27 gru 2020

Od Caina cd. Candice

Po moim trupie. Czy ona ma problemy ze zrozumieniem podstawowych słów? Czy to ja gadam w jakimś innym języku? 
Nie będę robił tego, co ona mi każe, nawet jakby przystawiali mi nóż do gardła. Myślałem, że już dawno to zrozumiała, ale najwyraźniej jej pamięć złotej rybki wyklucza możliwość niepowtarzania się codziennie. A nienawidzę czegokolwiek powtarzać. Przy Candice robię to niemal co chwila i obawiam się, że prędzej wejdzie mi to w krew, niż ona odejdzie. Z jednej strony utrzymuję ją przy sobie, bo nie zapomniałem o swoim pierwotnym celu. Z drugiej jednak zostawiłbym ją w głębi lasu - najlepiej w nocy, aby nie znalazła drogi powrotnej - i udawał, że nic się nie stało.
Prycham tylko pod nosem, utwierdzając się tym samym w swojej decyzji protestu wobec jej irracjonalnego życzenia i zagłębiam się w telefon.
Nie na długo.

14 gru 2020

Od Serafiny cd. Leona

 Po zakończeniu pracy zostało mi już tylko wypuścić wszystkie konie na padok. Wróciłam do stajni. Najpierw otworzyłam boks Morgany i Ermaca, konie radośnie wybiegły ze stajni, a zaraz za nimi reszta rumaków. Psy, oprócz Sonii, zostały na padoku z końmi. Mała suczka wskoczyła mi na kolana, kiedy wraz z książką popijałam kakao na fotelu. Pies wpatrywał się we mnie bardzo uważnie, jakby mógł wyczytać z moich oczu to, jaką pustkę mam w sobie. Może to dziwne, ale czułam jakby mówiła do mnie ,,Już okej... Masz nas, masz to co lubisz robić najbardziej. Nie potrzebujesz nic więcej do szczęścia. Spójrz...'' A ja głupia w głowie miałam tylko obecność innych ludzi, którzy by mnie wspierali, a może nawet ktoś, kto by mnie pokochał. Nie umiałabym jednak żyć bez tych wszystkich zwierząt. Wpatrywać się w ich radosne miny, rżenie, szczekanie, miałczenie. Nigdy nie mogłabym zamienić tego na ludzkie słowa. Czasem wydaje mi się, że te zwierzęta rozumieją mnie milion razy lepiej, niż każdy człowiek na tym zapchlonym świecie. Nagle moje myśli spadły w jeden punkt, najgorszy jaki mogłam sobie wyobrazić. Ręka zaczęła mi się mocno trząść. Nienawidzę o niej myśleć... Okropna kobieta... Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zdjęcie, które widniało w samym środku książki... Na obrazku widniały dwa zakrwawione noże, w rękach blondwłosej kobiety. Była ona odwrócona tyłem do obiektywu. Na podłodze leżał policjant. Z jego głowy sączyła się krew. Drugi nie miał skóry na dłoni, był w o wiele gorszym stanie niż poprzedni... Dłonie ułożyły mi się w pięści...
- Noelia... Jak ja się cieszę, że cię tu nie ma. Cieszę się, że już nigdy się nie spotkamy. Poszłaś na inny świat. Miejmy nadzieję... - powiedziałam i zamknęłam książkę. Zaczęło się robić bardzo zimno, więc wraz z psem weszłyśmy do domu i zawinęłyśmy się w kołdrę. Zaśnięcie, choć wydaje się proste, to jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w takich chwilach. Patrzyłam się w sufit. Wzięłam w końcu tabletki nasenne. Przekonałam się, że nie był to dobry pomysł. Widziałam ją. Wisiała nade mną na czworaka. Miała na sobie swój znany, długi, czarny płaszcz. Trzymała mnie za szyję... rękę wkładała pod bluzkę. Przycisnęła mnie do siebie, włożyła rękę w spodnie. 
- Powiedz, że mnie kochasz. - pokręciłam głową, na co kobieta przyspieszyła ruchy ręki - No mów.
-Koc.. aam... Cię... - mówiłam poprzez dyszenie. 
- Było tak ciężko to powiedzieć? Od dziś kochana robisz mi zdjęcia w trakcie każdej ''zabawy''. Jasne? 
Pokręciłam przecząco głową. Chwilę później kobieta odwróciła się, słychać można było tylko brzdęk metalu. 
- Niegrzeczna dziewczynka... Hahahah... Niegrzeczna! - krzyknęła, odwróciła się gwałtownie i włożyła mi nóż prosto w kość miedniczą. 
- A... a... - jęczałam przez płacz...
Dźwięk telefonu wybudził mnie, całą spoconą i zapłakaną ze złego snu. 
- Tata Leona? O matko już późno...

Leon?

9 gru 2020

Od Elizabeth CD Feyi

Tego to ja bym się nigdy nie spodziewała, naprawdę! Czy to oznaczało, że musiałam być częściej stanowcza i używać tylu przekleństw, by łaskawie ktoś zaczął się w końcu mnie słuchać? I to był chyba najidealniejszy moment, by w końcu zapisać się na kurs asertywności. Dość częstym zjawiskiem jest, że osoby mojej wielkości są niedostrzegane, a ich zdanie często jest olewane. Bo co, bo mam wzrost dwunastolatki, co? To jest powód, by mnie dyskryminować? Ale nadszedł ten dzień, kiedy ja, Elizabeth Sawir jestem tą wielką! W końcu osiągnęłam szczyt!

3 gru 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

 Znowu to samo. Nienawidziłem, kiedy osoba, która przychodzi ze mną, idzie do innych. Czułem się zawsze w pewnym sensie zdradzonym i oszukanym. 
- Czyli mam pozwolenie na tańczenie z laskami? - zapytał, ponownie zaciągając się moim papierosem. Pokręciłem głową.
- Ja ci nie wystarczam? - zabrałem mu papierosa i wpuściłem dym do płuc. 
- Tańczyć ze mną wtedy nie chciałeś, to znalazłem sobie kogoś innego - przewróciłem oczami, nie mając kontrargumentu. Nienawidziłem sytuacji, w których nie miałem co odpowiedzieć, w takich chwilach robiłem jedno. Znowu mu przywaliłem w ramię, tym razem jednak lekko. - Czemu mnie ciągle bijesz - jak widać, nie tak lekko, jak chciałem. Pomasował ramię. - To się nazywa przemoc - wymruczał i kiedy chciał zabrać mi szluga, sam się zaciągnąłem, po czym schyliłem głowę, złączyłem nasze usta i wpuściłem mu w nie dym. Kiedy się odsunąłem oddałem mu marny kawałek na trzy buchy i zacząłem grzebać w torbie. Oli szybko rzucił peta na ziemię i go przydeptał, a kiedy chciał wracać do klubu, złapałem go za ramię i pociągnąłem w bardziej ustronne miejsce.
- Masz - wyciągnąłem lufkę z zielskiem i zapalniczkę. Pytając się znajomych, miałem większą nadzieję na jakiś proszek, niestety jedyne czym częstowali, to trawką. Zawsze coś, chłopak się chociaż wyluzuje.
- Skąd masz? - zapytał biorąc do ręki przedmioty i nie czekając na moje wyjaśnienia, przystąpił do działania. Lekko się uśmiechnąłem, bo na moment się bardziej ożywił. 
- Stamtąd, obok tego, co siedział przy tym i tak dalej - obserwowałem jak płomień pożera część plastiku, a zioło w środku zaczyna się jarzyć. Oli się zaciągnął z dwa razy, a potem zabrałem mu je, bo miałem wrażenie, że nie odda, tylko sam zużyje. - Lepiej ci? - zapytałem, a on pokiwał głową. Uśmiechał się. Kiedy sam zapaliłem i wymieniliśmy się jeszcze z dwa razy, przysunąłem się do niego, wpierw chowając lufkę do torby. - Więc jak będziesz grzeczny, to cię jeszcze potem poczęstuje - pocałowałem go krótko, po czym wróciliśmy do baru.
Było lepiej. Chociaż Oli dalej za bardzo nie rozmawiał z innymi, to jednak jego twarz wskazywała na to, że nie dlatego, że nie słucha, ale dlatego, że mu się nie chce. Ciągle się uśmiechał i w pewnym momencie stwierdziłem, że pasuje do niego ten banan na twarzy. Wyglądał z nim lepiej niż z tym smutkiem w oczach, który mówił, że za dwa dni spróbuje się zabić. W końcu nie musiałem się za niego wstydzić. 
Poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem, tatuażysty nie było przy stoliku. Ogólnie kilka osób stąd zniknęło, jedna dziewczyna musiała szybciej wrócić, druga uwinęła się z naszym kolegą do jego mieszkania, a jedna para poszła tańczyć. Nie wiedziałem tylko gdzie był Oli.
- Gdzie mój facet? - zapytałem Marshalla, obejmowanego w tej chwili przez Evęlinę. Ten wzruszył ramionami.
- Poszedł w tamtą stronę - dziewczyna wskazała palcem na jakieś drzwi. - W ogóle to jakiś dziwny ten twój kolega - powiedziała, kiedy odwróciłem się do niej plecami. Zignorowawszy jej zdanie, które i tak mnie nie obchodziło, otworzyłem drzwi, które prowadziły do części z pokojami. Zatrzymywałem przypadkowych ludzi (nawet tych, którzy postanowili odbyć stosunek nie dotarłszy do pokoju) i pytałem ich o Oliego. Czemu mi zależało na znalezieniu go? Nie zależało mi na tym, chciałem tylko wiedzieć, że nikt się do niego nie przypałętał. 
To śmieszne, że jakaś rozwścieczona para marudziła na ciemnowłosego, naćpanego idiotę, który przerwał im arcyważne rzeczy na dachu. 
Miałem tylko nadzieję, że nie będzie chciał skakać.

2 gru 2020

Od Oliego cd Renegeusza

 Zabrał mnie do klubu. Może i lepiej, nie byłem chyba aktualnie w dobrym stanie aby być samemu w mieszkaniu. Poznał mnie ze swoimi znajomymi ale nie byłem w stanie zapamiętać ich imion, twarzy. Nic. Pierwszy shot, drugi shot. Ktoś, proponował jakieś narkotyki. Patrzyłem na ludzi dookoła i zastanawiałem się. Alkohol mnie już trochę rozluźnił. Ren obok mnie świetnie się bawił, aktualnie pił kolejnego drinka. Pokręciłem głową jak by sam sobie odpowiadając, lepiej nie dzisiaj. Nie czuje się dobrze. Ręka Rena znalazła się na moim udzie, zacisnął palce. Sapnąłem sobie cicho. Nawet nie wiedziałem jak zareagować, to było przyjemne, naprawdę przyjemne, ale zarazem w mojej głowie tłoczyły się natrętne myśli które odbierały mi możliwość czerpania przyjemności. Zacisnąłem oczy i podniosłem się.

-Idziesz zatańczyć?- Pytanie skierowałem do Rena. Pokręcił głową, miał jeszcze drinka i gadał o czymś ze znajomym, wzruszyłem ramionami i poszedłem na parkiet. Złapała mnie jakaś dziewczyna. Pozwoliłem jej prowadzić, co robiła zaskakująco dobrze. Jej dłoń zjechała na moją szczękę i zatrzymała się na brodzie. Uśmiechnęła się lekko. Czerpała przyjemność z ustawiania mnie na parkiecie, ba, powiedział bym, że ją to podniecało. Uniosłem lekko brew i zniżyłem usta tak, że delikatnie zagryzłem jej kciuk. Nadal nie było to dla mnie podniecające, przynajmniej heteroseksualność można wykluczyć, tego się chyba nie wyzbędę. Nagle ktoś mnie do siebie odwrócił, Ren. Stał z założonymi rękoma, zmarszczył brwi na laskę a ta uśmiechnęła się lekko i odeszła dwa kroki, znajdując sobie nową zabawę. 

-Nagle kręcą cię laski? Jesteś tu ze mną...

-Nie, ale... Ciekawość bierze górę- Wzruszyłem ramionami i pozwoliłem mu się prowadzić na parkiecie. Wirował między ciałami i doprowadził mnie do bocznych drzwi. Na dworze wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił nie pytając mnie czy chcę zapalić. Stałem z boku i bez słowa patrzyłem jak zaciąga się dymem.

-Nagle jesteś Bi? Tak w ogóle, to jesteś? Nie pytałem nigdy- Mruknął i wypuścił dym, splunął w bok.

-Nie. nie jestem- Wzruszyłem ramionami i zabrałem mu papierosa. Zaciągnąłem się i oddałem mu go.

-Homo?

-Tak. a ty?

-Niby Bi, ale raczej faceci- Mruknął. Pokiwałem głową, to zabawne, śpimy ze sobą już parę dni, ale dopiero teraz poznaliśmy tak kluczową informację.

Od Feyi cd Elizabeth

 Dziewczyna lekko wirowała. Gadała coś o litości, o jej braku i wychowaniu. Wyuczona litość jeśli by mnie ktoś pytał. Nie miałam jednak siły się sprzeczać. Poszłam za nią nie zwracając już uwagi na ból nogi. Usiadłam na przednim siedzeniu i znów musiałam kombinować z wajchą aby odsunąć fotel. Zaklęłam głośno i odpuściłam kiedy po raz kolejny nie byłą w stanie go znaleźć. Jej ręka znalazła się między moimi udami i odsunęła zdecydowanym ruchem fotel. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o siedzenie. Przymknęłam oczy. Jebać te tabletki. Głowa mnie bolała jak bym miała kaca i czułam, że moje całe ciało boli. Byłam po prostu podtruta, jednak tam działają tabletki gwałtu. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam jak dziewczyna prowadzi, miała wąsko zaciśnięte usta i dłonie.

-Zaraz udusisz kierownicę- Mruknęłam. Wzięła krótki oddech i lekko rozkurczyła palce. Westchnęłam.

-Dziękuję za pomoc i twoje chęci. Doceniam to- Zmusiłam się do tych słów, praktycznie je cedziłam przez zęby.

-Dziękuję, po prostu. Ja się nie lituje okay?- Delikatnie poklepała mnie po dłoni. Prychnęłam.

-Uspokój się z tymi czułościami, następne takie wielkie słowa usłyszysz na swoim pogrzebie- Mruknęłam ale uśmiechnęłam się lekko. Była dziwna. Ale co mi po odpychaniu darmowego jedzenia i spania? Nic! Dojechałyśmy pod jej dom. Podprowadziła mnie do swojej łazienki i zostawiła w spokoju. Dała mi jakąś swoją koszulkę i spodnie od dresu. Spodnie na nią były dobre, mi sięgały do połowy łydki, koszulka też kończyła się za wcześnie ale co mi tam. I tak nigdzie nie idę. Umyłam się i przebrałam. Wyglądałam jak dziecko które nagle z minuty na minutę urosło i nie zmieniło jeszcze ubrań. Stanęłam w kuchni i złapałam jej wzrok. Pokiwała lekko głową  podsunęła mi kanapkę.

-Muszę iść jeszcze oddać zdjęcia, ale za godzinę wracam- Obiecała i szybko się zebrała do drzwi.

-Tylko godzina? Nie wyniosę całego sprzętu- Prychnęłam i wgryzłam się w chleb. Uśmiechnęła się ale miała zmartwiony wyraz twarzy.

-Spokojnie, wezmę tylko papier toaletowy i makaron- Mruknęłam i jadłam dalej. Kiwnęła głową i wyszła. Sapnęłam cicho i podeszłam do ekspresu. Kawa, kawo napoju bogów. Odpaliłam jakiś program z kapsułką i z zafascynowaniem patrzyłam jak ciemna ciecz leje się do kubeczka. Kiedy już zakończyła swój proces parzenia, podeszłam do lodówki i znalazłam karton z mlekiem. Miałą trochę jedzenia, ale dużo jakiegoś wynosowego i na szybko. Z mlekiem podniosłam pieczarki i cebulę. Jak już tu zostaję to mogę gotować. Tak samo z sprzątaniem. Nie planuję być darmozjadem. W między czasie kiedy pieczarki się dusiły w sosie, zmiotłam podłogę i trochę po ogarniałam przestrzeń życiową Beth. Nagle zadzwonił dzwonek. Sama do siebie dzwoni? Podeszłam do drzwi i uchyliłam je. Spotykałam się twarzą z odrobinę niższym chłopakiem. 

-E... Jest może Elizabeth w domu?- Uśmiechnął się lekko. Otworzyłam drzwi szerzej i zmierzyłam go wzrokiem od nóg po włosy. 

<ahoj :)>

Od Renegeusza cd. Oliego

Wyszedłem od Oliego zaraz po zabawie. Coś było z nim nie tak. Był jakiś niestabilny, psychicznie i fizycznie. Nie wiedziałem co o tym myśleć, w jednej chwili ma humor, a za chwile ma minę, jakby chciał wyskoczyć przez okno. Wiedząc, że samym myśleniem niczego się nie dowiem, zrezygnowałem z tego i całkowicie o nim zapominając, wróciłem do siebie.
Współlokatora nie było, więc miałem całe mieszkanie dla siebie. Wziąłem szybki prysznic, po czym odpaliłem laptopa. Nagle zadzwonił mój telefon. Wygrzebałem go spod sterty zrzuconych przed chwilą ubrań i zerknąłem na wyświetlacz. Odebrać? Czy nie odebrać?
- Od ojca chyba trzeba odebrać - odpowiedziałem sam sobie, po czym kliknąłem zieloną słuchawkę. 
- Nareszcie, długo już czekałem - przywitał mnie.
- Cześć, chciałem coś konkretnego?
- A to z synem nie można już porozmawiać?
- Jeśli ma się ważny powód - w słuchawce usłyszałem szczekanie psa. Od razu się uśmiechnąłem i zapytałem o Rambo, czyli mieszańca wilczura z border collie. Był z nami od małego, czyli od sześciu lat. 
Rozmowa przebiegła szybko i nie dotyczyła żadnych ciekawych tematów, prócz ostatniego.
- Miałem ci tak w ogóle coś do przekazania - zaczął.
- Czyli jednak.
- Auraya umarła kilka tygodni temu - siedziałem na łóżku, zastanawiając się, czy dobrze usłyszałem.
- A kto to? - zapytałem, kompletnie nie znając kobiety o takim imieniu.
- No ta, twoja matka - w jednej chwili wybuchnąłem śmiechem. Słowo matka pierwszy raz pojawiło się w jego ustach i brzmiało na prawdę nienormalnie. - A tobie co.
- Powiedziałem to jednocześnie z takim obrzydzeniem, ale jakby radością - po drugiej stronie rozległ się cichy śmiech.
- No nie ważne. Tak ci mówię, żeby nie było. Dowiedziałem się od znajomego - wyjaśnił, na co tylko mruknąłem na zgodę.
Gdy rozmowa się zakończyła, położyłem się plecami na łóżko. To śmieszne, że nawet nie pamiętałem, a nawet nie znałem imienia mojej matki; chociaż nie, jej nie można było tak nazwać.
- I dobrze tak suce - wstałem, aby zrobić sobie jakąś kolacje.

*

Gdy nadszedł wieczór i było już kwadrans po rozpoczęciu spotkania w barze, stanąłem przed drzwiami Oliego, zastanawiając się, czy dobrze robię. Jeśli znowu nie będzie miał humoru, pożałuje, że go wziąłem. W takim wypadku nafaszeruje go prochami, ktoś na pewno coś ma. Zapukałem po raz drugi w drzwi.
- Już idę! - usłyszałem krzyk. Po chwili drzwi się otworzyły, a z nim wyskoczył kot. Przebiegł mi między nogami.
- Kurwa, durny sierściuch - mruknąłem rozdrażniony. - Jesteś gotowy?! - zaraz się okażę, czy powinienem mu szukać towaru.

1 gru 2020

Od Oliego cd Renegeusza

 Zamyśliłem się chwilę, papieros tkwił w moich ustach, ale się nim nie zaciągałem. 

-Od małego? Uczyli mnie gotować, lubię gotować- Wymamrotałem w końcu. Nie potrzebna mu moja życiowa historia o dziadku i o jego pasji. Zaciągnąłem się wreszcie tytoniem i zakaszlałem w rękaw. Co jest? Odchrząknąłem i zgasiłem peta, nawet go nie kończąc. Za dużo ostatnio paliłem.

-A co to? Nagle kaszelek cię zniechęca?

-Nie mam ochoty- Burknąłem i wróciłem do mieszkania, przymknąłem okno, ale nie zamknąłem go, niech ma jak wrócić. Tom miał rację, to mnie zabije, ale to samo można powiedzieć o motorach prawda? Zaśmiałem się pod nosem. Boże, jakie to wszystko pojebane. Masowałem łososia marynatą kiedy Ren wrócił do kuchni. Podniósł nóż i zaczął mordować bezbronne warzywa.

-Nie zabij się jak się już na nich wyżyjesz - Mruknąłem i wrzuciłem rybę do piekarnika. Spojrzał na mnie znad marchewki i ziemniaków i zmarszczył brwi, warzywa wyglądały... Nie były idealne, ale nie mogłem narzekać, widziałem gorsze. Zabrałem mu miskę i wrzuciłem wszystko do garnka i na patelnię. Ren w ciszy odstawił nóż do zlewu i podszedł do mnie, lekko kładąc dłoń na moim biodrze.

-Jakiś dzisiaj milczący jesteś, może chciałbyś pokrzyczeć- Uśmiechnął się i zniżył dłoń. Palnąłem go łyżką w palec i wróciłem do gotowania.

- Spierdalaj- Burknął zły. Kiwnąłem głową w odpowiedzi i mieszałem dalej, starałem się nie patrzeć na osobnika, który przeglądał aktualnie moje prace.

-Tak, możesz pooglądać- Mruknąłem sam do siebie.  Większość kartek w notesie, który miał w rękach była zapełniona jakimiś bazgrołami, nie umiałem się skupić na pracach,  mazałem dość bezmyślnie po kartkach.

-I ludzie za to płacą?- Jego głos ociekał złośliwością.

-Nie, to są moje prywatne prace, nie sprzedaję ich, tam- Wskazałem na półkę, na której stały trzy grube zeszyty.- Tam masz prace na sprzedaż, te wykreślone sprzedałem.