27 mar 2020

Od Katfrin CD. Conrada

Obudziłam się dość wcześnie mimo iż wczoraj w ogóle nie spałam. Rozciągnęłam się zadowolona, bolała mnie trochę głową jednak wiedziałam, że szybko można to zaradzić. Wstałam z łóżka trochę jak trup i skierowałam się do łazienki. Szybko rozebrałam się z wczorajszego ubrania i weszłam pod prysznic. Szybko się ogarnęłam i wyszłam z kabiny. Umycie zębów i rozczesanie włosów, zrobiłam sobie wysokiego kucyka i ubrałam się. Wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół, oczywiście po drodze sprawdziłam czy Daphne nadal śpi. Leżała przytulona do wielkiego miśka i spokojnie oddychała. Miała zamknięte powieki dlatego stwierdziłam, że nadal śpi. Zeszłam na dół, a tam Conrad spał tak jak zasnął. Na kanapie w salonie. Pokręciłam głową z niedowierzania. Skierowałam się do kuchni i tam zrobiłam to samo śniadanie co wczoraj. Naleśniki z nutellą, bananami, truskawkami i oczywiście bitą śmietaną. Jednak to ostatnie przygotuje kiedy reszta wstanie ponieważ może ona opaść. Usmażyłam naleśników i pokroiłam owoce. Zajęło mi to niecałe trzydzieści minut, a do tego czasu nikt jeszcze nie wstał dlatego stwierdziłam, że wyjdę wypuścić konie na pastwisko. Wyszłam z domu i podbiegły do mnie od razu jak codziennie moje psy. Veron i Niala oczywiście ruszyły za mną by pomóc mi z końmi. Weszłam do stajni i usłyszałam miłe dla ucha rżenie.
Podeszłam do pierwszego boksu, w którym był Xsawier i otworzyłam mu drzwi. Ten spokojnie wyszedł na zewnątrz i spojrzał na mnie zadowolony. Ruszył za mną i czekał na swojego towarzysza czyli Hadesa, z którym bardzo dobrze się dogaduje. Poklepałam konia po szyi i wypuściłam resztę. Te albo skierowały się same na pastwisko, albo czekały spokojnie na to, aż i ja tam pójdę. Od zawsze tak z nimi robiłam. Uważałem, że bez sensu jest branie koni pojedynczo i prowadzenie ich na pastwisko. Zostały nauczone i teraz bardzo ładnie się tego pilnują. Kiedy poszłam im otworzyć pastwisko reszta zwierząt ruszyła za mną. Psy pilnowały by mimo wszystko nigdzie nie odeszły, a ja wprowadziłam je na pastwisko. Kiedy zauważyłam jak swobodnie wbiegają na znanym im teren uśmiechnęłam się lekko. Wróciłam do stajni i dałam koniom poranną dawkę witamin. Kiedy wrócą zadowolone zjedzą i pójdą na trening. Wróciłam do domu z lekkim uśmiechem i zobaczyłam, że Conrad i jego córka wreszcie wstali.
- Wstałeś śpiąca królewną? - zapytałam wchodząc do kuchni, chłopak zmierzył mnie wzrokiem. Jego mina, a raczej to jak wyglądał wskazywało na to, że raczej czuje się okropnie.
-Jakim cudem ty tak dobrze wyglądasz i się czujesz?- zapytał i uniósł brew zdziwiony tym, że ja w sumie wyglądam normalnie. Niala podeszła do chłopaka i położyła swój pysk na jego kolanach.
-Hej. - powiedział Conrad do psa i poklepał ją po pyszczku.
- Po prostu wzięłam prysznic. - odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie i wzruszyłam ramionami. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam przygotowane wcześniej naleśniki.
- Widzę, że zamiast zjeść śniadanie, które wam przygotowałam to wyjadacie pierniczki. - powiedziałam i postawiłam talerz z naleśnikami na stole. Kiedy Daphne to zobaczyła pisnęła zadowolona. Wyjęłam talerzyki, sztućce oraz bitą śmietanę.
- Nie zauważyłem ich. - rzekł chłopak i wziął sobie jednego naleśnika, polał bitą śmietaną i zadowolony zaczął jeść. Daphne była już brudna jednak nie zwracała na to uwagi. Wstałam i podeszłam do ekspresu do kawy.
- Co chcecie? Kawę, herbatę, mam jakieś soki jeszcze lub wodę. - powiedziałam i spojrzałam na swoich gości.
- Kawę. - odpowiedział jedynie Conrad, a ja skinęłam głową.
- Sok! - powiedziała zadowolona Daphne, a ja zaśmiałam się i wyjęłam wyjęłam sok pomarańczowy z lodówki. Zrobiłam dwie kawy i trzy szklanki wylądowały na stole.
- Muszę wracać do domu. Termin rozniesie mi dom jeżeli zaraz się tam nie pojawię. - powiedział chłopak, a ja skinęłam głową.
- Nie bardzo możesz kierować. Odwiozę cię. A Daphne zapewne będzie chciała jeszcze pójść się przejechać. - rzekłam i spojrzałam na dziewczynkę, która zadowolona uniosła dłonie do góry i zaczęła klaskać.
- Tak! - rzekła, a ja uśmiechnęłam się i nałożyłam sobie naleśnika.
- Poradzę sobie jakoś sam. - zaczął Conrad, a ja spojrzałam na niego bardzo niezadowolona.
- Oj nie przesadzaj. Odwieziemy cię zaraz. - powiedziałam. - Prawda? - dodałam i skierowałam to pytanie do małej dziewczynki.
- Oczywiście. - odpowiedziała i wyszczerzyła się do taty zadowolona tym, że może decydować za niego. Ten pokręcił jedynie głową z niedowierzania i jadł dalej z lekkim uśmiechem na ustach. Widać było jednak jak bardzo zmęczony jest. Wstałam od stołu, nalałam mu do szklanki wody i wyjęłam leki przeciwbólowe. Położyłam przez nim te zbawienne rzeczy i zajęłam swoje miejsce.
- Dzięki. - powiedział jedynie i od razu zażył tabletkę. Sięgnęłam po kawę i powoli zaczęłam pić swój ulubiony napój. Patrzyłam jak Daphne próbuje zjeść bardzo kulturalnie naleśnika, który latał jej po całym talerzu. Conrad nadal załamany swoim stanem zdrowia modlił się nad swoją kawą.
- Daphne zjedz do końca i idź umyć rączki. - powiedziałam do dziewczynki, a ta skinęła głową. Conrad potowarzyszysz mi na papierosie? - dodałam i skierowałam to pytanie do ojca małej.Chłopak nie odpowiedział mi na pytanie jednak wstał tak samo jak ja. Ruszyłam w stronę tarasu, a Conrad za mną, po drodze zabrałam papierosy ze stołu w salonie. Zajęłam swoje ulubione miejsce na hamaku i odpaliłam papierosa. Conrad usiadł na sofie i bardzo zmęczonym wzrokiem spojrzał w moją stronę.
- Leki niedługo powinny zacząć działać. - rzekłam z lekkim uśmiechem widząc bladą minę chłopaka.
- Mam nadzieję. - odpowiedział Conrad i odchylił się na sofie próbując znaleźć wygodniejszą pozycje. Skupiłam się na paleniu papierosa, pierw jednego, a potem drugiego. Cicho delektowałam się chwilą. Kiedy spaliłam spojrzałam na Conrada, który chyba zasnął! Zdziwiona podniosłam się z hamaka i podeszłam do chłopaka. Tak! Conrad spał przytulony do poduszki na sofie. Zaśmiałam się i wróciłam do salonu. Wyjęłam z szafki jeden z kocyków i poszłam przykryć chłopaka. Kiedy wróciłam do Daphne, która już się umyła wyciągnęłam w jej stronę rękę by ta mnie chwyciła.
- Chodź idziemy się przejechać na koniku. - powiedziałam, a ta zadowolona i z uśmiechem złapała moją dłoń. Wręcz pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Zaśmiałam się i skierowałyśmy się na pastwisko.
- Na którym koniku chcesz pojeździć? - zapytałam Daphne, a ta zaczęła przyglądać się z zafascynowaniu stworzeniom, które poruszały się po swoim terytorium.
- Ten czarny! - skakała z zadowoleniem wskazując na Xsawiera, który akurat przebiegł dość blisko nas.
- Dobrze, to musimy teraz po niego iść. - powiedziałam, a ta klasnęła w dłonie i zgodziła się ze mną. Ruszyłam w stronę stajni po kantar i uwiąz dla fryza, mała dziewczynka pilnowała się mnie bardzo dobrze. Wręcz szła mi na ogonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz