2 mar 2020

Od Lucille C.D Jonathana (do Althei)

     Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy wpatrywałam się w oblicze łysego, rozemocjowanego obcokrajowca z bronią wycelowaną w moją pierś. Wykrzykiwał znaczeniowo bliżej nieokreślone wyzwiska (gdzieś między wierszami udało mi się usłyszeć dziwka i szmata przeplatane innymi epitetami), mięśnie na jego buźce pracowały na pełnych obrotach, bo cały czas albo marszczył brwi, albo pociągał nosem, nieustannie przy tym krzycząc i wyklinając najpewniej mnie, ponieważ wydawało się, że Althei tak dużo do zarzucenia nie miał. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, dotyczyła naszego striptizu w klubie i złożonej mu prawdopodobnie obietnicy dotyczącej jakiegoś spiknięcia się z nim po moim występie (swoją drogą, oddałabym nerkę, żeby go zobaczyć), co w pewnej chwili nabrało wiele sensu, bowiem z jego ust padło disco, funkcjonujące w praktycznie każdym języku na kontynencie. Zmrużyłam oczy, odruchowo zerknęłam na Jonathana, później na Altheę. Wszystko działo się w szybkim tempie, oboje rzucili się w moją stronę, kiedy przywłoka wydawała się wciskać spust, czego rzecz jasna nie zrobiła, tylko zaśmiała szyderczo. Oczyma wyobraźni próbowałam zilustrować sobie obraz naszej libacji, przynajmniej ustalić umowną wersję wydarzeń, która uspokoiłaby moje zszargane nerwy, ale nic nie przychodziło mi na myśl i zaręczam, że prędzej dostałabym kulką w głowę, niż doszła do tego, co stało za wizytą tego mężczyzny w naszym apartamencie. Dodatkową adrenalinę zapewniała nam obecność tygrysa w łazience, który, swoją drogą, wydawał się bardzo zdeterminowany i odnosiłam wrażenie, że lada chwila wyskoczy z niej, żeby pożreć nas wszystkich po kolei, na czele ze mną i moim nowym znajomym od dziwek. Im dłużej czekaliśmy na jakiś ruch z jego strony, tym, o dziwo, więcej się dowiadywaliśmy. Okazało się, że poza wspomnianymi wcześniej epitetami oraz disco, znał też pieniądze. Co prawda posługiwał się koślawym i pokracznym językiem, a akcent w jego wykonaniu brzmiał wręcz zabawnie, zrozumieliśmy prosty przekaz. Wskazywał na portfel Ivana, następnie przeniósł lufę broni na Jace'a i przez moment wskazywał na niego, koniec końców wracając do mnie.


     — Ivan. Jonathan — powiedziałam stoicko. — Graliście z nim, kupowaliście coś lub pożyczaliście od niego? — Obróciłam głowę w stronę chłopaków.
     — Tak, już pamiętam, nagle przypomniałem sobie wszystko — zironizował Herondale. — Może. Możliwe. Może coś od niego braliśmy — sarknął, rozkładając ramiona.
     Ivan, wytężając spojrzenie, obserwował napastnika. Zagryzłam wargę i, wracając do niego, wskazałam na siebie. Mężczyzna cały czas krzyczał, ale krew szumiąca mi w uszach i kołatanie serca skutecznie go zagłuszały. Ułożyłam palec na piersi, stuknęłam w nią kilkakrotnie. Z ust mężczyzny padły kolejne słowa, łudząco przypominające nazwy popularnych na północy narkotyków, działających podobnie, jak LSD. Chryste, czy to oznaczało, że wisimy mu pieniądze za narkotyki? Tylko co wspólnego z tym miałam ja, jako szmata?
     — Mó-mówi, że masz iść z nim, bo cię za-zabije — wydukał dostawca pizzy, który nie wiadomo skąd nagle pojawił się w drzwiach sypialni. Jeszcze tego brakowało. Spojrzałam na niego jednoznacznie. — Wczo-wczoraj wydaliście mu złą… złą dziewczynę. On chce cie-ciebie — dodał, a ja poczułam nieodpartą ochotę strzelenia w głowę wszystkim tym idiotom w tym pomieszczeniu, ze mną na czele. Dostawca pizzy patrzył na mnie błagalnie. Moje żądające wyjaśnień spojrzenie utkwione było w Jonathanie, który, o ile mnie pamięć nie myli, zaciągnął tego dziwaka do naszego mieszkania. Ale i Herondale wydawał się zagubiony.
     — Kupiliśmy od niego kwas — odezwała się Althea, chociaż wydawało mi się, że to ona pamiętała z nas wszystkich najmniej.
     Obcokrajowiec, słysząc to, obrócił głowę w jej stronę i pokiwał nią energicznie. Usłyszałam dźwięk przeładowanej broni, która cały czas była skierowana w moją stronę. Przywłoce musiało znudzić się czekanie, ponieważ nieoczekiwanie uniósł broń i tym samym wycelował w sufit, oddając pierwszy strzał. Wzdrygnęłam się odruchowo.
     — Mówi, że tamta dziwka była nieprzydatna — po raz kolejny wyjęczał chłopak, nie wychodząc ze swojej kryjówki przy komodzie. — I że chciał ciebie.
     — Wydaliśmy mu jakąś dziwkę? — zapytałam z kpiną w głosie i wyrzuciłam ramiona w powietrze. — Cholera jasna. — Zrobiłam krok do tyłu, kiedy mężczyzna przyglądał się dostawcy pizzy. — Co teraz?
      Nieznajomy tupnął nogę i strzelił jeszcze raz, tym razem w okno, wybijając jego szybę. Znowu drgnęłam, kiedy nabój przeleciał parę centymetrów od mojej głowy, przecinając powietrze ze świstem.
     — Jesteś pewien, że nie rozumie w naszym języku? — zwróciłam się do dostawcy, który zdecydowanie pokręcił głową. — W takim razie wszyscy ręce do góry i…
     — Powtarza, że jeżeli nie przestaniecie gadać, powybija was jak psy.
     Westchnęłam.
     — Zaufajcie mi. Innego wyjścia nie macie.
     Okej, najszaleńsza rzecz, jakiej w życiu dokonałam, był ten cały cyrk z Gabriellem rok temu. Mimo wszystko to, co dzieje się tutaj, staje na podium, strącając zeszłoroczną farsę na ostatnie miejsca w tym nieistniejącym rankingu. Chociaż wydaje mi się, szczególnie widać to po Ivanie, że dla niektórych to chleb powszedni. Kimkolwiek jest, najprawdopodobniej nie chciałabym mieć z nim do czynienia w życiu codziennym.
     Podniosłam więc ręce i założyłam je za kark. Co wcale mnie nie zdziwiło, mężczyzna nie opuścił broni, ale przyciągnął mnie do siebie za bok (odpowiedniejszym określeniem byłoby szarpnął), dokładając lufę do skroni. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zimny pistolet raz po raz dotykał mojej skóry. Spojrzał na Altheę i wydał z siebie tę samą wiązankę epitetów, co w moim przypadku, niemniej nie wyglądało na to, żeby i ją chciał w swojej latynoskiej krainie alkoholu, muzyki, sombrerro i kaktusów — zamiast tego rozejrzał się, popatrzył po wszystkich. Serce biło mi jak głupie. Nagle rozległ się jęk, tupnięcie i jeszcze jedno, później sapnięcie, a na końcu, wydawałoby się, uderzenie o jakiś mebel. Uścisk osłabł, udało mi się wysunąć spomiędzy jego łapsk i odskoczyć na odległość paru metrów. Dostawca pizzy zadał mu cios w wewnętrzną stronę kolana, właściwie obie, a że mężczyzna stał na wyprostowanych nogach, było to niemałe zaskoczenie, ba!, utrudnienie, bo jego tusza nie pozwoliła mu na prędkie odparcie ataku. Wypuścił pistolet z dłoni i odwrócił w stronę drobnego chłopaka skaczącego jak małe kurczątko, przygotowanego do obrony. Wymachiwał rękoma, pozorował zadawanie lewych sierpowych, choć tak naprawdę nawet delikwenta nie smagnął. Sytuację najpewniej wykorzystał Ivan, ponieważ później rozległ się trzask, a przed oczami mignął mi profil jego twarzy. Nie wiem, co działo się dalej, bo odwróciłam się w stronę wybitego okna i jak dziecko czekałam, aż bójka dobiegnie końca.
     Unieruchomiony, zakneblowany obcokrajowiec trzepał się na wszystkie strony, próbując uwolnić z uwięzi. Związaliśmy mu ręce za plecami, kiedy był nieprzytomny, później usadziliśmy na dziurawym krześle, jedynym tutaj, i paskiem od spodni przytwierdziliśmy jedną nogę do nogi siedziska, tym samym pozostawiając mu jedną wolną, ale to nie nasza wina, że zanotowaliśmy deficyt w materiałach. Nikt nawet nie śmiał przypuszczać, że motelowi goście będą chcieli kogoś unieszkodliwić i skrępować, a szkoda, bo nie pogardziłabym dodatkowymi łańcuchami albo przynajmniej specjalną taśmą. Poświęciliśmy znaleziony w lodówce stringi, żeby pozbawić go możliwości mówienia, co było niezwykle inteligentnym ruchem, ponieważ kiedy przywłoka otworzyła oczy, jak dziecko przy porodzie, zaczęła wyrywać się i szeroko otwierać usta, lecz, na jego nieszczęście, materiał nie chciał wypaść. Szarpał się, szarpał, ale jego wysiłki nie zaowocowały, bo jak był przytwierdzony do krzesła, tak pozostawał w bezruchu. Stałam naprzeciwko, oddalona o raptem metr, obok mnie czaił się dostawca pizzy, obok dostawcy pizzy Jonathan, za nim Ivan. Po mojej prawej Althea. Otoczyliśmy mężczyznę, a on, jak biedny szczeniak, nawet nie wiedział, na kogo patrzeć.
     — Tłumacz — rzuciła Althea do dostawcy, po czym, z odrazą łapiąc za wystający fragment stringów, wydobyła je z ust faceta. Jak wszyscy się spodziewaliśmy, zaczął krzyczeć bardzo głośno, głośniej, niż kiedy wparował do nas przez otwór w suficie. W mieszkaniu pachniało pizzą, ale na niczym nie zależało mi bardziej, niż na odkryciu prawdy.
     Zapanowanie nad tym stukilowym monstrum było istną katorgą, jednak lata, które chłopaki spędzili na siłowni, opłaciły się, bo udało się posadzić go na krześle i, w miarę naszych możliwości, opanować mordercze zapędy. Było z tym sporo zabawy, w międzyczasie nawet, trochę po kryjomu, ugryzłyśmy po dwa kawałki pizzy z Altheą i byłyśmy bardziej nieprzydatne, niż przydatne (naszym jedynym zadaniem było sprowadzenie stringów z lodówki i wsadzenie ich do jamy ustnej mężczyzny).
     — Zabije was, wasze rodziny, wasze zwierzęta, waszych kuzynów, wasze dziewczyny, chłopaków, teściowe, teściów, zabije waszych nieżyjących krewnych i zje ich na waszych oczach, wa…
     — Cokolwiek innego? — niecierpliwiłam się.
     — Mogę go o coś zapytać — zaproponował blondyn. — Ale pod jednym warunkiem.
     Odruchowo spojrzałam na Herondale.
     — Jace do mnie wróci.
     Szeroko otworzyłam usta, wykrzywiłam je w złośliwym uśmiechu i parsknęłam śmiechem. Wspomniany Jonathan spojrzał na niego spod byka, Althea za mną westchnęła, a Ivan… to Ivan, był trochę dziwny, ale wydawało mi się, że gdyby zaszła taka konieczność, przynajmniej by nas obronił. Może.
     — Oczywiście, że wróci do ciebie i tej waszej… relacji — odpowiedziałam, zanim Herondale przyszłoby na myśl wtrącić się w naszą rozmowę. — Zapytaj go, kiedy się poznaliśmy.
     Powiedział coś w najwidoczniej tutejszym języku, facet na chwilę przestał krzyczeć i spokojniejszym jak na niego tonem powiedział coś do naszego dostawcy.
     — Chcieliście kupić od niego LSD, wasza trójka. — Wskazał na mnie, na Altheę i Ivana.
     Zmarszczyłam brwi, łapiąc kontakt wzrokowy z dziewczyną.
     — A ja… — zaczął Herondale.
     — Przypominam, że byłeś zajęty mną — przerwał mu chłopak, a ja walczyłam z wewnętrzną pokusą parsknięcia. Nie mogłam tego zrobić, byliśmy w zbyt poważnej i zagrażającej wręcz życiu sytuacji. Dostawca powiedział coś do przywłoki, tamten odpowiedział, wydawałoby się, z odrazą i niechętnie. — Nie mieliście wystarczająco pieniędzy, więc ty — kiwnął głową w moją stronę — zaproponowałaś mu szybkiego loda w łazience. Nie zgodził się, chciał cię na całą noc. Byłaś bardzo pewna siebie i zdecydowałaś się przystać na jego warunki. Mieliście spotkać się za dwie godziny przed klubem.
     — Chryste. — Złapałam się za głowę. — Wzięliśmy to LSD?
     — Najwyraźniej — rzuciła Althea, Ivan przytaknął. Jace był w zbyt wielkim szoku spowodowanym wejściem w nowy związek, przynajmniej takie wrażenie odniosłam.
     — Co było dalej?
     Nasz tłumacz kontynuował rozmowę z obcokrajowcem. Mężczyzna odmawiał współpracy, szarpał i próbował wyswobodzić, a mnie powoli trafiał szlag. Boże, raz na ruski rok próbowałam alkoholu, jednak kiedy przyszło co do czego, kończyłam w innym kraju z nieznajomymi ludźmi, z bronią przy skroni i brakiem zasięgu. I potężną, ale to potężną dziurą w głowie. Ciało powoli odmawiało mi posłuszeństwa, czułam okropną suchość w gardle, z każdą chwilą powieki kleiły mi się coraz bardziej. Nieświadomie uderzyłam chłopaka od pizzy w ramię. On z kolei próbował dotrzeć do przywłoki, ale nijak szło.
     — Powiedz mu, że jeżeli nie zacznie gadać, strzelimy mu kulką między oczy — powiedziałam smętnie.
     Poczułam wzrok moich towarzyszy utkwiony we mnie. Zignorowałam go i nie przestawałam się bujać, ogarnięta przez senność. Dopadła mnie nagle i nie mogłam nad nią zapanować. Po wielu nieudanych próbach, kiedy obraz zamazywał mi się przed oczami, a odgłosy rozgniewanego tygrysa wydawały się dochodzić jak przez mgłę, wycofałam się i opadłam na zniszczoną sofę.
     — Zamiast ciebie, przyszła jakaś inna dziewczyna. Chciał wam wybić zęby, ale zniknęliście. Znalazł was i teraz powtarzam, że zaraz się uwolni i was wszystkich powybija — streścił dostawca. — Tamta nie umiała mówić w jego języku, nie rozumieli się. Kiedy dojechali na miejsce, powiedziała, że chce do łazienki, prawdopodobnie uciekła przez okno. Innymi słowy, mówi, że go oszukaliście i zabierze się za Lucille jeszcze zanim w nią wyceluje.
     Na listę pytań bez odpowiedzi dopisałam “dlaczego dostawca pizzy zna moje imię?”.
     — Możemy go zabić? — wymruczałam. — Pierwsi?
     — Właściwie to…
     — Jestem chętna. — Ociężale uniosłam się na równe nogi i złapałam za leżący na blacie pistolet, zanim któremukolwiek z nich przyszłoby do głowy mi go podebrać.
     Przeładowałam go raz-dwa i wycelowałam w mężczyznę. Moja ręka drżała, ale udało mi się opanować jej ruch, ułożyłam palec na spuście. Działo się to szybko, na tyle szybko, żeby ani Ivan, ani Herondale, ani nawet Althea nie wyrwali mi broni z dłoni, tym samym powstrzymując mnie od popełnienia niekwestionowanego morderstwa. W sumie i tak braliśmy LSD, wsadziliby nas tak czy inaczej. Poza tym nie miałam sił na bawienie się z nim w kotka i myszkę. Albo tygryska i zdezorientowanych obcokrajowców na kacu. Nacisnęłam pewnie spust. Byłam absolutnie pewna, że lada moment rozlegnie się huk, trzymałam obie ręce sztywno, przygotowana na siłę, z jaką wystrzeli pocisk, ale… właściwie nie stało się nic, poza wydaniem przez pistolet cichego trzasku.
     — Co jest? — Zmarszczyłam brwi i nacisnęłam jeszcze raz. Znowu nic. — Cholera.
     Zaczęłam majstrować przy pistolecie, wszystkie jego wystające elementy naciskając i w jakikolwiek sposób zmieniając ich położenie. Z bronią nie byłam zapoznana zbyt dobrze, mama zawsze powtarzała, że mają do niej dostęp tylko chłopcy, a mnie nie przystoi bawić się nabojami. I masz, stara krowo, nieznajomość zasad funkcjonowania broni zgubiła twoją córkę.
     — Lucille — odezwała się Althea.
     — Nie…
     Huk.
     Pistolet wystrzelił prosto w udo mężczyzny.
     — Ja pierdolę — wyszeptałam do siebie.

+40PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz