3 gru 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

 Znowu to samo. Nienawidziłem, kiedy osoba, która przychodzi ze mną, idzie do innych. Czułem się zawsze w pewnym sensie zdradzonym i oszukanym. 
- Czyli mam pozwolenie na tańczenie z laskami? - zapytał, ponownie zaciągając się moim papierosem. Pokręciłem głową.
- Ja ci nie wystarczam? - zabrałem mu papierosa i wpuściłem dym do płuc. 
- Tańczyć ze mną wtedy nie chciałeś, to znalazłem sobie kogoś innego - przewróciłem oczami, nie mając kontrargumentu. Nienawidziłem sytuacji, w których nie miałem co odpowiedzieć, w takich chwilach robiłem jedno. Znowu mu przywaliłem w ramię, tym razem jednak lekko. - Czemu mnie ciągle bijesz - jak widać, nie tak lekko, jak chciałem. Pomasował ramię. - To się nazywa przemoc - wymruczał i kiedy chciał zabrać mi szluga, sam się zaciągnąłem, po czym schyliłem głowę, złączyłem nasze usta i wpuściłem mu w nie dym. Kiedy się odsunąłem oddałem mu marny kawałek na trzy buchy i zacząłem grzebać w torbie. Oli szybko rzucił peta na ziemię i go przydeptał, a kiedy chciał wracać do klubu, złapałem go za ramię i pociągnąłem w bardziej ustronne miejsce.
- Masz - wyciągnąłem lufkę z zielskiem i zapalniczkę. Pytając się znajomych, miałem większą nadzieję na jakiś proszek, niestety jedyne czym częstowali, to trawką. Zawsze coś, chłopak się chociaż wyluzuje.
- Skąd masz? - zapytał biorąc do ręki przedmioty i nie czekając na moje wyjaśnienia, przystąpił do działania. Lekko się uśmiechnąłem, bo na moment się bardziej ożywił. 
- Stamtąd, obok tego, co siedział przy tym i tak dalej - obserwowałem jak płomień pożera część plastiku, a zioło w środku zaczyna się jarzyć. Oli się zaciągnął z dwa razy, a potem zabrałem mu je, bo miałem wrażenie, że nie odda, tylko sam zużyje. - Lepiej ci? - zapytałem, a on pokiwał głową. Uśmiechał się. Kiedy sam zapaliłem i wymieniliśmy się jeszcze z dwa razy, przysunąłem się do niego, wpierw chowając lufkę do torby. - Więc jak będziesz grzeczny, to cię jeszcze potem poczęstuje - pocałowałem go krótko, po czym wróciliśmy do baru.
Było lepiej. Chociaż Oli dalej za bardzo nie rozmawiał z innymi, to jednak jego twarz wskazywała na to, że nie dlatego, że nie słucha, ale dlatego, że mu się nie chce. Ciągle się uśmiechał i w pewnym momencie stwierdziłem, że pasuje do niego ten banan na twarzy. Wyglądał z nim lepiej niż z tym smutkiem w oczach, który mówił, że za dwa dni spróbuje się zabić. W końcu nie musiałem się za niego wstydzić. 
Poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem, tatuażysty nie było przy stoliku. Ogólnie kilka osób stąd zniknęło, jedna dziewczyna musiała szybciej wrócić, druga uwinęła się z naszym kolegą do jego mieszkania, a jedna para poszła tańczyć. Nie wiedziałem tylko gdzie był Oli.
- Gdzie mój facet? - zapytałem Marshalla, obejmowanego w tej chwili przez Evęlinę. Ten wzruszył ramionami.
- Poszedł w tamtą stronę - dziewczyna wskazała palcem na jakieś drzwi. - W ogóle to jakiś dziwny ten twój kolega - powiedziała, kiedy odwróciłem się do niej plecami. Zignorowawszy jej zdanie, które i tak mnie nie obchodziło, otworzyłem drzwi, które prowadziły do części z pokojami. Zatrzymywałem przypadkowych ludzi (nawet tych, którzy postanowili odbyć stosunek nie dotarłszy do pokoju) i pytałem ich o Oliego. Czemu mi zależało na znalezieniu go? Nie zależało mi na tym, chciałem tylko wiedzieć, że nikt się do niego nie przypałętał. 
To śmieszne, że jakaś rozwścieczona para marudziła na ciemnowłosego, naćpanego idiotę, który przerwał im arcyważne rzeczy na dachu. 
Miałem tylko nadzieję, że nie będzie chciał skakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz