał się, aby nie zostać schwytanym przez policję. To własnie tam spotkał bestie która pozostawiła mu trzy sznyt na ciele.  Gdy zagrożenie minęło wrócił do domu spakował się i wyjechał do Avenley River gdzie dokończył naukę w liceum. Po letniej szkole zdał maturę, nie porzucił jednak boksu stał się profesjonalnym zawodnikiem i otworzył klub bokserski "Box Royal"
Rodzina:
Fred Andrews - zmarły ojciec
Mary Andrews - mama
Partner: Nadal nie spotkał tej jedynej
Potomstwo: Brak
Ciekawostki:
- Ma zamiar napisać jeszcze wiele utworów muzycznych, jak i piosenek
- Był w poprawczaku
- Nienawidzi niedźwiedzi
- Posiada tatuaż na przedramieniu w kształcie węża
- Jest członkiem gangu, tylko, że jego działania skierowane są aby pomagać, a nie krzywdzić ludzi. 
Inne zdjęcia: x x
Zwierzęta: Bella - to urocza suczka rasy Golden Retriver. Jest energiczna, zawsze radosna i chętna do zabawy to idealna towarzyszka przy której nie wolno się nudzić. Uwielbia aportowanie, głaskanie i przytulanie, to prawdziwy pieszczoch.
Pojazd: Subaru Impreza
Kontakt: Bad Boy

Od Brianne do Camerona

     Ziewam przeciągle, odsłaniając zasłony. Mój inteligentny dom nie przewidział tylko jednej kwestii, jaką było ręczne zaciąganie ciężkich rolet. W takich okolicznościach co wieczór musiałam prowadzić wewnętrzną bitwę - pozwolić sąsiadowi z wieżowca naprzeciwko, aby podglądał przebierającą się mnie lub walczyć z roletami, aby te bezpiecznie opadły na parapet, nie rozbijając mi przy tym głowy. Rozwiązanie tego problemu było najczęściej różne i kombinowałam na wszelkie sposoby, aby przeżyć (oraz aby moje nagie zdjęcia zrobione z ukrycia nie wędrowały któregoś dnia po internecie).

20 mar 2020

Od Dymitra Do Mallory

W całym pomieszczeniu rozległ się najbardziej irytujący dźwięk jak znał świat, budzik. Wyciągnąłem rękę i sięgnąłem telefon po czym wyłączyłem alarm. Bez większego problemu wstałem z łóżka po czym zszedłem na dół do kuchni. Włączyłem sobie ekspres do kawy i zrobiłem jedno mocne espresso po czym zabrałem się za przygotowanie sobie koktajlu białkowego przed treningiem w ramach śniadania. Niemal w biegu i na stojąco wypiłem kawę i gotowy koktajl po czym założyłem na siebie dresy i bluzę i wyszedłem biegać. Nie wyobrażałem sobie lepszego rozpoczęcia dnia. po około godzinie solidnego truchtu dotarłem na siłownie gdzie zacząłem swój codzienny ogólnorozwojowy zestaw ćwiczeń. Na koniec udałem się do sali gdzie znajdowały się worki do boksowania i tam spędziłem ponad dwie godziny wraz ze swoim trenerem. Po zajęciach wróciłem spokojnym truchtem do domu.Pierwsze co to wskoczyłem pod prysznic aby się odświeżyć gdyż bylem cały przepocony, Wrzuciłem ubrania do pralki i ją nastawiłem po czym udałem się do kuchni. Spojrzałem na zegarek, była jedenasta trzydzieści. jak na to, że wstałem o szóstej miałem na prawdę dobry czas. Sięgnąłem do lodówki i wyjąłem pudełko z moim dzisiejszym obiadem. Rozgrzałem piecyk i wsadziłem aby się rozgrzał w międzyczasie wysuszyłem włosy ułożyłem je no i lekko przystrzygłem zarost. Gdy obiad był już gotowy wyjąłem talerz i przełożyłem gotowy posiłek po czym zacząłem jeść. Wrzuciłem naczynia do zmywarki po czym wciągnąłem na siebie ciemne jeansy i czarna koszule eleganckie buty i wypsikałem się swoimi ulubionymi perfumami. Spojrzałem przez okno aby sprawdzić czy nie pada po czym wyszedłem z domu. Wsiadłem do porsche i pojechałem gdyż o trzynastej byłem umówiony na masaż. Gdy przekroczyłem drzwi salonu przywitałem się z obsługa i poszedłem się przebrać. Położyłem się na specjalnym stole a po chwili już Mia rozpoczęła masaż.
- Jak nastawienie przed dzisiejszą walką ?
- Nic się nie zmienia zmiotę kolesia z powierzchni ziemi jak zawsze.
- Rozluźnij się jesteś bardzo pospinany.
- Trenowałem dzisiaj cztery godziny tak jak zawsze.
- Ile razy mam Ci mówić w dzień w kiedy ma się walkę się nie trenuje a zbiera siły.
- Gdybym zbierał siły zabiłbym tego kolesia na oczach wszystkich - zasiałem się...
Po godzinie przyjemność dobiegła końca więc ponownie przebrałem się i wróciłem do domu tak jak zaleciła mi moja masażystka przez resztę dnia odpoczywałem i zbierałem siły na wieczór z trudem powstrzymując się od nie wypicia ani kropli alkoholu i zapaleniu chociażby jednego papierosa.

Od Betty Do Trace

Niedzielny wieczór przyprawiał mnie o ból głowy. Może nie potrzebnie zabalowałam w ten weekend. Poczułam jak serce bije mi coraz szybciej, dotarło do mnie, że jutro mam ważne spotkanie i będzie to pierwszy dzień w nowym oddziale. Siedziałem na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty z cytrynką i goździkami otulona kocykiem gapiłam się w ciemny ekran telewizora jak żaba w gnat. Lucyfer niepewnym krokiem podszedł do mnie i oparł głowę na moim kolanie. Wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go delikatnie po głowie. Pies w momencie uciekł od mojej ręki usiadł i patrzył swoimi mądrymi oczami. Zrozumiałam, że nie był przyzwyczajony do takich gestów. Zrobiło mi się smutno w momencie po czym jeszcze chwilę gapiłam się na niego aż w końcu odszedł i położył się na podłodze w kuchni. Poczułam co to znaczy samotność, zawsze mogłam w takich chwilach porozmawiać z siostrą albo mamą. Zwątpiłam w to czy przeniesienie mnie tutaj było dobrym pomysłem. Może jednak powinnam zostać w tej ciężkiej sytuacji z rodziną. Wzięłam kolejny łyk herbaty i odpłynęłam w swoich przemyśleniach. Gdy się ocknęłam spojrzałam na zegar wiszący na ścianie wskazówki pokazywały że jest już 23:26. Wstałam więc i udałam się do kuchni aby pozmywać stertę brudnych naczyń. Gdy skończyłam uświadomiłam sobie, że mam zmywarkę puknęłam się lekko w głowę i uśmiechnęłam w głębi duszy sama do siebie. Zgarnęłam z pokoju szczotkę do włosów i koszule do spania po czym udałam się pod prysznic wykąpałam się i umyłam głowę. Wysuszyłam głowę po czym wtarłam w we włosy jedwab i porządnie je rozczesałam. Dolałam wody do miski Lucyfera ponownie spojrzałam na zegarek było chwilę przed pierwszą. Zamknęłam drzwi od domu i udałam się do sypialni napisałam sms do mamy i siostry po czym przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam. Miałam dość dziwny sen.

" Stałam w ciemnym pomieszczeniu na środku było krzesło a na nim siedział mój Ojciec
- Betty dlaczego mi to zrobiłaś ?
Stałam jak slup soli nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Zadałem Ci pytanie. 
-Dlaczego ty to zrobiłeś ?!- odbiłam piłeczkę 
- Wszystko wyjaśniłem Ci na taśmie znasz prawdę zadajesz idiotyczne pytania Betty w naszych żyłach płynie ta sama krew. 
- Przestań !
- Nie wyrzekniesz się krwi !
- Nie jestem tobą ! ja w odróżnieniu od Ciebie łapie złych ludzi. 
- Która córka łapie własnego ojca i skazuje go na dożywocie 
- Nigdy Ci tego nie wybaczę zniszczyłeś nam życie wywróciłeś do góry nogami !"

Od Oliego

Wygrzebałem się z pościeli i jęknąłem. Boże, czemu ja umawiam klientów na rano? Za jakie grzechy? Przetarłem oczy i ziewnąłem. Sięgnąłem po omacku po dzwoniący telefon i wyłączyłem budzik. Dzisiaj... Kogo ja mam dzisiaj? Dwa małe tatuaże rano i ktoś chciał projekt. No dobra. Szefowa przesłała mi wytyczne, ale nie brałem się jeszcze za rysowanie. Mało szczegółów. Miałem mały zamysł w głowie, ale co mi po nim, jak gościu zmieni zdanie? Mój szkicownik pękał w szwach od projektów. Wezmę, może coś sobie wybierze. Powoli ruszyłem do łazienki, czując, jak pod nogami łazi mi kocica.
-Zaraz, daj mi chwilę. -Mruknąłem i zamknąłem drzwi do łazienki za sobą. Głośne miauczenie wydobyło się z drugiej strony i puchata łapa wparowała pod drzwiami.
-Daj mi się spokojnie ogarnąć! Nie umrzesz z głodu przez dziesięć minut!- Klepnąłem lekko łapę stopą i zakląłem, czując pazury na palcu. Druga łapa pojawiła się i złapała moją nogę z drugiej strony.
-Już! Zwalaj- Szturchnąłem i odsunąłem się od drzwi, ratując przy tym swoją nogę przed atakiem. Umyłem się i szybko wyszedłem z łazienki, w akompaniamencie kocich jęków.
-Naprawdę, jak ktoś zadzwoni po TOZ, to się nie zdziwię, i nawet im cię oddam. I tak cię zwrócą w tydzień- Mruknąłem i wywaliłem na jej miskę porcję karmy. Głośne mruczenie wypełniło kuchnię.
-Jak bym cię nie karmił, ta fałda dobrobytu to tak z głodu ci wyrosła- Burknąłem i zalałem kawę wrzątkiem. Złapałem kromkę pieczywa i zjadłem na stojąco. Kawa się zaparzyła, więc odlałem napar do filiżanki i powędrowałem do pokoju. Uchyliłem okno i odpaliłem papierosa. Śniadanie bogów, papieros, kawa. Zerknąłem na telefon, jeszcze mogłem się dwadzieścia minut ociągać. Idealnie. Dopaliłem tytoń i nabrałem kawy w usta. Znalazłem sweter w szafie i czarne spodnie. Jedna z wielu par. Szybko się ubrałem i dopiłem kawę. Pogłaskałem kotkę, która aktualnie poszła spać na mojej poduszce i wyszedłem do pracy. Energicznym krokiem przemierzałem ulice miasta. Pod studiem byłem parę minut przed czasem. Zastukałem w drzwi i wszedłem, otrzepując buty z błota na wycieraczce. Kiwnąłem głową do łysego, który aktualnie przekłuwał uszy jakiejś brunetce i usiadłem u siebie. Po chwili weszła pierwsza klientka. Przywitałem i zabrałem się za pracę. Maszyna, aż sama biegała po udzie klientki. Dzisiaj miałem naprawdę dobry dzień. Szybko skończyłem, po czym dla pewności przetarłem skórę i delikatnie ponaciągałem w miejscach, gdzie kreska był cieńsza. Piękna robota, zero pustych miejsc. Zadowolony podniosłem głowę na dziewczynę, która odwróciła wzrok od książki i uśmiechnęła się.
-Już?
-Tak, masz jakieś zastrzeżenia?-Odsunąłem się, pozwalając jej dokładnie przyjrzeć się pracy. Pokiwała głowa i delikatnie dotknęła uda. Po chwili kiwnęła głową i podniosła się, powoli poprawiając sukienkę.
-Płacę tobie?
-Nie, w recepcji, polecam się na przyszłość- Uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głową na dziewczynę, która siedziała na fotelu w poczekalni.
-Sprzątnę i już cię zapraszam- Zapewniłem ją i skrupulatnie ogarnąłem miejsce pracy. Lubiłem to, co robię. Naprawdę to lubiłem. Przy pracy nie musiałem myśleć o sobie, o innych, o emocjach, byłem ja i kawałek skóry, na którym pracowałem. Pomasowałem kark i zawadziłem palcem o łańcuszek, który wisiał mi z szyi. Westchnąłem cicho. Dziewczyna czeka, nie każ klientce czekać, to nie czas na jakieś prywatne smutki. Zaprosiłem kolejną klientkę i usadziłem. Miała ładny projekt. Sam go w końcu robiłem. Niewielki pies otoczony kwiatami. Pies był ze zdjęcia, które wcześniej mi dostarczyła.
-Pomyślałaś co z kolorami?
-Chyba zostanę przy tym zielonym...- Chciała czarno białego psa i zieleń dookoła.
-Może parę akcentów niebieskiego na kwiatki?
-W sumie... Dobra, rób z niebieskim- Uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o swojej znajomej. Nie słuchałem jakoś uważnie, praca mnie wciągnęła. Ta praca skończona została jeszcze szybciej niż poprzednia.
-Podoba się?
-Jezu, ten niebieski wygląda mega, dziękuję!- Uśmiechnęła się i delikatnie przejechała palcem po zaczerwienionej skórze dookoła nowego tatuażu. Owinąłem go folią i puściłem ją do recepcji. Kolejny klient był dopiero za godzinę. Mogłem spokojnie zjeść jakiś obiad i rozprostować nogi.
-Idę na kawę- Mruknąłem do szefowej i wymaszerowałem z budynku, zabierając ze sobą torbę. Przysiadłem w kawiarni obok i spokojnie wpiłem swoją porcję kofeiny.
Zabrałem kanapkę na wynos i wróciłem do pracy. Wysoki chłopak stał przy recepcji i przeglądał telefon. Podniósł głowę i zmierzył mnie chłodno wzrokiem. Przełknąłem ostatni kęs kanapki i opłukałem dłonie w toalecie przy wejściu. Wróciłem i przedstawiłem się szybko nowemu klientowi. Jego kości policzkowe mogłyby kroić chleb, jak by się postarał. Spojrzał na mnie z góry, bo jak inaczej kiedy jest się tak niskim, jak ja? I Uśmiechnął się lekko.
- Bellami- Uścisnął mi dłoń i ruszył za mną do gabinetu.
<Bellami>