26 mar 2020

Od Trace'a C.D Noelia

Jego ucieczka trwała znacznie krócej, niż mógł sobie to wyobrazić. Targały nim pełne sprzeczności myśli, jakie nie dawały mu koniecznego spokoju do napełnienia pełnych sił do dalszego życia. Mile spędził cały tydzień w domu swoich przybranych rodziców, wspominając o swoich gorszych i lepszych chwilach. Jakie było jego zdziwienie, jak wraz z przekroczeniem progu swojego rodzinnego domu, ojciec niemal chciał go udusić w swoich ramionach. Jak na swój starszy wiek, nadal mógł się pochwalić dobrą budową ciała oraz siłą. Nigdy on nie był wylewny w uczucia do swoich dzieci, będąc zapamiętany jako ten najbardziej poważny, rzucający pół słówkami do wszystkich. Jednak każdy wiedział, że tak naprawdę to nie praca była dla niego najważniejsza. Zaś bezpieczeństwo i dobro ich małej rodzinki, gdzie każdy jej członek mógł sobie ufać i mówić o swoich problemach. Trace mógł przyznać szczerze, że brakowało mu tego. Ciepłych słów matki, siedzenia wraz z ojcem w garażu nad starym samochodem, czy wspólne spacery z sunią zwolnioną z zasług dla kraju.


Jednak równie szybko dostał narzut pytań, jakich nigdy się nie spodziewał. Czasem naprawdę zapominał, jak jego siostra potrafiła był cichym kompresorem informacji dla opiekunów. Powiedziała im każdy element życia, jakie wiedziała. Większości nadal były zatajone przez służby policyjne, zaś w kartach medycznych zostały wpisane pełne fałszu zamienniki. Jak inaczej można wyjaśnić stan jego zabliźnionej twarzy, utratę palca, czy tak widoczne problemy z kolanem? Zrzucił całe nieszczęście na służbę i swoje pod tchnięcia życiowe, jakie mógł mieć w ostatnim czasie. Może i jego mama zaufała mu, wierząc w każde słowo, jednak wzrok starszego mężczyzny opisywał sprawę jasno, kłamiesz. W rodzinnych stronach nie zabawił dość długo, zdążył jednak spotkać się z starymi znajomymi. Mimo ich szemranych interesów, nie mógł prosić sił wyższych o lepszych ludzi na swojej drodze. Pomimo stwarzania pozorów zbaraniałych morderców, byli to pokrzywdzeni przez życie ludzie, którzy zawsze pomagali swoim. Kiedyś trzeba wrócić do starych przyzwyczajeń, pewne informacje kazały zawrócić z drogi pokoju, Spodziewał się, że niegdyś znowu będzie musiał spojrzeć prosto w twarz ludziom, jakich szanował za sprawowanie tego samego zawodu. Pożegnał się raz na zawsze z bronią i siedzeniem po nocach w swoim gabinecie, ślęcząc nad wieloma sprawami, tymi trudnymi i błahymi. Przesłuchaniami niebezpiecznych ludzi i swoiste ich maltretowanie w taki sposób, aby nie było widocznych efektów. Jednak zawsze dowiadywał się najważniejszych informacji, niosąc sprawiedliwość cywilom. A jednak stało się, stał w swoim starym gabinecie. Jego broń służbowa spoczywała na blacie biurka, skąd już dawno zniknęły setki kartotek, karteczek samoprzylepnych, własnych notatek. Nie było już nigdzie porozrzucanych papierowych kubków po kawie, czy prywatnego zestawu alkoholu w szafeczce. Tablice z mapami myśli do adekwatnej sprawy wyczyszczone, tak jak i brak zapachu papierosów. Czuł się jak nowo narodzony, niczym czysta kartka czekająca na zapisanie. Siedział tak zamyślony na swoim wygodnym krześle, podpierając głowę na wolnej dłoni. Przed nim spoczywały znajome akta osoby, które znał niczym maniak na pamięć. Noelia Irma Wunderbrischer. Osoba, którą równie szybko przypisał jako powód śmierci wielu ludzi, sam też trafił w jej łapki dwa razy. Boleśnie za to przepłacił, zaprzepaścił prawie swoją karierę, doznał trwałych uszczerbków na zdrowiu i prawie stracił swojego partnera zawodowego. O dziwo jednak Morty wrócił w ich szeregi, jednak pracując w całkowicie innym wydziale.
Omotał pustym spojrzeniem zdjęcie długonogiej blondynki, jakie zostało zrobione przez śledzącego ją po cywilu detektywa. Przecież była morderczynią, psychopatką z prawdziwego zdarzenia, mającą na pieńku z chorą organizacją. Skrzywdziła umyślnie ich na służbie, dlaczego jednak myślał o niej tak wiele razy? Czas i sytuacje przeżyte razem pokazały mu, jak została ukształtowana ta osóbka. Nie była to wina dziewczyny, że namieszano w jej głowie tak bardzo. Była zagubioną duszyczką, która została zamknięta daleko w odmętach jej umysłu. Jednak policjant wyznawał wiele głupich stwierdzeń, jedną z nich była wiara w to, że ludzie mogła odkupić swoje winy. Niezależnie jak mieli to zrobić. Najważniejsze były chęci i same starania.

- Trace Phoenix przy telefonie… - odpowiedział wręcz machinalnie, padając plecami na oparcie niewiarygodnie wygodnego krzesła. Uniósł brew do góry, gdy po drugiej stronie zapadła cisza. - Chciałbym się dowiedzieć chociaż, z kim mam doczynienia?
- Może mnie pan kojarzy… Jestem lekarką, która zajmowała się Panią Wunderbrischer, sprawa bardzo pilna. - mówiła szybko i dość chaotycznie, coś musiało się stać? Lekarze nie zachowywali się tak w normalnych warunkach, nie lekarze z tak sławnego szpitala.
- Całkowicie nie znam tej kobiety, tym bardziej nie biorę za nią odpowiedzialności na żadnym z możliwych poziomów prawnych i cywilnych.
- J-jak szybko pan zdoła dojechać do szpitala?
- Mam wiele do nadrobienia w pracy, zbytnio mi się do waszej placówki nie śpieszy…
- Niech mnie pan posłucha, biorę odpowiedzialność za pacjentów. - powaga nagła w jej głosie spowodowała, że nareszcie stracił wszelkie chęci do dalszych dyskusji. Wstał z miejsca dotychczasowego spoczynku, poszukując wzrokiem swojej kurtki skórzanej i kluczy do Mustanga. - Pacjenta od dłuższego czasu wykazywała problemy na tle emocjonalnym, odmawiała przyjęcia leków…
- Będę jak najszybciej się da, jednak nie obiecuję cudów przez obecne korki uliczne.

~ * ~

Pikające równomiernie urządzenie do monitorowania pracy serca doprowadzało do szewskiej pasji, gdy kolejną godzinę siedział przy jej łóżku szpitalnym. Nie wspominał miło ich spotkania po tak długim czasie, próby doprowadzenia jej do spokoju zajęły mu okropne długo czasu. Dziewczyna była roztrzęsiona, płakała i nie pozwalała podejść do siebie personelowi medycznemu. Dopiero niehumanitarnie pozbawienie jej przytomności pozwoliło na skontrolowanie jej ciała po tym, jak próbowała popełnić samobójstwo. Lekarka pod żadnym względem nie przesadziła, naprawdę było z nią krucho. Nic nie zostało z tamtej dumnej i psychopatycznej dziewki z bogatego domu, która idealnie utrzymywała przebranie chodzącego aniołka. Była niczym zwierzę wypuszczone z długiej niewoli, jakie nie zaznało dzikiej egzystencji pośród normalnego środowiska. Czy policjant chciał mieć z nią coś wspólnego? Odpowiedź była jasna, nie. Jednak z niewiadomych powodów tylko on mógł ją wyprowadzić na prostą, pokazać smak normalnego życia.

- T-trace… - wszędzie rozpozna ten głos, jaki śni się Morty’emu po dzisiejszy dzień w koszmarach. Jemu samemu przeszły dreszcze wzdłuż kręgosłupa, zaś ciało postawiło się w stan najwyższej gotowości. - D-dlaczego mnie zostawiłeś?
-Chyba ja mam prawo pytać, co żeś chciała odpierdolić? Pozbawić siebie życia?
- P-potrzebuje twojej osoby… Nie wiem dlaczego, potrzebuje jednak ciebie. - próbowała się podnieść, jednak równie szybko zdała sobie sprawę, że znowu jest przykuta do łóżka pasami. Spojrzała na niego z nadzieją w oczach i łzami, co jednak mógł zrobić? - Chcę zmienić swoje życie.
- Mam kilka warunków do tego, abym Ci miał pomóc…
- Postaram się zrobić wszystko, wiesz o tym.
- Ty nie możesz się postarać, tego musisz chcieć. Najpierw muszą Cię postawić do stanu używalności pod względem fizycznym i psychicznym, bo jesteś do niczego. - odparł prosto z mostu, nie siląc się na żadne współczucie. Trzymał ją na wszelkie możliwe dystanse, nie było tutaj mowy o zaufaniu. - Potem ładnie pozmieniamy Twoje nawyki, pozbędziemy się śladów inkwizycji i poprzedniego życia.

Przerażenie na jej twarzy nie miało końca, zauważył paniczne szarpanie dłońmi w okowach chwilowego zniewolenia. Przesadził zbyt wiele, narzucając jej swoje spojrzenie na obecną sprawę. Jednak nic umiał podchodzić do życia inaczej, zawsze stanowczo i brutalnie podejmował większość swoich decyzji. Tego uczyło go wojsko i późniejsza służba w wydziale zabójstw, pewnego systemu działania. Westchnął cicho, mówiąc kilka niezrozumiałych przekleństw pod nosem, pochylając się trochę do przodu na krześle. Złapał jej mniejszą dłoń w swoją większą odpowiedniczkę, a kciukiem zaczął kreślić kółka na jej skórze.
- Noelio… Czy rozumiesz, dlaczego jestem takim chamem w obecnej sytuacji? Dlaczego Ci nie ufam, nie przejawiam pozytywnych emocji? - zapytał, odpinając pasy na jej dłoniach. Pikanie zaczynało zwalniać, co dawało jasny sygnał, że blondynka zaczęła uspokajać. - Narobiłaś mi wiele krzywd, porwałaś moją córkę i zniszczyłaś życie mojemu koledze z pracy. Pokaż mi, że chcesz się zmienić. Okaż mi swoje pragnienie i prawdziwe wnętrze pełne dobroci.

Noelia?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz